39. Co to miało być?
Taehyung w pewnym momencie przestał patrzeć na zegarek i pilnować czasu, zupełnie poświęcając się kolejnym pytaniom. Z każdą kolejną chwilą miał wrażenie, że ci ludzie dalej go kochają, pomimo jego długiej nieobecności.
Nie wiedział, że dwójka jego ochroniarzy w tym samym czasie uważnie obserwuje Hyunjina, ani na chwilę nie spuszczając go z oczu.
Wreszcie gdy czas dobiegł końca, Yoongi podszedł bliżej krzesła idola i nachylił się nad jego uchem, aby oświadczyć mu o zakończeniu spotkania. Jego uwadze nie uszedł wyraz twarzy tajemniczego chłopaka, gdy ten chociaż trochę się do niego zbliżył.
— Pora się pożegnać z fanami, księżniczko — wyszeptał, następnie powoli się od niego odsuwając.
Min posłał porozumiewawcze spojrzenie Seokjinowi i gdy blondyn kończył spotkanie, ten najszybciej jak tylko potrafił podszedł do Hyunjina, łapiąc go mocno za ramię.
— Pójdziesz ze mną — powiedział władczym tonem, ciągnąć za sobą chłopaka.
Brunet w tym czasie odsunął młodszemu krzesło i wyprowadził z małej sceny, na którym znajdowało się jego miejsce. Kiedy tylko zniknęli z oczu widzów, Yoongi stanowczo złapał jego nadgarstek, prowadząc w nieznanym mu kierunku. Taehyung ostatecznie zrezygnował z niepotrzebnych pytań i po prostu szedł grzecznie za swoim ochroniarzem.
Po krótkiej chwili oboje weszli do małego pomieszczenia, w którym stał już najstarszy z dzieciakiem zakutym w kajdanki i przyczepionym do krzesła. Piosenkarz otworzył trochę szerzej oczy, kompletnie nie wiedząc o co tu chodzi.
Brunet machnął głową, po czym zamienił się miejscami z Seokjinem, kucając prosto przed Hyunjinem.
— Możesz mnie stąd wypuścić? Ten kutas przypiął mnie do tego drewna, a ja nawet nie znam żadnego powodu — rzucił, nawiązując kontakt wzrokowy z Minem, czego zaraz pożałował.
W tamtej chwili wystarczyło jedno spojrzenie, aby po jego ciele przeszły zimne dreszcze, spowodowane tym, co tkwiło w ciemnych oczach ochroniarza. Dzieciak w jednej chwili miał ochotę paść na ziemię i po prostu się rozpłakać, a Yoongi już wiedział, że nie będzie w stanie go okłamać.
— Dlaczego tutaj jesteś, Hyunjin? — zapytał głosem, przez który nawet Taehyung zrobił krok do tyłu.
Jego hyung brzmiał teraz zupełnie inaczej, niż ten Yoongi, jakiego znał. Ten ton był niczym wyciągnięty od seryjnego mordercy z jakiegoś horroru.
Wszyscy, którzy znajdowali się w pomieszczeniu byli pewni, że teraz lepiej z nim nie zadzierać i uważać na każde swoje słowo.
— Chciałem zobaczyć V — odpowiedział, uciekając wzrokiem na wszystkie strony, aby tylko nie spojrzeć mężczyźnie w oczy.
— Co chciałeś zrobić, hm? Napaść na mnie zaraz po wyjściu ze spotkania? — spytał, wyciągając dłoń w jego stronę.
Chłopak natychmiast wstrzymał powietrze w swoich płucach, kiedy Yoongi ostrożnie wyjmował nóż myśliwski zza paska od jego spodni. Mężczyźni, stojący za nim otworzyli szeroko oczy.
Przecież każdy był dokładnie sprawdzany przez specjalnie zatrudnioną ochronę. Nikt z obecnych nie miał prawa wnieść żadnej broni. Tymczasem Min od razu wiedział, gdzie ta się znajduje.
Na twarzy ochroniarza pojawił się groźny uśmiech, a on sam odwrócił ostrze w stronę Hyunjina.
— Tak — przytaknął.
— A co miałeś zrobić Taehyungowi? — dopytał, przejeżdżając delikatnie nożem po jego nodze.
— Tylko trochę nastraszyć, przysięgam! Kazał mi się włamać na jego posesję i napisać coś na szybach. Nie miałem nic mu zrobić! — wręcz wykrzyczał, a po jego policzkach spłynęły słone łzy.
Yoongi uśmiechnął się i włożył nóż tam, skąd go wyjął, po czym ustał przed chłopakiem na równe nogi. Jednak zamiast odejść na odpowiednią odległość, nachylił się nad jego uchem, powodując u Hyunjina zamknięcie oczu ze strachu.
— Przekaż mu, że jeżeli chce mnie zranić, niech zrobi to sam — wyszeptał, po czym odwrócił się przodem do piosenkarza i Seokjina. — Możesz wypuścić tego szczeniaka. Nie skrzywdziłby muchy. Jest mocny tylko w gębie.
Zanim Kim zdążył powiedzieć cokolwiek, Min złapał blondyna za nadgarstek, wyprowadzając go z pomieszczenia dosyć zszokowanego. Kiedy Yoongi oparł się o jedną ze ścian, Taehyung ustał naprzeciwko niego, ostrożnie obserwując twarz, która znowu należała do jego rycerza.
— Co to miało być?
— Nic takiego — odpowiedział, starając się jednak nie okazać swojego smutku.
Bo Yoongi doskonale wiedział, że ich spokój niedługo znowu zostanie zagłuszony. Nie miał jednak bladego pojęcia kiedy i skąd nadejdzie pierwszy cios.
Miał też świadomość, że kiedy to się stanie, Taehyung nie będzie już z nim bezpieczny. Najgorsze według niego było to, że naprawdę strasznie przywiązał się do tego chłopaka i wiedział, że nie będzie miał serca, żeby tak po prostu go zostawić.
Nie chciał za wszelką cenę zranić jego uczuć i w głębi duszy miał nadzieję, że nie będzie musiał tego robić.
Idol z kolei nie zadawał już żadnych pytań, ostatecznie jedynie wtulając się w klatkę piersiową ochroniarza, który natychmiast objął go swoimi ramionami, starając się wyrównać oddech.
Czy to było naprawdę takie złe, że zaczynał czuć do tego dzieciaka coś o wiele więcej, niż zwykłą sympatię? Dlaczego jego życie zawsze musiało mieć takie ostre zakręty, na których on ledwo daje radę wykierować? Czemu chociaż raz nie może wybrać prostej drogi?
— Wiesz, że możesz mi o wszystkim powiedzieć, prawda hyung? — szepnął ledwo słyszalnie.
Brunet uśmiechnął się wzrok i na ten niby nic nie znaczący gest. Zanim odpowiedział swojej małej księżnicce, przyciągnął ciało piosenkarza jeszcze bliżej swojego, mimowolnie zamykając oczy.
Tak bardzo chciałby już nigdy go nie wypuścić, nigdy nie zostawić.
— Tak, Taeś. Wiem, ale się boję — odparł po chwili.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro