Rozdział 19
Rozdział 19
━━━
Grupa wysiadła z jeepa. Emily była zadowolona, że udało jej się wsiąść ostatniej, ponieważ oznaczało to, że dostała przednie siedzenie, więc nie była ściśnięta z tyłu z Jacksonem, Lydią i Allison.
Jej oczy powędrowały w stronę domu. Przygryzła dolną wargę, zerkając na Stilesa, który wpuszczał wszystkich do środka. Szła, dopóki nie dotarła na werandę i rozejrzała się. Zauważyła, jak Jackson prowadził Lydię na piętro domu z niewiadomego jej powodu. Przynajmniej w ten sposób była nieco mniej rozproszona.
— Co? — Stiles posłał jej zmieszane spojrzenie, gdy zauważył, że wciąż stoi na zewnątrz. — Coś nie tak?
Emily skrzyżowała ramiona na piersi, wydając ciche warknięcie.
— Myślę, że o czymś zapominasz.
Chłopak zamrugał, nie rozumiejąc, o czym ona mówi.
— Co... — Zanim dokończył, przypomniał sobie to, co powiedziała mu jakiś czas temu. — Nie możesz wejść do środka. — Ostro skinęła głową.
— Nie bez zaproszenia od któregoś z domowników.
— Zadzwonię do Scotta.
— Nie możesz. To musi być człowiek. — zmarszczyła brwi, patrząc z pogardą na dom. — No dobra. Zostanę na zewnątrz i się rozejrzę...
Stiles zacisnął usta.
— Zadzwonię do Melissy. — powiedział nagle, na co posłała mu niepewne spojrzenie. Nagle się do niej uśmiechnął. — Nie martw się, uzna to za dziwne, ale na pewno się zgodzi.
A poza tym nie chciał zostawiać jej na zewnątrz, by mogła stawić czoła Derekowi i jego stadzie.
Wampirzyca przez chwilę patrzyła na niego tępo, aż w końcu machała ręką.
— No? Na co czekasz?
— Och! Racja! — Natychmiast włożył rękę do kieszeni i wyciągnął telefon, wybierając numer Melissy.
— Hej, Melissa! Uch... Tak, właśnie dzwoniłem, żeby zapytać, czy Emily mogłaby wejść do twojego domu? — spojrzał na dziewczynę, która pokazała, żeby włączył tryb głośnomówiący.
Po drugiej stronie telefonu Melissa zrobiła dziwną minę, a następnie westchnęła zrezygnowana. Nie zamierzała nawet pytać, dlaczego brunet prosi o pozwolenie, zwłaszcza gdy myślała, że Scott jest w domu.
— Ja... Tak, w porządku. Może wejść. — Zanim zdążyła zadać jakieś pytanie, Stiles szybko jej przerwał.
— Dzięki! Muszę kończyć! Pa! — Natychmiast się rozłączył i spojrzał na brunetkę stojącą przy drzwiach.
— Zadziałało?
— A bo ja wiem...? — mruknęła, niepewnie stawiając krok w domu McCallów. Gdy zorientowała się, że nie ma żadnej bariery, spojrzała na Stilesa. — Wejdź do środka, zanim się pojawią.
— Czemu nie wiedziałaś, czy to zadziała? — zapytał, wchodząc do środka i zamykając drzwi. — Nigdy wcześniej tego nie robiłaś?
— Nie, zazwyczaj nie chodzę do domów należących do ludzi. Twój dom, dom Lydii, Allison, a teraz ten dom to jedyne, do których potrzebowałam pozwolenia na wejście do środka. — wyjaśniła spokojnie, zerkając na Allison, która wydawała się rozproszona przez rodzinne zdjęcia na ścianie. — Masz jeszcze jakieś pytania? Nie słyszę Dereka ani innych na zewnątrz, więc jeszcze tu nie dotarli.
Stiles popatrzył na nią i przypomniał sobie mężczyznę, który odwiózł jej samochód do domu.
— Kim był twój przyjaciel sprzed szkoły? Czy jest niebezpieczny?
Błysk zaskoczenia przeszedł przez jej spojrzenie, jednak szybko zniknął. Nie spodziewała się, że Eli go zaciekawi. Była pewna, że zapyta, co to znaczy być czystokrwistym, a nie kim był ten mężczyzna.
— Och, a także, co to znaczy być czystokrwistym. Nigdy tak naprawdę nie powiedziałaś mi o całej hierarchii. — Szybko dodał.
Emily wydała cichy jęk, który oznaczał, że zgodziła się odpowiedzieć na jego pytania. Spojrzeniem wyszukała kanapę i zajęła na niej miejsce.
— Może zacznę od czystokrwistości i co to znaczy być jednym z nich. — zauważyła Allison kątem oka, że również usiadła, przysłuchując się opowiadaniu wampirzycy. — Cóż, w pewnym sensie to właśnie oznacza to słowo. Czysta krew. Oznacza to, że krew płynąca w moich żyłach od pokoleń nie została zmieszana z krwią innych wampirów, którzy zostali przemienieni. Moi rodzice też byli czystokrwiści.
— Czekaj! Urodziłaś się wampirem? — Stiles wyglądał na zaskoczonego, gdy Allison przypomniała sobie ojca, który coś jej o tym wspomniał. — Myślałem, że zostałaś przemieniona. Czyli to oznacza, że jesteś czystokrwista... Czy to oznacza, że twoi rodzice urodzili cię 16 lat temu? Jak starzeją się wampiry?
— Pamiętasz, kiedy oddałam ci moją krew, aby cię uzdrowić i co ci powiedziałam?
Zmarszczył brwi, wspominając tamtą noc.
— Powiedziałaś, że gdybym umarł w ciągu doby, wróciłbym jako wampir. — przerwał. — Więc musisz wypić krew innego wampira i umrzeć z nim, a potem wrócisz jako wampir...
— Tak, ale jedynymi, którzy mogą to zrobić, są czystokrwiści. To trochę tak, jak u wilkołaków - alfa jako jedyny jest zdolny do przemiany ludzi w wilkołaki. Chociaż u nas jest pewien haczyk.
— Co to znaczy?
— Po tym, jak powrócisz po śmierci, koniecznie musisz spożyć krew osoby czystej krwi, aby ukończyć przemianę. Jeśli tego nie zrobisz, skończysz jako wampiry, które zabijają lekkomyślnie bez żadnej świadomości. — zatrzymała się.
— Ale to nie wyjaśnia, jakim cudem jesteś czystej krwi. — powiedziała Allison, oficjalnie dołączając do rozmowy.
Emily westchnęła.
— Okej, nie mogę dokładnie powiedzieć, skąd się wzięły wampiry czystej krwi, bo nawet ja tego nie wiem, ale wiem, że wampiry czystej krwi są na szczycie, podczas gdy bezmyślne wampiry na dole.
— Czystokrwiści mają jakieś inne umiejętności niż przekształcanie ludzi? — zapytał Stiles.
— Niektórzy mają takie umiejętności, jak tworzenie złudzeń, widzenie przyszłości, a nawet manipulowanie żywiołami. — odpowiedziała, nasłuchując jakiegokolwiek dźwięku z zewnątrz, ale nie usłyszała bicia serca ani głosów należących do Dereka lub jego stada.
Oczy Stilesa praktycznie się rozjaśniły na odpowiedź Emily.
— Czy to oznacza, że masz jakąś specjalną moc?
— Tak.
— Możemy zobaczyć?! — zapytał niecierpliwie, praktycznie błagając, gdy usiadł na kanapie obok niej, zastanawiając się, co to może być.
— W porządku. Zamknij oczy. — spojrzała na niego, czując coś w dole brzucha. Ignorując to uczucie, kontynuowała. — Obydwoje. — zauważyła, że Allison również wydawała się ciekawa, ale ukrywała to lepiej niż chłopak. — To wyjaśnia, jak mogłam z wami chodzić do szkoły podstawowej.
— W porządku. — Stiles zamknął oczy, ale czuł, jak całe jego ciało tętni z ciekawości. Zastanawiał się, dlaczego chciała, żeby zamknęli oczy.
— Otwórzcie. — powiedział mniejszy głos, natychmiast powodując, że oboje otworzyli szeroko oczy.
— O mój Boże! — Allison krzyknęła z szeroko otwartymi oczami.
Stiles odskoczył w szoku.
Na kanapie w miejscu Emily siedziało małe dziecko. Dziecko, które przypomniało mu piwnooką z trzeciej klasy.
— E-Emily? — wyjąkał. — Czy to ty?
Dziecko przekrzywiło głowę, patrząc na niego psotnymi, dużymi oczami.
— W sensie?
— Więc możesz zmieniać wygląd? — zapytała Allison, kiedy jej serce zwolniło od szoku.
Emily pokiwała głową.
— Ale mój dar nie jest jakoś szczególnie imponujący. Mogę się tylko starzeć i odmładzać. — Znów wróciła do ich wieku.
Stiles i Allison skinęli głowami ze zrozumieniem. Młody człowiek zmarszczył brwi.
— Ale czy to oznacza, że tak naprawdę nie wyglądasz... Tak? — wskazał na nią niezręcznie, zastanawiając się, czy rzeczywiście jest starsza lub nawet młodsza od nich.
Na jej ustach pojawił się kpiący uśmieszek.
— Nie wiesz, że to nie grzeczne pytać kobietę o wiek? — drażniła się, ciesząc się z jego zdenerwowania. — Ale, odpowiadając na twoje pytanie... To prawdziwa ja. Chociaż w rzeczywistości jestem o kilka lat starsza. Tak wyglądam tylko po to, żeby móc się lepiej wtopić w tłum. — zrobiła krótką przerwę. — Proces starzenia się wampirów zaczyna zwalniać po osiągnięciu osiemnastu lat u kobiet i dwudziestu jeden u mężczyzn. Jest jeszcze wolniejszy, gdy jesteś czystej krwi.
— Mhm. — Stiles pokiwał głową ze zrozumieniem, gotowy zapytać ją o jej przyjaciela.
Tyle że wstała nagle z kanapy, a jej oczy zwęziły się, gdy patrzyła w okno.
— Są tutaj. — powiedziała.
Ludzie zesztywnieli.
— Dzwonię do Scotta. — Allison mruknęła, szybko wykręcając numer swojego chłopaka.
— Oczywiście, że to pierwsza rzecz, którą musi zrobić. — Emily przewróciła oczami, po czym skupiła uwagę na oknie. — Cóż, nie będą mogli wejść do środka, jeśli nie chcą, aby ich karki zostały złamane.
— Nikogo nie zabijesz. — Stiles spojrzał na nią. — Zabijaniu mówimy stanowcze „nie". — podkreślił.
— Są tutaj, aby zabić Lydię, Stiles, a ty brzmisz jak psychiatra w zakładzie zamkniętym. — odparła, zirytowana.
— Wiem, ale jeśli jakoś uda im się dostać do środka, musisz obiecać, że ich nie zabijesz. — powiedział. — Działają tylko na rozkaz Dereka. Obiecaj mi, że ich nie zabijesz. — wymamrotał, a jego ton złagodniał. Rozumiał, dlaczego reagowała w ten sposób, ale nie chciał, żeby ich zabiła. — Wiem, że zależy ci na bezpieczeństwie Lydii, ale nie możesz ich zabić. Obiecaj mi, Em.
Nawet wyciągnął swój mały palec, na co dziewczyna przekręciła oczami.
— Naprawdę? Kolejna obietnica na małego palca? — zapytała z niedowierzaniem. Wydając ciężkie westchnienie, niechętnie owinęła palec wokół jego. — Nie zabiję ich. — sapnęła, po czym skrzyżowała ramiona na piersi.
Stiles powstrzymał się od komentarza, jak urocza jest, ponieważ Allison wróciła do pokoju i powiedziała im, że Scott jest w drodze.
Minęło kilka minut, a Emily wyjrzała przez firankę. Zobaczyła grupę czterech osób stojących na środku ulicy. Potem spojrzała na kuszę, którą przyniosła Allison i pomyślała, że to lepsze niż skręcanie im karku.
— Po prostu zastrzel jednego z nich.
Allison spojrzała na Stilesa z niedowierzaniem.
— Mówisz poważnie?
Emily zamrugała ze zdziwienia i pokiwała głową.
— Powiedzieliśmy Scottowi, że możemy się chronić, więc zróbmy to. A przynajmniej spróbuj, okej?
— W porządku. — Łowczyni odpowiedziała cicho.
— Nie, żebym się wymądrzała, ale coś czuje, że jeśli jeden z nich zostanie trafiony, to reszta nas zaatakuje. — powiedziała Emily.
— Który pierwszy?
— Um... — Stiles zerknął przez firankę, a jego spojrzenie wylądowało na konkretnym osobniku. — Derek. Tak, zastrzel go. Najlepiej szybko i w głowę. Żeby mieć pewność, że się nie podniesie.
— A myślałam, że powiedziałeś "zero zabijania"... — Emily mruknęła pod nosem.
— Jeśli Scott był w stanie złapać strzałę, Derekowi tym bardziej się to uda. — Allison przypomniała mu.
Stiles spojrzał na Emily i obrzucił ją przepraszającym spojrzeniem, czując się jak hipokryta.
— Okej, po prostu strzel jednego z pozostałej trójki. — powiedziała Emily, która wyglądała przez okno.
— Chyba z dwójki. — wymamrotał Stiles.
— Nie, trójki. — Wampirzyca wyjrzała i zobaczyła, że chłopak miał rację.
Gdzie do diabła podział się Isaac?
Emily odwróciła się w samą porę, by zobaczyć, jak Isaac popycha Allison na ziemię i miał zamiar zaatakować Stilesa. Natychmiast uderzyła wilkołaka w twarz i złamała mu nos. Ostatecznie przypadkowo przewróciła mały stolik, który sprawił, że chłopak upadł.
— Idź, upewnij się, że Lydia tutaj nie zejdzie. — powiedziała, zerkając na Allison, która już stała.
Młoda łowczyni skinęła głową i natychmiast rzuciła się po schodach.
— Em! Uważaj! — Stiles krzyknął, widząc Isaaca stojącego i warczącego na brunetkę.
Wampirzyca odwróciła się i uchyliła od ciosu zadanego w jej stronę. Złapała go za ramię i wykręciła je do tyłu, łamiąc mu przy tym rękę, po czym kopnęła go. Isaac jęknął z bólu.
Powoli wstał, używając zdrowej ręki, aby naprostować złamaną, by ta mogła się zagoić.
Emily z łatwością złapała go za tył głowy i walnęła nią w blat, powodując, że chłopak stracił przytomność. Spojrzała na Stilesa, a jej oczy powędrowały na coś za nim.
— Stiles! — zawołała ostrzegawczo.
Brunet odwrócił się i krzyknął, widząc za sobą Ericę, której oczy świeciły na żółto. Beta warknęła na niego i zaczęła go atakować. Chłopak podniósł wazon i rzucił w nią. Wazon uderzył ją twarz, ale nie spowolnił.
— O cholera. — Cofnął się ze strachu i zamknął oczy, gdy zobaczył, że jest gotowa machnąć się ostrymi pazurami w jego twarzy.
Kiedy usłyszał ostry krzyk, a potem głośny łomot, otworzył oczy i zobaczył, że Erica leży na ziemi i płacze z bólu, a Emily stoi nad nią z krwią na dłoni.
— Co ty...?
— Złamałam jej kręgosłup. — rzuciła mu niewinne spojrzenie — Powiedziałeś, żeby ich nie zabijać. Nic nie mówiłeś o powodowaniu bólu, by ich zatrzymać.
Chłopak otworzył usta, by odpowiedzieć, ale nie mógł znaleźć odpowiedzi. Westchnął z ulgą.
— Myślę, że to w porządku. Nie złamałaś obietnicy. — przerwał, zerkając na dwie bety leżące na ziemi. — Co teraz?
— Wszystko w porządku? — Scott podbiegł do nich znikąd.
Allison zeszła po schodach, patrząc na nich z przestraszonym wyrazem twarzy.
— Kanima jest tutaj.
Emily wydęła wargi, spoglądając w dół.
— Najpierw pozbądźmy się tych dwóch. — powiedziała, chwytając bety z tyłu koszulek i zerknęła na drzwi. — Ktoś mi otworzy? — Scott to zrobił i patrzył, jak brunetka rzuca bety do stóp Dereka.
Alfa zmarszczył brwi i spojrzał na Scotta.
— Chyba w końcu rozumiem, dlaczego ciągle mi odmawiasz, Scott. Nie jesteś omegą, jesteś już alfą własnego stada.
Emily zmarszczyła brwi i odsunęła się od trójki. Wiedziała, że jedynym powodem jej pobytu była Lydia. Scott nie był jej przyjacielem, Allison była, a Stiles... Nie była pewna, jak go nazwać.
— Ale wiesz, że nie możesz mnie pokonać.
— Mogę cię powstrzymać, dopóki policja nie przyjedzie. — Scott powiedział z zadowoleniem na twarzy.
Słysząc syreny, Derek spojrzał na Boyda.
— Zabierz ich stąd.
Nagły syk spowodował, że wszyscy zesztywnili.
Derek i Boyd spojrzeli na dach z oszołomionym wyrazem twarzy, a reszta natychmiast wyszła z ganku, aby zobaczyć, na co patrzą.
Kanima czołgała się po dachu. Zdawało się, że zauważyła ich, syknęła groźnie i uciekła w las.
Stuknięcia obcasów o drewnianą podłogę zwróciły ich uwagę, gdy patrzyli z szokiem - z wyjątkiem Emily - na Lydię wychodzącą z domu.
— Czy ktoś mógłby mi powiedzieć, co się do cholery dzieje? — zażądała.
Natychmiast zorientowali się kim była Kanima ak jaszczurka zabijająca ludzi.
To Jackson.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro