Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 37 || Anakinowe zabawy w swatkę

Alone – Alan Walker

(Perspektywa Sika)

Po raz ostatni przejrzałem pliki zamkniętych już spraw, przyłożyłem dłoń do terminala i ściągnąłem je wszystkie. Heh, Gave zazdrości mi tej umiejętności. Jeszcze tylko przenieść dane do archiwum i mogę kończyć na dziś.

Poprawiłem szarą opaskę na ramieniu i wstałem z fotela. Ona jest moim symbole cyborga i była jednym z warunków ugody między Republiką a Zakonem. Od kiedy zabiłem Narę i go rozwiązaliśmy minęły już dwa lata. Hm, niby to już sporo czasu, ale jak teraz o tym myślę, to miałem wrażenie, że to było zaledwie parę dni temu. Owszem, dalej przydarza mamy zgłoszenia o atakach i przypadkach nietolerancji, ale prawo się zmieniło i przestępstwa wobec cyborgów są sądzone tak samo, jak te wobec innych ras.

A, co u mnie? Moim zdaniem lepiej być nie mogło, często rozmawiam z Telnem i mamy za sobą kilka wypadów na piwo, dalej też pracuje w policji i naprawdę lubię tą robotę, mimo, że mój pierwszy rok polegał głównie na odbieraniu telefonów, wpisywaniu mandatów za złe parkowanie i patrolowanie ulic. Filler to spoko gość i dobry szef, który po tamtym roku dał mi awans na starszego posterunkowego (chociaż obiło mi się o uszy, że w najbliższym czasie mam skoczyć na stołek sierżanta). I cóż, dalej mieszkam u Anakina, ale byłem już na paru oględzinach mieszkań i mam też parę ofert na oku, więc moja wyprowadzka to kwestia maksymalnie kilku miesięcy.

Wreszcie nie muszę się też ukrywać. Szkoda tylko, że Dio nie dotrwał do tego momentu... Miecz Anakina całkiem go zniszczył i jedynym wyjściem byłoby złożenie go na nowo. Dla mnie to prościzna, ale to nie byłby ten sam droid, którego złożyłem jeszcze przed okresem Nigreosa. Chyba nie umiałbym go pokochać tak jak pierwowzór.

Poszedłem w stronę archiwów, gdy ktoś nie zawołał.

- Sik, czekaj!

Podbiegła do mnie Polem, żona Gave 'a, spoko kobieta, ale też nie mój typ. Jej mąż może się czuć bezpieczny.

- Hej, co tam?

- Widziałeś Gave 'a? Moi rodzice przyjeżdżają za dwie godziny, a jest jeszcze mnóstwo roboty.

- Wspomniał coś, że musi zejść do magazynu z dowodami. Pewnie zaraz wróci.

- Dzięki – odeszła we właściwym kierunku i pomachałem jej na do widzenia.

Zauważyłem, że kręciło się coraz więcej dziewczyn lub chłopaków, narzeczonych lub małżonków, żeby wrócić na domów. Na naszej komendzie, ja singiel jestem wręcz wyjątkiem, ale mi to nie przeszkadza: mam brata, szwagierkę i dwójkę bratanków i to mi bardzo pasuje.

Szybko załatwiłem sprawę dokumentów i zacząłem pakować torbę, gdy znowu ktoś do mnie krzyknął.

- Sorenti! Do mojego gabinetu! Teraz!

Dobra, wspomniałem, że Filler to spoko gość, ale matko, nikt chyba nie wie, co mu się tam kotłuje pod łysą głową. Potrafi wrzasnąć na kogoś na całą komendę, jakby z miejsca chciał delikwenta wywalić na zbity pysk, a zaraz potem gratuluje udanej akcji lub nawet awansuje. Sam się już na to nabrałem dwa razy (gdzie warto dodać, że były trzy takie sytuacje). Poszedłem do jego biura i od razu usiadłem. Wtedy szef się uśmiechnął, czyli mnie nie wywali.

- Miałeś dobry pomysł na złapanie tego dilera. Koleś od razu wsypał resztę swojej szajki.

- To był podręcznikowy przykład, szefie.

- No już nie bądź taki skromny. Co ty właściwie robisz, że jak się za coś bierzesz to szybko wskakujesz na podium?

Wzruszyłem ramionami z uśmiechem.

- Po prostu uważam się za ambitnego typa.

- W to nie wątpię. Więc to będzie chyba sama formalność, że zostajesz sierżantem.

- Dziękuje.

- Ale to jeszcze nie koniec niespodzianek. Mam dla ciebie pierwszą poważniejszą sprawę kryminalną.

Z trudem powstrzymałem pisk ekscytacji. Od pierwszych dni w policji marzyłem o swojej sprawie i wyobrażałem sobie, jak wpadam z pistoletem i siłami specjalnymi do bazy opryszków, zmywając im chytre uśmieszki z twarzy.

- A o, co dokładnie chodzi? – spytałem po chwili.

- Podejrzewam, że słyszałeś o tej serii morderstw cyborgów i osób, które otwarcie popierały Zakon.

- Trudno, żebym nie wiedział: pisały o tym wszystkie wiadomości i szmatławce.

- Góra uznała, że cyborg sprawdzi się tutaj najlepiej, a skoro na ten moment jesteś ich jedynym przedstawicielem w policji to wybór był oczywisty.

- Jasne. Niech zgadnę, zaczynam już jutro?

- Dokładnie i jeszcze jeden szczegół: Liga też angażuje się w tą sprawę i wyślą do nas swojego przedstawiciela, będziecie partnerami w sprawie.

I tu mój zapał zgasł diametralnie.

***

(Perspektywa Anakina)

Wcisnąłem ostatni przycisk i aż zatarłem ręce z zadowolenia. Obi Wan siedział tuż obok i, jak zwykle, spoglądał na wszystko sceptycznie.

- Gotowe.

- Wątpię, że to zadziała...

- Zadziała! Moje plany nigdy nie zawodzą.

Obi Wan przewrócił oczami.

- Nieważne, ale jeśli dobrze pamiętam to Sik nie znosi, gdy ktoś wtrąca się w jego prywatne sprawy.

- Mistrzu, nie młodniejemy, a on nigdy nawet dziewczyny nie miał.

- A Nara?

Pomyślałem o tej suczy i jak zafundowała mi pół roku bandaży, jakichś śmierdzących maści oraz Sika i Padme trzęsących się nade mną jak galaretki (wiem, że dzięki protezom i jakimś systemom Sik jest o wiele silniejszy od zwykłego człowieka, ale to było cholernie niezręczne, gdy przez pierwsze tygodnie często brał mnie na ramiona, nawet nie pytając o zgodę). Ech, aż żałuję, że nie widziałem, gdy Sik zrzucał ją z tego przeklętego snu, chętnie bym sam jeszcze poprawił, gdy źle uderzył. I ugh, aż mnie skręca na sam dźwięk jej imienia.

- Omamiła go, nie liczy się. Jednak jestem zdania, że musi sobie kogoś znaleźć zanim się wyprowadzi.

- Nie układaj mu życia. Może jeszcze ma nadać swojemu dziecku imię, takie jakie ty wymyślisz?

- W sumie to znam parę fajnych...

Obi Wan uderzył się dłonią w czoło.

- A poza tym – ciągnąłem – nie układam mu życia, tylko pomagam. Tylko się marnuje, a ja też chciałbym mieć bratanki. Nawet sprawdziłem jakieś wyniki jego badań kontrolnych i jasno było napisane, że jest jak najbardziej płodny.

Obi Wan zrobił zaskoczoną minę, ale nic nie powiedział. No, co? Nie chcę mieć potem narzekań, że wyswatałem jakąś kobietę z impotentem.

Jak na zawołanie, wrócił Sik i usłyszałem jak rzucił torbę pod ścianę. Taki ma odruch, gdy coś się wydarzy. Po chwili wszedł do pokoju i usiadł na kanapie.

- Co tam?

- Nie pytaj. Filler awansował mnie na sierżanta i przydzielił pierwszą poważniejszą sprawę – te morderstwa o, których wszyscy teraz mówią.

- I jaka tu jest zła wiadomość?

- Za partnera mają mi dać kogoś z Ligi.

- Ligi Obrony Galaktyki? – spytał Obi Wan. – Tej, co zajmuje się przestępczością na skalę całej galaktyki? To duży zaszczyt.

- Za taki zaszczyt to ja, kurwa, podziękuję. Dla mnie to tylko banda kretynów, którzy wysługują się policją i zbierają wszystkie oklaski.

- Nie może być tak źle.

- Masz rację... Jest jeszcze gorzej! Na przykład: gdy było to całe pierdolnięcie z cyborgami i zgłoszenia się sypały w ilości hurtowej to oni nawet palcem nie kiwnęli, bo ,,ta sprawa nie jest tak poważna, żeby się tym zajęli".

- Och, to faktycznie słabo.

Tymczasem ja dyskretnie się uśmiechnąłem. Oglądałem sporo filmów i w wielu z nich było podobnie: facet i kobieta pracują w policji, początkowo się nie znoszą, a tu nagle BUM! Wielka miłość. I to się aż prosi o powtórkę w przypadku Sika. Oby tylko nie przydzielili mu jakiegoś kolesia...

- A może dadzą ci jakąś ekstra babkę dla której stracisz głowę?

Sik parsknął śmiechem.

- Ta jasne. Prędzej mi na plecach kaktus wyrośnie niż jakaś lalunia z Ligi miałaby mi się spodobać.

***

I'll Never Love Again – Lady Gaga, Bradley Cooper

(Perspektywa Sika)

Po wyjściu Obi Wana marzyłem już tylko o prysznicu i położeniu się do łóżka, ale Anakin miał wobec mnie inne plany. Na już kazał mi ogarnąć się z włosami, założyć coś luźnego, ale nie wyświechtanego i bez słowa wyjaśnienia zaciągnął mnie do śmigacza. W pewnym momencie nawet mi założył opaskę na oczy.

- Anakin, a ty wiesz, że mogę włączyć skaner?

- Tylko spróbuj! Nie psuj sobie niespodzianki.

- Co?

- Spodoba ci się, zobaczysz.

Po chwili poczułem jak pojazd się zatrzymał i Anakin pomógł mi wysiąść. W pobliżu słyszałem dudniącą muzykę. Zrobiliśmy jakieś parę kroków i wtedy Anakin odsłonił mi oczy.

Byliśmy przed kilkupiętrowym budynkiem pomalowanym na ciemnofioletowo, a nad wejściem wisiał biało-niebieski neon głoszący: ,,SPEED LOVE". O nie... wieczór zmarnowany.

- Braciszku, witaj w najlepszym klubie do szybkich randek na całym Courscant.

Mocy, gdyby nie Padme czy bliźniaki to zaciukałbym go na miejscu. Potem poskładał i jeszcze raz, i kolejny, aż mi się znudzi.

- Chyba chciałeś powiedzieć ,,w najbardziej kiczowatym klubie". Powiedz, że nie zrobiłeś tego o czym teraz myślę.

- Ależ zrobiłem i jeszcze będziesz mi dziękował.

- Chyba nie – zawróciłem do śmigacza.

Anakin jednak złapał mnie za ramię i wręcz wepchnął do środka. Szlag...

***

Zostałem postawiony pod ścianą i musiałem przejść dalej. Przed wejściem na główna salę stał jakiś facet, który się do mnie uśmiechnął, odznaczył coś na swojej liście, a mi dał podkładkę z listą nazwisk.

- Już tylko pana nam brakowało – powiedział w końcu. – Na początek wszyscy macie dwadzieścia minut na obeznanie terenu , a potem panowie rozsiadają się do stolików zgodnie z otrzymanymi numerkami. Potem jest równo minuta na lepsze poznanie kandydatki i oznaczenie jej na liście. Jeśli obie strony wykażą sobą zainteresowanie to dajemy im swoje numery, które zostały podane przy rejestracji.

- Jasne...

Przewróciłem oczami i wszedłem do środka. Większość tańczyła, lub próbowała, flirtując z panienkami, które niby takie porządne, ale spodenki niektórych to nawet tyłka nie zakrywały. Matko, wieje nudą na kilometr. Annie, czy ja ci coś ostatnio zrobiłem? Za jakie, kurwa, grzechy?! Zamówiłem sobie mocniejszego drinka i rozejrzałem się po sali.

Jakieś plamki jasnego światła z kuli dyskotekowej latały po podłodze aż mi się myliło w oczach. Uch, będę musiał skalibrować podzespoły, znowu. Jednak ogólnie było raczej ciemno i tylko tancerki na rurach były mocniej podświetlone. Tak, tancerki w klubie do randek. Jaki kretyn to projektował?

Po jakimś czasie rozległ się sygnał i faceci rozsiedli się do stolików. Matko, mam wrażenie, że minęło już kilka godzin, a nie ledwie parę minut. Zabierzcie mnie stąd!

Najpierw dosiadła się do mnie laska z rozczochranymi, blond włosami i nienaturalnie szerokim uśmiechem. Od razu zauważyła moją opaskę i zaczęła trajkotać:

- Jesteś cyborgiem? Wiem o was dosłownie wszystko, byliście świetni! Tacy waleczni i odważni! Proszę, opowiedz mi wszystko ze szczegółami.

Niech to się już skończy, błagam.

***

Naprawdę się zastanawiałem, co mnie powstrzymywało przed wzięciem nóg za pas. Prawie zasnąłem przy dziewczynie, która przez całe spotkanie powiedziała jedynie ,,Hej". Na moje szczęście, ogłosili krótką przerwę i ulotniłem się do toalety.

Anakin nie mógł mi zafundować gorszego wieczoru. Co mu strzeliło do łba? Dobrze wie, ile praca dla mnie znaczy, że chcę się przyłożyć do pierwszej poważniejszej sprawy i muszę być wypoczęty. Dlatego randki na ten moment są bardzo daleko na mojej liście powinności. Najlepiej jak wymknę się niezauważony.

Przymrużyłem oczy.

- Taxi Courscant. W czym mogę pomóc?

- Poproszę taksówkę w okolice klubu Speed Love. Jak najszybciej!

- Będzie za parę minut.

Podszedłem do umywalki i zobaczyłem okienko na samej górze (jak dla mnie kompletnie bez sensu), wąskie, ale raczej powinienem się przecisnąć. Wspiąłem się na górze i wypełzłem na zewnątrz, brudząc się od kurzu na ziemi. Kichnąłem parę razy, ale najważniejsze, że wyrwałem się z tego wariatkowa.

Taksówka już na mnie czekała.

- Poproszę pod dzielnicę senacką.

- Do takiego celu potrzebuje potwierdzenia tożsamości – powiedział droid-kierowca.

Wyjąłem dokumenty.

- Sik Sorenti-Skywalker, szwagier senator Padme Amidali-Skywalker, cyborg i sierżant w Courscant Police Department.

- Tożsamość potwierdzona.

***

- Należy się 20 kredytek.

Zdzierstwo, ale nie mam ochoty się targować. Przyłożyłem dłoń do terminala i przed oczami mi przeleciał komunikat o transferze pieniędzy.

- Proszę.

Wysiadłem z taksówki i pewnie skierowałem się do apartamentu.

Poziom stresu: 93%. Zaleca się schłodzenie całego systemu.

Pojechałem windą na górę i niemal od razu wpadłem na Anakina.

- Sik? Przecież impreza kończy się dopiero za godzinę.

- Chłopie, coś ty wymyślił? Naszły cię zabawy w kupidyna?

- Ja tylko chciałem ci pomóc.

- Pomóc? Dzięki, ale chyba sam wiem, co jest dla mnie lepsze. Dobrze wiesz, że od jutra będę miał urwanie głowy i nie mam czasu na takie pierdoły. Zresztą to całe Speed Love to dno dna i... ał – złapałem się za kark.

- Spokojnie, wiesz, że stres tylko ci szkodzi. Co powiesz na małe czyszczenie systemu? To, ci zawsze pomaga.

Przewróciłem oczami, ale się zgodziłem. Może ja tak tylko mam, ale im dłużej znam Anakina, tym bardziej nie umiem się na niego długo gniewać.

***

Z tym czyszczeniem systemu jest tak, że kiedyś zajmował się tym Dio, potem sam to jakoś ogarniałem, a od mojego powrotu Anakin uparł się, że skoro to on zniszczył mojego droida, to teraz on musi się tym zająć. Uczniem był topornym i raz mi prawie usunął pamięć z całego miesiąca, ale po iluś tam upomnieniach, w końcu zaczął łapać i od tamtego momentu jakoś sobie radzi.

Usuwanie zbędnych plików w toku...

- Annie, mogę cię o coś spytać?

- Jasne – przeglądał co na podpiętym do mnie datapadzie.

- Czemu tak chcesz mnie swatać?

- Co? – podniósł wzrok znad urządzenia.

- Proszę cię. Przecież widzę, że od jakiegoś czasu wolałbyś, żebym kogoś sobie znalazł.

Anakin westchnął i położył mi dłoń na ramieniu.

- Po prostu chce dla ciebie jak najlepiej i żebyś nie został sam. Nowe Nadzieje, Zakon Cyborgów... tak naprawdę dopiero teraz mamy spokój.

Uśmiechnąłem się i go przytuliłem.

- Annie, ja już teraz jestem szczęśliwy. Mam ciebie, Padme i dzieciaki, więc nic mi więcej do szczęścia nie potrzeba. Jesteście całym moim światem.

- Ale chyba lepiej mieć też kogoś, kto przyprawia cię o szybsze bicie serca.

- Obi Wan miał rację, starzejesz się. Tak szczerze, to po tym, co było między mną a Narą, to jakoś ciężej mi ,,poczuć pożądanie". Heh, liczyłem, że zachowam cnotę dla kogoś wyjątkowego, ale cóż... nie wyszło. Po prostu trzeba czasu.

Anakin słuchał mnie spokojnie aż do ostatniego zdania.

- Zaraz, zaraz. Spałeś z nią?!

Szlag, wiedział, że byliśmy razem, ale nigdy mu nie odpowiadałem o tamtej nocy.

- No wiesz... ona weszła do mojego pokoju, gdy się kąpałem i jakoś wylądowaliśmy w tym łóżku. Heh, nie bij.

- Mocy, chwała żeście nie wpadli.

- To już nagle nie chcesz być wujkiem?

- No chcę, ale może nie dzięki niej!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro