Rozdział 22
Rozdział 22
━━━
Ciemnowłosa wampirzyca prychnęła cicho, gdy odeszła od swojej najlepszej przyjaciółki, wciąż słysząc to, co powiedziała Lydia. Nie była zazdrosna o to, co do diabła działo się miedzy Ericą i Stilesem. Nie miała powodu. To nie tak, że naprawdę go lubiła. Był dla niej tylko pewnego rodzaju przyjacielem, o którego. może się troszczyć. Poza tym Stiles nie lubił Erici, bo w końcu kochał Emily.
Dobra, była trochę małostkowa, ale co z tego?
Dało jej to uczucie satysfakcji.
Dlaczego więc czuła się tak zła na myśl, że Erica jest tak blisko Stilesa?
Westchnęła, ignorując uczucia, które pojawiły się ponownie, gdy znalazła Stilesa z Ericą wraz ze Scottem, Jacksonem, Allison i panem Harrisem. Był też chłopak, którego nie rozpoznała, ale wydawał się znajomy. Był prawdopodobnie na kilku jej zajęciach, a ona po prostu nigdy tego nie zauważyła. Ale było w nim coś nie tak. Coś co wywołało u niej niepokój.
Wzruszając do siebie ramionami, stanęła za rogiem, słuchając, jak pan Harris daje im wszystkim szlaban. Emily zacisnęła usta. Szybko odwróciła się i odeszła.
Po kilku minutach już stała przed biblioteką, w której odbywali szlaban. Weszła do środka i stwierdziła, że Jacksona i pana Harrisa nie było. Usiadła obok Stilesa, który był naprzeciwko Scotta.
— Hej chłopaki. — powiedziała rozbawiona, gdy oboje podskoczyli na jej nagłą obecność.
— E-Emily? — Stiles patrzył na nią ze zdziwieniem. — Co ty tutaj robisz?
Tak naprawdę nie widział jej przez cały dzień, więc był zaskoczony jej obecnością. Podświadomie dotknął bransoletki na swoim nadgarstku, patrząc na nią ukradkiem. Nie zdjął jej, odkąd mu ją dała.
— Aaa nudzi mi się. — mruknęła, zauważając, że Erica wpatruje się w nią. Nie mogła się powstrzymać przed posłaniem dziewczynie chytrego uśmieszku, zanim spojrzała na Stilesa. — Więc jest jakiś powód, dla którego śledziłeś Lydię przez cały dzień? — Dostała wiadomość od przyjaciółki, aby trzymała Stilesa z dala od niej, co ją zdezorientowało, ponieważ nie wiedziała, dlaczego miałby ją śledzić.
Stiles posłał jej zakłopotany uśmiech.
— Ja... Um...
— Wiesz coś o rodzicach Jacksona? — Scott nagle wypalił z nadzieją w głosie. — Jak umarli?
Emily uniosła brew.
— Tak. Chyba pamiętasz, kto jest moją najlepszą przyjaciółką, prawda?
Stiles wyprostował się na krześle i pochylił się bliżej.
— Więc?
Emily spojrzała na nich, niepewna, dlaczego tak bardzo chcą to wiedzieć. Wiedziała, że Jackson jest Kanimą, ale nie rozumiała, dlaczego pytali się o jego rodziców.
— Zginęli w wypadku samochodowym. — przerwała, przypominając sobie, co powiedziała jej Lydia. — Zginęli 14 czerwca 1995 roku.
— Jackson ma urodziny piętnastego. — mruknął Stiles.
Sekundę później sekretariat wezwał Scotta, który niechętnie wyszedł, zostawiając tę dwójkę samą przy stole.
Emily spojrzała na bruneta.
— Zdajesz sobie sprawę, że Jackson został wyciągnięty z martwej matki, prawda?
— Tak, ale wiesz, jak zostali zamordowani?
Brunetka wzruszyła ramionami.
— Niezbyt. Nie znaleźli przyczyny wypadku. — zacisnęła usta. — Dlaczego pytasz?
— Dowiedzieliśmy się, że Kanima szuka Mistrza, a nie przyjaciela, tak jak myśleliśmy. Uważamy więc, że cokolwiek stało się z jego rodzicami, jest powodem, dlaczego zabija morderców. — Stiles wyjaśnił cicho, zerkając na Matta z wyraźnym niesmakiem w spojrzeniu.
— W porządku.
Emily spojrzała na niebieskookiego bruneta siedzącego obok Allison. Następnie przeniosła zaciekawione spojrzenie na Stilesa.
— Dlaczego się na niego gapisz?
— Nie lubię go. Z nim jest coś nie tak. — odparł, rzucając ostatnie spojrzenie na Matta, który był nieświadomy ich rozmowy.
Emily przygryzła dolną wargę, przypominając sobie nieprzyjemne uczucie, które odczuwała w obecności niebieskookiego bruneta. Zanim o tym wspomniała, wszedł Harris i zabrał swoje rzeczy.
Gdy mężczyzna zauważył, że wszyscy zaczynają wstawać, wybuchł śmiechem.
— Och, nie, nie. Ja wychodzę, ale wy nie. Możecie stąd wyjść, kiedy skończycie z półkami. — poklepał wózek pełen książek. — Miłego wieczoru. — posłał sarkastyczny uśmieszek i wyszedł.
— Co za dupek. — mruknęła Emily. — Może powinnam złamać mu kark...?
— Mimo że zrobiłabyś tym wszystkim ogromną przysługę, błagam nie rób tego. — Brunet zachichotał, widząc wydymane usta dziewczyny.
Wszyscy poszli zrobić tak, jak nakazał Harris.
— Zamierzasz zostać? — dopytał.
— Dlaczego nie? — wzruszyła ramionami. Posłała Jacksonowi ostrożne spojrzenie, gdy zauważyła, że wrócił z miejsca, do którego się udał.
Wstała, obserwując, jak podszedł do Allison, gdy pojawił się Scott z niemal spanikowanym spojrzeniem. Przewracając oczami, wzięła jedną z wielu książek z wózka. Zaszydziła gdy zobaczyła tytuł. "Romeo i Julia".
— Nie rozumiem...
Emily odłożyła książkę z powrotem do wózek, a jej piwne oczy spojrzały w stronę Erici.
— W sensie?
— Jak Stiles może na ciebie lecieć. — odparła blondynka, zaciskając usta. — Obie wiemy, że możesz go zabić...
Usta brunetki drgnęły ku górze.
— Jesteś zazdrosna?
— Dlaczego miałabym być o ciebie zazdrosna?
— Ponieważ Stiles nigdy nie nie spojrzy na ciebie patrzył tak, jak na mnie. — Brunetka zadrwiła, zbliżając się do młodej Bety. — Nie ma znaczenia, że jesteś teraz wilkołakiem i nie wyglądasz tak, jak przedtem. Nadal nic dla niego nie znaczysz. — Erica warknęła, a jej oczy rozbłysły delikatnym złotem. — Och, zdenerwowałam cię? — Emily uśmiechnęła się z satysfakcją.
Obie spięły się, gdy usłyszały trzask i coś nad nimi skoczyło.
— Emily! Erica! — Scott zawołał je.
Wampirzyca odsunęła się od blondynki. Uchyliła się, gdy kilka książek dosłownie przeleciało jej przed oczami.
— Cholera, Jackson. — mruknęła, rozglądając się za nim, zanim spojrzała na Ericę, która była teraz z nim twarzą w twarz. Kiedy machnął ogonem i powalił dziewczynę na ziemię, Emily próbowała za nim iść tylko po to, by wpaść na Stilesa.
Brunet poczuł ulgę, gdy ją zobaczył.
— Wszystko w porządku? — zapytał, sprawdzając, czy nie ma ran.
Dziewczyna odepchnęła jego ręce.
— Nic mi nie jest. — zapewniła go, dyskretnie sprawdzając, czy on ma jakieś rany. Szybko odwróciła wzrok, gdy zdała sobie sprawę, co właściwie zrobiła.
— Ona ma atak! — wykrzyknęła Allison, klęcząc obok Erici.
Stiles natychmiast uklęknął obok trzęsącej się blondynki.
— Musimy zabrać ją do szpitala.
— Ktoś musi zostać z Mattem. — odparł Scott. Kucnął obok nieprzytomnego chłopaka na ziemi.
— D-Derek. Zabierz mnie do D-Dereka. — wyjąkała Erica.
Emily wydęła wargi, wpatrując się w blondynkę, zanim przeniosła spojrzenie na tablicę.
Nie wchodźcie mi w drogę. Inaczej zabiję was wszystkich.
— Wow, teraz naprawdę czuję się przerażona. — mruknęła sarkastycznie pod nosem.
— Derek... Tylko do Dereka! — Erica kontynuowała, słysząc, że chcą ją zabrać do szpitala.
Allison podeszła do Matta, gdzie był Scott i skinęła głową w stronę Erici.
— Weź ją.
— Nie musimy jej zabierać do Dereka. — odparła Emily, ignorując rozmowę między zakazanymi kochankami. Spojrzała na Stilesa, który trzymał blondynkę. Ten spojrzał na nią.
— Wiesz, jak jej pomóc?
— Tak, ale nie możemy tego zrobić tutaj. — powiedziała, zerkając na kamery, a następnie na Scotta. — Scooby potrzebuję, żebyś wziął Barbie wilkołaka i wyniósł ją na zewnątrz. — spojrzała na Allison. — Zgaduję, że tu zostajesz?
— Tak, idźcie. — Łowczyni prędko odpowiedziała.
Scott niechętnie podszedł do młodej bety, podniósł ją i podążył za Emily, a Stiles prędko ruszył za nimi.
— Co zrobisz? — Scott zapytał, kiedy byli na zewnątrz.
— Połóż ją na chodniku i mocno trzymaj. — Wampirzyca rozkazała, a jej oczy spojrzały na jedynego człowieka. — Musisz się odsunąć, gdyby próbowała zaatakować jedno z nas. — Stiles niechętnie cofnął się. Emily uklękła obok Erici. — Wiesz, że wciąż cię nie lubię. — mruknęła, chwytając ramię blondynki i mocno je wygięła, łamiąc jej kości.
— O mój Boże! — wykrzyknął Stiles, zakrywając oczy. — Złamałaś jej rękę!
— Dlaczego to zrobiłaś?! — Scott wykrzyknął w szoku, trzymając blondynkę krzyczącą z bólu.
— Aby wydobyć jad i uruchomić proces gojenia. — wyjaśniła, wstając i strząsając krew z dłoni.
— Skąd wiedziałaś, że to zadziała? — zapytał Stiles, widząc że Erica zemdlała z bólu.
Emily wzruszyła ramionami.
— Nie wiedziałam. Powiedzmy, że... Miałam przeczucie. — powiedziała nonszalancko i zignorowała niedowierzające wyrazy twarzy, jakimi ją obdarzyła dwójka przyjaciół.
─────
Emily weszła do domu ze zmęczoną miną. Po tym, jak zabrali Erikę do Dereka, Scott postanowił połączyć siły z Alfą pod warunkiem, że uratują Jacksona zamiast go zabić.
Weszła do salonu i zastała Eli siedzącego na kanapie i pijącego jakiś alkohol.
— Hej. — powitała go, siadając w fotelu naprzeciwko niego, również serwując sobie alkoholu.
— Wcześnie wróciłaś. — zauważył, siadając tak, że był teraz twarzą do niej.
— Mimo pewnych komplikacji... — mruknęła, popijając łyk ze szklanki.
— Chciałem cię o coś zapytać. — zaczął mężczyzna. Widząc, że ma jej uwagę, kontynuował. — Zastanawiałem się, co zrobisz z alfami, które krążą po mieście?
— W tym momencie nic. — odpowiedziała. — O ile czegoś nie spróbują, nic nie możemy z tym zrobić. Co oznacza, że nie możesz zacząć z nimi wojny. — posłała mu znaczące spojrzenie.
— Przecież od mojego przyjazdu nic nie zrobiłem. Nie pozwalasz mi się zbliżać do tych swoich nastolatków, a nawet tego depresyjnego alfy. — jęknął.
— Zero walki. — Emily zganiła go z lekkim ostrzeżeniem w głosie. — Jeśli nie zauważyłeś, nas jest dwóch, a ich... Nie wiem, dużo. Nie chce wiedzieć co zamierzasz, ale nie będę ci chronić dupy, tylko dlaczego, że zdecydowałeś się ich wkurzyć.
— W porządku. — wymamrotał. Jego brązowe oczy spojrzały na nią z zaciekawieniem. — Chciałem zapytać cię o coś innego. Chodzi o to...
Nagle coś wleciało przez okno. Oboje wstali i patrzyli ostrożnie na intruza.
— Co się do cholery dzieje!? — warknęła Emily, wpatrując się w nieznajomego w swoim salonie. — Kim jesteś?!
Nieznajomym był starszym mężczyzną, który syknął na nich groźnie. Chwilę później zaatakował Emily. Ta na szczęście była szybsza i rzuciła go w przeciwległą ścianę. Mężczyzna wstał, a jego oczy ponownie spoczęły na dziewczynie.
— Jest pod przymusem. — powiedział Eli, zwracając uwagę na rozszerzone źrenice mężczyzny.
Niebieskooki intruz spojrzał na Emily, a jego głos był monotonny.
— Do zobaczenia wkrótce, Emilyo, moja córko. — Dziewczyna wyraźnie spięła się na jego słowa. Wyjął z kurtki małe pudełko, jak i drewniany kołek, który przyłożył do piersi. Rzucił jej pudełko, które złapała. — Mam nadzieję, że spodoba ci się mój mały prezent. — Następnie uderzył kołkiem prosto w swoje serce. Jego ciało zrobiło się szare, a następnie upadło.
Eli spojrzał na Emily, która patrzyła zarówno z wściekłością, jak i przerażeniem na martwego intruzami
— Wszystko w porządku? — zapytał z troską, widząc, jak bardzo to na nią wpłynęło.
Wampirzyca wbiła paznokcie w dłoń, zaciskając mocno pięści. Wypuściła krótki oddech.
— Tak.
Nie. Definitywnie nie.
— Otworzysz? — Eli skinął głową na małe pudełko w dłoni.
Dziewczyna zacisnęła usta.
— Mhm. — mruknęła i z wahaniem uniosła wieko. Oddech utknął jej w gardle na widok zakrwawionego serca w środku. Śmiało można było stwierdzić, że niedawno zostało wyrwane z czyjejś piersi ze względu na świeży zapach krwi.
A jeśli miała rację, serce pochodziło od wilkołaka.
Pewne wspomnienie pojawiło się w jej umyśle. Zacisnęła powieki. Płonąca furia wypełniła jej ciało.
Eli wpatrywał się w nią z troską, widząc, jak jej ciało się napięło i słysząc, jak łapie ciężki oddech. Wyglądało na to, że zatraciła się we wspomnieniu. Był przekonany, że wiedział, o czym myśli. Było tylko jedno wspomnienie, które mogło tak na nią wpłynąć.
— Emily? — Delikatnie położył rękę na jej ramieniu. Napięła się pod jego dotykiem, ale wyrwała się z zamyślenia.
— W porządku. — wepchnęła pudełko w jego ręce. — Pozbądź się tego i ciała. Idę spać. — wyszła z pomieszczenia i skierowała się w stronę swojej sypialni.
Eli nie mógł nie spełnić jej prośby, zwłaszcza gdy zobaczył ból na jej twarzy, kiedy opuszczała pomieszczenie.
Wściekłość wciąż gotowała się w niej, gdy weszła do swojego pokoju. Myśli o mężczyźnie, który był jej ojcem, przywróciły w Emily tak wiele wspomnień i nienawiści.
Wiedziała, że w końcu się pojawi, ale sposób, w jaki wysłał tego zmuszonego wampira, by przekazał jej wiadomość, nie był dla niej niczym zaskakującym. O wiele bardziej niepokoiło ją serce w pudełku. Szydził z niej i ranił ją tam, gdzie bolało najbardziej.
Nie było mowy, żeby dowiedzieć się, gdzie jest, zwłaszcza, że bul dobry w ukrywaniu się. I to nie tak, że mogła przyjść do niego i z nim walczyć. Jeszcze nie nadszedł czas.
Dopóki w końcu się nie pojawi, będzie musiała mieć się na baczności i mieć nadzieję, że kiedy nadejdzie czas, w końcu będzie w stanie to zakończyć.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro