Rozdział 14
Rozdział 14
━━━
— Potrzebujesz pomocy pod prysznicem? Mam kogoś zawołać? — Pan Martin zapytał córkę, która wstała z łóżka szpitalnego, na którym leżała przez cały weekend.
Lydia posłała mu sarkastyczny uśmiech.
— Może gdybym miała cztery lata — zacisnęła usta, zerkając na Emily, która siedziała na krześle z rozbawioną miną.
— Poczekam na zewnątrz. Przynajmniej tam jest nieco mniej sarkastycznie — Mężczyzna mruknął, wychodząc z pokoju.
Emily zachichotała.
— Cóż, przynajmniej wiemy, że czuje się lepiej — powiedziała, wychodząc za nim, ponieważ nie miała powodu, by zostać w pokoju, gdy Lydia brała prysznic.
— Naprawdę doceniam twój pobyt tutaj — powiedział cicho do młodej nastolatki.
Wampirzyca uśmiechnęła się do niego uprzejmie, co w rzeczywistości było fałszywe, ale on tego nie wiedział.
— Żaden problem. Jest moją najlepszą przyjaciółką, więc chciałam się upewnić, że wszystko z nią w porządku.
Tego nie można było powiedzieć o Allison, która w ogóle nie odwiedzała truskawkowej blondynki.
Mężczyzna skinął głową, a potem wymamrotał, że idzie skorzystać z toalety.
Piwne oczy Emily rozejrzała się znudzone po korytarzu, zanim wylądowały na chłopaku, który spał na krzesłach, mrucząc pod nosem.
Podniosła pytająco brew, zastanawiając się, dlaczego wciąż tu jest.
— Chodź tutaj seksowna tygrysico — Stiles mruknął głębokim tonem, chichocząc przez sen.
Emily powstrzymała prychnięcie, kiedy zobaczyła zniesmaczone spojrzenie stojącej nad nim pielęgniarki.
— Co za głupek — mruknęła do siebie, decydując się udawać, że nie zna tego człowieka.
W całym tym zamieszaniu nie zdążyła nawet przetworzyć uczuć, które wyczuła w jego krwi.
Stiles otworzył nagle oczy, budząc się i usiadł, próbując zachować czujność.
Spojrzał na nią i poczuł wyraźną ulgę.
— Hej — uśmiechnął się do niej.
Emily uniosła brew z drwiącym uśmieszkiem na ustach.
— Miałeś przyjemny sen, Stiles?
Chłopak zamrugał, nie do końca pewny, co zrobił. Podświadomie podniósł rękaw do ust, aby zetrzeć ewentualną strużkę śliny, która mogła powstać w czasie jego krótkiej drzemki.
— O czym ty mówisz?
— Sama nie wiem... Ty mi powiedz, skoro nazywałeś kogoś seksowną tygrysicą — drażniła go, a on natychmiast zaczął się jąkać z przerażoa miną.
Emily zaczęła się śmiać.
— Zamknij się...
Dziewczyna przestała się śmiać i przewróciła oczami, przechodząc obok niego.
— To ty zdecydowałeś się zasnąć w miejscu publicznym — odparła i usłyszała, jak chłopak idzie za nią. — Nadal nie rozumiem, dlaczego zdecydowałeś się tu zostać?
— Mówiłem ci. Po prostu chciałem tu być. — powiedział, uśmiechając się — Pełnię moralne wsparcie i wszystko inne.
— Wsparcie moralne? Lydia żyje i nie zmieniła się w wilkołaka. Także twoje wsparcie chyba będzie niepotrzebne — przypomniała mu.
— Ale coś się z nią dzieje, racja? — zapytał z ciekawością.
On i Scott wpadli do szpitala, by sprawdzić ranę ugryzienia Lydii, która nie zniknęła.
— Czy to ma znaczenie? — odparła, nie dbając o to, w co zmieniła się Lydia.
Dopóki nie była wilkołakiem, była spokojna.
Stiles posłał jej zszokowane spojrzenie i zaczął wymachiwać rękami.
— Oczywiście, że to ważne! A jeśli zmieni się w krwiożerczą maszynę do zabijania i wybije pół miasta? — wykrzyczał w pośpiechu.
Emily posłała mu puste spojrzenie.
— To wtedy populacja będzie mniejsza o połowę, zgaduję — wzruszyła ramionami i zatrzymała się przy automacie.
— Dobra, nie... — przerwał, obserwując, jak wkłada pieniądze do automatu i kupuje paczkę słodyczy — Ty też lubisz Reese's?!
Jego oczy były pełne podziwu, że lubiła ten sam rodzaj słodkości, co on.
— No cóż... — powiedziała, jakby to było oczywiste.
Oczy mu się rozjaśniły, gdy dowiedział się o niej czegoś nowego.
— Też je lubię! — odparł, wkładając pieniądze i nacisnął guzik.
Jego oczy drgnęły, gdy zobaczył, że przysmak bogów się zacina.
— Wow, ty to masz szczęście — Emily stłumiła śmiech.
— Poważnie? — mruknął z szyderstwem, kiedy poklepał szybę, żeby zobaczyć, czy przekąska spadnie i nic się nie stało. — Możesz się troszkę cofnąć? — czekał, aż się poruszy, zanim zaczął kołysać automatem.
— Zaraz ci upadnie i koncertowo to spieprzysz — ostrzegła, widząc, jak kołysze maszynę i skrzyżowała ramiona na piersi.
— To nie... — Jego ręka ześlizgnęła się i automat spadł na ziemię.
Emily parsknęła, szybko zakrywając ręką usta, próbując w ten sposób stłumić śmiech.
— Mówiłam, że upadnie — wymamrotała.
Stiles rozejrzał się dookoła z szeroko otwartymi oczami, by sprawdzić, czy ktoś go widział i zaczął odciągać roześmianą wampirzycę.
— To się nigdy nie zdarzyło.
— Serio? Właśnie upuściłeś automat na ziemię — wskazała na to, co stało się zaledwie kilka chwil temu.
— Nie, nie zrobiłem. Nie masz dowodu — powiedział, a jego policzki zarumieniły się, gdy nadal ciągnął ją po korytarzu.
— No nie wiem. Wydaje mi się, że wiem, co widziałam. A kiedy o tym powiem, będziesz miał tyle kłopotów... — drażniła go.
Stiles natychmiast spojrzał na nią.
— No co? — zapytała niewinnie — Każdy martwi się o swoją dupę — wzruszyła ramionami, a dokuczliwy błysk wciąż był w jej oczach.
— Obiecaj, że tego nie powiesz. Błagam cię, będę mieć znaczniej więcej kłopotów, szczególnie gdy mój tata się dowie, że tu przebywam. A miałem siedzieć w domu, w pokoju. Niczym samotny samotnik w samotni...
— Chwila, czekaj. Chcesz mi powiedzieć, że nie tylko zniszczyłaś własność szpitala, ale także wymknąłeś się z domu, mimo wyraźnego zakazu od ojca? — posłała mu złośliwy uśmieszek — Wow, Stiles. Ale jesteś niegrzecznym chłopcem.
— Ja... Ja nie... Nie byłem... Po prostu... Obiecaj — wystawił do niej mały palec.
Emily wpatrywała się w palec, zanim spojrzała na niego z uniesioną brwią.
— Co ty robisz?
— To obietnica na małego palca — ciągnął, wciąż wystawiając w jej kierunku mały palec.
— Wiem, czym jest obietnica na małego palca. Może jestem nieco starsza, ale mój mózg działa, jak należy — sapnęła. — Chodzi mi o to... Dlaczego to robisz?
— Obiecujesz, że oboje nigdy nie wspomnimy o tej zawstydzającej i przerażającej chwili, która wydarzyła się przy automacie — Stiles wyjaśnił z twarzą jasnoczerwoną z zażenowania.
— Ale ty zdajesz sobie sprawę, z tego, że jeśli jedno z nas złamie tę obietnicę, to musi sobie odciąć palec? Nie, żeby coś, ale lubię mieć wszystkie pięć — odparła nonszalancko.
Stiles otworzył usta, a następnie zamknął je kilka razy, nie wiedząc co odpowiedzieć.
— Nie będziemy sobie odcinać palców — Stiles westchnął i opuścił głowę. — O Jezu... — spojrzał na nią i znów wystawił palec. — Po prostu to zrób — przerwał, z przebiegłym spojrzeniem w oczach. — W przeciwnym razie rozpowiem całej szkole, że się zaśmiałaś. Nie myśl, że tego nie słyszałem.
Emily zamrugała ze zdziwienia. Skrzyżowała ramiona na piersi, patrząc na niego.
— Nie odważyłbyś się — zmrużyła na niego oczy.
Chłopak posłał jej jedynie zadowolone z siebie spojrzenie, gdy wyciągnął po raz kolejny w jej stronę palec.
Dziewczyna przewróciła oczami i owinęła swój wokół jego.
— To było urocze — wymamrotał po chwili.
— Co?
— Kiedy się zaśmiałaś. To było słodkie — zarumienił się pod jej spojrzeniem.
— Przestań o tym mówić — wymamrotała.
Stiles zamrugał, zastanawiając się, czy właśnie wyobraził sobie, czy naprawdę zauważył delikatny rumieniec na jej policzkach.
Oboje zamarli, gdy głośny, wysoki krzyk rozniósł się echem po salach szpitala.
Emily poczuła, jakby miała zaraz umrzeć, gdy rozpoznała właściciela głosu.
— Lydia — wymamrotała i natychmiast pobiegła do pokoju szpitalnego dziewczyny.
Stiles ruszył za nią.
Oboje wpadli do pokoju, gdzie znaleźli Melissę i pana Martin, którzy wyglądali na zmartwionych, gdy szukali dziewczyny w toalecie.
Ale jej nigdzie nie było.
Emily spojrzała na otwarte okno, a Stiles podążył za jej wzrokiem.
─────
— Szesnastoletnia ruda dziewczyna. Jakieś inne cechy? — zapytał szeryf, rozglądając się między Melissą a panem Martin.
Przybył w chwili, gdy otrzymał telefon z informacją, że Lydia zniknęła ze szpitala.
Emily podeszła bliżej, lekko marszcząc brwi.
— Cóż, jeśli mamy trzymać się faktów, włosy Lydii są w odcieniu truskawkowego blondu. Jest dość wysoka, ma zielone oczy — powiedziała bez ogródek.
— W porządku — Szeryf skinął głową, po czym jego wzrok padł na syna, a jego oczy zwęziły się. — Stiles, czy tobie się nie pomylił szpital z domem? Co ty tutaj robisz?
Młody Stilinski poruszył się na piętach z niezręcznym uśmiechem na twarzy.
— Um, no bo ja ten... No wiesz... Zapewniam moralne wsparcie.
Emily przewróciła oczami, gdy zobaczyła, że Stiles zostaje zbesztany i szybko się odwróciła, opuszczając szpital w poszukiwaniu Lydii.
─────
Stiles, Scott i Allison podeszli do domu Hale'a po tym, jak młody wilkołak zdołał wyśledzić zapach Lydii, który ich tam zaprowadził.
— Przyszła tutaj? — zapytał Stiles, marszcząc brwi, gdy zobaczył, gdzie się znaleźli. — Jesteś pewien?
Wilkołak skinął głową.
— Tak, tutaj prowadzi zapach.
— Lydia w ogóle była tu kiedyś?
— Nie ze mną — powiedziała Allison — Ale byłyśmy tutaj z Em. Więc może ona ją tu przyprowadziła?
Nadal była trochę niepewna co do Emily, zwłaszcza gdy jej ojciec powiedział jej, kim ona jest i że poprosił, by trzymała się z dala od wampirzycy.
— Absolutnie nie — Głos Emily zaskoczył ich, gdy nagle pojawiła się za nimi. Nawet Scott podskoczył z zaskoczenia.
Piwnooka stała ze znudzonym wyrazem twarzy, a Stiles spojrzał na nią zszokowany.
— Co ty tutaj robisz?
— Nie wiem, czy pamiętasz, ale też dbam o Lydię — oświadczyła bez ogródek. — I jedynym powodem, dla którego mogła się tu pojawić, jest to, że szuka alfy, a jedynym tutaj takim imbecylem jest Derek.
Nie chciała się przyznać, ale w głębi była zdezorientowana, gdy zobaczyła ugryzienie u Lydii, które się nie zagoiło. Nie było więc opcji, by jej przyjaciółka stała się wilkołakiem.
Chyba że ugryzienie uaktywniło coś, co było w niej uśpione.
— Więc się zmienia? — zapytał Stiles.
Emily w zamyśleniu zacisnęła usta, marszcząc brwi.
— Nie, jej ślad nadal był, zanim zniknęła, a powinien się zagoić.
— A może się to opóźnić? — zapytała Allison, patrząc z ciekawością na przyjaciółkę.
— Kto wie — wzruszyła ramionami. — Nie wiem, nie jestem ekspertem od wilków.
— Ale nie jesteś um... Wampirem? — Druga brunetka jąkała się nerwowo.
— Jestem. Ale czy ja ci wyglądam na kogoś, kto robił doktorat na temat likantropi? — Emily uśmiechnęła się złośliwie. — Boisz się mnie, Allison?
Dziewczyna przełknęła ślinę, a Scott przesunął się bliżej niej.
— Powinnam? — zapytała cicho, gryząc wnętrze policzka.
— Dopóki nie zabijesz Lydii, nie spadnie ci włos z głowy. — odparła Emily lekko groźnym tonem.
— Nie skrzywdzę jej. Ona też jest moją przyjaciółką — Allison powiedziała obronnie, a jej rysy złagodniały. — Tak jak ty, prawda?
Wiedziała, że Scott jest niebezpieczny i podobno Emily też, ale nigdy nie próbowali jej skrzywdzić.
Wampirzyca wpatrywała się w nią przez chwilę, nie znajdując żadnych zmian w pulsie dziewczyny.
Uważała Allison za interesującą, ponieważ było bardziej niż prawdopodobne, że zostanie myśliwym tak jak jej rodzina. Do tej pory uważała, że nie stanowi to problemu, ale Lydia została ugryziona przez alfę. Oznaczało to, że będzie pod ich radarem i naraża ją na śmierć, jeśli się poślizgnie.
Ale w tej chwili Allison wciąż była nieco niewinną dziewczyną. I dopóki Emily nie znajdzie powodu, by nie ufać dziewczynie, zdecydowała, że mogą zostać przyjaciółmi.
— Dobrze.
— Naprawdę myślałem, że będą walczyć — Stiles mruknął do swojego najlepszego przyjaciela, który skinął głową.
— Walka dziewczyn. O mój Boże — Scott wymamrotał.
— Słyszałaś? — Emily objęła Allison ramieniem i uśmiechnęła się chytrze. — Chcieli, żebyśmy walczyły. Może zdejmiemy ubrania i damy im przedstawienie w basenie z kisielem?
Chłopaki przełknęli nerwowo ślinę, a ich policzki zaczerwieniły się na myśl, że mogliby patrzeć, jak dziewczyny walczą bez ubrania.
Allison z drugiej strony miała krwistoczerwony rumieniec, gdy zmrużyła oczy na swojego sekretnego chłopaka.
— Scott! — skarciła go. — Chyba nie myślisz, że mówiła poważnie?!
— No wiem! Nie myślałem o... Um... — wyjąkał nerwowo, próbując wymyślić wymówkę.
— Nie bądź taką świętoszką, Allison — Emily rzuciła jej złośliwe spojrzenie. — Ty i Scott już macie coś ku sobie.
— Skąd to wiesz? — Dziewczyna pisnęła zawstydzona.
Stiles posłał swojemu najlepszemu przyjacielowi zszokowane spojrzenie.
— Nie masz już tego dziewiczego zapachu — powiedziała Emily z rozbawieniem w oczach, gdy zobaczyła, jak Allison i Scott patrzyli na nią szeroko otwartymi oczami, podczas gdy Stiles poczuł zażenowanie, że dziewczyna wiedziała, że wciąż jest prawiczkiem.
Westchnęła.
— W każdym razie, choć oglądanie waszej kłótni byłoby co najmniej ciekawe, wciąż musimy szukać Lydii.
Wszyscy przytaknęli zgodnie.
Stiles spojrzał w dół, a jego oczy wypełniły się ciekawością i podziwem.
— Hej, spójrzcie na to. Widzicie to? — przykucnął, a dwie dziewczyny zbliżyły się do niego, gdy przesuwał palcem po żyłce na ziemi. — Myślę, że to...
— Stiles...?
— Tak, Scotty?
Chłopak odwrócił się, a jego oczy rozszerzyły się, gdy zobaczył swojego najlepszego przyjaciela wiszącego nad ziemią do góry nogami.
— Och...
— Następnym razem, gdy zobaczysz podejrzany drut - nie ruszaj go.
— Tak, załapałem.
Emily zesztywniała, a jej oczy rozszerzyły się na rytm bicia serca, który słyszała.
— Ktoś idzie — ostrzegła.
— Ma rację — Oczy Scotta również rozszerzyły się ze strachu.
— Ukryjcie się! — Wampirzyca złapała dwóch ludzi i ukryli się za drzewem, gdzie mogli zobaczyć, jak do Scotta podchodzi ojciec Allison i kilku innych łowców. — Twój tata jest dupkiem. — Emily mruknęła do drugiej brunetki.
— Czy on zabije Scotta? — zapytał zmartwiony Stiles, a Allison miała nadzieję, że tak się nie stanie, zwłaszcza że jej ojciec obiecał nie krzywdzić Scotta.
— Nie. Teraz po prostu mu grozi — mruknęła.
Gdy łowcy zniknęli, Allison jako pierwsza rzuciła się na swojego chłopaka.
Emily przewróciła oczami, a Stiles potrząsnął głową, bo był już do tego przyzwyczajony.
Po tym, jak Scott uwolnił się od drutu, poszli do domu Hale'a, aby sprawdzić, czy Lydia tam jest. Niestety jej nie było.
Mogli się tylko zastanawiać, gdzie ta truskawkowa blondynka mogła się udać.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro