Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 39 || Wspomnienia z dzieciństwa

Glitter & Gold – Barns Courtney

(Perspektywa Sika)

Ironia, wcześniej tak narzekałem, że będę musiał pracować z kimś z Ligi, a w dzień, gdy mam ją poznać, to szczerze mi to już głęboko wisi. Z nogami opartymi o blat biurka, przeglądałem raporty z wcześniejszych miejsc zbrodni, szukając jakiegoś wspólnego elementu poza powiązaniami ofiar z Zakonem lub cyborgami. Nic z tego: morderstwa były dokonywane w różnych miejscach, o innych porach, a ofiary zabijano różnymi sposobami – raz z blaster, czasem nożem, otrucie, duszenie i tak dalej.

Odłożyłem kolejną teczkę na już nie mały stos i westchnąłem. Anderlam mógł być ważnym tropem, a jakąś godzinę temu otrzymałem informację o skremowaniu jego ciała. Nie mam żadnego żalu do Gave 'a czy Penny, że go nie przypilnowali, każdemu mogło się to stać.

Wtedy, nie mam pojęcia, dlaczego, pomyślałem o Acearth. W sumie to po śmierci taty nigdy tam nie wróciłem, chociaż obiecałem Eidarze, że będę do niej zaglądał. Właśnie... dopiero wtedy pierwszy raz pomyślałem o Kirze po tylu latach. Za dzieciaka byliśmy nierozłączni, bawiliśmy się razem, broiliśmy i nie rzadko jedno kryło drugiego. Gdy już zamknę sprawę to powinienem zadzwonić do Eidary, była jej babcią, więc powinna mieć aktualny numer, żebym mógł ją zaprosić, chociaż na najzwyklejszą kawę. Pogadalibyśmy, powspominali stare, dobre czasy i kto wie? Może z czasem wyszłoby coś z tego większego? Znałbym ją, więc ryzyko wtopy byłoby raczej znikome, a Anakin w końcu przestałby mi ględzić nad uchem.

Dobra, ale może lepiej jak teraz przeniosę gdzieś te raporty, bo zaraz to się na mnie zwali i przez kilka tygodni będą się ze mnie śmiać.

Wziąłem dokumenty (nie chcę mi się robić kilku rundek) i poszedłem w stronę archiwów. Matko, ale to wysokie. Okej Sik, tylko się nie wywróć. Naprawdę ci się nie będzie uśmiechało zbieranie tego całego stosu.

Okej, już niedaleko, jeszcze tylko muszę dojść do schodów na dół i...

Uderzyłem w coś, że aż łupnęło i wylądowałem na podłodze, a dokumenty rozsypały się na pół korytarza. Rozmasowałem obolały tyłek od upadku i spojrzałem na co, lub bardziej, na kogo wpadłem. To była jakaś babka w moim wieku o granatowych włosach przetykanych żółtymi i niebieskimi pasemkami związanych w nieco niechlujny na moje oko kłos.

Nic nie mówiłem (nawet nie wiem, dlaczego), gdy na mnie spojrzała. Miała stalowoszare oczy. Dopiero po chwili odzyskałem mowę.

- Przepraszam, nie powinienem brać wszystkiego na raz – zacząłem zbierać papiery.

- Nie, nie, to ja mogłam bardziej uważać – kobieta zaczęła mi pomagać.

Po chwili już wszystko udało nam się pozbierać, ale odsunąłem jeszcze na chwilę stos na bok.

- Dzięki.

- Nie ma... - urwała nagle, spoglądając na moją opaskę. – Jesteś cyborgiem?

- Tak. To jakiś problem?

Przez chwilę patrzyła na mnie obojętnie, ale potem ot tak wybuchnęła złością.

- Świetnie! Liczyłam, że chociaż tutaj będą sami normalni, ale nie! Już wszędzie musicie wepchnąć swoje wścibskie nochale?!

- Ej, paniusiu! Jak chcesz wiedzieć to zostałem wybrany na drodze uczciwej rekrutacji i to kim jestem nie miało nic do tego!

- Ach tak? Uważaj, bo uwierzę.

Matko! Taki typ ludzi jest najgorszy: sami nie wiedzą nic, ale usłyszą jakieś tam opinie, często wyssane z palca i już uważają się za nie wiadomo, jakich znawców. Właśnie to był jeden z powodów, dlaczego Republika i cyborgi tak długo nie mogły się dogadać.

Zabrałem raporty i bez słowa poszedłem dalej. Nie będę strzępić języka na takiego bezmózga.

***

Próbowałem przeglądać jakieś tam swoje notatki odnośnie sprawy, ale znowu pomyślałem o tamtej kobiecie. Coś mi mówi, że powinienem ją kojarzyć, ale na ten moment znam ją jedynie z tych teorii spiskowych z pierwszego lepszego wpisu na popularnym portalu z ploteczkami.

Schowałem notes do szafki, którą z hukiem zamknąłem. Po chwili podszedł do mnie Gave.

- A tobie, co? Co ci biedna szafka zrobiła?

- Nie teraz Gave.

Spoważniał, wziął jakieś puste krzesło w pobliżu i usiadł koło mnie.

- Hej, coś nie tak? Coś z tą sprawą?

- Nie. Po prostu wkurzają mnie ludzie, którzy wszystkie cyborgi wrzucają do jednego wora.

- No i?

- A to, że przed chwilą spotkałem taką jedną. Wpadliśmy na siebie i pomogła mi pozbierać raporty i było spoko, gdy zobaczyła moją opaskę i zaczęła drzeć pizdę bez powodu – westchnąłem. – Mam tylko nadzieję, że ta z Agencji będzie chociaż trochę bardziej rozgarnięta.

- A może ta babka, którą spotkałeś i ta z Ligi to będzie ta sama osoba?

Kurwa, może mieć rację. Nigdy jej nie widziałem na komendzie oraz nikt nie wspomniał jak ta wysłanniczka będzie wyglądać. Zresztą, mam takiego pecha, że to jest jeszcze bardziej możliwe.

- Oby nie, bo to chyba będzie najbardziej niezręczny początek współpracy w historii – spojrzałem na zegarek. – Dobra, muszę lecieć do Fillera. Przekonamy się, kogo mi przydzielili.

***

Old Friends – Ylvis

Bez większych rozmyślań wszedłem do pokoju i tam znalazłem Fillera i... ją. Dobra, to już oficjalne: jestem jednym wielkim, chodzącym pechem. Coś czuję, że nie będzie tak łatwo.

Wtedy ona odwróciła głowę w moją stronę.

- Znowu ty?!

- Znowu ja – przewróciłem oczami i usiadłem obok, krzyżując ramiona na piersi.

Kobieta walnęła pięścią o blat biurka.

- To skandal! Ani Liga, ani góra nawet słowem mi nie wspomniały, że będę musiała pracować z puszką!

Zacisnąłem wargę. No kobiet się nie biję, ale pięść mnie aż świerzbiła. Wparowała, pokrzyczy i jeszcze myśli, że coś na tym ugra. Trzymajcie mnie, bo nie wytrzymam.

- Przepraszam, ale ja jestem tylko pośrednikiem i mówię postanowienia góry, a ta jasno określiła, że sierżant Sorenti-Skywalker i agentka Blanck mają pracować razem w sprawie serii morderstw.

I tu zapanowała niezręczna cisza. What? Blanck? Kira?! Kobieta, z które prawie poskakaliśmy sobie do gardeł to moja najlepsza przyjaciółka z dzieciństwa? Te włosy... no tak! Czemu ja wcześniej nie zwróciłem na to uwagi?!

Spojrzeliśmy się na siebie i przez chwile wpatrywaliśmy. Tyle lat... gdzieś szesnaście, coś tyle.

- Sik?

- Kira?

Filler wpatrywał się w nas również niemało zaskoczony.

- Zaraz, wy się znacie?

- Na to wychodzi – odparłem. – O kurwa...

- To ja wam może nie będę przeszkadzał... - Filler delikatnym gestem dał nam do zrozumienia, żebym opuścił gabinet.

***

Wyszliśmy przed gabinet i jakoś żadne z nas już nie było takie chętne do odezwania się. Co niby powiedzieć najlepszemu przyjacielowi, którego nie widziało się od lat? Po prostu ,,hej"? O matko...

NIESTABILNOŚĆ SYSTEMU

- Cześć – zaczęła Kira.

I w tym momencie musiałem palnąć chyba największą gafę.

- Ja cześć?

Kurwa... Cholera, dopiero do mnie docierało, co się działo.

- Hej... - powiedziałem po dłuższej chwili. – To... jak leci?

- D-dobrze. Rety, chyba wszystkiego bym się spodziewała, ale ciebie to akurat nie. Gdy rodzice mi powiedzieli o inwazji i, że ciebie zabrali to w pierwszej chwili pomyślałam, jakiego my mieliśmy farta, a potem dopiero, co się z tobą stało – zarumieniła się. – Wybacz, to chyba źle zabrzmiało.

- Spokojnie. Chodźmy do mojego biurka, wszyscy się na nas lampią.

Zeszliśmy po schodkach na dół do biura. W tej chwili się cieszę, że moje biurko jest w samym rogu pod przezroczystą ścianką. Usiadłem na krześle, a Kira na blacie. Na szczęście, ona bardziej zaczynała rozmowę niż ja. Chociaż nie przypuszczałem, że opowieści zaczną się z tej strony.

- Tak w ogóle dodałeś sobie drugie nazwisko? Skywalker? Jak ten generał i Jedi? Ma jakąś siostrę, z którą się hajtnąłeś?

No świetny sposób na rozpoczynanie rozmowy, nie ma, co. Chociaż... w sumie to trochę zrozumiałe, bo w końcu ona mnie znała tylko jako Sika Sorentiego. Ten świrus Kastecki powiedział, że ja i Anakin jesteśmy jednymi z najbardziej rozpoznawalnych bliźniąt, ale przecież nie każdy siedzi w szmatławcach.

- Nie. Anakin Skywalker to mój brat i do tego bliźniak. Zostaliśmy rozdzieleni po narodzinach. Tak naprawdę znamy się jakieś... trzy-cztery lata.

- Och... rozumiem. A jak to jest mieć swoje lustrzane odbicie? Czy to prawda, że jak jedno z was się zrani to drugi też poczuję ból?

- W sumie to nigdy o tym nie myślałem, a z tym bólem myślałem, że to jakieś plotki, ale jest w tym trochę racji – zaśmiałem. – Na przykład kiedyś siedziałem w mieszkaniu i przez nieuwagę usiadłem na nożyczkach. Podobno Anakin, w samym środku posiedzenia Rady, tak się zerwał z wrzaskiem, że pół Świątyni go słyszało. Obi Wan to nawet początkowo chciał wzywać egzorcystę.

- Obi Wan? TEN Obi Wan Kenobi?! Mistrz Jedi, mentor Anakina, ten, co dowodził 212 Batalionem Szturmowym wraz z CC-2224 znany jako ,,Cody"?

- Heh, widzę, że trafiłem na fankę.

- I się tego nie wstydzę! I znasz się z nim osobiście?

- Przyjaźnimy się i raz mi pomógł, gdy Anakin chciał mnie udusić Mocą, ale to na inną historię i okazję, może ci opowiem.

- Koniecznie!

***

In the Rain – David Russell

Dzisiaj na szczęście było spokojnie i ,,oficjalnie" oprowadzałem Kirę po komendzie, żeby wiedziała, co i jak. A tak naprawdę opowiadaliśmy sobie, co u nas. Dowiedziałem się, że Kira mieszkała na Courscant jeszcze przed Wojnami Klonów, gdy zaczynała pracę w Lidze. Coś tam mi próbowała tłumaczyć, czemu nie działali w tak wielu sprawach: bo nawał innych obowiązków, papiery i tak dalej. Ale czuć było, że sama niezbyt w to dowierzała, ale musiała to mówić, bo przełożeni nie daliby jej spokoju.

A sam nawet nie miałem jakoś oporu mówić jej o służbie w Nowych Nadziejach czy Zakonie. Zrozumiała to i nie robiła żadnych wyrzutów, bo jak sama powiedziała: ,,Przecież to sytuacja cię zmusiła do takich decyzji". I ja to szanuję!

Heh, ku mojemu małemu zaskoczeniu, zadała też sporo pytań o moją stronę cyborga: czy to wygodne? Czy mnie bolało? I takie tam. Nawet pokazałem jej parę rzeczy, bo nie chciała mi uwierzyć, na przykład w moją siłę, więc ja na dowód podniosłem czyjeś biurko, a potem pokazałem zdjęcie z Padme i Anakinem, gdy uniosłem ich do góry, bez zadyszki.

Praktycznie cały czas ze sobą rozmawialiśmy, ale i tak pozostało jeszcze tyle spraw, że jesteśmy umówieni na kawę w najbliższy weekend. Chyba jeszcze nigdy nie byłem tak pozytywnie nakręcony.

A tak z innej beczki, znowu leje, chyba nawet mocniej niż wczoraj. Ale teraz byłem mądry przed szkodą i zaopatrzyłem się w parasolkę. Rozwinąłem ją i miałem już iść, gdy zobaczyłem Kirę pod niewielkim zadaszaniem przed wejściem, opartą o ścianę. W rękach trzymała swoją torbę, a wzrok miała utkwiony w ziemię.

- Zapomniałaś płaszcza.

- Tak, liczyłam, że zdążę przed ulewą. Poczekam i tak nie mam już dzisiaj nic szczególnego do roboty.

Spojrzałem na swój parasol i... dałem jej go.

- Masz.

- Co? Przecież zamarzniesz. Przeziębisz się!

- Heh, jestem szybki, a poza tym cyborgi rzadko chorują. No bierz.

Trochę niepewnie wzięła ode mnie parasol i uśmiechnęła się. Wtedy z oddali gdzieś zagrzmiało. Naciągnąłem kaptur swojej kurtki (niezbyt głęboki, ale przeżyję) i pobiegłem.

***

(Perspektywa Anakina)

Heh, faktycznie całe szczęście, że Sik wziął ten parasol. Leje jak z cebra. Owszem, chciałem go zabrać spod komendy, ale uparł się, że ,,jest już dużym chłopcem i sam sobie poradzi". Matko, tylko, żeby mi potem nie narzekał jak złapie go katarek.

Usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi, a zaraz potem mokre kroki. Wyjrzałem do przedpokoju, a tam stał Sik, kompletnie przemoczony i bez parasola.

- Hej – powiedział niewinnie, gdy pod nim zrobiła się już spora kałuża.

- Ściągaj to i do łazienki. Już.

- Ale ja wszystko mam mokre...

Mocno uderzyłem się dłonią w czoło.

- Spokojnie nic mi nie będzie i... ACHOO!

***

No, więc owinąłem go kilkoma ręcznikami i kocami, a Padme zaraz miała mu podać herbatę i jakieś leki. Na szczęście nie miał jeszcze gorączki, więc szybko powinien stanąć na nogi.

- Mówię ci, że nic mi nie jest! – próbował się szarpać, gdy mocniej tarłem jego głowę.

- Nie kręć się, bo nigdy nie skończę. A poza tym sam widziałem jak dziś rano pakowałeś parasol. Zgubiłeś go?

- Nie, ale...

- Czemu do mnie nie zadzwoniłeś? Przyjechałbym od razu.

Przytkał mi usta ręką.

- Kurwa, zamknij jadaczkę! Nie pomyślałem o tobie, okej? Miałem ważniejsze sprawy na głowie. Zresztą – uśmiechnął się – nie uwierzysz, kogo dziś spotkałem i jednocześnie mam z nim tą sprawę.

- Tą Kirę, przyjaciółkę z dzieciństwa o, której mi mówiłeś?

Zrobił zaskoczoną minę.

- Skąd ty...

- Moc, instynkt... Wymieniać dalej? No opowiadaj.

Przewrócił oczami.

- Taka sytuacja: wpadłem na nią, gdy zanosiłem dokumenty. Nie poznaliśmy się, ale mi pomogła i było miło, gdy zobaczyła moją opaskę i zaczęła się na mnie wydzierać. Zignorowałem ją, gdy zostałem wzięty do Fillera i tam doszło do oficjalnego spotkania po latach. Jesteśmy już nawet umówieni na kawę.

- Nieźle. A może zaproś też ją do nas? W sumie to twoją przeszłość znam tylko od ciebie, nigdy nie pokazywałeś mi zdjęć czy coś.

- Nie widzę przeszkód. Heh, początkowo pomyślała, że masz siostrę z, którą się hajtnąłem, że przez to mam drugie nazwisko. A tak z innej beczki: myślisz, że dałoby się ściągnąć też Obi Wana? Wychodzi na to, że Kira jest jego wielką fanką.

- To już nie będzie jej starczyło jak pozna mnie? – na pokaz zaczął prężyć muskuły i robić dumne minki.

- Widocznie w jej oczach Bohater Bez Strachu nie dorównuje Negocjatorowi. A nie obrazisz się na mnie, bo jej powiedziałem o tej sytuacji z nożyczkami i twoim darciem się?

- Zaraz... co?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro