Rozdział 33 || Człowiek czy maszyna?
Psycho – AViVA
(Perspektywa Anakina)
- Jesteś pewna, że to bezpieczne? – zmarszczyłem brwi.
- Spokojnie Annie, przecież znasz moje asystentki, są świetnie wyszkolone w walce – Padme powoli ruszała głową, a te fale jej włosów pozwoliły mi na chwilę zapomnieć o tym wszystkim. – Jak wszystko pójdzie dobrze, to wrócę jeszcze dziś wieczorem.
Ruszyliśmy na lądowisko, gdzie statek Padme już tylko na nią czekał. Przyznaję, że nie wgłębiałem się w jej sprawy i jedynie jestem pewny, że to nie ma nic wspólnego z cyborgami. Chociaż nie jestem całkiem pewny, że tylko o to chodzi... Sik aktywnie działa w Zakonie i pewnie jako Mistrz żyje tam w rozjazdach. Tak, Mistrz... Ahsoka kiedyś mi podesłała artykuł ,,Cyborgi od A do Z" czy jakoś tak i tam wszystko było rozpisane między innymi definicja Blookrium (której szczerze do teraz nie rozumiem), jak szybko rozpoznać cyborga, ,,fundamenty" ich organizacji i tak dalej. Była tam też wzmianka o pasach: niebieskie to Nowicjusze, zielone Strażnicy, a czerwone to właśnie Mistrzowie. Podczas naszego spotkania Sik nosił pas właśnie w takim kolorze, więc szybko można było dodać dwa do dwóch.
Ale nieważne, gdyby Padme spotkała go na jednych ze swoich wyjazdów... nie, nie chodzi o to, że się o nią boje, Sik, by jej nie skrzywdził. Obawiam się tego, że mogłaby go tutaj ściągnąć, żeby nas pogodzić. Ale nie jestem na to gotowy, pamiętam nasze ostatnie spotkanie i ten sen, w którym groził, że mnie zabije. Ja już nic nie rozumiem.
- Pa – Padme pocałowała mnie i skierowała się w stronę statku.
Wtedy cały jacht wybuchł od tak i zniknął w wielkiej chmurze ognia. Jakiś pilot w ostatniej chwili wypadł z maszyny, tarzając się po ziemi, żeby ugasić płonące ubrania, a Padme, odrzucona siłą eksplozji poleciała kilka metrów do tyłu.
- PADME! – wrzasnąłem i rzuciłem się w jej kierunku.
Na pierwszy rzut oka nic jej nie było, ale patrzyła oszołomiona na płonące resztki statku, na który miała zaraz wsiąść. Gdyby tylko podeszła bliżej...
- Spokojnie, jestem tutaj – szepnąłem, bo sama nie mogła jeszcze wydobyć z siebie słów.
Po chwili rozległ się śmiech, szatański śmiech. Ja znam ten głos... Po chwili do lądowiska podleciał śmigacz i wysiadł z niego Sik. Na siedzeniu obok kierowcy zobaczyłem opartą o fotel wyrzutnię rakiet. Mój brat spojrzał na nas i wręcz widziałem szaleństwo w jego oczach.
- Szlag, wiedziałem, że za wcześnie strzeliłem – oparł ręce o biodrach.
On się tym napawał! Chciał zabić Padme na moich oczach!
- Co się tak na mnie patrzycie półgłówki? Sorki, ale autografów nie rozdaje.
Złapałem za miecz.
- Zabiję cię!
- Zakład? – parsknął bezczelnie i wsiadł do śmigacza.
Zniknął mi z oczu, zanim zdążyłem zrobić cokolwiek. N-nienawidzę go!
- Wracaj tu ty kupo śrubek! – krzyknąłem przez szum miasta.
- Anakin, proszę... - Padme powoli wstała z ziemi.
Jednak jej słowa ledwo do mnie docierały. Zabiję go, po prostu zabiję. Nie, zabiję go, ale tak to zrobię, żeby cierpiał długo i powoli. Jeszcze pożałuję dni, w których się urodził i zdecydował podnieść rękę na Padme.
***
(Perspektywa Nary)
Ktoś zapukał do drzwi mojego pokoju i do środka wszedł Frent. Uroczy kretyn, który od dawna się we mnie podkochuje i zrobi dosłownie wszystko, żebym, chociaż na chwilę na niego spojrzała.
- I jak?
Frent ściągnął perukę, którą rzucił na łóżko. On i Sik mają bardzo podobne buźki i budowy ciała, więc wystarczyło jedynie załatwić włosy, a jego podzespoły optyczne przeprogramować tak, żeby były niebieskie, a nie zielone jak wcześniej. Skywalker to taki kretyn, że pewnie nie zauważył różnicy.
- Misja wykonana. Nastraszyłem tą senatorkę, a Skywalker tak się wkurzył, że nawet pewnie nie pomyślał, że byłem podstawiony.
- I o to chodziło – podeszłam i szybko cmoknęłam go w policzek. – Jeszcze tylko trzeba nastawić Sika przeciwko bratu i zagrożenie, że ten go przeciągnie na swoją stronę zniknie bezpowrotnie.
- To świetny plan, ale co jeśli ten Skywalker tu się przekradnie i załatwi brata? Nie będę ukrywał, że Sik to jeden z naszych najlepszych ludzi.
Machnęłam na to dłonią.
- Spokojnie, może Skywalker jest głupi, ale nie aż tak, żeby się tu włamywać, a Republika nas nie zaatakuje, bo ten się im poskarży.
- Tylko, że myśli, że ja, znaczy on, chciał zabić Amidalę, a z tego, co wiem próba zamachu to spore wykroczenie.
- Ale żyję? Żyję. Zresztą Sik sam mi kiedyś powiedział, że Skywalker takie sprawy załatwia... osobiście. Myślmy pozytywnie.
***
(Perspektywa Sika)
Już dobre kilka godzin siedzę nad kartką papieru z nieudolnym rysunkiem ostrza w przedramieniu. Ech, nigdy nie byłem w tym dobry, ale przynajmniej widać, co mam na myśli. Na szkicu czegoś, co przypomina ramię rozrysowałem przegródkę na kryształ Kyber i krótki program, który sprawi, że z moich przedramion ostrza, które powinny się skalibrować na większe od zwykłego miecza, ale węższe.
Pomysł na projekt przyszedł mi, gdy odwiedziłem Telna. Wciąż się nie obudził i choć dalej staram się być dobrej myśli to medycy każą mi się przygotować na najgorsze. Żeby, więc to odreagować, poszedłem potrenować. Naparzałem pięściami w worek treningowy dobrą godzinę i niewiele mi to pomogło, więc wpadłem na pomysł, żeby sięgnąć po miecze. Wtedy sobie uświadomiłem, że ostatnio sięgałem po nie coraz rzadziej i nie byłem już do nich przywiązany jak kiedyś. I, nie śmiać się, wtedy doznałem olśnienia i w umyśle zobaczyłem obraz ostrzy umieszczonych w przedramionach. Szybko zapomniałem o treningu i zacząłem sobie spisywać wszystkie zalety i wady takiego pomysłu. Nie będę już musiał się zmartwić, że je zgubię, bo cały czas będą ze mną, a ludzie z bardziej oddalonych światów przestaną mnie mylić z Jedi lub Sithami... tylko też nigdy nie widziałem podobnych pomysłów, więc projekt będzie musiał być dopracowany w każdym szczególe. Ech! Rzuciłem ołówek na stół, jako dzieciak już zrobiłbym trzydzieści, a nawet więcej podobnych planów, a teraz z trudem przychodzi mi dopracowanie jednego. Co je ze mną nie tak? Ał, głowa mnie rozbolała. Jak sytuacja się uspokoi, to lecę na jakieś długie wakacje nad morze. Lubię wodę i to uczucie jak moje ciało się na niej unosi.
Czy pojechałbym z Narą? Ech... no niby jesteśmy parą (co oczywiście ona musiała wszystkim ogłosić, gdy wróciliśmy od Kasteckiego i jego antywirus wszystkich już postawił na nogi), ale im dłużej ją znam tym bardziej poza postacią uroczej blondynki, która uratowała mi życie, widzę również twardą kobietę, która nie uznaje kompromisów, a w jej słowniku nie istnieje słowo ,,porażka". Wybebeszony Heraxy, morderstwo Crisi, dźgnięty Teln, tyle śmierci, że aż boli i chce mi się wymiotować lub zaszyć gdzieś daleko w świętym spokoju od wszystkiego i wszystkich. Po chwili myślałem też o naszych wspólnych chwilach: jej wsparcie, gdy stawiałem pierwsze kroki w Zakonie, gdy przydzieliła mi misję odzyskania mieczy, pierwszy pocałunek i, gdy poszliśmy do łóżka, to była cudowna noc, ale jednocześnie mam wątpliwości czy zrobiłem to z właściwą osobą. Więc czy jestem nią zauroczony? Możliwe. Zakochany? Absolutnie nie. Czy ten związek ma, więc w ogóle szansę na przyszłość?
***
Śniadanie spędziłem na pół jedząc, na pół uzupełniając projekt. Nie wiem, czemu, ale od rana męczy mnie myśl, że już dzisiaj powinienem go wdrożyć. I jakimś cudem, jednocześnie ciągle mam z tyłu głowy imię Anakina. Wtedy Nara usiadła obok mnie i pocałowała, ale bez odwzajemnienia.
- Coś nie tak?
- Sorry Nara, ale jakoś nie mam dzisiaj ochoty. Chcę jeszcze dzisiaj skończyć tą modyfikację i zgłosić się z nią do skrzydła szpitalnego.
- Och, coś fajnego?
- Myślę, że tak. Pokaże ci, gdy będzie po wszystkim.
***
Nie umiem powiedzieć złego słowa o naszych technikach i medykach. Pokazałem im projekt, zatwierdzili go i pół godziny później już leżałem na stole operacyjnym. Zabieg potrwał z cztery godziny jak nie więcej, ale jak mam być szczery to jakoś tego nie odczułem (może dlatego, że dali mi znieczulenie po, którym często odlatuje, jakbym się naćpał).
- Gotowe – powiedział jeden z nich i pomógł mi zejść, żebym jeszcze nie nadwyrężał osłabionych rąk. – Odpalaj te swoje pierwszoligowe rączki.
W systemie dałem krótką komendę i zacisnąłem pięści. Ostrza, płaskie i cienkie jak papier zalśniły na biało i wypróbowałem kilka prostych ciosów. Chodzą jak marzenie!
***
Monster – Imagine Dragons
(Perspektywa Anakina)
Jak tu dorwać tego skur... idiotę? Ot tak do niego nie polecę, nawet ja nie dałbym rady wejść do nich tak po prostu. Potrzebuję kogoś, kto zna się na puszkach, ale oczywiście nie jest jedną z nich. Zaraz... ten przemądrzały Taxon ma tęgi łeb i nawet kiedyś dał mi swój numer, gdy przyszedł na spotkanie Rady, by omówić szczegóły współpracy Brygady z Jedi.
- Witam, Krein Taxon z tej strony, w czym mogę pomóc? – głos doktorka był jakiś zaspany, choć było ledwie południe.
- Taxon? To ja, Anakin Skywalker, Mistrz Jedi, którego brat okazał się puszką, pamięta pan?
- Cóż, trudno zapomnieć rodzinę słynnego NS-127. Co pana do mnie sprowadza?
- Mam pewną ofertę. Muszę dorwać swojego brata, który teraz jest w Zakonie. To Mistrz, więc zależy mi na tym, żeby to była cicha robota.
- Nie jestem łowcą nagród Skywalker.
- Nawet o tym nie pomyślałem. Po prostu uznałem, że ktoś z takim wielkim umysłem jak pan nie będzie miał z czymś takim problemu.
- Cóż, wie się to i owo. A mogę spytać, czego pan chce od brata?
- Sprawa prywatna.
- Rozumiem i chyba nawet mam już pomysł. Spotkajmy się na lądowisku, którego współrzędne panu podeślę, polecimy na Yalim moim statkiem.
- Umowa stoi.
***
- ...każdy cyborg nadaje na innej częstotliwości, co używa się jako formę zabezpieczeń – Taxon ciągnął swój wykład z fotelu pasażera, jednocześnie obracając jakieś urządzenie w dłoni. – Tu muszę przyznać, że jest ono skuteczne, ale odkryłem, że można też to wykorzystać na naszą korzyść.
- Czyli? – wylądowałem na niewielkiej polanie jakiś kilometr od siedziby Zakonu.
- Udało mi się wyszukać na jakiej częstotliwości nadaje pana brat i, gdy włączę sygnał to zwabiony, sam do nas przyjdzie. Taki wabik.
- Jasne... A to coś? – wskazałem na przyrząd. – Jak to ma nam pomóc?
- A to już mój autorski wynalazek. Robiłem go dla mojej kuzynki, ale ta trafiła do szpitala z jakimiś oparzeniami, po czym mi powiedziała, że nie chcę już mieć więcej nic do czynienia z cyborgami.
- A, co ma jedno do drugiego?
- Dłuższa historia, ale z tego, co wiem to pana brat też maczał w tym palce.
Matko, Sik, coś ty nawywijał? Zrobię wielką przysługę Republice, jak go w końcu złapiemy.
- Dobra, ale do rzeczy.
- Wbrew pozorom to jest bardzo proste. Urządzenie wywołuje impuls, który na nieokreślony czas wyłącza funkcje poznawcze cyborga, czyniąc go jednocześnie istotą całkowicie pozbawioną woli. Testowałem go już na kilku cyborgach wyłapanych przez Brygadę, ale ci zawsze potem się zachowywali jak ,,na haju", że robili się całkowicie bezużyteczni. Wprowadziłem, więc trochę poprawek i teraz jest najlepsze. Gdy impuls się włączy, cyborg na nowo zarejestruje pierwszą osobę jaką zobaczy, jako swojego właściciela i stanie się mu całkowicie posłuszny i bez szemrania wykona jego każde polecenie.
- Czyli, gdy włączy pan ten impuls i Sik mnie zobaczy to zrobi wszystko, co każe?
- Dokładnie. Ale jest jeden minus.
Przewróciłem oczami. Zawsze musi być jakiś haczyk.
- Jaki?
- Impuls ma bardzo krótki zasięg. Żeby zadziałał, musi pan bezpośrednio stanąć przed bratem.
***
Zgodnie ze słowami Taxona, Sik zjawił się zaledwie kilka minut później, niepewnie rozglądając dookoła. Aż mnie ręka świerzbi, żeby się na niego rzucić i przeciąć na pół. Ostatni raz jeszcze sprawdziłem mały komunikator, żeby Taxon ze statku mógł nas słyszeć i ewentualnie mnie instruować i wyszedłem na spotkanie z bratem, pożal się Mocy.
Szybko mnie zauważył.
- Annie? – spytał niby zaskoczony, ale z niego aktor. – C-co ty tu robisz? Przecież wszystko sobie wyjaśniliśmy.
- Racja – z trudem zachowywałem spokój i powoli do niego podchodziłem. – Chciałem... pogadać.
- Niby o czym?
Powoli sięgałem do urządzenia.
- NS jest wciąż za daleko, musi pan podejść bliżej – usłyszałem głos Taxona w słuchawce.
- Tak... po prostu. Jak brat z bratem.
- Jasne – Sik robiła się podejrzliwy. Niedobrze.
- Dobra, jeszcze chwila... Teraz!
Wcisnąłem przycisk i nagle Sik się wyprostował, a jego źrenice skurczyły się tak, że ledwo je było widać. Nie ruszał się. Po chwili z jego ciała doszedł jakiś piszczący dźwięk i parę razy zamrugał, ale ciało wciąż miał nieruchome.
Taxon dołączył do nas chwilę później.
- To normalne. Już pana zarejestrował i wczytuje dane. Niech pan mu coś powie.
Spojrzałem na brata.
- Sik?
Zero reakcji. Taxon podrapał się po brodzie.
- Impuls pewnie mocniej naruszył jego funkcje poznawcze. Niech pan użyje jego numeru, może na to zareaguje.
Przewróciłem oczami.
- Dobra... NS-127?
Sik znowu zamrugał, po czym rozluźnił i uśmiechnął do mnie. Ta sytuacja z każdą chwilą robi się coraz dziwniejsza...
- Pan Anakin, w czym mogę służyć?
- Działa – szepnął Taxon. – Jest nasz!
Spojrzałem na doktorka, a potem znowu na brata.
- Sik, zrobisz wszystko, co mówię?
- Przepraszam, ale nie poznaje imienia.
- Ach tak, eee... może tak, NS-127 zarejestruj imię. Sik.
- Mam na imię Sik.
Ten jego uśmieszek coraz bardziej mnie przeraża...
- Dobrze... teraz idź ze mną i panem Taxonem na nasz statek. Polecimy w jedno miejsce.
- Dobrze mój panie.
- Masz być cicho całą drogę i nie protestować, jasne.
- Oczywiście mój panie.
- I przestań mówić do mnie ,,mój panie"!
- Dobrze... mój panie.
- Ja pier...
- Przepraszam, ale nie widzę powodów, żeby używać wulgaryzmów.
***
Przez całą drogę Sik nawet przez chwilę się nie odezwał i wpatrywał się we mnie, czekając na rozkazy. Taxon kazał mi się na to przygotować, ale mimo, że nadal chciałbym go zabić to ten jego uśmieszek wywołuje we mnie dreszcze.
Wylądowaliśmy przed więzieniem i założyłem Sikowi kajdanki. Nawet nie pytał o, po co one są. Przed wejściem natomiast czekał już na nas Fox i jeszcze paru innych jego ludzi.
- Zajmijcie się nim – popchnąłem Sika w ich kierunku.
- Tak sir.
- Jak będzie się stawiał, to od razu mnie o tym informujcie. Szybko postawię go do pionu.
Fox złapał Sika za ramię, ale ten wyrwał mu się szybkim ruchem.
- Przepraszam, ale jestem na usługi pana Anakina Skywalkera i tylko jemu mogę towarzyszyć.
Parę klonów spojrzało na mnie, a sam jęknąłem w duchu. Gdy tylko wepchnie się go do celi, to Taxon wyłączy impuls. Mam już tego serdecznie dość.
- Dobrze.
***
- Właź – wskazałem na celę.
Jeden z klonów dezaktywował drzwi. Sik wszedł z uśmiechem, nawet o nic nie pytając. Zamknęliśmy go tuż za jego plecami, a gdy się odwrócił w moją stronę, jego uśmiech po raz pierwszy zmienił się w zaskoczenie.
Taxon wyciągnął swoje urządzenie i wcisnął parę przycisków. Sik przyłożył dłoń do czoła i zachwiał się. Po chwili rozejrzał się po celi i skupił na mnie po drugiej stronie.
- A-anakin? Co się dzieje? C-co ja tu robię?
Nie odpowiedziałem. Wyręczył mnie Fox.
- Sik Sorenti-Skywalker, model NS-127. Jest pan aresztowany za próbę zamachu i usiłowanie zabójstwa senator Padme Amidali-Skywalker.
- Zaraz, co?! Jaki kurwa zamach? Anakin! Znasz mnie i wiesz, że nigdy bym nie podniósł ręki na Padme.
- Tak, jasne. Wzrok to ja mam jeszcze dobry. I lepiej nie fikaj, bo wrócisz na wysypisko szybciej niż się spodziewasz.
Odszedłem, ale słyszałem za plecami krzyki Sika.
- Anakin, proszę! To jakaś wielka pomyłka! Jestem niewinny? Słyszysz?! Nic nie zrobiłem! Proszę, musisz mu uwierzyć! Proszę!
***
(Perspektywa Sika)
Mogłem tylko patrzeć jak mój brat zniknął w jednym z korytarzy więzienia. Wołałem go i rozpaczliwie błagałem, ale nic z tego. Nawet się nie odwrócił. Naprawdę myśli, że chciałem zabić Padme, ale to nie ja! Mam mętlik w głowie. Nie wyczułem od niego kłamstwa, gdy twierdził, że mnie widział, więc ktoś musiał się pode mnie podszyć, ale kto? Ktoś z Zakonu? Może ten morderca teraz mnie wziął sobie za cel, ale postanowił dobić w inny sposób?
Znowu chciało mi się płakać. Anakin i Taxon podstępem mnie złapali i wsadzili do celi. Znam swojego brata, gdyby nie doktorek lub któryś z klonów to pewnie dawno, by mnie zabił. Wszyscy we mnie teraz widzą wariata, kłamcę i niedoszłego mordercę. Gdybym tylko mógł powiadomić Zakon... ech, tak bardzo się łudziłem, że poza nimi jeszcze mam swoje miejsce u boku brata, ale teraz to zniknęło i przepadło na zawsze.
Zadrżałem, w celi było dosyć zimno. Skrzyżowałem ramiona na piersi i wcisnąłem się do kąta, chociaż na chwilę próbując zasnąć.
Teraz jestem już tylko na łasce Republiki.
***
Z samego rana wyciągnęli mnie na przesłuchanie. Przed salą spotkałem Obi Wana, Ahsoke i oczywiście Anakina, co było nawet do przewidzenia. Na brata nie starałem się nawet patrzeć, więc utkwiłem wzrok w pozostałej dwójce. Wyczułem ich wahanie, pewnie też widzieli lub zostali jakoś poinformowani, że mnie było widać, ale jednocześnie nie mogli uwierzyć, że mógłbym chcieć zabić Padme. To mnie odrobinę podniosło na duchu.
Weszliśmy do pomieszczenia i usiadłem we wskazanym miejscu przy stole, a Obi Wan naprzeciwko mnie. Obok niego stanął Anakin, a Ahsoka nieco dalej, pilnując jedynego wejścia.
- Sik – zaczął spokojnie Obi Wan. – Proszę, bądź z nami szczery. Czy to ty przygotowałeś zamach i chciałeś zabić Padme?
- Nie, to nie byłem ja.
- Bzdura! – Anakin oparł się o brzeg stołu. – Wyraźnie cię widziałem.
- To naprawdę nie ja! Może ktoś się pode mnie podszył? Znacie mnie, nigdy bym czegoś takiego nie zrobił.
- Ale Solera i Mistrzynie Ropi zabiłeś, już nie pamiętasz?
- Mówiłem ci, żeby to był wypadek. Strop się na nią zawalił, a tego padawana zabiłem w obronie własnej.
- Tak, a ja wieczorami tańczę w balecie. Może innych oszukałeś na swój uśmieszek i miłe słówka, ale ja znam prawdę. Jesteś kłamcą i krętaczem, który zabija dla własnej rozrywki. Sik nie żyję i powinniśmy mówić na ciebie Nigreos.
Poziom stresu: 90%
- Przestań! – łzy popłynęły mi z oczu. – Dobrze wiesz, że żałuję tego, co robiłem! Prawda, Nigreos już zawsze będzie częścią mnie, ale to też tylko imię.
- Anakin, proszę... - Obi Wan próbował go uspokoić.
Wtedy Anakin do mnie podszedł i siłą ściągnął z krzesła. Bałem się go, bałem się własnego brata. N-nie chcę umierać.
- Kiedyś się cieszyłem, że zostaliście uniewinnieni. Ale gdybym mógł cofnąć czas to mogę ci tu obiecać, że zrobiłbym wszystko, żeby tylko ciebie skrócili o głowę.
Poziom stresu: 99%
- Anakin! – Obi Wan i Ahsoka do nas podeszli, ale ten nawet nie zwrócił na nich uwagi.
- Teraz już się nie wywiniesz – wycelował we mnie otwartą dłonią.
Wtedy poczułem jak coś zacisnęło mi się na gardle. Drapałem się po szyi, ale bez skutku. Nie mogłem złapać ani jednego oddechu. Zacząłem kaszleć, mój głos stawał się charczący.
- Anakin... - szepnąłem z trudem.
- Mistrzu! – Ahsoka złapała ramię Anakina, ale ten ją odrzucił pod ścianę. Od kiedy on jest taki silny?
Poziom stresu: 100%
***
The Rebel Path – P.T. Adamczyk
(Perspektywa Obi Wana)
Gdy Anakin odepchnął Ahsoke, z Sikiem zaczęło się coś dziać. Cały drżał, jego włosy się zjeżyły, a z kącików ust wypływały jednocześnie krew i Blookrium. Duszenie na pewno mu nie pomagało. Chciałem za wszelką cenę odciągnąć Anakina, ale bez skutku, naprawdę chciał zabić brata.
Wtedy rozległ się przeraźliwy wrzask Sika. Jego ciało zgięło się w pół, a z oczu zaczęły lecieć łzy i... zaraz, on płakał Blookrium! Po chwili zemdlał i dopiero wtedy Anakin go puścił. Odepchnąłem go i podbiegłem do Sika, sprawdzając mu puls. Po chwili koło mnie pojawiła się Ahsoka, w dłoniach trzymając miecze.
- Czy on... - szepnęła, patrząc na niego.
Odetchnąłem z ulgą.
- Żyję. Musimy go stąd zabrać.
Ahsoka wstała i odepchnęła Anakina na bok, a ja wyniosłem Sika. Oni nie mogą mieć do siebie dostępu, bo widać, co się dzieje. Już sam nie wiem... wszyscy widzieli Sika podczas tego zamachu, ale gdy teraz twierdził, że jest niewinny to nie umiałem mu zarzucić kłamstwa. Nawet sam zaczynam myśleć, że ktoś chciał go wrobić.
Położyłem Sika na pryczy w celi, a strażnikom kazałem go pilnować i pod żadnym pozorem nie dopuszczać do niego Anakina. Po chwili wróciłem do niego z kocem i kubkiem ciepłej herbaty. Nakryłem go i, na szczęście, obudził się chwilę później.
- Obi? Co się stało?
- Zemdlałeś, gdy Anakin cię dusił. Zabrałem cię stamtąd, ale spokojnie. Nic ci z jego strony już nie grozi. Strażnicy będą cię pilnować, a on ma kategoryczny zakaz zbliżania się do twojej celi.
- Dziękuję – w jego głosie wyczułem, że nadal był przerażony.
Podałem mu kubek.
- Masz, to powinno ci pomóc.
Sik wziął napój i ostrożnie upił kilka łyków. Chyba już się trochę uspokoił.
- Sik? To Blookrium... Co się stało?
Opuścił wzrok.
- Jeśli nie chcesz o tym mówić to ja zrozum...
- Ale ja chcę! To przez stres. Cyborgi są na niego bardzo wrażliwe. Gdy osiągnie u kogoś sto procent to zachodzi do awarii całego systemu. Nigdy nie zauważyłeś, że zawsze starałem się unikać stresujących sytuacji?
- No zauważyłem, ale też nie zwracałem na to szczególnej uwagi. Słuchaj, przesłuchanie w ogóle nam nie wyszło, więc powiedz: Chciałeś zabić Padme?
- Nie, nigdy – pokręcił przecząco głową. – Lubię ją i wiem, jak jest ważna dla Anakina, nie skrzywdziłbym jej. Musicie mi uwierzyć!
- Ja ci wierzę – położyłem dłoń na jego ramieniu w geście otuchy. – Muszę iść. Spokojnie dopij herbatę do końca.
- Powiedz im, że muszą mnie uwolnić!
- Zrobię, co w mojej mocy.
***
Gdy wychodziłem, Ahsoka wysłała mi wiadomość, że zabrała Anakina do mieszkania i już powiadomiła o sytuacji Satine i Lux'a, którzy powiedzieli, że zaraz będą. Tylko większą grupą może damy jakąś radę przemówić Anakinowi do rozumu.
Jak dotarłem na miejsce, Anakin siedział na kanapie z założonymi rękami.
- I jak? – spytałem Padme.
- Nic, próbujemy mu wszystko tłumaczyć, ale chyba nic do niego nie dociera.
Spojrzałem na Anakina i moje pięści jakoś odruchowo się zacisnęły.
- Jesteś z siebie zadowolony? – spytałem, podchodząc bliżej niego.
- Ile razy trzeba wam powtarzać, że Sik was wszystkich omamił? To kłamca i...
Nie wytrzymałem.
- ZAMKNIJ SIĘ! ZAMKNIJ SIĘ KURWA! KURWA! ON PRZEZ CIEBIE PRAWIE UMARŁ ZE STRESU I TWOJE PRZEROŚNIĘTE EGO! DOBRA, MOŻE GO NIBY BYŁO WIDAĆ, ALE CZY CHOĆ PRZEZ CHWILĘ DO TEGO PUSTEGO ŁBA CI PRZESZŁO, ŻE KTOŚ CHCE GO WROBIĆ? NIE UMIAŁBY ZABIĆ PADME I JA MU WIERZĘ, JAK CHYBA WSZYSCY TUTAJ.
- Ja bym się zastanawiał – mruknął Lux, po czym Ahsoka uderzyła go w tył głowy.
Będę szczery, musiałem jakoś dać ujście mojej złości. To wbrew zasadom Jedi, ale w tej sytuacji każdy, by się zdenerwował.
- RACJA, SIK NIE JEST IDEALNY, ALE ON, W PRZECIWIEŃSTWIE DO CIEBIE, UMIE SIĘ PRZYZNAĆ DO BŁĘDÓW I STARA SIĘ JE NAPRAWIAĆ.
- Przypomnę ci Mistrzu, że to ja wpadłem na pomysł, żeby do niego wtedy polecieć.
- JEDEN RAZ TO TROCHĘ ZA MAŁO. GDY BYŁ NIGREOSEM, STARAŁEŚ SIĘ DO NIEGO DOTRZEĆ, JAKOŚ ZROZUMIEĆ, ALE DLA MNIE TO TERAZ WYGLĄDA JAKBY TO BYŁO NA POKAZ. TAK NAPRAWDĘ ZACZĄŁEŚ GO SPYCHAĆ W CIEŃ, BY NIE PSUŁ TWOJEGO NIESKAZITELNEGO WIZERUNKU WYBRAŃCA POŻAL SIĘ MOCY. I JESZCZE CI COŚ POWIEM: NIE MIAŁEŚ RACJI, MYLIŁEŚ SIĘ DO NIEGO WE WSZYSTKIM. SIK TO DOBRY I WRAŻLIWY MĘŻCZYZNĘ, KTÓRY JEDYNIE CHCE BYĆ KOCHANY I AKCEPTOWANY. ZROBIŁEŚ MU TYLE KRZYWDY, ALE ON WCIĄŻ CHCIAŁ WIDZIEĆ DLA WAS SZANSĘ, A DLACZEGO? BO CIĘ KOCHA I SKOCZYŁBY ZA TOBĄ W OGIEŃ. JUŻ ZAPOMNIAŁEŚ, JAK WŁASNYM CIAŁEM OSŁONIŁ CIĘ PRZED DOOKU WTEDY, NA NILOM? ON ch ROZUMIE, CO ZNACZY BRATERSTWO, ALE WIDZĘ, ŻE TY JESZCZE DO TEGO NIE DOTARŁEŚ.
Wszyscy, a zwłaszcza Anakin, patrzyli na mnie zaskoczeni. Sam się w sumie nie spodziewałem takiego wybuchu z mojej strony, ale zgódźmy się, że to wyjątkowa sytuacja. Ktoś w końcu musiał pokazać Anakinowi, że nie jest nieomylny.
- A teraz – wtrąciłem już spokojniej – jak go wypuszczą i wszystko się uspokoi to liczę, że będziesz go na kolanach błagał o wybaczenie.
Nagle mój komunikator zapiszczał. Po drugiej stronie usłyszałem Fox'a i jakieś krzyki w tle.
- Fox, co się dzieje?
- Chodzi o Sorentiego. Zwariował! Pobił Taxona do nieprzytomności i uciekł z celi. Właśnie włączyliśmy alarm.
- Ja i Ahsoka zaraz tam będziemy.
Sik zwariował? Skąd Taxon tam się w ogóle wziął? Co się właściwie stało?
***
*chwilę wcześniej*
(Perspektywa Sika)
Ta krótka rozmowa z Obi Wanem naprawdę mi pomogła. Świadomość, że ktoś jest po mojej stronie daje mi nadzieję, że będzie lepiej. Wierzę, że udowodnią moją niewinność i wyjdę bezpieczny, bez strachu, że Anakin znowu się na mnie rzuci. No proszę, nawet poziom stresu opadł mi do zera procent.
- Zostawcie nas – usłyszałem głos za drzwi mojej celi.
Po chwili pole zniknęła, strażnicy gdzieś poszli i do środka wszedł Taxon we własnej osobie. No jego to się już nie spodziewałem.
- Witaj NS – zaczął dziwnie miło. – Podobno zmarchwywstałeś, intersujące.
- Wal się Taxon. Obchodzisz mnie już tyle, co zeszłoroczny śnieg.
- Po co te nerwy? Chciałem tylko pogadać jak naukowiec z cudem techniki.
- Nie jestem maszyną – poczułem w sobie jakiś impuls, ale go zgasiłem.
- Na pewno? A może tylko próbujesz to sobie wmówić? Bądźmy szczerzy, jesteś teraz w miejscu, gdzie powinien siedzieć cały ten wasz Zakon.
Kolejny impuls, jeszcze silniejszy od poprzedniego. Jestem maszyną?
- Heh, jesteś żałosny. Na nic nie zasługujesz. Wiesz, gdybym to ja siedział w polityce to bez wahania podpisałbym wyrok twojej egzekucji. Ale ci Kenobi i Tano jak durnie stoją za tobą murem.
Jestem maszyną...
- Jedi... banda nieudaczników, którzy uważają się za lepszych, bo mają tą całą Moc. To nie oni ratują świat, a wiedza i postępy. Pewnie myślisz, że cyborgi są takim postępem, co? Otóż nie. Postęp a wtopa to dwie kompletnie różne sprawy. Ty i ta banda puszek jesteście tym drugim.
Jestem maszyną. Impuls gniewu rozszedł się po całym moim ciele, dając mi siłę. Szybko wstałem i złapałem Taxona za szyję.
- Jest głupi Taxon – szepnąłem, przypierając go kolanem do ziemi. – A te twoje dyplomy to jakieś badziewne świstki.
Chuderlak próbował się szarpać.
- Za kogo ty się kurwa uważasz?! Strażnicy zaraz się tu pojawią. Puść mnie! Przyrzekam ci, że pożałujesz dnia, w którym się urodziłeś! Czy ty w ogóle mnie słuchasz?! Powiedziałem, puść mnie!
Sięgnął po blaster i pewnie myślał, że tego nie zauważyłem. Strzelił, ale złapałem jego nadgarstek i wykręciłem go tak, że pocisk trafił w sufit. Ten kretyn nawet nie był blisko celu.
- Łał, chciałeś mnie zabić. To było tak odważne, jak głupie. Wiesz, co Taxon? Gdyby nie twoja duma i zadarty nosek to byłbyś spoko gościem i może nawet dobrym kumplem. Ale tak to jesteś tylko słabym człowiekiem.
Uniosłem pięść do góry i zdzieliłem go w pysk. Nie będę marnował na niego swoich nowych ostrzy. Okładałem go w ile wlezie. Niech zobaczy, jak ja się czułem, stojąc pod ścianą, czekając na jego rozkaz do wystrzału.
Po chwili, cały we krwi, stracił przytomność. Nie będę już musiał słuchać jego przemądrzałych wykładów. Wziąłem też jego blaster z czystej logiki. Te żałosne ludzkie formy nie mają ze mną szans, ale broń palna będzie rozwiązaniem na każdego, kto uważa się za lepszego. I szybko tego pożałuję.
***
Biegłem korytarzem, strażnicy padli pod samą moją siłą jak muchy i rzadko musiałem oddawać strzał. Właśnie wracam z centrum komunikacji, gdzie nadałem sygnał do Zakonu. Powinni przylecieć w ciągu paru minut i nie przewiduję opóźnień.
Nagle usłyszałem w głowie coś jakby krzyk. Tak, moja ludzka strona jest zaskoczona tym, że nagle została zepchnięta na dalszy plan i desperacko próbuje przeze mnie przemówić. Emocje jednak nie potrafiły przełamać moich blokad systemowych. Tyle czasu wmawiałem sobie, że jestem słaby, a tak naprawdę rozpiera mnie energia. Jestem silny i nie będę się tego wstydził.
Jestem maszyną.
Biegłem do wyjścia, gdy poczułem coś w Mocy (muszę się od niej odciąć). Anakin. Taki prosty, widziałem, to, co on. Kenobi kazał mu zostać w mieszkaniu, ale ten się jakoś wyrwał i zbliżał się do mnie z blasterem, wyjątkowo nie wiem, skąd wziętym. Jest taki przewidywalny.
Wybiegłem na lądowisko i przeskoczyłem przez ścianę z byle jakiej siatki. Zakon będzie tu za równą minutę.
- Hej! – usłyszałem za sobą jego głos i dźwięk przeładowania broni. – Nie mogę pozwolić ci odejść.
Odwróciłem się na pięcie, celując ze swojej broni w Skywalkera. Hmm, dziwne, jego ręce drżały... ze strachu? To trochę nielogiczne.
- Pff, nawet nie próbuj. Oboje wiemy, kto jest szybszy. Padme byłaby smutna widząc cię martwego. Rzuć blaster i obie ręce chcę widzieć w górze.
On cały jest sprzeczny. Na 99% byłem pewny, że będzie kłócił i w końcu wystrzeli, ale on tak posłusznie wyrzucił broń i uniósł ręce na znak poddania się. Dureń.
Parsknąłem.
- Nuda. Ludzie są tacy słabi.
- Czemu nie strzeliłeś? – przyznam, że jego pytanie mnie zaskoczyło. – Nie zostałeś stworzony do eliminacji?
- Racja, ale nie chce mi się marnować na ciebie czasu.
- Masz rację, jesteś świetnym strzelcem i w tym nie miałbym z tobą szans. A mimo to, tego nie zrobiłeś. Nie zrobiłeś, bo masz wolną wolę i możesz podejmować własne decyzje.
- Zamknij się.
- Nie. Nigdy tego nie doceniałem i wmawiałem sobie, że jestem lepszy od ciebie we wszystkim. Ale to nieprawda, byłem głupi i zapatrzony w siebie. Obi Wan mi to uświadomił.
- Uważaj, bo się zaraz popłaczę.
- Sik, proszę, ja wiem, że gdzieś tam jest ten fajny chłopak, którego poznałem. Nie musisz być tylko na czyjeś rozkazy i być tym, kim chcesz.
Odwróciłem się do niego plecami.
- Męczy mnie ta rozmowa.
On jednak nie przestawał.
- Nie mam prawa mieszać się do twojego życia. Ja... ja przez całe życie myślałem, że nie mam nikogo bliskiego. Teraz jesteś ty, a mimo to wciąż nie wiem, co tak naprawdę znaczy braterstwo. Ale ty tak, możesz mnie tego nauczyć i żyć ze mną, z naszą rodziną... Bo nie jesteś maszyną!
Odwróciłem się w jego stronę.
***
Wiem, jestem okropna.
P.S. Przyznam też, że jakoś nie mogłam siępowstrzymać pisząc scenę Obi Wana wrzeszczącego na Anakina. Nie bijcie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro