Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 11

Rozdział 11

━━━

— Dostałeś zdjęcie? — Scott zapytał przez telefon, podczas gdy Stiles, Emily i Derek siedzieli w jeepie drugiego z nastolatków.

— Tak, mam. Wygląda jak na rysunku — Stiles odpowiedział.

Emily usiadła z łokciami wspartymi na siedzeniach, gdy ze znudzeniem słuchała rozmowy.

Przypomniała sobie, że jedynym powodem, dla którego tu była, to umowa z Derekiem. Oboje mieli coś do zyskania, jednak dziewczyna wiedziała, że będzie się trzymać tej umowy dopóty, dopóki będzie dostawać to, czego pragnie... Przynajmniej na razie. Gdy tylko zobaczy jakieś niedogodności, porzuci go.

Derek wyjął telefon z rąk chłopaka.

— Jest coś z tyłu? Napis, inicjał, cokolwiek?

— Nie, jest płaski i nie otwiera się. Nic nie ma na naszyjniku, w nim i wokół — przerwał — Gdzie ty w ogóle jesteś? Powinieneś tu być. To tobie na tym zależy.

Nagle usłyszeli krzyk trenera Finstocka po drugiej stronie linii, na co Scott westchnął.

— Stiles, nie zagrasz, jeśli nie przyjdziesz. 

Młody Stilinski westchnął na myśl o tym, że stracił szansę na zagranie meczu w pierwszym składzie.

— Wiem. Słuchaj, jeśli zobaczysz mojego tatę, możesz mu powiedzieć... Powiedz mu, że przyjdę. Tylko się trochę spóźnię, dobrze? Dzięki — odparł i rozłączył się.

— Nie zdążysz — Derek odparł, wyglądając niemal współczująco, gdy zrozumiał, jak to jest być poza szkolną drużyną sportową.

— Wiem.

— Zapomniałeś też wspomnieć o matce Scooby'ego — powiedziała Emily, pochylając się do przodu.

— Nie, dopóki nie poznamy prawdy — odparł Stiles, wpatrując się w znak szpitala Beacon Hills.

Nie chciał wierzyć, że Melissa ma coś wspólnego z SMS-em.

— Nawiasem mówiąc, jeszcze jedno — Derek odwrócił się do chłopaka.

— Tak? — Stiles zapytał.

Po chwili poczuł, jak wilkołak chwycił go za szyję i uderzył jego głową w kierownicę. Stiles jęknął z bólu, chwytając się za twarz.

— Ała, Boże! Za co?

— Wiesz, za co — Derek warknął, a Emily zachichotała z rozbawieniem — Idź już! — rozkazał, wskazując na budynek.

Stiles prychnął, gdy wysiadał z samochodu, wciąż starając się rozmasować bolącą twarz.

Emily przeszła do przodu i spojrzała na Dereka.

— Cokolwiek myślisz, prawdopodobnie masz rację.

— Co? — zapytał, patrząc na nią ze zmarszczonymi brwiami.

— Daj spokój, Derek. Oboje wiemy, że jedynym wilkołakiem w mieście oprócz ciebie, który chce zemsty na Argentach, jest Peter.

Mężczyzna spuścił wzrok, nic nie mówiąc. Nagle zadzwonił telefon i odebrał go, wiedząc, że Emily będzie podsłuchiwać.

— Nie ma go tu. Nie ma go, Derek — Stiles powiedział z lekkim irytacją.

Emily posłała mężczyźnie spojrzenie, które potwierdziło jej tezę. Młody Hale zignorował to, rozmawiając ze spanikowanym człowiekiem.

— Stiles, wynoś się stamtąd! To on! To alfa! Uciekaj!

— Idziemy — powiedziała, wysiadając z samochodu i oboje pobiegli do szpitala.

─────


Stiles odniósł wrażenie, że serce wyskoczyło mu z piersi, gdy spojrzał na Petera - alfę, z przerażeniem.

Za sobą poczuł czyjąś obecność, więc odwrócił wzrok i ujrzał pielęgniarkę, która była wspólnikiem w morderstwach mężczyzny. Już wiedział, że nie uda mu się uciec.

Nagle Emily złapała pielęgniarkę, ugryzła ją szyję i wypiła jej krew, po czym upuściła martwe ciało kobiety na ziemię.

Stiles nie wiedział, czy kobieta była martwa, czy na skraju śmierci, ale cieszył się, że został uratowany.

Spojrzał na Emily i zobaczył, jak wyciera usta, podczas gdy Derek pojawił się obok niej z gniewnym spojrzeniem w oczach.
Młody wilkołak jednak szybko przeniósł wzrok na swojego wuja, który wydawał się zafascynowany tym, co zrobiła Emily.

— To nie było miłe — Peter zmarszczył brwi, widząc, co wampirzyca zrobiła drugiej kobiecie — To była moja ulubiona pielęgniarka...

— W dupie to mam — odpowiedziała, marszcząc nos z niesmakiem i wytarła odrobinę krwi z kącika ust — A tak przy okazji, smakowała paskudnie.

— Zejdź z drogi — zażądał Derek, patrząc na Stilesa, który wciąż stał pośrodku.

— Cholera... — Człowiek przełknął nerwowo i upadł na ziemię, czołgając się w kierunku, w którym stali Derek i Emily.

— Myślisz, że celowo zabiłem Laurę? Jedną żyjącą krewną z rodziny? — Peter zapytał swojego siostrzeńca, powoli kierując się w jego stronę.

Derek nie odpowiedział, ale warknął, a jego oczy zalśniły na niebiesko i zaatakował wuja.

Emily przewróciła oczami, obserwując walczących mężczyzn. W końcu spojrzała na Stilesa, który ze strachu kulił się pod ścianą.

— Powinieneś uciekać, póki masz szansę — ostrzegła.

Chłopak przełknął ślinę, zszokowany tym, jak zaciekle walczyły ze sobą dwa wilkołaki.

— A ty? — zapytał, martwiąc się, że coś jej się stanie.

Wampirzyca na krótką chwilę spojrzała na dwóch Hale'ów walczących ze sobą. Nie była pewna, czy może zaufać Peterowi, ale zawarła umowę z Derekiem, by pomóc pokonać alfę.

— Nic mi nie będzie — mruknęła i skierowała się w stronę mężczyzn rozmawiających w drugim pomieszczeniu.

Nastolatek patrzył na nią i niechętnie wyszedł, gdyż wiedział, że musi ostrzec przyjaciela, że Peter to jest alfą.

─────

Scott ostrożnie wszedł do ciemnej szatni, mając na sobie tylko ręcznik owinięty wokół talii. O mało nie umarł na zawał, gdy zobaczył Dereka i Emily stojących przy prysznicach.

— Dzięki Bogu! Gdzie ty byłeś? Masz pojęcie, co się dzieje? — wykrzyknął, wciąż nie miał pojęcia, gdzie był Stiles ani co się dzieje.

Nastoletni wilkołak zauważył, jak dwójka jego towarzysz spogląda na coś za nim. Odwrócił się i poczuł, jak żołądek mu się skręca, gdy zobaczył stojącego tam Petera Hale'a z kijem do lacrosse. 

Z trudem złapał oddech.

— Naprawdę nie rozumiem lacrosse — powiedział Peter, niewzruszony oszołomionym wyrazem twarzy jego bety.

— To byłeś ty — Scott sapnął, cofając się o krok.

Peter, udając, że nie słyszał komentarzu bety, kontynuował wypowiedź.

— Kiedy byłem w liceum, graliśmy w koszykówkę. To prawdziwy sport. Mimo to czytałem gdzieś, że lacrosse pochodzi od plemion rdzennych Amerykanów i że grali w celu rozwiązania konfliktu. Mam rację? Cóż, Scott... Mam mój własny, mały konflikt do rozwiązania — odłożył kij przy ścianie i spojrzał na nastolatka — Ale potrzebuję twojej pomocy.

— Nie będę pomagać ci zabijać ludzi — odparł beta ze zmarszczonymi brwiami.

— Cóż, nie chcę wszystkich zabić. Tylko tych odpowiedzialnych. To nie musi obejmować... — ciągnął, nie pamiętając imienia dziewczyny, w której Scott wydawał się zauroczony.

— Allison — wyraziła pustym tonem Emily, przewracając oczami.

Scott spojrzał na dziewczynę i młodszego Hale'a stojących obok siebie z niedowierzaniem.

— Jesteście po jego stronie? Zapomniałeś, że zabił twoją siostrę? — Następnie spojrzał na wampirzycę ze zmarszczonymi brwiami — Myślałem, że wampiry nie dogadują się z wilkołakami?!

— To był błąd — powiedział bez ogródek Derek, nie pokazując swoich prawdziwych emocji.

— Co?

— Zdarza się — kontynuował.

Scott spojrzał na Emily, która uniosła brew na jego spojrzenie.

— Nie patrz tak na mnie. Zawarłam umowę z Derekiem — odparła, wiedząc, że nastolatek tego nie skomentuje, a zapewne będzie się zastawiać, o jaką umowę jej chodzi.

Peter westchnął, wciąż niepewny, czy może zaufać wampirzycy, ale tak długo, jak współpracowała z Derekiem, to oznaczało, że z nim także. Tak więc nie miał nic przeciwko jej obecności.

Przynajmniej na razie.

— Scott, myślę, że źle nas postrzegasz. Naprawdę chcemy po prostu pomóc ci w osiągnięciu pełnego potencjału.

— Zabijając moich przyjaciół? — warknął nastolatek.

— Czasami najbliżsi ludzie mogą być tymi, którzy najbardziej cię powstrzymują.

— Jeśli mnie powstrzymują od zostania psychopatyczną kreaturą jak ty, to nic mi nie jest! — wykrzyknął, nie pozwalając sobie, stać się jak Peter.

— Może musisz spróbować zobaczyć to z mojej perspektywy.

Zanim Emily lub Derek zdążyli mrugnąć, Peter pchnął pazury w szyję Scotta.
Po krótkiej chwili pozwolił nastolatkowi upaść na ziemię i zostawić całą trójkę za sobą.

— Cóż, na dziś mi wystarczy — Emily sapnęła, przechodząc obok nastolatka z drgawkami, leżącego na ziemi.

— Co ze Scottem? — zapytał Derek, wyglądając na zmartwionego stanem bety.

Emily nadal szła, nie spoglądając na niego.

— Nie był częścią umowy. Nie jest moim problemem.

─────


— Allison, pięciokilometrowa wędrówka po lesie nie była tym, czego się spodziewałam — sapnęła Lydia, idąc przez las obok Allison i Emily.

— Gdybym wiedziała, że tu wylądujemy, nie ubrałabym butów za pięćset dolców — Emily mruknęła. Zwykle nie narzekała, ale kupiła te buty w Paryżu. A tam ciężko cokolwiek dostać.

Allison przewróciła oczami na ich narzekanie.

— Zanim zapomnę, chciałam zapytać, czy będzie ci to przeszkadzać... — Młoda Argent zwróciła się do truskawkowej blondynki — Jackson zaprosił mnie na bal zimowy.

— Czy on...? — zaczęła Lydia, starając się nie brzmieć na zazdrosną ani zranioną.

Emily zmrużyła oczy na brunetkę, która najwyraźniej cieszyła się z takiego przebiegu akcji.

— Oczywiście idziemy jako przyjaciele. Ale chciałam tylko upewnić się, że wszystko w porządku.

— Jasne — odparła Lydia — Tak długo, jak jesteście tylko przyjaciółmi...

— No tak, to znaczy... — Brunetka zaśmiała się gorzko — To nie tak, że zabrałabym go do biura trenera podczas treningu lacrosse, żeby się z nim spotkać lub coś w tym rodzaju...

— Czemu ​​myślisz, że to Lydia leci na Scotta? — zapytała Emily.

Druga brunetka zatrzymała się i spojrzała na nią, podczas gdy Lydii oczy rozszerzyły się szeroko. 

— Allison, zdajesz sobie sprawę, że to mnie pocałował Scott?

— Co? — sapnęła.

Młoda Argent słyszała, że ​​ktoś całował się ze Scottem, ale zakładała, że ​​to Lydia, która wcześniej z nim flirtowała.

— Tak, twój mały chłopczyk wciągnął mnie do biura trenera i pocałował — Emily ujawniła z kpiącym uśmieszkiem, widząc szok brunetki — Więc może, zamiast krzywdzić moją przyjaciółkę, czemu nie zaczepisz mnie? — zatrzymała się, przechylając głowę i patrząc na nią pretensjonalnie — Mała rada, skarbie. Zacznij widzieć coś więcej niż czubek własnego nosa. Ale to tylko ostrzeżenie, ja nie jestem zdradziecką żmiją.

Allison poczuła, jak oddech uwiązł jej w gardle, gdy poczuła, że wzrok lekko się jej zamazuje od napływających łez.

— Przepraszam, Lydia — przeprosiła, uświadamiając sobie, że nie powinna była tak się zachowywać.

Następnie Allison spojrzała na Emily. Wiedziała, że ​​ta nie interesuje się Scottem, ale nadal czuła się zraniona, że ​​pocałował jedną z jej przyjaciółek. Zrozumiała, że ​​broni Lydii na swój pokręcony sposób, ale to nie powstrzymało bólu, który odczuła po jej wypowiedzi.

— W porządku — wymamrotała Lydia, posyłając najlepszej przyjaciółce karcące spojrzenie, na co ta westchnęła.

— W porządku, wystarczy tego dramatu. Możesz przejść do rzeczy? Miałam w planach zakupy, a nie spacer po lesie.

Allison pokiwała głową i położyła torbę na ziemi. Następnie ją otworzyła, wyciągając złożony łuk i kilka strzał.

— Co to robi? — zapytała truskawkowa blondynka, zauważając, jak dziewczyna wkłada nowy grot do strzały.

— Zaraz się dowiemy — mruknęła, wstając i szykując się do strzału.

Lydia odskoczyła do tyłu, obserwując, jak strzała uderza w drzewo, a jednocześnie rzuca iskry przy uderzeniu.

— Co to, do cholery było?

— Cholera — Emily odetchnęła, jej oczy na chwilę zwęziły się w kierunku strzały. Zastanawiała się, skąd Allison mogła je zdobyć, zwłaszcza że ​​używano ich do polowań.

— Nie wiem — odpowiedziała. 

— W porządku Katniss Everdeen, masz jeszcze jakąś śmiertelną broń, którą chcesz wypróbować? — zapytała sarkastycznie wampirzyca.

Allison posłała jej żartobliwe spojrzenie na pseudonim, widząc w odpowiedzi bezczelny uśmiech. Lydia stłumiła śmiech, z ulgą widząc, że nie ma już napięcia między przyjaciółkami.

Brunetka zesztywniała na odgłos pękających gałązek brzmiących, jakby ktoś ich śledził. Postawa Emily rozluźniła się, gdy rozpoznała zapach i powstrzymała wywrócenie oczami.

— Poważnie, Scooby? Śledzisz ją? — wyszeptała pod nosem.

— Potrzymaj — Allison mruknęła, podając Lydii łuk.

— Co? Dlaczego?

— Myślałam, że coś słyszę.

— No i...? — Truskawkowa blondynka spojrzała na nią z niedowierzaniem.

— No i... Chcę dowiedzieć się, co to jest. Nie martw się. Prawdopodobnie to nic.

— Co, jeśli to coś niebezpiecznego?

— Zastrzel to — Allison odpowiedziała, gdy odeszła, zostawiając dziewczyny.

— Dlaczego nie kazałaś jej zostać? — Lydia zwróciła się do swojej przyjaciółki.

— Nie martwiłabym się tym zbytnio — powiedziała Emily.

Z całych sił starała nie śmiać się, gdy słuchała, jak Scott dostaje reprymendę od byłej dziewczyny.

— Nic jej nie będzie. Zaufaj mi.

Lydia nie wyglądała na zbyt przekonaną, ale nic nie powiedziała, gdy obie czekały na powrót brunetki.

─────


Emily westchnęła z frustracją, gdy spojrzała z irytacją na swój telefon i powstrzymała się przed zgnieceniem go w dłoniach. Następnie gniewnie trzasnęła urządzeniem w blat.

— Gdzie do diabła jesteś, Derek? — mruknęła.

Dzwoniła do niego bez przerwy, ale ciągle włączała się poczta głosowa. 

Wiedziała, że zabrał Jacksona do spalonego domu, aby go zabić. A przynajmniej tak jej powiedział, choć tak naprawdę nie wierzyła, że ​​ma odwagę zabić niewinną osobę - nawet jeśli był to Jackson. Zwłaszcza że jego prawdziwym celem wciąż był Peter.

Miała wrażenie, że zaplanował coś innego.

Wciąż zaskakiwało ją, jak Derek zdołał unormować bicie serca, gdy okłamał Petera. Chociaż była pewna, że ​​ten nie ufa w pełni żadnemu z nich.

Ale to nie miało znaczenia, bo wkrótce będzie martwy, a do tego czasu będzie musiała z nim współpracować, dopóki nie znajdzie Dereka.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro