Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 23

Rozdział 23

━━━

Brunetka stała przy szafce, gotowa do powrotu do domu. Potrzebowała dzisiejszej nocy rozproszyć się i oderwać myśli od szyderczej wiadomości ojca. Wypuściła cichy drżący oddech, odtrącając nieprzyjemne myśli.

— Emily?

Westchnęła, zamykając szafkę, po czym spojrzała na Stilesa i Scotta ubranych w stroje do lacrosse.

— Co? — zapytała ze zmęczeniem.

— Zastanawialiśmy się, czy... — Scott zaczął, marszcząc brwi na jej wyraźne napięcie. — Znasz kogoś, kto sprzedaje bilety do pewnego klubu...

— Byłoby naprawdę świetnie, gdybyś nam cokolwiek powiedziała. — Stiles uśmiechnął się do niej.

Dziewczyna wpatrywała się w niego, a po chwili jej piwne oczy przeniosły się na betę.

— Wiem o imprezie i nie, nie znam nikogo, kto ma bilety. — odparła, wzdychając.

Stiles zmarszczył brwi, zauważając bolące spojrzenie, które przeszyło jej oczy i zastanawiał się, co się stało. Chciał ją zapytać, ale Scott mu przerwał.

— Jesteś pewna? Potrzebujemy ich, żeby złapać Jacksona. Wiemy, że tam będzie.

— Żartujesz sobie? Nie mogę nawet pójść spokojnie na imprezę bez nadprzyrodzonego dramatu? — sapnęła, krzyżując ręce na piersi.

— Poczekaj, idziesz na tę imprezę?! — Stiles spojrzał na nią z niedowierzaniem.

— Eli kupił bilety, a ja naprawdę potrzebuję rozrywki. — wyznała. — Poza tym to najlepsze miejsce na przekąskę dla wampira.

— Poważnie? — Scott martwił się, obrzucając ją zdegustowanym spojrzeniem, na co uniosła brew. — Myślisz, że ma dodatkowe bilety?

— Nie.

Jej oczy przesunęły się na dwóch chłopaków rozmawiających cicho przy szafkach naprzeciw nich. Jeden wręczał bilet drugiemu.

— Ale mogę je załatwić. Zaczekajcie chwilę.

Podeszła do nieznanych jej uczniów, pochyliła się nad nimi i uśmiechnęła się kusząco.

— Cześć chłopaki.

Scott i Stiles obserwowali z szeroko otwartymi oczami, jak wampirzyca flirtuje z dwoma uczniami, którzy bez wahania dali jej dwa bilety z jaskrawoczerwonymi twarzami.

— Nawet nie musiała ich zmuszać... — Scott mruknął w szoku.

— Oczywiście, że nie. Jest zbyt seksowna, żeby jej odmówić. — Stiles mruknął, gdy poczuł, jak cała jego twarz się rozgrzewa, gdy Emily spojrzała na niego i mrugnęła.

Słyszała to.

Jak mógł zapomnieć o ponadprzeciętnym słuchu? Czuł się zawstydzony.

Emily wróciła do nich z uśmieszkiem na ustach i podała im dwa bilety.

— Do zobaczenia jutro, przegrywy. — droczyła się, zostawiając ich.

Stiles pomachał do niej z uśmiechem na ustach, zadowolony, że zniknął ból w jej spojrzeniu.

Tak bardzo, jak chciał zapytać, co się stało, wiedział, że musieli przygotować się na wykonanie planu.

─────

Spocone ciała przyciskały się do siebie, gdy głośna muzyka grała w całym budynku. Było ciemno, a dzięki kilku błyskających kolorowych światłach, ledwo można było dostrzec sylwetki ciał tańczących ludzi.

Emily poruszała biodrami, kołysząc się do rytmu muzyki. Przeczesała palcami włosy, pozwalając sobie zapomnieć o podarunku, który zostawił jej ojciec.

Uśmiechnęła się szeroko do Eli, który również miał własny uśmiech.

— Zdecydowanie tego potrzebowałam. — odetchnęła.

— To dobrze. — wymamrotał, a w kącikach ust można było dostrzec odrobinę krwi.

Wampirzyca zignorowała wszystko dookoła niej, kołysząc się do muzyki. Jej chwila odpoczynku minęła, gdy przypomniała sobie, że wciąż grasowała Kanima.

W ten sposób kołysała się do muzyki i jednocześnie szukała potencjalnej ofiary.

Jej oczy spoczęły na jasnowłosym chłopaku, który uśmiechał się do niej złośliwie, co mogła przyznać, do niego bardzo pasowało. Uśmiechnęła się uwodzicielsko, zamknęła delikatnie oczy, gdy poruszała ciałem, jednak szybko je otworzyła, gdy poczuła, jak od tyłu zaczął przesuwać dłońmi po jej talii.

Zwykle nie miała nic przeciwko temu. Tyle że nagle zsunął ręce z jej brzucha i zmarszczyła brwi, gdy przyszła jej do głowy pewna para oczu.

Odepchnęła go.

— Przestań. — powiedziała, zanim jej źrenice się rozszerzyły. — Odejdź. — rozkazała.

— Myślałem, że go zjesz. — odparł Eli, stojąc obok niej.

Przewróciła oczami.

— Zmieniłam zdanie. — mruknęła, a jej piwne oczy przesunęły się w kierunku, w którym dostrzegła zapach bety Dereka i Scotta. — Zaraz wracam.

— Idę z tobą. I tak jestem już pełny. — powiedział, widząc, jak z wahaniem kiwa głową i poszedł za nią.

W chwili, gdy wyszli na zimne powietrze, Eli pociągnął nosem i wbił ręce w skórzaną kurtkę.

— Więc dokąd idziemy?

— Sprawdzić, czy ich plan złapania Jacksona rzeczywiście zadziałał. — odparła, gdy ​​oboje znaleźli się przed zamkniętym pomieszczeniem.

Emily sięgnęła do klamki, ale zatrzymała się, słysząc strzały i ryk.

— Nie wspomniałaś, że są tu łowcy. —  powiedział mężczyzna, patrząc na jej szeroko otwarte oczy.

Zacisnęła usta w cienką linię.

— Cóż, na razie na nas nie polowali, co jest dobrym znakiem, bo jestem pewna, że wiedzą, kim jesteśmy. Poza tym ich priorytetem jest powstrzymanie Jacksona, chociaż nie jestem pewna, czy wiedzą, że to on. — wyjaśniła.

Eli spojrzał na nią z niedowierzaniem i szokiem wypisanym na twarzy.

— Wow. Chyba zacznę się kręcić wokół ciebie, skoro taki dramat masz na co dzień.

— Rób, co chcesz. Po prostu nie jedz nikogo, chyba że ci zagrozi. — odwróciła się do drzwi i otworzyła je.

Uniosła brew, widząc Ericę i Isaaca, którzy warknęli groźnie na nią i na Eli. Stiles, który to widział, wskoczył między nich.

— Hej! Nie! Stop! — ostrzegł, patrząc zarówno na Ericę, jak i Isaaca, którzy prychnęli, gdy się odwrócił.

— Czy oni próbowali nas zastraszyć? — zapytał prześmiewczo Eli. — Słabo im wyszło.

— Mówiłam ci, że to słabi licealiści. — odparła Emily z drwiącym uśmieszkiem na ustach, gdy złapała spojrzenie blondynki.

— Co tu robisz, Emily? — zapytał Stiles w szoku. Postanowił zignorować drugiego mężczyznę, który był z nią, aby nie ujawnić swojej zazdrości. — Myślałem, że zostaniesz w środku.

Wolał ją odciągnąć od niebezpieczeństwa, nawet jeśli oznaczało to, że tańczyła z grupą innych facetów, którymi prawdopodobnie się posiliła. Nie chciał myśleć o tym, że pije krew od kogoś innego. Zwłaszcza gdy już pozwolił jej się napić od siebie i poczuł, jak bardzo intymne wydaje się to być. Chociaż prawdopodobnie było tak u wszystkich, od których piła.

— Ludzie zaczęli mnie wkurzać, a i tak się nie napiłam. — powiedziała, krzyżując ręce na piersi. — Podobnie jak Eli. Pomyśleliśmy, że powinniśmy przyjść i upewnić się, że naprawdę złapaliście Jacksona.

Eli zmarszczył brwi i rzucił jej pytające spojrzenie.

— Zaczekaj. Nie pamiętam, żebyś rzeczywiście...

— Wszystko w porządku? — W karmelowych oczach Stilesa pojawiła się troska. — Bo skrzywdzę tych debili, jeśli coś ci zrobili.

Wampirzyca lekko się uśmiechnęła.

— Nic mi nie jest. Potrafię się sobą zająć. — odparła, nie odrywając wzroku od nieprzytomnego sportowca na krześle i ignorując uważne spojrzenie Eli.

Wyglądał, jakby chciał się odezwać, ale znów spojrzał na Jacksona, wiedząc, że lek może go nie powstrzymać na długo.

— Wszystko w porządku? — zapytał Stiles, szukając odpowiedzi u Isaaca i Erici, ponieważ to oni złapali Kanimę.

Isaac uśmiechnął się złośliwie.

— Cóż... Dowiedzmy się. — podszedł do nieprzytomnego Jacksona i wysunął pazury, tylko po to, by dotychczas nieprzytomny blondyn złapał go za nadgarstek. Jackson zacisnął mocniej na nim rękę, przez co zaskomlał z bólu, aż jego nadgarstek został zwolniony.

— Może nie powinieneś tego robić. — zasugerowała Emily.

— Jak zawsze. Nikt mnie nie słucha. — powiedział Stiles, a jego oczy przesunęły się ku niej i upewnił się, że wciąż jest za nim.

— Przecież miał być nieprzytomny. — Isaac jęknął, czując, jak jego nadgarstek zaczyna się goić.

— Najwidoczniej nie. — wymamrotał Stiles. — Miejmy nadzieję, że ktokolwiek, kto go kontroluje, właśnie postanowił pojawić się dziś wieczorem.

— Jestem tutaj...

Wszyscy spojrzeli na Jacksona szeroko otwartymi oczami, pomijając wampiry, które tylko zamrugały ze zdziwienia, widząc jego zmianę głosu.

— Jestem tu z wami.

— Okej, to przerażające... — Eli wymamrotał pod nosem.

— Mnie to mówisz? — Emily spojrzała na niego kątem oka.

— Jackson, czy to ty? — zapytał Stiles, kucając metr od niego.

— My. — odpowiedział. — Wszyscy tu jesteśmy.

— Czy to ty zabijasz ludzi?

— To my zabijamy morderców.

— Więc wszyscy ludzie, których do tej pory zabiłeś...

— Zasłużyli na to. — Jackson warknął.

Stiles nie drgnął.

— Ludzie, których zabijasz, są mordercami?

— Wszyscy. Każdy. Bez. Wyjątku.

— W porządku. — Emily skrzyżowała ramiona na piersi i uniosła brew. — Więc kogo, do diabła, zabili?

— Mnie. — mruknął.

Stiles zmarszczył brwi.

— Czekaj, co masz na myśli?

— Zamordowali mnie. — Jackson kipiał ze złości.

Stiles spojrzał na pozostałych i zobaczył, że są spięci. Isaac i Erica wyglądali, jakby byli gotowi na ucieczkę, a Emily zwęża oczy, podczas gdy Eli po prostu stał obok niej.

— Stiles odsuń się. Teraz. — zażądała brunetka.

— Co? — obejrzał się na Jacksona i zobaczył, że jego oczy się zmieniły. Oddech przyspieszył i natychmiast odskoczył. — Okej. Więcej ketaminy. On potrzebuje więcej ketaminy.

— Już nie mamy. — powiedział cicho Isaac, podnosząc pustą fiolkę.

Stiles spojrzał na niego z niedowierzaniem.

— Zużyłeś całe opakowanie?!

— Musimy wyjść. — rozkazała Emily, nie odrywając oczu od stojącego teraz Jacksona.

— Dobry pomysł. — oddychając, Stiles wyciągnął rękę, złapał ją za nadgarstek i wyciągnął. — Wszyscy wychodzimy!

— Ale jesteś brzydki. — Eli mruknął sarkastycznie, gdy nagle Jackson wydał z siebie głośny pisk. — A teraz wybacz, ale pójdę sobie. — Wybiegł za resztą.

— Okej. Wszystko w porządku, prawda? — zapytał Stiles, gdy przyciskali się do drzwi, a on starał się nie skupiać na tym, że w zasadzie tulił Emily do swojej piersi.

Patrzyli szeroko otwartymi oczami, jak Jackson przedarł się przez ścianę obok nich i wybiegł, zostawiając ich za sobą.

— I już go nie ma. — Emily mruknęła pod nosem.

— Po prostu świetnie. — sapnął Stiles i spojrzał na nią.

Wampirzyca spojrzała w jego karmelowe tęczówki, widząc różne emocje, które przeszły przez jego spojrzenie.

Eli odchrząknął, powodując, że Emily oderwała się od człowieka. Zobaczył, jak człowiek się rumieni i zmrużył oczy.

— Cóż, było fajnie. — powiedział sarkastycznie Eli. — Ale prawdopodobnie powinniśmy już iść. — spojrzał na Emily i zmrużył oczy na rumieniec na jej policzkach.

— Dobrze. — odparła z lekkim skinieniem głowy.

Zmarszczyła brwi, spoglądając w stronę budynku, w którym była przekonana, że ​​Jackson właśnie się pojawił.

— Pójdziemy szukać Dereka. — powiedział Isaac, ciągnąc za sobą Ericę i dwóch pozostałych.

— Poczekaj. — zatrzymała go Emily, patrząc na Stilesa z lekko zmarszczonymi brwiami. Przypomniała sobie, co on i Scott powiedzieli jej wcześniej. — Powiedziałeś, że Jackson idzie na imprezę, prawda?

— Tak. — skinął głową z wahaniem.

— Czy nie oznaczałoby to, że jego następna ofiara jest prawdopodobnie w tym momencie przez niego zamordowana? — zapytała powoli.

— Tak. — skinął głową, a jego oczy rozszerzyły się i zaczął panikować. — O mój Boże! Musimy go znaleźć! — wykrzyknął, wpadając do budynku, mając nadzieję, że Jackson nie znalazł osoby, którą miał zamiar zabić dzisiejszej nocy.

— Poczekaj! — Emily krzyknęła, biegnąc za nim.

Eli wpatrywał się w tę dwójkę i zacisnął usta. Nie wiedział, jak się dokładnie miał się czuć. Ale wiedział, że coś się tam na pewno dzieje i nie był pewien, co to było.

Prychnął i podążył za nimi z niechęcią.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro