Rozdział 41 || Narzeczony
The Interrogation – Connor – Nima Fakhrara
(Perspektywa Sika)
Jest już grubo po dwudziestej drugiej, a dopiero teraz możemy przesłuchać kobietę. Nazywała się Allie Eldassian, dotychczas niekarana i wcześniej pracowała jako ekspedientka w jakimś tam sklepie. A wcześniej znana jako Beta, model BA-411. Tak, mamy tutaj Nową Nadzieję, chociaż początkowo sam nie dowierzałem, gdy dostarczyli nam dokumenty. Okazało się, że wzięli ją na kilka tygodni przed jej piętnastymi urodzinami – wtedy, gdy nakaz zabrania, by jej nie obowiązywał. To się nazywa mieć pecha. Jeśli chodzi o mnie, to nieszczególnie ją kojarzyłem: może raz czy dwa mogliśmy minąć się na treningach i tyle.
Siedziałem w pokoju tuż przy sali przesłuchań z Kirą i Fillerem. Luis rozmawiał z tą babką, a raczej wsłuchiwał się w jej milczenie. Z trudem powstrzymywałem się od ziewania. Coś mi tu jednak nie pasowało: cyborg pracujący dla tego kogoś, komu tak zależy na naszym wybiciu? To się kupy nie trzyma: albo jednak jest niewinna i ktoś chcę ją wrobić, albo kompletnie przeprali jej mózg.
- Dlaczego zabiłaś? – Luis coraz bardziej się niecierpliwił. – Kto ci zlecił zabójstwo? Znałaś się z ofiarą?
I nic. Babka milczała jak zaklęta.
Luis walnął pięścią w stół.
- Odpowiadaj, jak się do ciebie mówi!
- Tak do niczego nie dojdziemy – mruknąłem pod nosem. Coraz mniej lubię tego gościa.
Wtedy babka uniosła wzrok na sufit i zaczęła się rozglądać po pokoju.
- NS-127 nas ocali... NS-127 nas wyzwoli... NS-127 jest światłem... jest dominacją... jest alfą i omegą... to on jest Wybrańcem, naszym Wybrańcem...
Poczułem na sobie zaskoczone spojrzenie Kiry i Fillera... a ja jestem tak samo zdezorientowany jak oni. Sądziłem, że wraz z rozwiązaniem Zakonu, kwestia mojej ,,świętości" ucichła raz na zawsze. Zresztą, nigdy nie miałem przyjemności przez ten tytuł. Tak, wiem, że dużo zrobiłem i tak, wiem, że wielu mnie przez to widzi jako bohatera i wzór do naśladowania, ale nie mam parcia na ekran. Zresztą już po wszystkim, więc niby kogo mam ocalać czy wyzwalać? Opcje są trzy: albo ta babka jest bardzo niedoinformowana, albo wysłać ją na porządny przegląd, albo dzwonić do psychiatryka (osobiście byłbym przy drugiej opcji).
Luis opuścił pokój i dołączył do nas.
- Nic z tego. Nie mówi z sensem, a gdyby mogła to, by nam tu fanklub i Klub Wierzących założyła.
- Wygląda, jakby była w głębokim szoku – wtrącił Filler. – Sik, może ty ją przesłuchasz? Może jako jej idol do niej dotrzesz?
Luis chamsko parsknął śmiechem, a Kira przewróciła oczami.
- Serio? Cyborg przesłuchujący cyborga? – burknęła, wyraźnie zmęczona.
Auć. Gdyby Luis powiedział taki tekst to nie byłoby to nic nowego, ale ona? Nie pokazałem tego po sobie, ale naprawdę mnie to zabolało.
- Fascynujące, co nie? – skrzyżowałem ramiona na piersi. – Jak człowiek przesłuchujący człowieka.
Poszedłem do pokoju i kobieta od razu prześwidrowała mnie spojrzeniem. Bez dwóch zdań mnie rozpoznała i liczyła na cudy... ech, dreszcz mnie przeszedł. Usiadłem naprzeciwko i szybko ją zeskanowałem.
Stan fizyczny: dobry.
Stan psychiczny: obiekt jest w głębokim szoku.
Wykryto ślady uderzeń i duszenia. Na ubraniu zlokalizowano wykryto ślady nasienia. Właściciel: Hardy Willker. Prawdopodobieństwo molestowania na tle seksualnym: 92,8%
A to skur... przepraszam, ale ojciec uczył mnie szacunku do kobiet i, że sam fakt jej istnienia nie pozwala na traktowanie jej jak rzeczy. To obie strony muszą wyrazić stosunek na tego typu sprawy, bo tak należy. Jakbym sam kiedyś doczekał się swoich dzieci to uczyłbym ich dokładnie tego samego. Na ten moment ta sprawa to mój priorytet, ale jakby już się wszystko uspokoiło to chyba sam chętnie założyłbym własną rodzinę. Dobra, bo za bardzo odlatuje w przyszłość.
- Hej... spokojnie, nikt cię nie skrzywdzi... Odpowiedz tylko na parę moich pytań, a może będziesz mogła odpowiadać z wolnej stopy.
Nadal nic nie mówiła i na chwilę skupiłem się na draśnięciu na policzku. W sumie to wcześniej nie zwróciłem na to uwagi, pewnie powstała przy walce z tym oblechem. Wiem, powinno się szanować zmarłych i tak dalej, ale dla facetów tego typu nie mam żadnej litości.
- Słuchaj... jesteśmy cyborgami, ale nie będę mógł ci pomóc, jeśli nie zaczniesz współpracować. Co cię łączy z Willkerem? Czemu cię u siebie przechował?
- Jest moim dalszym kuzynem, ale na Courscant jest moją jedyną rodziną – powiedziała, mówiła cicho, ale nadzwyczaj spokojnie, zapisywałem jej słowa w notatniku. – Mieliśmy prostą umowę: on mnie przechowuje aż wszystko ucichnie, a ja w zamian pomagałam mu w domu.
- Rozumiem, ale zastanawia mnie jedna rzecz: pokój między cyborgami a Republiką został zawarty już dwa lata temu, a jeśli dobrze rozumiem to wciąż u niego mieszkałaś? Chciałaś zostać dłużej, by stanąć na nogi?
- N-nie. Planowałam wyjechać zaraz po ogłoszeniu ugody. Ale wtedy Hardy zaczął chorować... a właściwie... symulować...
- Co masz na myśli?
- Nie chciał wstawać z łóżka, udawał gorączki i napady bólu, więc zostałam, żeby się nim zaopiekować. Wiedziałam, że Hardy to dobry symulant, a mimo to nabierałam się jak głupia – opuściła głowę i widziałem zażenowanie na jej twarzy.
- Nie jesteś głupia – powiedziałem z ciepłym uśmiechem. – Po prostu zaufałaś złej osobie. Kiedy zdałaś sobie sprawę z oszustwa?
- Z jakieś cztery tygodnie temu. Stanowczo mu powiedziałam, że odchodzę, a wtedy... - opuściła głowę i zamknęła oczy. – Przepraszam... pewnie jest pan zmęczony, a ja tylko się nad sobą rozczulam.
- Proszę o tym nie myśleć – odparłem, tłumiąc ziewnięcie. Na komunikatorze miałem już piętnaście nieodebranych połączeń od Anakina i parę wiadomości, ale nawet nie miałem do tego głowy. – Wiem, że to dla pani bolesne, ale naprawdę potrzebujemy tych informacji.
Kobieta westchnęła i dalej zaczęła mówić:
- Rzucił się na mnie, przetrzymywał... gwałcił... Codziennie go błagałam, żeby mnie puścił, ale nawet mnie nie słuchał, stałam się jego zabawką. W końcu udało jakoś mi się wyswobodzić i planowałam ucieczkę, gdy mnie zauważył. Szamotaliśmy się przez chwilę, złapałam za ten nóż i uderzyłam. Poczułam jakąś... ulgę i siłę, więc wypchnęłam go do salonu i dźgałam go jeszcze kilka razy. Nawet nie wiem, kiedy się opamiętałam, ale już dawno nie żył.
- A czemu nie uciekałaś zaraz po fakcie?
- Spanikowałam. Pobiegłam na strych, Hardy czasem mnie tam zamykał, gdy byłam nieposłuszna, więc znałam parę zakamarków. Pomyślałem, że ukryje się tam na parę dni, a potem ucieknę jakimś promem dla uchodźców. Ale... czemu mnie wydałeś?
Teraz to ja poczułem się nieswojo. Wyczułem, że ona mi zaufała i jakoś nie miałem serca wyznać jej takiej prawdy. Na jej miejscu też poczułbym się zdradzony w ten sposób... nawet znam to uczucie bardziej niż mogłoby się wydawać... Ale czy mógłbym jej wtedy w ogóle pomóc? Cały domek był otoczony patrolami i wszyscy wiedzą o moją umiejętnościach, wątpię, żeby ktoś uwierzył w historyjkę, że mi się wymknęła.
- Ja... gdybyś uciekła to narobiłabyś sobie tylko większych problemów. A tak może jeszcze udałoby się przekonać sąd do łagodniejszego wyroku.
Kobieta westchnęła.
- Proszę cię, sam chyba w to nie wierzysz. Coś jeszcze?
- Nie – dałem znak na zakończenie przesłuchania.
Do pokoju weszła Kira z Luisem i dwójką innych policjantów, żeby zabrać Eldassian. Nie stawiała oporu.
- Kiepski z ciebie kłamca – parsknął Luis.
- Zamknij się.
Gdy Eldassian przechodziła obok nas, nagle złapała za moje ramię i przyciągnęła do siebie.
- Wąż zrzucający skórę dalej jest wężem – szepnęła mi na ucho, że tylko ja ją mogłem usłyszeć.
Wyprowadzili ją z sali i przez chwilę stałem jak słup, wpatrując się w drzwi. Dopiero Kira mnie obudziła, lekko potrząsając za ramię.
- Co ci jest? Wyglądasz jakbyś ducha zobaczył.
- Ja... nieważne – machnąłem ręką. – Jestem zmęczony i chce do domu, okej?
***
Nie byłem zaskoczony, gdy zobaczyłem przed komendą Anakina. Czekał na mnie przed śmigaczem z termosem z herbatą. Przyznaję chyba trochę zmarzłem.
- Jesteś cudowny – mruknąłem zmęczony, biorąc spory łyk napoju.
- Ciężka sprawa, przesłuchanie?
- Jedno i drugie. Łeb mi pęka i padam z nóg.
Anakin wyjrzał za moje ramię.
- To ona?
Spojrzałem za siebie i zobaczyłem Kirę i Luisa. Rozmawiali o czymś.
- Heh, kocham Padme, ale muszę przyznać, że ładniutka.
Szybko zarobił łokciem między żebra. Uwielbiam go i oddałbym za niego życie, jeśli trzeba, ale czasem mógłby się zamknąć.
Wtedy znowu spojrzałem na dwójkę zakochanych gołąbeczków i zobaczyłem jak zaczęli się migdalić. Ech... naprawdę mam to gdzieś, ale... nieważne. Spuściłem wzrok i miałem wrażenie, jakby coś mnie zakuło w piersi. Nie, nie, nie... ja w miłość od pierwszego wejrzenia nie wierzę, a nawet gdyby to mam swoje zasady, a jedna z pierwszych brzmi jasno i wyraźnie: zajętych panien się nie tyka. Zresztą o czym ja myślę? Spotkaliśmy się dwa dni temu i to po prostu cieszę się, że ją widzę.
- Jedzmy już, proszę – burknąłem przemęczony.
***
Halo Ziemia – Filip Lato
Minęło już parę tygodni i mieliśmy sporo interwencji i paru podejrzanych, lecz z tego wszystkiego wyszło jedno wielkie nic. Staram się myśleć pozytywnie, ale coraz bardziej też wątpię, że złapiemy głównego psychopatę z tej maskarady. Tylko czemu to robią? Myślą, że jako ludzie są lepsi? Że ,,wybawią Republikę"? I co? Myślą, że jeszcze dostaną za to gratulację albo, że nie będą ich męczyć wyrzuty sumienia?
A jeśli... ja już też jestem na ich celowniku? Jestem cyborgiem i węszę w tej sprawie i się angażuje. To prawdopodobne. Może to będzie kiepski przykład, ale gdy wieźli mnie na egzekucję to bardziej od samej śmierci bałem się tego, że będzie końcem i zostanie tyle nierozwiązanych spraw. Szczerze to nawet zdarzało mi się już myśleć nad rezygnacją, ale chwilę potem karciłem się w duchu. To w sumie i moja wada, a zarazem zaleta: upór; jak się za coś wezmę, to muszę doprowadzić sprawę do końca, taki już jestem i raczej pozostanę.
***
Ten dzień akurat zleciał na papierach i bardzo obszernym raporcie podsumowującym pierwszy miesiąc śledztwa. Nasza trójka miała opisać swoje przypuszczenia odnośnie sprawy, perspektywy i takie tam, ale nie mam pojęcia po, co to. No i nie będę się rozpisywał faktem, że tak naprawdę większość zrobiliśmy we dwójkę, ja i Kira. Luis zmył się wcześnie, bo mają w firmie jakiś audyt czy coś.
I wtedy nastała chwila szczerych rozmów... matko...
- Sik... bo wiesz... - Kira wychyliła się znad folderu, który właśnie czytała – ja i Luis... - rumieniła się jak nastolatka na widok swojego chłopaka lub idola. – Masz!
Sięgnęła do torby i wyciągnęła ozdobną kartkę złożoną na pół. Patrzyła na mnie, jakby oczekiwała mojej reakcji, jakby miała być niespodziewana. Ona naprawdę myślała, że widok rysunku dwóch weselnych dzwonów nic mi nie będzie mówił?
A, co było w środku? Niespodzianka! Zaproszenie na ślub i wesele zakochanych gołąbeczków. Według daty, impreza miałaby się odbyć za kilka miesięcy... nie za wiele czasu...
- Słuchaj, nie wystrasz się, ale poza tym zgodziłbyś się zostać moim świadkiem?
Okej, tu mnie zaskoczyła.
- Ja?! Z jakiej racji?
- Bo spędziłam z tobą prawie całe dzieciństwo? Zdecyduj się: tak czy nie?
- No jasne. Nie przepuszczę okazji do darmowej popijawy.
Kira mocno uderzyła się dłonią w czoło.
- Jesteś niemożliwy.
- To jeden z moich atutów moja droga. Słuchaj, niewiele brakuje, a skończymy przed wieczorem.
***
Westchnąłem i wysiadłem ze śmigacza. Powoli zaczynało się ściemniać, ale jakoś nie chciało mi się spać. Odkąd pamiętam, Kira zawsze ubierała się podobnie: prosta koszula, czasem jakaś kurtka i spodnie, nierzadko przetarte lub brudne. Zwyczajnie jakoś nie umiałem jej sobie wyobrazić w nieskazitelnie białej sukni ślubnej. Zresztą, kto to mówi? Sam nigdy nawet garnituru nie miałem na sobie, bo pierwsze nie było okazji, a po drugie nie wiem, czemu, ale zawsze mi się kojarzyły z pogrzebami. No i w sumie będzie okazja to ponownego spotkania z jej rodziną: jej matka czasem nawet mnie traktowała jak swojego syna, a ojciec widział we mnie łobuziaka, ale jakoś nigdy mu to nie przeszkadzało.
Wtedy usłyszałem jak ktoś syknął i byłem święcie przekonany, że to do mnie, ale dlaczego? Nie mam bladego pojęcia. Odwróciłem się w stronę skąd dochodził dźwięk i zobaczyłem kogoś ubranego całkowicie na czarno, a na twarzy miał coś, jakby maskę. Wskazywał na mnie dłonią i gestem chciał, żebym do niego podszedł.
Zrobiłem kilka niepewnych kroków w jego stronę, cały czas trzymając dłoń tuż przy blasterze. Może to jeden z szajbusów, który postanowił się za mnie zabrać? Teraz trzeba być naprawdę uważnym i czujnym.
- Czego chcesz? – spytałem, zachowując bezpieczną odległość.
Ten ktoś nie odpowiedział. Budowa ciała wskazywała na mężczyznę. W głowie błysnęła mi czerwona lampka.
- Luis?
Wtedy ktoś do mnie doskoczył i złapał za mój podbródek. Nie dałem po sobie poznać, jak to mnie zdezorientowało. Facet przyglądał się mojej twarzy z jednej i drugiej strony, na chwilę skupiając się w okolicy lewej skroni.
- Na twoim miejscu uważałbym na następne kroki i relacje – powiedział głosem mocno zniekształconym przez maskę, nie umiałem rozpoznać właściciela. – Posuniesz się za daleko i będzie kara.
Nagle mnie puścił i zniknął, zanim zdążyłem, chociaż za nim krzyknąć. No i, co? Jestem w czarnej... przeczucie mi mówi, że to był Luis, ale, co mógł mieć na myśli? A zresztą, nawet nie miałem dowodów, że to on. Wszyscy widzą w nim potulnego blondyna i kto, by mi uwierzył, że ot tak się na mnie rzucił tak na widoku? Przecież jak zacznę rzucać oskarżeniami to w linii prostej wyślą mnie do psychiatry i na dokładny przegląd.
A może był zazdrosny o Kirę i jasno chciał mi dać do zrozumienia, że była JEGO narzeczoną? To, by miało trochę sensu. Ja i ona zaczęliśmy spędzać więcej czasu, więc pewnie mu nie poświęca już tyle uwagi, co wcześniej. Ale pracujemy razem, więc ot tak nie mogę jej unikać całe dnie, znaczy... mógłbym, ale wtedy sprawa ciągnęłaby się w nieskończoność i ktoś oszaleje od ciągłego przekazywania wiadomości od porozmawiania wprost.
Byłem pod ścianą.
***
Więc wasza kochana Averil wraca z wakacji (niewiadomo, skąd wziętych) i bierze się do pisanka :-)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro