Rozdział 28
Rozdział 28
━━━
Po tym, jak Jackson został wywieziony karetką w torbie na zwłoki, drużyna lacrosse została odesłana do środka, aby odebrać swoje rzeczy, podczas gdy tłumy ludzi został odesłany do domu.
Scott próbował znaleźć Emily, ale było oczywiste, że wyszła. W głębi duszy miał nadzieję, że poszła poszukać jego najlepszego przyjaciela, który zaginął. Powinien był przewidzieć, że Gerard pójdzie za Stilesem. Groził wszystkim tylko nie temu sarkastycznemu chłopakowi.
Czystokrwista czuła tylko wściekłość i troskę o Stilesa. Jednocześnie gdzieś w głębi siebie była lekko przerażona tym, jak dobrze radził sobie Gerard.
Już, gdy schodziła z boiska, zignorowała otaczające ją dźwięki, starając się jak najbardziej skupić. Była zupełnie nieświadoma, że Szeryf wyłapał jej zdenerwowaną minę, zanim wrócił do kierowania wszystkich do wyjścia.
Emily zmarszczyła brwi, czując zapach, który należał do Stilesa pochodzący z lasu i poszła w jego stronę.
Czy Gerard kazał swoim ludziom zabrać Stilesa do lasu?
Istniała taka możliwość. Jednak szybko ją wykluczyła, gdy minęła kilka drzew i zdała sobie sprawę, że to była pułapka, kiedy nagle ją postrzelono.
Patrząc w dół na maleńkie, drewniane kołki wbite w brzuch, jej gniew wzrósł, gdy sięgnęła i wyciągnęła je, nasłuchując, skąd zostały wystrzelone. Spojrzawszy w prawo, odkryła, że ów mężczyzna wkrótce będzie trupem. Usłyszała jeszcze kilka uderzeń serc, ale skupiła się głównie na tym, który ją postrzelił.
— Zdajesz sobie sprawę, że te kołki mnie nie zabiją, prawda? — powiedziała, zanim pojawiła przed mężczyzną z chytrym uśmieszkiem, gdy żyły spod jej oczu wysunęły się wraz z kłami. — Ale myślę, że to nie ma znaczenia, skoro już nie żyjesz.
Wsuwając rękę w jego pierś, wyciągnęła jego serce i upuściła je, gdy jego ciało chwilę później również upadło na ziemię.
— Czy więc ktoś zechce mi powiedzieć, gdzie mogę znaleźć tego starego gnoja? Chcę go o coś zapytać — powiedziała głośno, wiedząc, że myśliwi ją usłyszą.
Gerard zniknął z boiska, kiedy ponownie włączyły się światła, więc nie miała pojęcia, dokąd poszedł.
— Wystrzel werbenę. — Jeden z mężczyzn powiedział drżącym tonem.
— Nie robiłabym tego na twoim miejscu. — ostrzegła, odwracając się w kierunku głosu. — Bo wtedy będę musiała sprawić, że twoja śmierć będzie bardzo powolna i bolesna. — groziła tonem pozbawionym emocji.
— Zrób to. Teraz. — Mężczyzną syknął, a jego serce przyspieszyło ze strachu.
Przewracając oczami, Emily rzuciła się na niego ze zrzędliwym spojrzeniem, podczas gdy mężczyzna patrzył na nią ze strachem. Wampirzyca podniosła go za szyję i zaczęła powoli miażdżyć mu gardło, po czym wepchnęła drugą rękę w jego brzuch i wyrwała jelita. Już po kilku sekundach upuściła martwe ciało na ziemię.
— W porządku, pozostało jeszcze kilku... Czy możecie wyświadczyć mi przysługę i możecie wyjść? Pamiętajcie, że uprzejmie was o to proszę, więc nie każcie mi was szukać i oderwać kończyny.
Brak odzewu.
Emily westchnęła przeciągle, gdy żaden z myśliwych nie wykonał ruchu, by wyjść.
— Chyba musicie się przekonać na własnej skórze...
Znikając w ciemnościach nocy, zaczęła ich szukać.
Ostatni ukryty mężczyzna zadrżał, słysząc krzyki pozostałych myśliwych.
Gerard powiedział im tylko, że muszą zwabić wampirzycę do lasu i ją osłabić.
A jeśli dadzą radę - przyprowadzą ją do Gerarda, aby ten mógł osobiście ją zabić. Ale widząc, że był ostatnim, zdał sobie sprawę, że był trupem i nie wypełnił rozkazu. Słysząc ugniatane liście, jego oczy rozszerzyły się ze strachu, gdy zobaczył czystokrwistą stojącą kilka metrów od niego z krwią na rękach i śladowymi ilościami na policzku i koszulce. Zwrócił także uwagę na wystające z jej ciała strzałki z werbeną i kilka kołków osadzonych w jej nodze.
— Słuchaj, nie obchodzi mnie Gerard, bo wiem, że jest u młodszego Argenta. Tak naprawdę nie chciałam go zabić, ale po dzisiejszej nocy będę musiała, bo jestem zbyt wkurzona, żeby się powstrzymywać. — powiedziała, wydając z siebie westchnienie, kiedy wyszarpała strzałkę z werbeną osadzoną na jej ramieniu. — Ale teraz bardziej zastanawia mnie, gdzie przetrzymuje zakładników. Inni nic nie powiedzieli, więc po prostu wyrwałam im jelita. Więc ładnie pytam... Gdzie. Jest. Stiles?
— Nie wiem, kto to jest... — wyjąkał ze strachu mężczyzna, cofając się w daremnej próbie ucieczki.
Wydymając wargi, Emily spojrzała na niego i westchnęła po chwili.
— Wierzę ci.
Widziała, jak ten wzdycha z ulgą.
Mogła śmiało powiedzieć, że poczuła satysfakcję, gdy po chwili uderzyła nim o drzewo.
— Ale powiedziałem ci, że nie wiem, gdzie jest jakiś Stiles. — Myśliwy kłócił się słabo, czując, jak mocniej ściska jego szyję.
Dziewczyna wzruszyła obojętnie ramionami.
— Nie dałam ci gwarancji, że przeżyjesz. — westchnęła, czując jego strach. — Słuchaj, to nic osobistego, ale nie mogę ci pozwolić wrócić do Gerarda. Nie mogę cię zmusić, bo wiem, że wszyscy łowcy piją werbę. Więc pozostaje nam tylko śmierć.
I po tym skręciła mu kark.
— Cóż, przynajmniej było szybko i bezboleśnie. — mruknęła, upuszczając kolejne martwe ciało.
Emily prychnęła, gdy spoglądała na siebie, widząc mnóstwo strzałek z werbeną i ran po kulach. Cieszyła się, że nie była to bardzo skoncentrowana werbena, bo wtedy miałaby o wiele więcej problemów z chodzeniem.
Gdy wyszła z lasu, skierowała się do samochodu, sprawdzając sporą liczbę wiadomości od Scotta, Dereka i Lydii.
Większości z nich chodziło głównie o Jacksona lub znalezienie Stilesa, ale to Derek poprosił ją, by przyszła do niego.
Wampirzyca zamrugała ze zdziwienia, gdy siedząc w samochodzie, jej telefon zaczął dzwonić. Odebrała go, nawet nie zadając sobie trudu, żeby sprawdzić, kto dzwoni.
— Wszystko w porządku? Halo? Emily?
— Szeryfie? — zmarszczyła brwi. — Wszystko w porządku? — zapytała, zastanawiając się, czy może znalazł Stilesa. — Czy... Stiles... Wszystko z nim w porządku?
— Pomyślałem, że powinienem zadzwonić, żeby cię powiadomić, skoro tak bardzo się o niego martwiłaś. Chciałem ci tylko powiedzieć, że jest w domu. Ma tylko kilka siniaków, ale nic mu nie jest. — odparł, przerywając na chwilę, by westchnąć. — Powiedział, że kilku członków z przeciwnej drużyny trochę go poturbowali, ale nie powie, kto to był, bo nie zna ich, ale...
Emily nie mogła zaprzeczyć uldze, którą poczuła, słysząc, że chłopakowi nic nie jest.
— Nie martw się. Przyjadę i wypytam go. — zapewniła, wiedząc doskonale, że to Gerard pobił Stilesa.
— W porządku, dziękuję, Emily. To wiele dla mnie znaczy. — powiedział cicho Noah.
— Nie ma problemu. — wymamrotała, rozłączając się i jadąc w kierunku domu Stilinskich.
─────
Stiles położył się na łóżku, starając się nie skrzywić z powodu bólu. Nie mógł uwierzyć, że został pobity przez starca. Próbował też nie myśleć o tym, jak ponownie okłamał tatę. Słysząc pukanie do drzwi, założył się, że to jego tata, który znowu chce go wypytać.
— Tato, proszę, daj spokój. Chcę spać. — powiedział zirytowany.
Pukanie nie ustało, co sprawiło, że prychnął z irytacją, wstał i otworzył szeroko drzwi.
— E-Emily? — Jego głos wyrażał zaskoczenie, gdy zobaczył dziewczynę. — C-co...
— Co się stało z twoją twarzą? — zapytała oszołomionym tonem, widząc, jak cała jego twarz jest posiniaczona. — Czy to Gerard? — zmrużyła oczy. — Zabiję tego starca.
— Hej, jest okej. Tylko, proszę, nikogo nie zabijaj.
— Za późno. — wymamrotała, odwracając wzrok, by nie zobaczyć jego reakcji.
Chłopak zmarszczył brwi na jej słowa, zanim jego oczy rozszerzyły się, gdy zobaczył, że niemal cała jej sylwetka jest pokryta krwią.
— Co ci się stało? — Nie obchodziło go, co zrobiła, tylko to, co jej się stało.
Emily zamrugała ze zdziwieniem na jego pytanie.
— Grupa myśliwych próbowała mnie zabić, więc to ja zabiłam ich. — odpowiedziała szczerze, ocierając krew z twarzy i dłoni. — Dobrze, że udało mi się usunąć wszystkie kule i kołki.
— Postrzelili cię?! — wykrzyknął, zanim zamknął usta i sprawdził, czy tata go nie usłyszał. Następnie chwycił ją za nadgarstek i wciągnął do swojego pokoju, zamykając drzwi. — Widział cię mój tata?
— Tak, ale upewniłam się, że nie zobaczył krwi. — zapewniła i spojrzała na jego policzek. — Chcesz trochę mojej, żeby wyleczyć te siniaki?
— Wolałbym już dziś nie wkurzać ojca. — powiedział, wciąż patrząc na wampirzycę z troską. — Ale wszystko w porządku, prawda?
— To ty zostałeś pobity, a pytasz mnie, czy wszystko w porządku? — Emily mruknęła z niedowierzaniem. — Nic mi nie jest. Uzdrowię się, ale u ciebie oczywiście minie trochę czasu.
— Nic mi nie będzie. — powiedział cicho, słysząc wyraźne zaniepokojenie w jej głosie.
Mógł powiedzieć, że w jej zachowaniu było coś innego, ale nie zdążył zapytać, ponieważ Emily usłyszała brzęczenie jego telefonu i rosnąca liczbę wiadomości.
— Masz siedemnaście nieodebranych wiadomości od Scooby'ego.
— Wiem — wymamrotał.
— Ignorujesz go? — zapytała zdziwiona, że nie chciał porozmawiać z przyjacielem.
Chociaż sama nie była najlepszą przyjaciółką, bo stała tu, przed Stilesem, będąc zupełnie świadoma, że Lydia jest załamana na wieść o śmierci Jacksona.
— Nie, nie bardzo. — odpowiedział z wahaniem. Był zmęczony i chciał tylko, żeby to wszystko się wreszcie skończyło.
Emily spojrzała na różne rzeczy leżące na komodzie i posłała mu zdziwione spojrzenie.
— Dlaczego masz damską biżuterię?
Stiles zobaczył błysk rozbawienia w jej spojrzeniu i poruszył się niekomfortowo. Miał to zachować w tajemnicy.
— Och... To tylko niektóre rzeczy, które kupiłem, wiesz, na twoje urodziny, które będą za miesiąc. — zatrzymał się, patrząc na jej szeroko otwarte oczy. — Na prawdę są za miesiąc, czy to tylko przypadkowa data, którą podajesz jako zbędną informację?
— Nie, to prawdziwa data moich urodzin — odparła ze śmiechem. — Ale po co kupiłeś mi te wszystkie rzeczy?
— Ja po prostu... — zaczął z rumieńcami na twarzy. — Nie wiedziałem, co ci się spodoba, więc kupiłem kilka rzeczy. Wiele rzeczy. Wiesz, zamierzałem dać ci to...
— Telewizor także? — zmartwiła się, widząc pudełko i zastanawiała się, ile pieniędzy wydał na te wszystkie rzeczy.
Chociaż nie mogła zaprzeczyć, że podobało jej się to.
— Tak. Taki miałem zamiar. — powiedział z lekkim skinieniem głowy.
Jego telefon znów zabrzęczał. Lekko poirytowana Emily podniosła go, marszcząc brwi, czytając wiadomość.
— Będziesz chciał to przeczytać. — powiedziała, pokazując mu wiadomość.
Wiadomość była o tym, że Lydia mogła uratować Jacksona, zanim ten zmieni się w gorszą wersję tego, czym był.
— Muszę znaleźć Lydię. — mruknęła, zdając sobie sprawę, że musi znaleźć przyjaciółkę i zminimalizować niebezpieczeństwo do minimum.
Chociaż wiedziała, że nie mogła ochronić Lydii przed wszystkim. Musiała pozwolić jej zdecydować, czy chce uratować chłopaka, którego kochała, czy nie.
— Widzisz, to jest problem. — Stiles nienawidził tego, jak zawsze narażała się na niebezpieczeństwo, podczas gdy on nie mógł w niczym pomóc. Pamiętał, jak bardzo się bał, gdy widział, jak walczy z kanimą przy basenie. — Ty nie możesz... Wiem, że nie obchodzi cię, czy będziesz ranna, czy nie. Ale wiesz, jak ja się poczuję? Będę zdruzgotany. — powiedział, a jego oczy łzawiły. — A jeśli umrzesz, to pozostawisz wielką wyrwę w moim sercu. Twoja śmierć, Emily to najgorsze co mnie może spotkać. Jak będą żyć przez resztę życia bez ciebie? — Następnie wskazał na swoją twarz. — I spójrz na moją twarz. Naprawdę myślisz, że to miało mnie zranić? — W końcu zaczął krzyczeć. — Um... Przepraszam. — Jego głos złagodniał.
— W porządku. — powiedziała cicho, zdając sobie sprawę, dlaczego unikała zbliżenia się do kogokolwiek i jak bardzo jego słowa uderzyły w jej serce.
Chociaż pobicie go nie było z jej powodu, wiedziała, że w przyszłości będzie możliwe, że wiele razy będzie przez nią narażony.
Ale teraz nie mogła o tym myśleć.
Musiała znaleźć Lydię, a następnie porozmawiać ze Stilesem o wszystkim, co uświadomiła sobie dziś wieczorem.
— Muszę iść.
Szybko opuściła jego pokój, nie dając szansy na rozmowę. Gdy tylko wsiadła do samochodu, zobaczyła wiadomości od Dereka i Scooby'ego, którzy zabierali Jacksona do Dereka i Petera.
A potem zobaczyła ostatnią wiadomość od jej najlepszej przyjaciółki.
Najwyraźniej Lydia czekała na nią w domu, więc nie czekając ani chwili, ruszyła w owym kierunku.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro