Rozdział 2
Rozdział 2
━━━
Dni szybko mijały, tak samo, jak czwartkowe popołudnie, które chłopaki z drużyny lacrosse postanowili wykorzystać na trening przed meczem, który odbędzie się w sobotę.
Emily lekko przechyliła głowę i obserwowała kudłatego nastolatka, który usiłował wyprzedzić Jacksona, tylko po to, by z grubsza wylądować na plecach.
- Dlaczego za każdym razem każesz mi oglądać to samo? - zapytała mężczyznę stojącego obok niej, który miał stoicki wyraz twarzy. Kiedy nie odpowiedział, zaśmiała się i skrzyżowała ramiona na piersi. - To się źle skończy.
- McCall, moja babcia już porusza się szybciej. A jest martwa. - Trener Finstock wyśmiewał Scotta, który ciężko oddychał, leżąc na boisku. - Myślisz, że możesz poruszać się szybciej niż martwe ciało mojej babci?
- Tak, trenerze. - powiedział cicho Scott, zaczynając się złościć, a jego oczy się zwęziły.
- Nie słyszę cię.
- Tak, trenerze! - Nastoletni wilkołak wykrzyczał, a jego oczy powędrowały w stronę Jacksona, który był z siebie niewiarygodnie zadowolony.
- Więc zrób to jeszcze raz. - Trener patrzył z tym swoim dziwnym wyrazem twarzy, jak Scott wrócił na miejsce.
Gdy Jackson i McCall znaleźli się na swoich pozycjach, dmuchnął w gwizdek, krzycząc:
- Do roboty!
Scott warknął, zanim pobiegł w stronę Jacksona i nie wahał się odepchnąć go tak, że ten wylądował na plecach, chwytając obolałe ramię.
Trener i drużyna podbiegli do zwijającego się z bólu nastolatka. Stiles natomiast podbiegł do najlepszego przyjaciela, który ciężko oddychał.
- Scott? Scott, wszystko w porządku?
- Nie mogę tego kontrolować, Stiles. To się dzieje samo.
Brunet wytrzeszczył oczy. Jak można się było po nim spodziewać, zaczął panikować.
- Co? Tutaj? Teraz? No nie żartuj! - Szybko złapał Scotta i zaczął go odciągać. - Chodź, wstań. Nie ułatwiasz mi tego, stary. No rusz się.
Dwaj nastolatkowie minęli wciąż niezauważonych Emily i Dereka, którzy ich obserwowali.
- Nie powinniśmy upewnić się, że Scott nie zabije Stilesa? Praktycznie czuję w powietrzu żądze krwi. - zapytała, zerkając na niego z ukosa.
- Rób, co chcesz. Ja mam swoje sprawy. - powiedział Derek, odchodząc.
Emily wydęła usta z irytacją, obserwując oddalającego się od niej zielonookiego mężczyznę. Spojrzała z powrotem w kierunku, w którym Stiles i Scott uciekli, zastanawiając się, czy iść za nimi.
- A pieprz się Hale. - mruknęła cicho, decydując się na powrót do domu.
Doszła do wniosku, że jeśli Stiles byłby wystarczająco bystry, znalazłby sposób na ucieczkę od Scotta, gdyby do tego doszło. Jeśli nie, cóż, usłyszy o nim w wiadomościach.
─────
Następnego dnia, późnym popołudniem, Stiles i Scott udali się do szpitala, aby młody McCall mógł sprawdzić połowę ciała znalezionego w lesie.
Zaraz po tym, jak Scott poszedł do kostnicy, aby poszukać ciała, Stiles zaczął spacerować po szpitalu, mając nadzieję, że nie zwróci na siebie uwagi, czekając na przyjaciela.
W chwili, gdy skręcił za róg korytarza, jego brązowe oczy rozszerzyły się, a w klatce zaparł dech, gdy zobaczył Emily siedzącą ze znudzonym wyrazem twarzy.
Jego serce przyspieszyło, a umysł stał się pusty, gdy patrzył na siedzącą dziewczynę, w której skrycie się podkochiwał. Nie wiedział, czy powinien z nią porozmawiać, czy tylko udawać, że jej tam nie ma. Ten drugi pomysł był prawdopodobnie dla niego najtrudniejszym wyborem. Pamiętał, jak rozmawiała z nim na przyjęciu i znała jego imię. Do dziś to wspomnienie sprawiało, że czuł niewiarygodną ekscytację.
Rzucił okiem na korytarz, którym poszedł Scott i postanowił zaryzykować. Wypuszczając drżący oddech, podszedł do dziewczyny z wahaniem i starał się zebrać na uśmiech, który sprawił, że wyglądał jeszcze bardziej niezręcznie.
- Cześć Emily. - powiedział i oblizał wargi, starając się nie rumienić, kiedy na niego spojrzała. - Nie jestem pewien, czy mnie pamiętasz, ale rozmawialiśmy na imprezie w piątek, która nie była tak dawno temu... - zrobił krótką przerwę. - Mimo wszystko, nie była to długa rozmowa. Teraz, jak o tym myślę, była naprawdę krótka. - Jego głos obniżył się niezręcznie, zanim odchrząknął. - W każdym razie zawsze myślałem, że mamy taką pewną więź. Może byłoby fajnie, poznać się trochę bliżej?
Brwi Emily zmarszczyły się, gdy wpatrywała się w niego nieco dłużej, zanim wyciągnęła słuchawki. Serce go bolało, gdy zdał sobie sprawę, że go nie słyszała.
- Przepraszam, ale nie zrozumiałam niczego z tego, co powiedziałeś. Możesz powtórzyć? - zapytała, rzucając mu pytające spojrzenie.
- W zasadzie nie mówiłem nic ważnego... - mruknął z rozczarowaniem, że go nie słyszała, a zarazem trochę zawstydzony, że to wszystko powiedział.
Pomyślał, że może jest za wcześnie, by powiedzieć jej, co czuje. Mimo że był zakochany w brunetce od prawie sześciu lat, ale to się nie liczyło. Zdecydowanie nie teraz.
- W porządku. - Z powrotem włożyła słuchawki, żeby posłuchać muzyki.
- Usiądę tutaj. - Stiles przygryzł policzek i westchnął, po czym usiadł obok niej.
Podniósł przypadkową broszurę, nie sprawdzając, o czym jest i dyskretnie spoglądał na dziewczynę, a jego serce biło coraz mocniej, gdy zdał sobie sprawę jak blisko niego była. Czuł się trochę jak naćpany, kiedy do jego nozdrzy dotarł zapach jej perfum.
Emily usiadła nieco prościej, gdy stojąca niedaleko Lydia ruszyła w chwili, gdy pojawił się Jackson. Wyciągnęła słuchawki, słuchając ich rozmowy.
- Wszystko okej? Kto ci to zrobił? Co powiedział lekarz? - Lydia zapytała swojego chłopaka, który westchnął i skinął głową.
- Powiedział, żebym nie nadwyrężał ręki i dostanę zastrzyk jakiegoś gówna.
- Powinieneś dostać jeden tuż przed meczem. - Truskawkowa blondynka przyciągnęła go do siebie i wpatrywali się w siebie przez chwilę, zanim zaczęli się całować.
Twarz Stilesa zmieniła się w odrazę, ale z drugiej strony był szczęśliwy, że nigdy nie widział, by Emily całowała się z żadnym facetem.
Podskoczył nieco, gdy usłyszał chichot Emily i spojrzał na nią, zastanawiając się, z czego może się śmiać.
- Wszystko w porządku, Stiles?
Jego brwi zmarszczyły się w dezorientacji, zanim podążył za linią jej wzroku do broszury w dłoniach. Oczy rozszerzyły mu się na tytuł.
MASZ PROBLEMY Z EREKCJĄ?
Jego policzki płonęły ze wstydu. Odrzucił broszurę jak najdalej od siebie, jakby go poparzyła.
- Nie, byłem po prostu ciekawy. Wiesz, bo ostatnio prowadzę takie badania... - odwrócił się, czując, że teraz zawstydził się jeszcze bardziej i nie mógł znaleźć wymówki.
- Emy, chodźmy! - powiedziała Lydia, patrząc na swoją najlepszą przyjaciółkę, która wyglądała na rozbawioną.
Emily skinęła głową i spojrzała na Stilesa, który wciąż był zdenerwowany, posyłając mu złośliwy uśmieszek, mówiąc:
- Do zobaczenia, Stiles. - Podążyła za parą, czując na sobie spojrzenie chłopaka.
Brunet mentalnie skarcił się, że nie tylko zawstydził się raz przed nią, ale zrobił to już dwa razy. Jedyną zaletą było to, że rzeczywiście pamiętała jego imię, co zdecydowanie go uszczęśliwiało.
─────
Emily stała daleko za drzewami, aby Scott, Stiles ani nikt z policji nie był w stanie jej zobaczyć. Zmarszczyła brwi, gdy zobaczyła, jak jeden z gliniarzy wsadził skutego Dereka do jednego z samochodów.
Jej zaskoczenie wzrosło, gdy zobaczyła, jak Stiles wślizguje się do samochodu policyjnego, zastanawiając się, co ten chłopak zamierza zrobić.
- Okej, na początku chcę, żebyś wiedział, że się ciebie nie boję. - Jego głos drżał, co oznaczało, że całkowicie kłamał. - Okej, może odrobinę. To nie ma znaczenia. Po prostu chcę coś wiedzieć. Dziewczyna, którą zabiłeś, była wilkołakiem. Była innego rodzaju, prawda? To znaczy, mogła zmienić się w prawdziwego wilka, a wiem, że Scott nie może tego zrobić. Czy to dlatego ją zabiłeś? - zapytał Stiles ciekawskim tonem Dereka.
- Dlaczego martwisz się o mnie, kiedy problemem jest twój przyjaciel? - Mężczyzna gwałtownie nachylił się.
Emily zacisnęła wargi, wiedząc, że Stiles miał szczęście, że Derek jest obecnie skuty kajdankami w pojeździe.
- Kiedy przemieni się na boisku, jak myślisz, co zrobią? Wciąż będą mu kibicować? Nie mogę go powstrzymać przed zagraniem, ale ty możesz. I zaufaj mi. Zrobisz to.
Oczy Emily przeniosły się na szeryfa, który złapał syna i wyciągnął go z pojazdu, ignorując jego bolące protesty.
- No już. Wychodź. - powiedział, puszczając syna, jednocześnie serwując mu surowy wyraz twarzy. - Co ty do cholery robisz?
- Po prostu próbuję pomóc. - Stiles bronił się, ale szeryf rzucił mu niedowierzające spojrzenie.
- No dobrze, jak tak bardzo chcesz pomóc, powiedz mi, jak tutaj trafiłeś.
- Szukaliśmy inhalatora Scotta.
Emily spojrzała na Scotta, który zdawał się mordować wzrokiem przyjaciela za oczywiste kłamstwo.
Była świadoma, że Derek już oddał mu swój inhalator, więc nie mogła zrozumieć, czego tu jeszcze szukają. Jednak nie mogła powstrzymać rozbawienia jego brakiem umiejętności kłamania.
- Który upuścił, kiedy?
- Tamtej nocy.
- Tamtej nocy, kiedy byłeś tutaj, szukając połowy ciała? - wyjaśnił szeryf, a ona wpatrywała się w Stilesa, który nie zawahał się odpowiedzieć i powstrzymała śmiech z jego uczciwości.
- Tak.
Noah zmrużył lekko oczy.
- Tej nocy, kiedy powiedziałeś mi, że jesteś sam, a Scott jest w domu?
- Tak. - Stiles zamrugał kilka razy, zanim zorientował się, że popełnił głupią gafę. - Nie. Cholera.
- Więc mnie okłamałeś.
- To zależy od tego, jak definiujesz kłamstwo.
- Cóż, definiuję to jako niemówienie prawdy. Jak ty to definiujesz?
Lekko przechyliła głowę, ciekawa odpowiedzi Stilesa.
- Um, ukrywanie pewnych istotnych faktów i nieznalezienie wspólnej płaszczyzny porozumienia?
Usta Emily drgnęły w górę, rozbawiona jego odpowiedzią. W każdym razie zawsze mogła liczyć na to, że Stiles zapewni rozrywkę.
- Och, idź już stąd.
- Absolutnie.
Jej uśmieszek zniknął, gdy wzrok znów padł na radiowóz, w którym obecnie przebywał Derek. Nagle poczuła ukłucie irytacji, wiedząc, że jedynym powodem, dla którego został aresztowany, był fakt, że Scott wyczuł zapach ludzkiej krwi wokół posiadłości.
Wzdychając, odeszła wiedząc, że nie ma mowy, by wyciągnęła Dereka z więzienia. Przynajmniej dopóki nie uzyskają wyników DNA i nie dowiedzą się, że to nie mógł być on. Do tego czasu musiałaby sama szukać alfy. Przynajmniej przez kilka godzin, bo wiedziała, że szybko wróci do domu. W końcu nie była zainteresowana spędzaniem czasu na poszukiwaniu alfy jak niektórzy.
Szanse, że sama go znajdzie, były niewielkie. Szczególnie że nie miała wielu potencjalnych podejrzanych.
─────
Emily prychnęła z irytacją, pozwalając się porwać truskawkowej blondynce, która nalegała, że musi porozmawiać ze Scottem, zanim brunetka mogła usiąść i obejrzeć mecz lacrosse.
- Scott... - Lydia puściła Emily, gdy z kolei przyciągnęła Scotta za kołnierz jego stroju. - Chcę, tylko żebyś zapamiętał jedną rzecz.
Emily stała obok Stilesa, który zastanawiał się, czy powinien coś do niej powiedzieć. Posłała mu jedynie boczne spojrzenie i skinienie głowy, a on uśmiechnął się do niej niezręcznie.
- Uch... Wygrywanie to nie wszystko? - zapytał nerwowo Scott, na co Lydia roześmiała się.
- Nikt nie lubi być frajerem, ale ty już przegiąłeś i lepiej uważaj. Moja cierpliwość do ciebie się skończyła. - powiedziała, patrząc na niego zastraszająco, po czym odsunęła się. - Chodź, Em.
Przepchnęła się obok Scotta i ruszyła w stronę trybun.
- Oczywiście wasza wysokość. - mruknęła Emily sarkastycznie, gdy podążyła za truskawkową blondynką, która znalazła Allison ze starszym mężczyzną, który, jak przypuszczała, był jej ojcem. - Cześć, Allison. - przywitała się z brunetką. Jej piwne oczy powędrowały w stronę starszego mężczyzny.
- Chris Argent, ojciec Allison. - przedstawił się mężczyzna, uśmiechając się uprzejmie do nastolatki.
Łowca, pomyślała i uśmiechnęła się słodko.
- Emily Reed, miło pana poznać. - powiedziała, brzmiąc najbardziej uprzejmie, jak to tylko możliwe. Wręcz poczuła ulgę, że nie okazał ani odrobiny pogardy.
Cała czwórka usiadła natychmiast po przedstawieniu się i obserwowała grę.
Jackson strzelił pierwszego gola po przejęciu podania piłki do Scotta, który był wyraźnie zdenerwowany, a tłum wiwatował.
Emily niechętnie wstała obok Lydii, która poprosiła Allison o pomoc w utrzymaniu plakatu.
Ciemnooka brunetka powstrzymała skrzywienie, wiedząc, że to tylko rozzłości pewnego nastoletniego wilkołaka, a ostatnia rzecz, jakiej potrzebowała, to przypadkowe zabicie kogoś z powodu jego zazdrości. Zwłaszcza Jacksona, dla którego był ten plakat, ponieważ widniał na nim napis:
KOCHAMY CIĘ JACKSON!
Zastanawiała się, czy zdoła uciec, zanim coś takiego się wydarzy.
Jej oczy przeniosły się na Scotta, który ciężko oddychał i unosił ramiona. Gra trwała nadal, a wynik 3 do 5 oznaczał, że Beacon Hills było na straconej pozycji.
Chris pochylił się bliżej do swojej córki:
- Który to Scott? - Jego oczy migały wokół graczy lacrosse.
Lydia jako pierwsza odpowiedziała z pewną irytacją w swoim głosie, gdy mówiła o młodym wilkołaku.
- Ten z numerem jedenaście. Lub inaczej znany jako ten, który nie złapał żadnej piłki przez całą grę.
- Mam nadzieję, że nic mu nie jest. - wymamrotała Allison, wyglądając na zmartwioną.
Emily nic nie powiedziała, praktycznie czując, jak gniew odpływa ze Scotta.
Westchnęła, zastanawiając się, kiedy Derek zostanie uwolniony. Lubiła go denerwować. No i tylko przy nim mogła być sobą.
- Musimy to wygrać. - Truskawkowa blondynka mruknęła i wstała, podnosząc nowy transparent, patrząc na swoją nową przyjaciółkę. - Allison, pomożesz?
Emily widziała niechęć w oczach przyszłej łowczyni, ale wstała i pomogła Lydii podnieść transparent. Jak byk widniało na nim:
JACKSON NAJLEPSZYM ZAWODNIKIEM
Czuła się z tym nieco zażenowana, choć tym razem to nie ona dzierżyła przedmiot w dłoniach.
Piwne oczy Emily zwęziły się, gdy zobaczyła złoty błysk w oczach Scotta, gdy spojrzał w ich kierunku.
- To się źle skończy. - wyszeptała cicho do siebie.
Mimo że nie chciała, aby ktoś został zabity z powodu gniewu nowego wilkołaka, tak nie obraziłaby się, gdyby Chris oberwał. Była sadystką, ale nikt nie mógł jej za to winić. Było to w jej naturze.
W końcu Scott strzelił gola, a potem jeszcze jednego, co doprowadziło do remisu. Drugi gol został im jednak przekazany po tym, jak Scott zmusił gracza do podania piłki.
Emily wyprostowała się, gdy zauważyła, że Scott zaczął się zmieniać. Słyszała nawet jego ciche warczenie.
- Uda ci się, Scott. - Allison szepnęła pod nosem.
Brunetka lekko przechyliła głowę, gdy zobaczyła, że Scott strzelił bramkę, czym wygrał mecz. Jej oczy zwróciły się na uśmiechniętą brunetkę. Uniosła lekko brwi, słysząc, jak szorstki oddech Scotta nagle zwalnia, a chęć mordu zanika.
Klaskała wraz z resztą tłumu, który w ten sposób gratulował drużynie Beacon Hills za wygraną grę, udając, że rzeczywiście uważa to za interesujące wydarzenie w jej życiu.
Kiedy gwizdek rozbrzmiał w powietrzu, wszyscy zeskoczyli z trybun i pobiegli, aby pogratulować drużynie, podczas gdy Emily pozostała na swoim miejscu, obserwując uciekającego Scotta i biegnącą za nim Allison.
Ten związek, bez względu na to, jak bardzo będą chcieli, źle się skończy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro