Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 17

Rozdział 17

━━━

Emily weszła do domu gotowa by po prostu pójść spać. Po lodowisku postanowiła zabrać Lydię, która nie chciała rozmawiać o zaistniałej sytuacji, do domu. Nie chciała mówić o tym, jak z niewiadomych przyczyn zaczęła krzyczeć. Emily niechętnie porzuciła ten temat.

Spojrzała na telefon i zobaczyła wiadomość od numeru, którego nie rozpoznała i zanim zdołała ją odczytać, usłyszała skrzypienie podłogi.

Natychmiast stanęła w pogotowiu i rozejrzała się, by sprawdzić, czy może wyczuć zapach. Jakiś wampir minął ją, a ona szybko za nim podążyła. Udało jej się go złapać i trzasnąć nim o ziemię, sycząc groźnie w jego twarz, tylko po to, by uzyskać śmiech od osoby, na której siedziała.

— Co ty tutaj do cholery robisz, Eli? — Emily zamrugała ze zdziwienia, wstając.

Nie widziała go od lat dwudziestych. Nie mogła sobie dokładnie przypomnieć, ponieważ wtedy straciła swoje człowieczeństwo.

Eli wstał, posyłając jej zranione spojrzenie.

— Widzę, że odzyskałaś człowieczeństwo. — zamyślił się, spacerując i sprawdzając ją. — Wpadłem w odwiedziny. Niespodzianka?

Emily skrzyżowała ręce na piersi i zmarszczyła brwi, posyłając mu pytające spojrzenie.

— Co tu robisz, Eli?

— Tęskniłem za tobą, Em. — powiedział, przenosząc kosmyk jej włosów za ucho z delikatną miną. — Pomyślałem, że możemy się zabawić jak za dawnych czasów. — Jego dłonie obejmowały jej twarz, wpatrywał się w jej piwne oczy.

Dziewczyna patrzyła na niego, powoli nachylając się i szepcząc mu do ucha.

— Nie, dziękuję. — Szybko się odwróciła i wyszła z pokoju. Tak długo, jak trzymał się z dala od jej planów, mógł robić, co chciał. — Możesz zostać w pokoju gościnnym, o ile nikogo nie zjesz.

Mężczyzna spojrzał na nią, a jego usta wykrzywiły się w niewielkim uśmieszku.

— Za późno. — mruknął, niezraniony jej odrzuceniem. Wrócił do salonu, by się czegoś napić.

─────

— Tak mi przykro z powodu tamtego dnia... — powiedział Stiles, wpatrując się w swojego najlepszego przyjaciela, gdy siedzieli na klatce schodowej. — Próbuję. Poradzimy sobie z tym. Uch, wiem, bo cię kocham. Kocham cię bardziej niż... — skrzywił się. — O mój Boże. Nie mogę. Ty i Allison musicie znaleźć lepszy sposób komunikowania się.

Scott westchnął.

— Daj spokój, jesteś jedyną osobą, której możemy zaufać. Czy ona przyjdzie dziś wieczorem na mecz?

— Tak. Okej, wiadomość przekazana. — mruknął Stiles, wydając zmęczone westchnienie. — A teraz opowiedz mi o swoim szefie.

Scott zacisnął usta.

— Sądzi, że rodzina Allison przechowuje jakieś zapisy wszystkich rzeczy, na które polowali. Jakaś książka.

— Prawdopodobnie ma na myśli Bestiariusz.

— Co?

— Bestiariusz. — powtórzył.

— Myślę, że masz na myśli bestialstwo. — Scott zachichotał z rozbawieniem.

Stiles posłał mu śmiertelne spojrzenie, zastanawiając się co do cholery dzieje się w głowie jego najlepszego przyjaciela.

— Nie, debilu. To jak encyklopedia mitycznych stworzeń.

— Jakim cudem jestem jedyną osobą, która nic nie wie o tych rzeczach?! — Scott wykrzyknął. Nawet nie wiedział, czym był wilkołak, dopóki Stiles mu nie powiedział.

— Okej, jesteś moim najlepszym przyjacielem, a w dodatku nadprzyrodzonym stworzeniem. To trochę jakby mój priorytet. — odparł Stiles, myśląc także o pewnej wampirzycy, której nie widział od nocy na lodowisku.

— W porządku. — Scott powiedział. — Jeśli uda nam się to znaleźć, dowiemy się, czym to jest...

— I kim.

— Potrzebujemy tej książki! — Oboje powiedzieli zgodnie. Następnie wstali i poszli na zajęcia.

─────

Emily zaparkowała samochód, czując ukłucie irytacji na siedzącą po stronie pasażera osobę, zajętą piciem krwi z worka. Obróciła się na siedzeniu, żeby wściekle spojrzeć na towarzysza.

— Naprawdę musiałeś przyjechać?

— Oczywiście! — odparł Eli, oblizując wargi z krwi, która mogła się wylać. — Powiedziałem ci, że chcę się spotkać, a ponieważ grasz licealistkę, nie mogłem cię zobaczyć. — patrzył, jak dziewczyna przewraca oczami, po czym otwiera drzwi i wychodzi. Podążył za nią. — Poza tym nie pamiętam, kiedy ostatni raz usiadłem, żeby obejrzeć mecz.

— To dlatego, że zazwyczaj zjadasz graczy. — mruknęła, nie mogąc powstrzymać westchnienia. — W porządku, możesz zostać, ale pamiętaj, że nie wolno ci nikogo zabić. — przerwała, słysząc cichy dźwięk płaczu i szybko rozpoznała, że to Lydia. Zacisnęła usta i spojrzała na mężczyznę, który obdarzył ją niewinnym uśmiechem. — Idź. Ja muszę coś zrobić.

Patrzył na nią przez chwilę.

— W porządku. — wzruszył ramionami, odwrócił się i ruszył w stronę boiska.

Emily szybko się odwróciła i podeszła do samochodu, w którym płakała jej najlepsza przyjaciółka. W chwili, gdy pojawiła się w jej polu widzenia, zauważyła Lydię próbującą ukryć fakt, że płakała.

— Co jest? — zapytała.

Lydia pociągnęła nosem, kręcąc głową.

— Nic złego. — odparła. — Nic mi nie jest.

— Oczywiście, że coś jest nie tak. Gdybyś miała się dobrze, nie płakałabyś na szkolnym parkingu w swoim samochodzie. — spojrzała na nią ostro, a jej ton złagodniał. — Więc powiedz mi, co jest nie tak.

— Myślisz, że jestem szalona? — mruknęła, ocierając łzy.

— Lydia, nic nie każe mi tak myśleć. — Emily powiedziała, wspominając wszystko, przez co przeszła jej przyjaciółka od nocy, gdy Peter ją ugryzł. — Czy to ma coś wspólnego z tym, co wydarzyło się na lodowisku?

Lydia zawahała się, zanim skinęła głową.

— Nie wiem, jak to wytłumaczyć, ale wciąż widzę rzeczy, których nie ma i... Boję się Em. Myślę, że coś jest ze mną nie tak.

Emily wpatrywała się w nią, a w jej żyłach płynęło uczucie gniewu. Gniew nie dotyczył Lydii, ale Petera, ponieważ to on ugryzł ją tamtej nocy. To wszystko oczywiście działo się z powodu ugryzienia. Nie wiedziała, jak to zrobił, ale jakoś dostał się jej do głowy.

Znieruchomiała, gdy usłyszała głośne syczenie dochodzące z wnętrza szkoły. To na pewno było stworzenie, które zabiło ojca Isaaca. Co szczerze nie wydawało się jej złe, odkąd dowiedziała się od Dereka, że ​​ojciec Isaaca go wykorzystywał. Starszy mężczyzna na to zasłużył, a ona nie żałowała go.

Musiała jednak jeszcze zobaczyć, jak to coś wygląda, żeby dowiedzieć się, co to dokładnie jest. Robiła, co mogła, aby ukryć, jak bardzo była tym zdenerwowana, ponieważ nie wiedziała, co to stworzenie może zrobić.

— Nie dzieje się z tobą nic złego, Lydia. — powiedziała cicho i odchrząknęła. — Co powiesz na to, że dziś wieczorem urządzimy sobie nockę? Obejrzymy "Pamiętnik", jeśli chcesz i napychamy sobie twarze lodami. — Szczerze przydałaby jej się chwila oderwania się od tego, co się w tej chwili dzieje.

— Tylko ty i ja? — zapytała Lydia. Nie chciała zapraszać Allison, ponieważ druga brunetka była zajęta swoim chłopakiem.

— Tak. — Emily potwierdziła i spojrzała na szkołę. — Więc przyjdę do ciebie dziś wieczorem i przyniosę lody.

Lydia uśmiechnęła się do najlepszej przyjaciółki, czując ukłucie podniecenia.

— W porządku.

— Dobra, słuchaj, ja muszę jeszcze coś sprawdzić, ale do zobaczenia później, dobrze? — Kiedy zobaczyła, że Lydia ​​skinęła głową, szybko pobiegła w stronę szkoły. Podążyła za sykiem i pluskami wody.

─────

Stiles zakaszlał w wodzie, starając się powstrzymać Dereka i siebie przed utonięciem. Posłał Derekowi wyraz irytacji.

— To twoja wina.

— Moja? — Mężczyzna spojrzał na niego z niedowierzaniem.

— Tak! Gdybyś nie zdecydował się mnie tutaj zastraszyć, prawdopodobnie moglibyśmy tego wszystkiego uniknąć! — wykrzyknął Stiles, znów kaszląc. — A teraz muszę cię powstrzymać od utonięcia i ledwo czuję ramiona!

— A jak myślisz, kto będzie w stanie z tym walczyć? Ja czy ty? — Derek zapytał, ignorując wypowiedź chłopaka.

— Nieważne. — Stiles mruknął ze zmęczeniem, spoglądając na jaszczurkę, która patrzyła na wodę z czymś na wzór niesmaku i nienawiści.

— Powinniśmy się cieszyć, że nie umie pływać.

Derek zmarszczył brwi, zerkając w stronę wejścia, gdy poczuł znajomy słodki zapach, który należał tylko do jednej osoby.

— Emily? — odetchnął z ulgą.

Oczy Stilesa rozszerzyły się, gdy szybko rozejrzał się za nią.

— Gdzie? — Nie był w stanie uchwycić brunetki, która zaskoczyła jaszczurkę.

— Hej! — zawołała, kopiąc stworzenie i uciekając.

Stwór syknął, a jego ogon poruszył się w groźny sposób. Rozejrzał się, szukając osoby, która go kopnęła. Czując kogoś za sobą, złapał ją ogonem i cisnął nią o ścianę.

— Emily! — Stiles krzyknął ze zmartwienia, gdy obserwował, jak dziewczyna uderza w ścianę.

— Nic jej nie będzie, dopóki jej nie zadrapie. — powiedział Derek, ignorując spojrzenie człowieka, gdy patrzył, jak wampirzyca wstaje.

— Głupia jaszczurka. — obnażyła kły w stronę stworzenia. Adrenalina silnie bazowała w jej żyłach. Szybko rzuciła się na stworzenie i wykorzystała całą swoją siłę, kopiąc ją w brzuch, unikając ogona i uderzając nią w lustro. Jaszczurka potrząsnęła głową, zanim jej oczy padły na odłamki szkła na ziemi. Patrzyli, jak przechyla głowę, po czym szybko ucieka, pozostawiając ich w zamieszaniu. — I po zabawie. — mruknęła sarkastycznie Emily.

— W-w końcu zniknęło. — powiedział zmęczony Stiles od ciągłego utrzymywania Dereka. Nagle poczuł, że traci przytomność, gdy wpadł pod wodę, próbując walczyć z sobą, by nie zemdleć.

— Nie! S-Stiles! — Derek zawołał, zanim wziął głęboki wdech, żeby się nie utopić.

Oczy Emily rozszerzyły się na chwilę, gdy zobaczyła, jak oboje wślizgują się do wody i nie ruszają. Przygryzła dolną wargę.

— Cholera. — zaklęła pod nosem. Zdjęła skórzaną kurtkę i wskoczyła do basenu.

Jej piwne oczy wylądowała na Dereku, który był najbliżej. Zobaczyła, że ​​Stiles wciąż walczy pod wodą, złapała Dereka za kark i pociągnęła go w górę. Kiedy wypłynęli, rzuciła go na brzeg basenu, po czym ruszyła po Stilesa.

Brunet ledwo czuł jakiekolwiek kończyny, przez to, że ostatnią godzinę próbował utrzymać się na powierzchni. Im bardziej próbował dopłynąć do powierzchni, tym było trudniej. Starał się nie wdychać wody, bo to zdecydowanie pogorszyłoby sytuację.

Jego wizja była niewyraźna i ledwo mógł dostrzec zbliżającą się postać, którą uświadomił sobie, że jest Emily. Przez chwilę myślał, że zobaczył na jej twarzy wyraz zmartwienia, zanim poczuł, że w końcu stracił przytomność.

─────

Słabo słyszał wołające go głosy i przypomniał sobie, że zemdlał w basenie. Ostatnią osobą, którą zobaczył, była Emily.

Czy ona go uratowała?

Zdecydowanie miał rację co do jej troski.

Ale, kto wołał jego imię?

Słyszał kilka różnych głosów i mógł się poruszać.

— Stiles?

— Czy on żyje?

— Oddycha.

Otworzył oczy. Zobaczył Emily i Scotta stojących nad nim. Odwrócił głowę, by zobaczyć, że Derek w końcu się poruszył. Wydał z siebie cichy kaszel.

— Co...? — wymamrotał, patrząc na nich.

— Mówiłam ci, że nie umarł, Scooby. — Emily rzuciła Scottowi spojrzenie, spoglądając na Stilesa z nieczytelnym wyrazem twarzy.

— Jak się czujesz? — Scott zapytał go z troską. Czuł się winny, że nie było go przy przyjacielu, ale Gerard praktycznie wciągnął go w zasadne, aby poszedł na kolację w domu Argent'ów.

— Żywy. — Stiles mruknął pod nosem, jęcząc, gdy usiadł. — Kiedy się tu pojawiłeś?

— Kilka minut temu. — Scott odpowiedział, pomagając mu wstać. — Powiedzieli, że to... — Jego brązowe oczy przeniosły się na dwójkę z dezorientacją. — Jak to nazwałaś?

— Kanima. — powiedziała Emily, przeczesując dłonią mokre włosy, po czym sięgnęła i podniosła skórzaną kurtkę. — Nie zdawałam sobie sprawy, że Kanima zabija ludzi.

— Wiedziałaś, co to jest? — zapytał ją Derek, wstając samotnie z Ericą u boku, która wreszcie obudziła się.

Wampirzyca skrzyżowała ręce na piersi.

— Wiedziałam, że coś zabija ludzi, ale nie wiedziałam, że to Kanima. A poza tym po raz pierwszy widziałam ją z bliska. Słyszałam tylko historie o nich.

Derek westchnął.

— Ja też. Uświadomiłem sobie, że to Kanima, kiedy zobaczyła swoje odbicie.

— Wyglądała na trochę zdezorientowanego. — Stiles zauważył. Chociaż teraz jedyne czego chciał to iść do domu i przebrać się w suche ubrania.

— Nie wie, czym jest. — Scott mruknął.

— Albo kim. — powiedział Derek.

— Czy to jest takie jak my? — zapytał Beta, zanim spojrzał na Emily. — Albo jak ty?

Emily uniosła brew.

— Nie. — przerwała. — Ale to też zmiennokształtny.

— Ona ma rację. — wtrącił Derek, wahając się przez chwilę. — Ale to też... Hm... To nie jest właściwe. To...

— Obrzydliwość. — Stiles skończył, zwracając uwagę na to, jak ciężko starał się wymyślić odpowiednie słowo.

Scott spojrzał na Emily i Dereka z poważnym wyrazem twarzy.

— Musimy nad tym wspólnie popracować. Można nawet powiedzieć Argentom.

Brunetka skrzywiła się na okropny pomysł młodego wilkołaka. Spojrzała na Dereka.

— On tak na poważnie? — wiedziała, że ​​z Gerardem w mieście sprawy wyglądały gorzej dla wilkołaków, zwłaszcza że nie dbał o to, kogo zabijał. Ale głęboko martwiła się również, że pójdzie za nią, ponieważ była pewna, że ​​wiedział, że jest w mieście.

Starszy mężczyzna zadrwił, wpatrując się w Scotta.

— Ufasz im?

— Nikt nikomu nie ufa i to jest problem! Podczas gdy my tutaj jesteśmy, kłócąc się o to, kto jest po czyjej stronie, coś straszniejszego, silniejszego i szybszego niż ktokolwiek z nas,  zabija ludzi, a my nadal nic o tym nie wiemy! — Scott wykrzyknął, uwalniając westchnienie.

Derek patrzył na niego przez chwilę, zanim jego spojrzenie stwardniało.

— Wiem jedno. Kiedy to znajdę, zabiję. — Zarówno on, jak i Erica odeszli.

Scott i Stiles spojrzeli na Emily, która wzruszyła ramionami.

— Nie jestem zainteresowana. — powiedziała, sprawdzając telefon i zobaczyła czas i wiadomość od Eli. Zamiast tego poszedł do klubu, co oznaczało, że prawdopodobnie wróci rano. — I tak muszę już iść.

Dwaj najlepsi przyjaciele mogli tylko obserwować, jak wampirzyca odeszła tak szybko, jak Derek, pozostawiając ich z obawą, jakie jeszcze niebezpieczeństwa może im przynieść Kanima.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro