Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 9. Jest coraz gorzej...

(Perspektywa Sika)

Jakaś część mnie łudziła się, że akcja rozejdzie się bez większego echa. Lecz jeden wgląd na wiadomości z miejsca uświadomił jak bardzo się myliłem. Każdy, nawet najmniejszy portal, rozpisywał się o usunięciu ustawy i snuł teorie na temat sprawcy. To było ciekawe uczucie, czytając to ze świadomością, że ty to zrobiłeś i czułem jeszcze większą satysfakcję, bo nikt nie był nawet blisko odpowiedzi. Najbardziej rozbawiło mnie twierdzenie, że Senat sam usunął dokument, bo obrady miały być już zaraz, a plik w ogóle nie nadawał się do pokazywania, a przecież nie mogli go usunąć ,,ot tak", więc na gwałt wymyślono historyjkę o włamaniu lub komuś zapłacili, żeby stworzyć pozory rzeczywistego skoku.

Uśmiech znowu pojawił mi się na twarzy, gdy przeczytałem, że uważnie przyjrzą się tym, którzy mają już na koncie podobne występki lub wcześniej dali się poznać jako ktoś, kto z komputerem jest za pan brat. To mnie chroniło: ja miałem talent, ale przede wszystkim byłem jednak znany ze swoich precyzyjnych strzałów, a grzebanie w kodach trafiało się sporadycznie.

Tuż przed opuszczeniem Świątyni stworzyłem dla siebie i Windu specjalny adres, dzięki któremu mogliśmy bezpiecznie rozmawiać i wymieniać wiadomości. Mistrz Jedi napisał już całkiem sporo, głównie pytając jak się czuję. Podobno nieźle mną telepało podczas tamtego wyrzutu energii. Cóż, mogłem mu tylko jeszcze raz podziękować i po raz któryś zapewnić, że nie chcę pieniędzy za skok.

O ironio, w tej samej chwili, gdy o tym pisaliśmy, przyszło mi powiadomienie o przelewie za zlecenie w fabryce. A potem musiałem się przełączyć na zwykły komunikator, bo Anakinowi zebrało się na pisanie.

Annie: Pieniądze powinny już przejść.

Ja: Tak. Właśnie dostałem info. Dzięki, bo już sam chyba o tym zapomniałem.

Annie: A weź mi nie przypominaj! Ja chyba już nigdy nie zapomnę o tej babce... Dobrze, że nie zdążyła ci nic zrobić.

Ja: Wierz mi. Byłem już w gorszych sytuacjach. A jak już sobie piszemy... Czemu nic nie powiedziałeś, że tworzą ustawę przeciwko łowcom?

Annie: Sik... Też uważałem, że to było nie w porządku wobec ciebie, ale Padme w tych kwestiach bywa naprawdę stanowcza. Nie wyobrażasz sobie jak zareagowała, gdy Organa się z nią skontaktował, że ktoś skasował cały plik.

Ja: Chyba jednak wyobrażam. Wszyscy o tym teraz mówią.

Annie: Cóż... prawie wszyscy w Senacie są oburzeni i mają miny: ,,Bez miecza nie podchodź".

Ja: A ty jedną panią polityk zająłeś się do tego stopnia, że macie bliźniaki :)

Annie: SIK!

Annie trochę się oburzył, ale znowu odezwał się wieczorem. Tylko już nie było tak przyjemnie jak przy pierwszej rozmowie.

Annie: Słuchaj, wszyscy chcą wiedzieć kto to zrobił. Ty przecież siedzisz w komputerach i może coś zdziałasz? Jak dotąd, nic nie ma. Cholera, ten ktoś wiedział, co robi...

Ja: No to sam sobie odpowiedziałeś. Anakin, nie. Tak, siedzę w komputerach, ale jak do tej pory nic nie znaleźli to wybacz, ale odpadam. Nie licz, że powciskam kilka guziczków, zatwierdzę i wyskoczy mi dokładny adres tego, kto to zrobił.

Annie: Ale może jednak... Senat ci dobrze zapłaci!

Ja: To wygląda, jakbyś sądził, że myślę tylko stanem konta... Powtórzę ostatni raz: nie! Poza tym, miałbym szukać pliku, który pozbawiłby mnie pracy? Na głowę upadłeś?

Annie: Od kiedy łowcy nagród to normalny zawód?

To serio zabolało. W pierwszym odruchu chciałem odpisać coś złośliwego, ale Anakin szybko się poprawił.

Annie: Cholera, przepraszam. Po prostu wszyscy są zdenerwowani.

Ja: Tak... Dobra, muszę kończyć. Pa!

Wyłączyłem komunikator i rzuciłem na łóżko. Powinienem się cieszyć, że jestem bezpieczny, ale czułem jakiś dziwny ból w okolicy serca (sorki, nie umiałem tego inaczej opisać). Choć, co ja się dziwiłem? Zawsze wolałem coś zrobić w zgodzie z sobą, ale już nie zliczę ile razy miałem wrażenie, że moje dobre intencje mijały się ,,ogólnymi oczekiwaniami". Nie, nie będę truł, że jestem wyjątkowy czy coś. Moim bratem jest Wybraniec i jeszcze mam drugiego, znacznie młodszego (choć wtedy oboje o nim nie wiedzieliśmy), ale w gruncie rzeczy jestem zwykłym (a przynajmniej tak myślałem) facetem, który jest cholernym magnesem na dziwaczne sytuacje.

Nagle z tego chwilowego zamyślenia wyrwało mnie poczucie, że miałem coś ciepłego na twarzy. Przetarłem się i... mój palec wskazujący był we krwi. Natychmiast usiadłem i przyłożyłem drugą dłoń – to samo. Krwotok z nosa. Jak? Przecież czułem się dobrze, jedynie ta wymiana zdań z Anakinem nieco mnie podburzyła.

Szybko się zerwałem, żeby pójść do łazienki, ale to był błąd. Zakręciło mi się w głowie i... cholera, nie pamiętam!

***

Ocknąłem się, gdy zaczynało świtać, a skoczyłem pisać z Anakinem późnym wieczorem. Powoli podniosłem się z podłogi i zobaczyłem, że podłoga była nieco brudna od mojej krwi. Niedużo jej było, ale na jej widok zrobiło mi się słabo. Dotknąłem twarzy, jakbym jeszcze się łudził, że miałem tylko omamy. Oczywiście, że nie. Krew, owszem, zaschnięta, ale nadal tam była.

Byłem nieprzytomny przez całą noc? To cud, że nic mi się nie stało.

Doczłapałem do łazienki i przepłukałem twarz. Wtedy dostrzegłem, że ręce mi drżały. Cholera, naprawdę się bałem. Co się do cholery ze mną działo? Nie, wróć, złe pytanie. Przecież wiadomo, że to adapter i Borgkam mnie ostrzegł, że będę czuł się osłabiony przez kilka dni, ale utraty przytomności, krew z nosa czy wymioty? To było bardziej niż niepokojące.

Pierwsza myśl: udać się do lekarza. Ale nie mogłem, bo raz: publiczne kolejki są cholernie długie, a dwa – niby jak miałbym się wytłumaczyć? Albo to ja miałem takie szczęście, ale lekarze jakich do tej pory odwiedziłem, szybko potrafili przejrzeć, gdy coś kombinowałem.

Przeczekać? Poszukać jakichś leków?

***

Do tych swoich objawów mógłbym zapisać jeszcze jedno: ubytki w pamięci. Gdyby Anakin nie przypomniał mi później o spotkaniu to przysięgam, że zapomniałbym, że miałem się stawić w apartamencie. Heh, czasem marzyłem jak wjeżdżałem windą do luksusowego apartamentu i siadam wygodnie na miękkiej kanapie bez obaw, że sąsiedzka impreza nie da mi spać. Dobra, mieszkanie nie było moje i miałem pojechać tylko na kilka godzin, ale pomarzyć zawsze można, prawda?

Wtedy zrozumiałem dziwny paradoks: rano nie czułem się najlepiej, że już się zastanawiałem nad przełożeniem spotkania, ale podczas szukania jakichś odpowiednich ubrań, wszystkie objawy zniknęły, jakby nigdy ich nie było.

Ale do rzeczy: szukając właściwych szmatek na okazję, zrozumiałem, że zawartość mojej szafy była śmiechu warta – kilka koszulek, dwie pary spodni, trzy kurtki i jakieś dresy. Żadne z tych nie nadawało się na wizytę u pani senator. Szybka decyzja: sklep z używaną odzieżą. Nie śmiać się, lubię je, to tam znajdowałem swoje ulubione rzeczy, a ceny były jak najbardziej przystępne (doskonale pamiętam, że, gdy w zwykłym sklepie zobaczyłem najprostszą koszulę za dwieście kredytek to już myślałem, że coś mi się działo ze wzrokiem).

***

Miałem szczęście trafić na nową dostawę, że w ciągu godzinę załatwiłem porządny komplet, który jednocześnie był w moim luźnym stylu, ale nie musiałem się też go wstydzić na bardziej wyszukane okazje.

Nagle mój wzrok przykuła kobieta w długim płaszczu z kapturem. Zachwiała się i usiadła na pobliskim murku. Nikt się nie zatrzymał i nie zapytał, co się stało. Klasyczna obojętność dolnych pięter: kobieta nie wyglądała na bogatą, więc przechodnie szybko wykalkulowali, że za ewentualną pomoc nie dostaną nawet grosza. Lepiej przejść i udawać, że nic się nie widzi.

Ale ja nie. Podszedłem do niej i lekko się pochyliłem.

- Mogę jakoś pomóc?

Podniosła na mnie głowę tak, że kaptur lekko się obsunął. Moje życie to jeden wielki zbieg okoliczności.

- O kurwa! To ty!

Tak panie i panowie. Padme Amidala-Skywalker wyszła na miasto po cywilu, bez ani jednej asystentki i zwrócił na nią uwagę jej szwagier, którego miała poznać dopiero za kilka godzin.

- Sik...

- Tak mam na imię. Co cię tu przywiało? – usiadłem obok.

- Drobne sprawunki na spotkanie. Czasem wole załatwić coś osobiście.

- Miło słyszeć, że nie wszyscy senatorowie potrzebują sługi nawet do podtarcia tyłka – dopiero po chwili zdałem sobie sprawę, co powiedziałem. Mi się buzia czasem naprawdę nie zamyka. Taki inteligentny, a najpierw gada, potem myśli... - Sorki! N-nie to miałem na myśli! - Padme wyglądała na zawstydzoną, ale nie moim tekstem, a jakby samą sytuacją. No w moim typie akurat nie była, ale musiałem przyznać, że Anakin miał gust. Niewinna kobitka, prawie niepodobna do wyszukanej damy z HoloNetu, jaką kojarzyłem. – Dobra... co się stało?

- Chyba nerwy. Najpierw się okazuje, że Annie ma brata, potem ta ustawa, a teraz organizacja oficjalnego spotkania. Chciałam, żeby wszystko wypadło jak najlepiej.

- Och... Rozumiem. Dobra, wezwę karetkę, niech cię na wszelki wypadek zbadają.

- Ale...

- Bez dyskusji!

***

Musiałem dyskretnie dać znać, że tu chodziło o panią senator. Już przemilczałem to, że musiałem ją podać do komunikatora, żeby potwierdzić, że wezwanie to nie żart, ale zgłoszenie w końcu poszło i zaraz miał ktoś podjechać. Padme zasugerowała, żebym już poszedł i, że trafi pod dobre ręce, ale szybko odmówiłem. Naprawdę nie chciałem jej mieć na sumieniu, gdyby nagle coś się stało. Nadal była blada na twarzy, więc mogła stanowić łatwy cel dla ewentualnego zwyrola. Oczywiście, że nie miałem przy sobie broni, ale pięści były uniwersalne, a poza tym umiem kogoś łatwo rozbroić.

Karetka podjechała i może już wtedy moją uwagę powinno przykuć to, że była dość brudna i odrapana, ale chyba zwyczajnie byłem skupiony na Padme. Zaskoczyło mnie to, że kobieta, która do nas wyszła z pojazdu, mocno umalowana Twi'lekanka, położyła Padme na nosze i przywiązała. Moim zdaniem to było zbędne, ale, co ja się tam znałem? Może jakaś procedura związana z politykami?

Potem jednak się obawiałem, że mnie tak zostawią i będę musiał dzwonić do Anakina z opisem sytuacji. Mimo wszystko, wolałem jeszcze tego uniknąć. Ale kobieta spojrzała na swój datapad, następnie na mnie i sama powiedziała, żebym wsiadał, bo ewentualnie pomogę, bo ,,ich kolega się rozchorował" (ale głupio się teraz czuję, gdy o tym myślę).

- Bierze pani jakieś leki? – kobieta szybko coś wpisywała do urządzenia. – Numer ubezpieczenia?

Padme podała jej dane, a potem Twi 'lekanka spojrzała na mnie.

- Czy żona wcześniej się skarżyła na złe samopoczucie?

- Co? Nie jestem jej mężem, tylko szwagrem.

Zaalarmowało mnie jej zaskoczona a zaraz potem nieco wściekła mina. Coś mi zaczęło świtać. Nagle się jednak uśmiechnęła – druga ostrzegawcza lampka.

- Oczywiście. Przepraszam za pomyłkę.

Nagle karetką szarpnęło. Wyjrzałem przez małe okienko w drzwiach. Przejechaliśmy OBOK szpitala. Wtedy też pojazd zaczynał przyspieszać.

- Eee... chyba minęliśmy... - odwróciłem się i natychmiast zamknąłem. Twi'lekanka przyłożyła blaster do głowy Padme.

- Co prawda, liczyliśmy na małżeństwo Skywalkerów, ale z tobą też, co nieco zarobimy - No i do mnie dotarło, już trzy tygodnie temu czytałem wiadomości o lipnej karetce, którą pokrywała dla okupu głównie celebrytów, rzadziej polityków. Poczułem się teraz głupio. – Siedź cicho albo będziesz miał dziurę we łbie.

Wyjrzałem przez okienko. Chodnik był po obu stronach jezdni, a zamek przy drzwiach był wręcz prymitywny.

- Wybacz Padme. Trochę poszarpie.

Nagle wstałem i popchnąłem łóżko Padme na kobietę, ogłuszając ją i wytrącając broń. Szybkim ruchem odblokowałem zamek, po czym wskoczyłem na nosze i szarpnąłem do tyłu. Wyjechaliśmy prosto na ulicę i w ostatniej chwili ominąłem czyjś śmigacz. Próbowałem sobie wyobrazić miny tych kierowców, gdy nagle przed oczami świsnęły im nosze z przywiązaną kobietą i facetem, który szczerzył się jak dzieciak na lizaka.

Padme coś wrzeszczała, ale klaksony i moja tętniąca adrenalina skutecznie ją zagłuszały. To cud, że wózek się nie rozleciał, ale cieszyłem się jak głupi i pęd wydobył ze mnie krzyk ekscytacji.

Szarpnąłem w bok na opustoszały fragment chodnika, a prostą barierkę bez problemu wyłamał nasz pęd, jednocześnie wyhamowując. Zeskoczyłem na chodnik, a Padme chyba była bliska wymiotów.

- Hej, chyba mi tu nie schodzisz?

***

Miny Anakina chyba nie muszę opisywać, gdy wpadł na komisariat, a na korytarzu spotkał jeszcze dygoczącą Padme (droid, który przyjechał ze służbami stwierdził, że bez problemu mogła złożyć zeznania) i mnie uśmiechającego się głupkowato, gdy akurat wychodził z pokoju.

- Czy ktoś mi może wyjaśnić, co się właściwie stało?!

- Krótsza wersja czy dłuższa?

- Dłuższa.

- No, więc wyszedłem z domu, żeby kupić jakieś ciuchy na spotkanie, co nie? Swoją drogą mają mi zaraz zwrócić torbę, bo facet za kółkiem zagapił się na ogłuszoną koleżankę i grzmotnęli w ścianę, ale mniejsza. Widzę, że kobieta mi się tu słania, więc podchodzę i widzę, że to Padme. Krótka rozmowa i dzwonię na pogotowie. Od początku mi coś nie pasowało, ale chyba wtedy skupiłem się na niej. Powiedzieli, że mogę z nimi jechać, ale głównie dlatego, że pomylili mnie z tobą, bo jak się już pewnie domyślasz, mieli nas porwać dla okupu. Poszarpaliśmy się, więc chwytam za noszę i spadamy stąd. Resztę już wiesz.

- Na noszach?

- Nie kurwa, na rowerze. Nic innego nie było pod ręką.

W tym czasie podeszła do nas para policjantów i mężczyzna w skrócie opowiedział moje słowa, a babka oddała moją torbę z uszkodzonej karetki – rzeczy pozostały całe, jedynie lekko się pobrudziły i pogniotły od uderzenia. Potem ja dostałem upomnienie za ,,stworzenie zagrożenia w ruchu drogowym", ale postanowili przymknąć na to oko z uwagi na okoliczności. Mogliśmy wracać do domu.

- To ma jechać z wami czy...

- Chyba z nami już bez sensu, żebyś się wracał – odparł Anakin.

***

W skrócie: po Wojnie Obi Wan i Satine zeszli się ,,wreszcie" (słowa Anakina), a Lux i Ahsoka chodzili ze sobą dopiero od kilku tygodni. Inaczej, trójka Jedi, trzech polityków i ja, zwykły łowca nagród, który jeszcze ogarniał kto z kim. Nigdy nie miałem pamięci do tego, kto z kim chodził. I, o dziwo, nikt nie poruszał tematu akcji sprzed kilku godzin.

- Więc mieszkasz na Courscant od... - zaczęła Satine.

- Już ponad cztery lata, przeniosłem się tutaj na krótko przed wojną. Ogólnie jest z tym śmieszna historia. Jechałem z dawnym właścicielem do mieszkania, spokój, wieczór, ja chyba odpisywałem na jakąś wiadomość, gdy nagle coś przeleciało w dół tuż obok mnie. Nie jestem pewien, ale to był chyba jakiś facet... - zobaczyłem wymowną wymianę spojrzeń między Anakinem a Obi Wanem (dopiero później poznałem historię z pościgiem). – Co?

- Nic, nic – Anakin szybko odwrócił gdzieś wzrok.

- Jak zostałeś łowcą nagród? – spytała Padme.

- Wielu Sorentich nimi było, więc można powiedzieć, że poszedłem tym śladem. Ale na dobrą sprawę to zaczęło się od tego, że jako 9-letni chłopak gwizdnąłem snajperkę taty, żeby spróbować, ale nie przemyślałem, że jej siła bez problemu odrzuci małe dziecko w krzaki. O dziwo, trafiłem w sam środek.

- A znasz się na czymś innym niż wymachiwanie bronią? – wtrącił kpiąco Lux, Ahsoka trąciła go łokciem w żebra (swoją drogą, byłem ciekawy, co ich ostatecznie do siebie zbliżyło).

- Znam się na programowaniu i coś tam się czasem technicznie pobawię. Niekiedy łowcy nagród nie mają tyle czasu wolnego jak się niektórym wydaje.

Znowu to samo... Zawroty głowy i czułem jak krew powoli kumulowała się w nosie. Udawając, że chciałem podrapać się po nosie, lekko go przycisnąłem.

- Gdzie jest łazienka?

- Niebieskie drzwi na lewo – Padme wskazał mi kierunek.

- Dzięki!

***

Pozwoliłem krwi swobodnie skapywać do umywalki. Czerwone plamy tak bardzo kontrastowały z śnieżnobiałą umywalką... Krwotok ustał po paru minutach, więc szybko wszystko wytarłem i przejrzałem się w lustrze. Wręcz znikąd pojawiły mi się wory pod oczami, na szczęście nie tak wyraźne, ale miałem wrażenie, jakby na twarzy nagle przybyło mi kilka lat. Podniosłem dłoń do twarzy, drżała. Włożyłem twarz pod strumień zimnej wody, nieco pomogło.

- Spokojnie, tylko spokojnie...

Okłamywałem siebie i otoczenie. Nie, nie było spokojnie. Cokolwiek się ze mną działo, pogarszało się z każdym dniem. Niby jeszcze swobodnie stałem na nogach, ale na jak długo? Okropna wizja przykucia do łóżka nagle stała się przerażająco realna... Nie. Nic z tego. Albo bym z tego wyszedł, albo na miejscu wyciągnął nogi – dla mnie nie było trzeciej, czwartej czy piątej opcji.

Odpięcie adaptera nic, by nie dało – sprawdzałem. Leki – ile musiałbym ich brać? Miałbym je łykać jak cukierki? Moja wątroba i tak już musiała znosić większe ilości alkoholu. Odstawienie używek? Ostatnio mniej piłem, o narkotykach nie wspomnę i żadnej zmiany.

Nie chciałem o tym mówić. Wszyscy byli wobec mnie otwarci (no może Lux i Satine nieco kręcili nosami) i czułem się wśród nich nawet swobodnie, ale nie chciałbym, żeby nagle się nade mną rozczulali. Samodzielnie wychodziłem z o wiele gorszych rzeczy, tyle, że pierwszy raz musiałem się mierzyć z własnym ciałem.

Wyszedłem z łazienki, dziewczyny o czymś gadały, a Anakin, Obi Wan i Lux przenieśli się na chwilę do kuchni. Brat pomachał mi, żebym do nich dołączyć. Przytaknąłem i przysiadłem przy długim i, na moje oko, drogim blacie.

- Piwo czy jakiś soczek? – spytał Anakin, szukając czegoś po półkach.

- Obojętnie.

Podsunął mi szklankę z jaskrawo pomarańczowym napojem, szybko wziąłem kilka łyków – zwykły sok, ale bez żadnych udziwnień. Oblizałem wargi, gdy zorientowałem się, że nie spuszczali ze mnie wzroku.

- Mam coś na twarzy?

Obi Wan i Lux nagle, jakby zainteresowali się czymś na podłodze. Tylko trzeba było wywiesić nad nimi tabliczki z napisem ,,Na nas nie patrz, to był pomysł Anakina". Wyobraźnia szybko zaczęła pracować i po chwili miałem już w głowie pięć scenariuszy na dalszy rozwój akcji.

- Mów, bo zaraz pękniesz – spojrzałem na Anakin, krzyżując jednocześnie ramiona na piersi.

O kur**! Bohater bez Strachu autentycznie się zarumienił!

- Sik, tylko spójrz. Spokój, cisza.

Oj, czułem w jaką stronę szła ta rozmowa, a jej paradoks wręcz kipiał: były generał, który pchał się na pierwsze linię frontu zwracał się do rozbrykanego łowcy nagród na temat spokoju. Nie byłem zły (jeszcze), słuchałem spokojnie.

- Ale mógłbyś być bardziej konkretny, wiesz?

Anakin westchnął. Naprawdę przygotowywał się do tej rozmowy. On, facet, który zdawał się na swoje szczęście (a przynajmniej tak opowiadał mi Obi Wan). Ciekawość rosła z sekundy na sekundę.

- Rzuć fach łowców. Jesteś bystry i zdolny, że bez problemu znajdziesz sobie zajęcie niezwiązane z półświatkiem – powiedział na jednym tchu. – W razie czego ci pomożemy.

Nie ukrywam, zaskoczył mnie. Tak, zdarzało mi się przeglądać oferty pracy, ale szybko rzut oka na snajperkę i adapter sprawiał, że kolejna opcja lądowała w koszu. Ja... za długo pracowałem na swoją opinię, żeby zaczynać od nowa, a po drugie – nie umiałem się zwyczajnie wyobrazić w innym zajęciu.

- Annie... - poczułem lekkie ukłucie w klatce piersiowej, ale zignorowałem je. – Ja... myślałem o tym... naprawdę...

- Wyczuwam nadchodzące ,,ale".

Westchnąłem ciężko. Ukłucie wróciło silniejsze i w ostatniej chwili powstrzymałem się przed skrzywieniem. Potrzebowałem świeżego powietrza, ale moje nagłe wyjście na pewno wzbudziłoby niepokój.

- Po prostu teraz nie mogę. Nie cierpię zostawiać za sobą nierozwiązanych spraw. Może kiedyś, ale nie teraz.

Anakin coś mruknął, wyraźnie nieprzekonany. To był dobry moment, żeby się ulotnić. Kręciło mi się w głowie, a ukłucia ciągle powracały. Czułem też nadchodzące wymioty. Wstałem i z trudem powstrzymałem nogi przed drżeniem.

- Ale przemyśle to, obie... - urwałem, ból stał się nie do zniesienia. Pociemniało mi przed oczami i runąłem do przodu. Pamiętam tylko, że Obi Wan złapał mnie w pasie, a Anakin przeskoczył nad blatem, żeby chwycić moje ramiona.

***

(Perspektywa Anakina)

Gdy tylko Sik wstał, to wyczułem, że coś było nie tak. Zrobił się blady i drżał. Mięśnie napięły mi się odruchowo, przez, co od razu do niego przeskoczyłem, gdy upadał. Przeniosłem uchwyt pod ramiona, a Obi Wan złapał go za nogi.

- Na kanapę z nim.

Dziewczyny od razu poderwały się na nasz widok, a Padme z miejsca chciała wzywać pogotowie.

- Spokojnie – wtrącił Obi Wan, starał się być spokojnie, ale dało się wyczuć lekkie drżenie w jego głosie. – Nie siejmy paniki.

Położyliśmy go na kanapie, gdy Lux i Satine otworzyli okna. Potem Obi Wan ukląkł przy Siku, żeby sprawdzić oddech. Odetchnął z ulgą.

- Oddycha. Hej, wracaj do nas – poklepał go po policzku, ale bez efektu. – Cholera!

Z nosa Sika zaczęła lecieć krew i to dość obficie. Albo sprawiała takie wrażenie przez ciemno czerwony kolor. Bez wahania pobiegłem do łazienki po jakąś czystą ścierkę, gdy Obi Wan przechylił go tak, żeby się nie zakrztusił.

- Co mu się stało? – Padme uklękła obok.

- Nie mam pojęcia.

Odsunęli się, gdy ja uklęknąłem, żeby przyłożyć ręcznik. Krwotok minął po dłuższej chwili, ale nadal nie odzyskiwał przytomności. Sam zacząłem myśleć o pogotowiu.

***

(Perspektywa Sika)

Ocknąłem się, ale nie mogłem otworzyć oczu. Okropnie bolała mnie głowa. Na szczęście, ukłucia zniknęły.

Leżałem na czymś miękkim, nakryty chyba ciepłym kocem. W pobliżu czułem delikatną woń świeżo zaparzonej herbaty. Słyszałem też jakieś rozmowy, ale były dla mnie zbyt przytłumione.

Potrzebowałem chwili, żeby się rozbudzić. Anakin siedział tuż obok na krześle, a w dłoni trzymał mały ręcznik, ubrudzony czymś czerwonym. Krew? Moja krew? Chciałem wstać, ale wtedy on spojrzał na mnie i siłą położył z powrotem.

- Mocy dzięki! Leż spokojnie.

- Co się stało? – mój głos był słaby, chciało mi się pić, ale bałem się, że zaraz bym zwymiotował. – Rozmawialiśmy, a potem...

- Zemdlałeś, nie było z tobą żadnego kontaktu. Śmiertelnie nas wystraszyłeś, wiesz?

Opuściłem wzrok z poczucia winy. Przecież tego nie chciałem. To miał być miły wieczór, ale oczywiście musiałem to spaprać.

Anakin usiadł na brzegu kanapy i pogłaskał mnie po głowie. Nie powiedziałem tego głośno, ale to było nieco dziwne...

- Wybacz, po prostu tak nagle runąłeś, potem ta krew... Sik, co to było? Jesteś chory?

,,W pewnym sensie tak", pomyślałem, ale przecież nie mogłem powiedzieć wprost. Przez te parę dni już próbowałem mu tłumaczyć parę informatycznych zagadnień, ale zawsze patrzył na mnie, jakbym nagle zaczął gadać w obcym języku. Więc niby jak miałby zrozumieć całą sytuację z adapterami? Musiałbym się też wytłumaczyć jako Srebrny Surfer... ta opcja nawet nie wchodziła w grę.

- Nie, nie jestem. Po prostu przez to wszystko ostatnio mało jadłem i spałem i to musiało się skumulować – podrapałem się po obolałej skroni. Ból zaczynał już opadać. – Już mi lepiej, naprawdę.

Widać, że przez chwilę myślał nad moimi słowami. Potem jednak uśmiechnął się i poprawił mój koc.

- To lepiej zostań dziś u nas. Spróbujesz się przespać?

Tylko skinąłem twierdząco głową. Zrozumiałem, że naprawdę potrzebowałem, chociaż jednej spokojnej nocy. Anakin jeszcze przytulił mnie i wtedy zasnąłem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro