Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 13

Rozdział 13

━━━

Stiles wydął wściekle usta, gdy wiózł Petera do garażu. Wciąż patrzył w lusterko wsteczne, spoglądając na nieprzytomne ciało Emily.

Peter pozwolił mu zadzwonić do Jacksona, aby zabrał Lydię do szpitala. Stiles zabronił mu wziąć Emily, ponieważ sam chciał się nią zająć.

Brunet zacisnął ręce mocniej na kierownicy, zastanawiając się, kiedy dziewczyna się obudzi.

Jego oczy rozszerzyły się, gdy zobaczył, jak Peter wyciąga strzykawkę i dźga dziewczynę w ramię, wstrzykując jej coś.

— Co to było?! Co jej dałeś?! — zawołał w panice.

— Uspokój się. To tylko werbena — Peter przewrócił oczami, zauważając oczywiste przywiązanie, jakie Stiles miał do dziewczyny — Nie chciałem, żeby się obudziła, zanim dostanę to, czego chcę.

— Werbena? — Stiles powtórzył.

— Nic ci nie powiedziała, prawda? — zapytał rozbawiony Peter zmieszaniem na twarzy człowieka — Werbena jest tym, czym srebro dla wilkołaków. Jest toksyczna lub, jak w tym przypadku, tylko ją osłabi i pozostawi przez dłuższy czas nieprzytomną. — przerwał — To także powstrzymuje ich przed zmuszaniem was, ludzi.

— Nie może zmusić wilkołaków?

— Nie, żadnych istot nadprzyrodzonych.

Stiles milczał. Emily nigdy nie wspominała mu o werbenie i zastanawiał się, czy może dlatego, że mu nie ufała. Nie winiłby jej za ostrożność, ponieważ wydawało się to być jednym z wielu powodów, dla których zbudowała tak grube mury wokół siebie.

Kontynuował jazdę, chcąc tylko, żeby ta noc się skończyła.

─────

— Czyj to samochód? — zapytał Stiles, stojąc w garażu przed samochodem, którego nie rozpoznał.

Jego oczy na chwilę zwróciły się w kierunku jeepa, w którym leżała wciąż nieprzytomna Emily.

— Należał do mojej pielęgniarki.

— Co się z nią stało... — sapnął, gdy zobaczył jej martwe ciało w bagażniku. — O mój Boże!

Peter wydął wargi, wyjmując rzeczy, których potrzebował. Zamknął bagażnik, a Stiles położył na nim torbę.

— Powodzenia w uzyskaniu sygnału — Chłopak zadrwił, gdy zobaczył mały przedmiot, który podał mu Peter. — Och, WiFi, masz laptopa z jabłuszkiem... Tak mają wszystkie wilkołaki, czy to kwestia osobistych preferencji?

— Włącz. Połącz się.

— Wszystko świetnie, ale nadal potrzebujesz nazwy użytkownika i hasła Scotta. Przepraszam, ale ich nie znam.

Peter posłał młodemu nastolatkowi puste spojrzenie.

— Znasz.

— Nie, nie znam. — Nadal zaprzeczał.

— Nawet gdybym nie słyszał bicia twojego serca, wiedziałbym, że kłamiesz.

— Stary, przysięgam... — Brunet jęknął, gdy poczuł uderzenie w głowę.

— Mogę być bardzo przekonujący, Stiles. Nie zmuszaj mnie, bym to wykorzystał. — Lekko zagroził, zanim puścił jego głowę.

Chłopak odetchnął z ulgą, po czym niechętnie wpisał, to co powinien zrobić.

— Co się stanie po znalezieniu Dereka?

— Nie myśl. Wpisz.

— Zabijesz ludzi, prawda?

— Tylko odpowiedzialnych — ujawnił.

Stiles oblizał wargi i spojrzał na mężczyznę.

— Słuchaj, jeśli to zrobię, musisz obiecać, że odwalisz się od Scotta.

— Czy wiesz, dlaczego wilki polują w stadach? — Peter westchnął ciężko — To dlatego, że ich ofiara jest zbyt duża, aby mógł ją upowalić tylko jeden osobnik. Potrzebuję Dereka i Scotta. Potrzebuję ich obu.

— On ci nie pomoże — powiedział z przekonaniem Stiles, wiedząc, że jego najlepszy przyjaciel nikogo nie zabije.

— Och, zrobi to — odparł zadowolony z siebie Peter. — Bo to uratuje Allison — Wyraz jego twarzy osłabł, gdy Bbunet wpisał nazwę użytkownika i hasło. — Jego nazwa użytkownika to "Allison"? Jego hasło to także "Allison"?

Stiles wyglądał na równie zawstydzonego, jak on.

— Nadal chcesz go w stadzie? — wymamrotał, zanim zaczął pisać i spojrzał w górę, gdzie był telefon Scotta.
Kiedy lokalizacja pojawiła się na ekranie, jego brwi zmarszczyły się ze zdziwienia i zmieszania. — Czekaj, co... Tam go trzymają? We własnym domu?

— Nie w nim. Pod nim. Wiem dokładnie, gdzie to jest. Daj kluczyki.

Stiles westchnął ciężko, wyjął klucze z kieszeni i podał je.

— Ostrożnie. Zgrzyta w sekundę. — Jego szczęka prawie opadła, gdy zobaczył, jak Peter miażdży je w dłoni, zanim oddał mu z powrotem. — Więc mnie zabijesz? — przełknął ślinę, gdy Peter zrobił kilka kroków w jego stronę. — O Boże.

— Jeszcze nie rozumiesz? — Mężczyzna zmarszczył brwi. — Nie jestem tym złym.

— Zmieniasz się w gigantycznego potwora z czerwonymi oczami i kłami. I ty śmiesz mówić takie rzeczy?

— Lubię cię, Stiles — Peter zaśmiał się cicho — Skoro mi pomogłeś, dam ci coś w zamian. Chcesz coś zmienić?

— Co?

— Czy chcesz, żebym cię ugryzł? Jeśli cię nie zabije, może staniesz się taki jak my...

— Jak ty.

— Tak, wilkołakiem — westchnął. — Tamtej nocy w lesie ugryzłem Scotta, ponieważ potrzebowałem nowego stada. Równie dobrze to mogłeś być ty. Będziesz tak samo silny, jak on. Nigdy więcej nie będziesz stać w jego cieniu, obserwując, jak staje się silniejszy i szybszy, bardziej popularny. Nie będziesz obserwował, jak zdobywa dziewczynę swoich marzeń.

Stiles powstrzymał się od wzdrygnięcia niepewny, co o tym myśleć.

— Byłbyś równy. Może i silniejszy. Tak czy nie?

— Nie chcę być taki jak ty — powiedział po chwili ciszy. 

Peter nie był pod wrażeniem umiejętności kłamstwa tego człowieka.

— Wiesz, co właśnie usłyszałem? Twoje serce mocniej zabiło na słowa ,,nie chcę". Możesz uwierzyć, że mówisz mi prawdę, ale okłamujesz samego siebie — powiedział wilkołak, zanim odwrócił się i odszedł — Do widzenia, Stiles.

Chłopak stał oszołomiony, nie mogąc znaleźć w sobie argumentu.

Czy naprawdę głęboko chciał się zmienić?
Nie był pewien.

— Gdzie jest ten skurwiel? — Zachrypnięty głos sprawił, że podskoczył ze zdziwienia.

Odwrócił się i zobaczył, że dziewczyna stara się do niego podejść.

— Emily! O mój Boże! Wszystko w porządku? — szybko ją złapał, zanim upadła.

— Gdzie jest Peter? — zażądała, walcząc, żeby stanąć na równych nogach  — Zabiję go za to, co zrobił Lydii. — zamrugała, przypominając sobie, że nie byli już na boisku. — Poczekaj, gdzie jest Lydia?!

— Jest w szpitalu. Jackson ją zabrał — Stiles powiedział cicho, próbując ją uspokoić. — A Peter już dawno zniknął. Poszedł uratować Dereka.

— W porządku... Więc jedziemy do szpitala — odparła, wzdychając ciężko.

— Nie możemy. Peter trochę zgiął kluczyki, więc teraz będę musiał zrobić kopie — mruknął, pokazując jej klucze.

Emily wyrwała je z jego uścisku i wykorzystała tyle siły, ile mogła, aby przywrócić je do w względnie normalnej pozycji.

— Masz. Teraz możemy jechać — zrobiła krok w kierunku jeepa, ale potknęła się i Stiles znów ją złapał.

Chłopak owinął ramię wokół jej talii i pomógł zbliżyć się do swojego jeepa. Choć bardzo chciał ją podnieść i unieść, był świadomy braku mięśni ramienia, więc wolał przypadkiem jej nie upuścić.

Emily westchnęła ciężko, gdy Stiles pomógł jej usiąść na miejscu pasażera, zanim podszedł do siedzenia kierowcy.

— Gdzie jest moja torebka, którą ci dałam do schowania?

Brunet sięgnął na tylne siedzenie i podał jej małą czarną torebkę.

— Proszę — patrzył, jak dziewczyna ją otwiera. — Czego szukasz?

— Worka z krwią — odparła bez ogródek.

— Dlaczego... Nieważne, głupie pytanie — wymamrotał, zdając sobie sprawę, że może być głodna.

— Cholera! Nie ma! — zawołała wkurzona. Emily spojrzała na Stilesa, który wyglądał na zmartwionego — Nie jestem głodna. Chce zniwelować werbenę we krwi. — Chłopak spojrzał na nią ze zdziwieniem. — Przez chwilę słyszałam, co ci mówił ten dziad, zanim mnie znokautował... Chyba musimy się zatrzymać gdzieś po drodze.

— Czekaj, nie mówisz poważnie, prawda? — rzucił jej niedowierzające spojrzenie, kiedy zrozumiał, co miała na myśli. — Wiem, że jesteś wampirem, ale czy naprawdę musisz pić od pierwszej osoby, którą napotkamy?

Był prawie pewien, że policjanci będą jeździć po okolicy, zwłaszcza po incydencie z Lydią, a ostatnią rzeczą, jakiej chciał, był gliniarz zamykający Emily za zabójstwo. Chociaż jakaś jego niewielka część była ciekawa, jak wyglądała, gdy się karmiła.

— Jestem wampirem, my pożywiamy się ludźmi. To część łańcucha pokarmowego, Stiles, a ludzie są na dole.

Chłopak westchnął, ale wciąż nie zatrzymał pojazdu.

— Dobra, a co powiesz na to... Nie zjem nikogo powyżej 50 roku życia lub młodszego niż 18? Pozostali to uczciwa gra. A poza tym po prostu...

— Wypij ode mnie — wyskoczył nagle.

Emily zamrugała, wpatrując się w niego pustym spojrzeniem.

— Nie mówisz poważnie? — Wyraz jego twarzy nie osłabł, przez co zmrużyła oczy — O Boże. Dlaczego miałbyś mi ofiarować swoją krew? Skąd w ogóle wiesz, że nie zabiję cię i nie pójdę sama zobaczyć się z Lydią?

— Nie zrobisz tego — stwierdził, zupełnie przekonany, że go nie zabije.

— Więc jesteś głupi.

— Może tak! Ufam ci, Emily. Wiem, że mnie nie zabijesz — powiedział cicho, a jego wyraz twarzy był łagodny, gdy spojrzał na nią i wyciągał nadgarstek. — Śmiało. Pij.

Emily wpatrywała się w niego, czując, jak zaparło jej dech w piersi, że chłopak był gotów oddać jej swoją krew. Zwykle musiała zmuszać ludzi. Jedynym razem, gdy tego nie robiła, byli ludzie, którzy o nich wiedzieli i chętnie oddawali krew w nadziei, że zyskają spokój.

Westchnęła i odepchnęła jego rękę.

— Nie piję z nadgarstka.

— Więc skąd... — Jego oczy rozszerzyły się, gdy zobaczył, jak wyciąga rękę i rozpina jego koszulę — Och! Więc chociaż w tym Zmierzch miał racje! — jąkał się, a jego policzki przybrały kolor dorodnej czerwieni, gdy się pochyliła.

— Jesteś tego pewien, Stiles? — Wampirzyca zapytała, ignorując wyrzuty sumienia. Spojrzała w jego brązowe oczy.

Chłopak jedynie patrzył, jak jej kły wysuwają się, a pod oczami wystają żyły. Delikatnie dotknął jej policzka, uśmiechając się zachęcająco.

— W porządku — wyszeptał delikatnie.

Emily zawahała się, by następnie pochylić się i wbić kły w jego szyję. Już po chwili zaczęła przełykać jego krew. Ciepły, szkarłatny płyn spłynął jej do gardła, który, ku jej zdziwieniu, miał bardzo przyjemny smak. Nawet nie wiedziała, ile dokładnie minęło czasu, odkąd kosztowała tak pysznego szkarłatnego płynu.

Smak krwi zwykle zależał od emocji osoby, od której była ona spożywana. I w tym przypadku praktycznie mogła poczuć każdą emocję, którą odczuwał Stiles.

Brunet ugryzł się w policzek, próbując skupić się na drodze, gdy wznowił jazdę do szpitala.

Po tym, jak Emily się nakarmiła, co nie trwało długo, odsunęła się od niego, jednocześnie rzucając mu lekko zbolałe spojrzenie, które szybko zmieniło się w obojętność.

Stiles zapytał ją, o co chodzi, ale zbyła go i podała mu trochę własnej krwi, by uleczyć ślad po ugryzieniu.

Chłopak był zachwycony, jak szybko zniknął ślad, gdy tylko spożył trochę jej krwi. Ale nadal był przerażony tym, jak kazała mu nie umrzeć w ciągu następnych 24 godzin, bo inaczej wróci jako wampir.

Chciał się zaśmiać z ironii tego dnia. Najpierw Peter zaproponował mu przemianę w wilkołaka, a teraz musiał uważać, żeby nie wrócić jako wampir.

Nie był zbyt pewien, czego tak naprawdę chce. Na razie musiał skupić się na tym, aby nie umrzeć.

Jego oczy przesunęły się na dziewczynę, a gdy zobaczył, jak ta zdejmuje sukienkę, myślał że zemdleje.

— C-co ty robisz?

— A na co ci to wygląda? Przebieram się — warknęła, zakładając koszulkę, a następnie parę dżinsowych szortów, które łatwiej było założyć niż długie spodnie.

Stiles natychmiast ją skrytykował, że nie powinna się przed nim rozbierać, zwłaszcza że ​​był facetem, ale Emily tylko wzruszyła ramionami w odpowiedzi i przypomniała mu, że już wcześniej widział ją nagą.

Westchnął ciężko, zauważając, że wampirzyca posłała w odpowiedzi bezczelny uśmieszek.

─────

Emily jako pierwsza wyszła z windy. Jej oczy natychmiast padły w stronę pokoju, w którym przebywała Lydia.

— Emily? Stiles? — Oboje spojrzeli na szeryfa, który podszedł na nich zaskoczony.

— Cześć, tato — Stiles odetchnął, próbując zachowywać się nonszalancko.

Noah uśmiechnął się do niego lekko, po czym spojrzał na brunetkę, która skupiła się na pokoju za nim. Obejrzał się przez chwilę, a jego radość opadła, gdy przypomniał, jak blisko były Emily i Lydia.

Brunetka była zawsze tematem, który poruszał jego syn i zanim go uratowała, szeryf wiedział, kim ona jest.

— Wszystko z nią w porządku? — zapytała cicho Emily, słuchając miarowego bicia serca Lydii.

Stiles posłał jej współczujące spojrzenie. Szeryf z kolei westchnął, również patrząc na nią miękko

— Nie wiedzą, co się stało. Straciła dużo krwi, ale dzieje się z nią coś jeszcze.

— To znaczy?

— Lekarze twierdzą, że to coś na tle reakcji alergicznej. Jej ciało doznało szoku — powiedział mężczyzna — Widzieliście coś? Domyślacie się, kto lub co ją zaatakowało?

— Nie. Nie mam pojęcia — Stiles potrząsnął głową.

Kiedy starszy mężczyzna przeniósł wzrok na wampirzycę, dziewczyna potrząsnęła głową.

— Mogę iść do toalety? — zapytała, obrzucając go bolesnym spojrzeniem, by następnie spoglądając na przyjaciółkę leżącą w szpitalnym łóżku.

Szeryf chciał zadać jej więcej pytań, ale gdy zauważył spojrzenie, które posłał mu syn, pokiwał głową na zgodę rezygnacji.

Brunetka zostawiła ich i odeszła kawałek. Odwróciła się i gdy była pewna, że Stilinscy rozmawiają, ruszyła na poszukiwania lekarza.

— Dzień dobry — posłała lekarzowi fałszywy uśmiech i gdy ten chciał jej odpowiedzieć, dziewczyna już miała nad nim panowanie. — Bądź cicho — rozkazała i wciągnęła mężczyznę w jedne z pustych korytarzy. — Masz zrobić wszystko, aby Lydia Martin pozostała przy życiu... — przerwała i zrobiła krok w kierunku lekarza. — Jeśli umrze lub coś jej się stanie, wrócę tutaj i cię zabiję.

— W porządku.

─────

— Przyjechałeś Porsche? — zapytał Stiles Jacksona, gdy stali w pustym korytarzu.

Blondyn skinął głową, posyłając mu zmieszane spojrzenie.

— Tak — wyciągnął klucze, aby mu pokazać, ale zanim Stiles mógł je zabrać, ktoś go uprzedził.

— Świetnie. Zabieram — powiedziała Emily, śmiejąc się z ich zaskoczenia, zanim spojrzała zrezygnowana na coś za nimi — Czy to są jakieś żarty? — wymamrotała, widząc Chrisa Argenta z kilkoma łowcami.

— Cześć. Wiecie, gdzie jest Scott McCall? — zapytał Chris dwóch chłopaków.

Stiles przełknął ślinę, ostrożnie cofając się.

— Scott McCall? Uch, nie widziałem go od czasu balu. Jackson, a ty?

Wspomniany chłopak jąkał się nerwowo, nie mogąc nawet sformułować zdania. Emily przewróciła oczami.

— Zanim wasza trójka postanowi coś zrobić, chce przypomnieć, że z łatwością mogę skręcić wam karki, zanim zdążycie wyciągnąć broń — Wampirzyca syknęła, zmieniając oczy.

Chris zmrużył na nią oczy, zdając sobie sprawę, dlaczego zawsze czuł, że coś z tą dziewczyną jest nie tak.

— Wiedziałem, że wyglądasz znajomo — powiedział, posyłając jej mrożące spojrzenie — Ale obecnie mam cię w głębokim poważaniu. Chcę wiedzieć, gdzie jest Scott McCall.

Emily spojrzała mu prosto w oczy.

— Dlaczego? — spojrzała mu prosto w oczy. — Chcesz zabić kolejnego niewinnego wilkołaka tak jak podczas pożaru w domu Hale'a? — zapytała kpiąco.

Jackson i Stiles wpatrywali się w nią z szeroko otwartymi oczami. Chris z kolei zaśmiał się bez humoru.

— Przepraszam, że cię rozczaruję, ale to nie byliśmy my — powiedział. — W przeciwieństwie do ciebie, my nie zabijamy niewinnych ludzi.

— Masz rację. Zabijałam ludzi... — Emily zadrwiła, krzyżując ręce na piersi i wymuszając uśmieszek na ustach.

Stiles nie widział jej mimiki twarzy, więc nie był pewien, czy żałuje, że to zrobiła.

— Ale w przeciwieństwie do ciebie, nie mam psychicznej siostry, która podpala rodzinę ludzi i wilkołaków, którzy, nawiasem mówiąc, byli niewinni.

Chris wpatrywał się w nią zszokowany, ale nie doszukał się w jej spojrzeniu żadnego oszustwa. Teraz zrozumiał, dlaczego jego siostra wróciła do miasta.

─────

Emily nacisnęła pedał gazu tak mocno, jak mogła, by jak najszybciej dotrzeć do domu Hale'a.

Po tym, jak zadowolona z siebie powiedziała prosto w twarz Argenta, że ​​jego siostra jest odpowiedzialna za pożar, natychmiast rzuciła się wraz ze Stilesem i Jacksonem do wyjścia.

Ale zanim odjechali, Stiles zapytał jej, czy pamięta, jakich chemikaliów użyła Lydia do przygotowania Koktajlu Mołotowa.
Nie zajęło jej długo uświadomienie sobie, jaki był jego plan i nie mogła powstrzymać się od pozytywnego zaskoczenia.

— Hej, hej, hej. To nie pojazd terenowy — wykrzyknął Jackson, zaniepokojony swoim samochodem.

Zanim wampirzyca zdążyła powiedzieć mu, żeby zamknął się, Stiles odezwał się złośliwym tonem.

— A zapłaciłeś za to?

— Nie — Jackson zmarszczył brwi.

— Więc się zamknij.

Emily spojrzała kątem oka na bruneta, który siedział na siedzeniu pasażera.

— No, no Stiles. Ostra z ciebie bestia — droczyła się.

Jego policzki poczerwieniały i nadął się w klatce piersiowej, by wyglądać na twardziela.

— Tak, cóż... — przerwał, nie wiedząc, co powiedzieć.

Dziewczyna zatrzymała samochód, gdy zobaczyła, że ​​dotarli na czas, by zobaczyć Petera, który mierzył się ze Scottem.

— W porządku twardzielu, wysiadka —  mruknęła, opuszczając samochód.

Stiles skinął głową i również wysiadł.
Jego uścisk na zlewce zacieśnił się, gdy wypuścił krótki oddech, po czym rzucił butelką w alfę, który niestety to złapał.
Brunet przełknął ślinę, napinając się, gdy zobaczył, jak czerwone oczy wilkołaka lądują na jego sylwetce.

— Cholera.

Po chwili Scott rzucił łuk w kierunku Allison, która wystrzeliła strzałę w miksturę, podpalając jej zawartość.

Peter ryknął z bólu, a Jackson rzucił drugą zlewkę, która jeszcze bardziej rozprzestrzeniła ogień.

Alfa próbował zaatakować młodą Argent, ale Scott go kopnął tak, że wilk zawył w agonii od płonących płomieni.

Ignorując chwilę Allison i Scotta, Stiles wpatrywał się w Petera, który leżał na ziemi ze spalonym całym ciałem.

— Nie żyje? — wyszeptał do reszty.

— Żyje — odpowiedziała Emily — Jeszcze.

Jego brwi zmarszczyły się, nie rozumiejąc jej niejasnej odpowiedzi. Tak było, dopóki nie zobaczył, jak Derek podchodzi do prawie martwego alfy.

— Czy on...

— Czekaj! — Scott krzyknął, zdając sobie sprawę, co zamierza zrobić Derek — Powiedziałeś, że lekarstwo na likantropię pochodzi od tego, który cię ugryzł. Derek, jeśli to zrobisz, nie stanę się ponownie człowiekiem!

— Już zdecydowałeś — zadrwił ledwie słyszalnym głosem Peter.

— Poczekaj! Nie, nie! Nie! — Scott próbował zatrzymać wilkołaka, ale było za późno.

Derek poderżnął gardło Peterowi, w głębi duszy tłumacząc sobie, że to zemsta za zabicie Laury.

Ostatni Hale spojrzał na nastolatków, a jego oczy lśniły jaskrawą czerwienią, gdy złośliwy uśmieszek pojawił się na jego ustach.

— Teraz jestem alfą.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro