Rozdział 29 || Mistrz Zakonu Cyborgów
Nothing Left To Say – Imagine Dragons
(Perspektywa Sika)
Atmosfera robi się coraz bardziej napięta. Nasi zwiadowcy zgodnie twierdzą, że atak od strony wieśniaków do tylko kwestia dni, więc wszystko stoi teraz pod znakiem starcia. Wszyscy w Zakonie są raczej pewni rezultatów, ale członkowie Rady, szczególnie Nara, skuteczni studzą nadmierne entuzjazmy, do znudzenia powtarzając, że ,,musimy się spodziewać wszystkiego".
Podział obowiązków jest dość prosty: Mistrzowi układają plany i strategie (wszystko wskazuje, że wieśniacy rzucą wszystkie siły na most, łączący ostatnie metry do siedziby Zakonu, a ich wioską), Strażnicy szykują broń i wzmacniają ewentualne części obronne siedziby, a my Nowicjusze w sumie mamy najmniej do roboty, bo głównie trenujmy, żeby nie dać się zabić ot tak.
Coś mi tu jednak śmierdzi... Bo o ile Telna jeszcze mogę złapać gdzieś bez problemu, to u Crisi to graniczy z cudem. I nawet jak już mi się uda ją znaleźć, to ledwie wymienimy jedno zdanie to podchodzi ktoś, twierdząc, że ktoś jej szuka. Próbowałem nawet sięgnąć po Moc, ale nic z tego: ten intrygant ukrywa się zbyt dobrze, bo jak to inaczej można nazwać?
- Halo, Yalim do Sika! – ktoś pomachał mi dłonią tuż przed twarzą.
Dopiero wtedy się skapnąłem, że stałem nieruchomo z blasterem w dłoni przed tarczą, nie oddając nawet jednego strzału. Szybko trafiłem kilka razy do celu, zabrałem butelkę wody i wyszedłem z sali. Ostatnia rada organizacyjna ma się odbyć dziś wieczorem.
***
Ech, zaczynam być zdania, że latanie jest dobre tylko dla droidów. Nikt tego nie wie, ale od jakiegoś czasu próbuje w końcu opanować te buty rakietowe, ale od dwóch tygodni umiem jedynie przelecieć nisko nad ziemią marne trzy metry w linii prostej, bo później rzuca mną gdzieś w bok, najczęściej kończąc w krzaku.
Po kolejnej próbie, wygrzebałem kilka liści z włosów, by po chwili dostrzec w pobliżu rozbawioną Nare.
- Nara? Co ty tu...?
- Nieważne. Jak ci idzie?
Spojrzałem na swoje stopy.
- Gorzej niż tragicznie. Ale nie mam pojęcia, co robię źle.
- Hm, sama nie mam butów, ale może spróbuję ci pomóc. Dawaj jeszcze raz.
Wróciłem na wyjściową pozycję i włączyłem buty. Uniosłem się jakieś pół metra w górę.
- Czekaj – Nara podeszła do mnie i coś zaczęła grzebać w podeszwach. – Okej – wcisnęła jakiś przycisk koło kostki i nagle uniosłem się o jeszcze dodatkowe dwa metry. – Spróbuj zrobić slalom wokół tych drzew – wskazała ręką przed siebie.
- Slalom? Ale ja ledwo umiem latać prosto!
- Spróbuj. Obiecuję, że nie będę się śmiać – na dowód pokazała dwa skrzyżowane palce.
Nie odpowiedziałem i ruszyłem przed siebie. W ostatniej chwili jednak spanikowałem i znowu zaliczyłem lot w krzaki. Nara pomogła mi się wydostać i nawet poprawiła obluzowany pas.
- Dobra, chyba wiem w czym problem. Po pierwsze, za bardzo chcesz i bojąc się pomyłki, tracisz kontrolę.
- A po drugie?
- Balans. Jesteś kompletnie rozchwiany i nie ufasz odpowiednio systemom.
- Jakbym słyszał Dooku – mruknąłem, wspominając nasze treningi machania mieczem.
- Nie wnikam. Dlatego proponuję ci na początek jakieś ćwiczenia zaufania.
- Co masz na myśli?
***
- Czy ja ci wyglądam na jakiegoś psa? – krytycznie obejrzałem rozgałęzioną kładkę, którą pokazała mi Nara.
- Nie, ale to będzie świetne ćwiczenie równowagi. Zaczekaj i nie waż mi się używać skanera – założyła mi jakąś opaskę i wprowadziła po schodkach. – Okej, teraz musisz podążać za moim głosem, jasne?
- Jasne.
- Dobra, więc idź teraz do przodu.
Wykonałem jej polecenia bez problemu, naprawdę mnie zastanawia sens tego ćwiczenia. Ufam jej, a opaska zbytnio mi nie przeszkadza.
- Pamiętaj, że cię asekuruję – powiedział już któryś raz z rzędu.
- Tak, tak, przyznaj w końcu, że ci się nudzi i po prostu chcesz się ze mnie pośmiać.
Przeszedłem się jeszcze chwilę, gdy przyszło mi coś do głowy. Zobaczmy czy ,,panna idealna" jest taka świetna. Celowo przechyliłem się w bok, w stronę gdzie ją wyczuwałem, więc poleciałem prosto na nią, przygniatając do ziemi. Nara próbowała się spode mnie wygrzebać, a ja ściągnąłem opaskę i śmiałem się w najlepsze.
- Wiem, że zrobiłeś to specjalnie – sapnęła, klękając obok mnie.
- To tylko ćwiczenia. Nie moja wina, że schrzaniłaś.
- Ja schrzaniłam? – nagle usiadła na moim brzuchu i zaczęła łaskotać. – Przyznaj, że to twoja wina.
- Nie... nieprawda – ledwo powstrzymuje śmiech. – Dobra! – jednak szybko pękłem. – Zrobiłem... zrobiłem to specjalnie! A teraz przestań!
Nara skończyła, ale dalej na mnie siedziała. Skoro Teln twierdzi, że mnie podrywa to może to sprawdźmy. Ostrożnie wsunąłem swoją dłoń w jej i nasze sztuczne skóry zniknęły. Dodatkowo, moja biała proteza zaczęła się świecić, nigdy tego nie zrozumiem. Nara przez chwilę patrzyła na mnie zaskoczona, ale zacisnęła palce. Byliśmy w takiej pozycji nieruchomo przez kilka minut, gdy nagle przez przeszedł jakiś impuls, który odrzucił ją ode mnie – stało się to w chwili, gdy moja dłoń zalśniła o wiele mocniej niż zwykle. Spojrzałem na nią zaskoczony, ale ta szybko pokryła się syntetyczną skórą.
Spojrzałem na Nare, ale ta szybko spoważniała i otarła zakurzony płaszcz.
- Koniec ćwiczeń – powiedziała szybko. – Ostatnie zebranie przed walką jest za godzinę, nie spóźnij się.
- Nara, czek... - już jej nie było.
***
Full Power – Oxidaksi
Narada odbyła się w w kantynie, ale nigdzie nie widziałem Telna czy Crisi, więc usiadłem gdzieś z boku. Spotkanie prowadził jeden z Mistrzów z Rady, ale kątem oka spojrzałem na Nare, która trzymała się z boku z założonymi rękami.
- Dziękuję za przybycie – zaczął. – Nasz plan jest prosty, ostrożny, ale skuteczny. Wieśniacy sami się skazali, rzucając wszystko na jeden front, więc odpłacimy im się tym samym. Będziemy trzymać się razem, ale będziemy zabiegać o jak najmniejszy rozlew krwi. Są jakieś pytania na ten moment?
- Słyszałam, że Rada zwróciła się do Senatu z prośbą o wysłanie negocjatora. Coś wiadomo w tym temacie?
- Owszem, wysłaliśmy taki wniosek, ale niestety bez odzewu. Okej, przechodzimy dalej. Jak pewnie wszyscy wiecie, na każdy róg siedziby przypada jedna wieża strażnicza. Atak z tyłu jest mało prawdopodobny, ale zabezpieczamy się też tam i na jedną wieżę będzie przypadał jeden członek Zakonu. Tylna wieża z prawej przypada Windowi, tylna z lewej Eagle, przednia z prawej Dex, a przednia z lewej... - zajrzał do listy – Sikowi.
Zatkało mnie. Po prostu zatkało. Podniosłem się ze swojego miejsca.
- Przepraszam? Ale ja uważam, że lepiej się sprawdzę w walce niż na czatowaniu z wieży.
Prowadzący spotkanie oparł ręce na biodrach.
- To ostateczna decyzja NS-127. Rada ją oparła o donosy o twoich bardzo dobrych umiejętnościach snajperskich.
I ot tak ciągnął naradę, ale ja wyszedłem, po prostu wściekły.
***
Nie wiem, czemu, ale poszedłem na salę treningową. Wyciągnąłem kilka stojących worków treningowych i w nie dałem upust swojej złości. W ciągu godziny dwa już leżały rozwalone, a kolejny był już na skraju wytrzymałości. Jestem świetnym wojownikiem, a dają mnie na jakieś patrolowanie! To skandal! Powinienem i muszę walczyć! Nie ma innej opcji!
Walnąłem pięścią w najbliższą ścianę, pozostawiając ślad swojej złości. Nawet nie wiem, skąd u mnie tyle siły. Wtedy jednak ktoś zapukał i do środka weszła Nara.
- Czemu czułam, że cię tu znajdę.
- Zamknij się – zgromiłem ją spojrzenie.
- Sik... Twoje oczy... są całkiem czarne.
Co? Potarłem oczy i zamrugałem kilka razy. Czarne oczy miałem tylko w swoich wizjach, nigdy w realu. Może to ten wybuch złości?
- Lepiej?
- Lepiej. Słuchaj, wiem, że jesteś wściekły, ale spróbuj zaufać Radzie.
- Zaufać? Przecież wszyscy dobrze wiedzą, że lepiej mi idzie w walce bezpośredniej.
- Wiem, mówiłam im to samo, ale decyzja zapadła dość szybko.
- Aha – skrzyżowałem ręce na piersi i przewróciłem oczami.
Wtedy Nara podeszła do mnie, bardzo blisko... Ech...
- Sik... Jesteś wyjątkowy... naprawdę. Może lepiej, by było gdybyś czasem... - położyła mi dłoń na piersi – gdybyś czasem się nie hamował...
Przybliżyła swoją twarz do mojej i... pocałowała. W usta. Tego w ogóle się nie spodziewałem. Moje systemy całkiem wariowały, a emocje zmieniały się jak szalone. Ale to było takie... ech, chyba w głębi siebie tego chciałem, wcześniej nawet nie zdawając sobie sprawy.
Dopiero po dłuższej chwili otworzyłem wcześniej zamknięte oczy i... Nary nie było. Co do?! Nie mówcie mi, że to mi już całkiem odwaliło, że mój mózg sobie tworzy takie obrazki. Ech... z zewnątrz to musiało wyglądać co najmniej komicznie. Ogarnij się!
***
(Perspektywa Nary)
Sik wpadł w jakiś błogi stan, więc wykorzystałam moment jego zdezorientowania i szybko wymknęłam się z sali. Heh, nie ukrywajmy, że jest przystojny, ale powinnam go jeszcze utrzymać w niepewności. Mam nadzieję, że nie zauważył mojego wyjścia i może sobie pomyśli, że to mu się tylko przyśniło.
Dobra, nieważne. Ale te jego oczy... na ułamek sekundy szczerze się przestraszyłam, ale potem dostrzegłam jego podwojoną siłę. Intersujące... wystarczył ledwie jeden wybuch złości, a jego energia praktycznie z miejsca się podwoiła. W sumie niewiele wiem o jego modelu, muszę się nad tym pochylić.
Sik tego nie wie, ale wystarczy parę chwytów i można z niego czytać jak z otwartej książki. W tej chwili do prawdy dzieli mnie tylko jedna przeszkoda, która nazywa się Anakin Skywalker.
***
(Perspektywa Sika)
Następnego dnia wszyscy chodzili spięci walką, która była kwestią godzin, a ja myślałem o wczorajszej sytuacji. Przeglądałem zasoby swojej pamięci wzdłuż i wszerz, ale nic mi nie potwierdziło ani zaprzeczyło czy ten pocałunek w ogóle się wydarzył. Sam nie wiem, czego chcę. Z jednej strony nie znam Nary wystarczająco długo, ale z drugiej... ma w sobie coś, że to mnie pociąga. Czy jednak jest to tylko zainteresowania, czy może nawet zauroczenie? Nie mam pojęcia, nigdy nie byłem zakochany. Zmarnowałem tyle lat, że nawet nie wiem, jak to wygląda. Mocy, czemu to wszystko musi być takie pogmatwane?!
Nagle zawył alarm, a w głośnikach padały kolejne komunikaty. Wieśniacy zaatakowali. Muszę iść do swojej wieży.
***
- Tyły czyste, jak z przodu? – usłyszałem głos Winda w komunikatorze.
- Jakbym oglądała dobry film, a u ciebie Sik?
- Już wolałbym grać w tym filmie.
Już któryś raz sprawdziłem snajperkę, nowa, jeszcze nieużywana, chociaż na mój gust nieco nieporęczna. Spojrzałem przez lunetę, nic do interwencji, chociaż... chwila, co? Odrzuciłem broń i użyłem swojego powiększenia. Zobaczyłem jakąś ciężarówkę z zamocowanym z pozoru słabym działem, ale je przeskanowałem.
Analiza obiektu... Wynik: Działo pulsarowe
Czytałem kiedyś o nich. To dziadostwo jest gorsze od klasycznych gigantów. Zaledwie jeden strzał będzie starczył, żeby powalić połowę naszych na moście, a wtedy wieśniacy będą mieli otwartą drogę.
- To działo pulsarowe! – wydarłem się. – Skąd to, do diabła, wzięli?!
- Działo?! Powiadommy naszych! – krzyknął Wind.
- Nie zdążą się wycofać! Lecę tam – działem jak w amoku.
- Nie możesz! – usłyszałem Dex. – Musimy zostać w swoich wieżach!
- Jebać procedury.
Przez myśl mi przemknęły nieudane loty, ale teraz się musiałem przełamać. Nie mam czasu na jakieś durne schody. Wystrzeliłem w powietrze i poleciałem przed siebie. Pęd zimnego powietrza kłuł mnie w twarz, ale mniejsza z tym. Tam na dole walczyli moi ludzie, nieświadomi zagrożenia. Niech mnie po wszystkim wywalą, umiem o siebie zadbać, bo nie będę stał z tyłu z założonymi rękami przez jakieś głupie wytyczne.
Poziom stresu: 98%
Pobieram dane z zakresu dział pulsarowych... Schematy: wzmocnione zewnętrzne powłoki, zewnętrzne hakowanie niemożliwe, zbyt silne oprogramowanie chroniące, wykryto otwór chłodzący reaktor broni, strzał prosto w niego może poskutkować zniszczeniem całej broni.
Wyciągnąłem z sakwy zabezpieczony granat.
- Będzie tylko jedna szansa.
Gwałtownie zanurkowałem w kierunku działa, że nikt nawet nie zwrócił na mnie uwagi. Pomyślałem o Mocy i nagle zdawało mi się, jakby wszystko dookoła zwalniało i... nie ma mowy! Jestem cyborgiem, nie Jedi.
Obliczam trajektorię lotu. Prędkość pocisku... Zaleca się rzut za 3... 2... 1...
Odbezpieczyłem granat i rzuciłem go.
- Żryj to! – wrzasnąłem wściekły i pobudzony, po czym odbiłem do tyłu.
Moja niespodzianka wleciała prosto w dziurkę, chyba już nigdy nie pozwalając mi o tym zapomnieć. Widok chmury wyzwolonej energii i ognia, który wybuchł ze środka działa, rozrywając ją na bezużyteczną kupę stali. Siła eksplozji mną zakołysała w powietrzu, ale szybko ustabilizowałem lot, patrząc na wieśniaków.
Bezradnie już mogli patrzeć, jak ich piękna broń nagle staje się zwykłym śmieciem. W tej chwili jednak nie szkoda mi ich ani trochę. Zasłużyli na to. Została im tylko ucieczką, a zwiewali, że aż miło.
Wylądowałem na ziemi, rozkoszując się ich porażką, a naszym triumfem, gdy doszedł mnie głos:
- NS-127!
Szlag... Tuż za mną stała cała Rada. Mam przekichane...
- Pod salą Rady za godzinę – powiedział jeden z Mistrzów i po prostu odszedł z pozostałymi.
Kątem oka udało mi się dostrzec Telna i Crisi. Byli przerażeni, zresztą jak ja. To już chyba bardziej pewne, że mnie wyrzucą. A, gdzie potem pójdę? Nie mam bladego pojęcia...
***
Live Like Legends – Ruelle
Na spotkanie szedłem jak na ścięcie, praktycznie pewny wyroku. Może najlepiej po prostu tam wejdę, oddam pas i wyjdę? Tak będzie najszybciej i najlepiej. Potem się zobaczy, w sumie może pojeździłbym sobie tu i tam, w końcu bym kogoś sobie znalazł i ustatkował albo jeszcze nawet miał dzieci? Luna... Takie ładne imię, chociaż nie wiem nawet, gdzie je usłyszałem.
Okej, dotarłem. Nie ma odwrotu. Zapukałem.
- Wejść.
Wszedłem z trudem nie tracąc przytomności. Wszystkie odczyty z mojego ciała szaleją, czemu nie pomagał fakt, że twarze członków Rady nie zdradzały dosłownie niczego. Sięgnąłem do zapięcia pasa.
- Załatwmy to szybko.
- Rzeczywiście, ten pas już ci nie będzie potrzebny – powiedział jeden z Mistrzów.
- Opuszczę siedzibę jeszcze przed wieczorem.
- Sik, zaczekaj – wtrąciła nagle Nara. – Rada ma wobec ciebie inne plany.
- Eee... Chyba nie rozumiem.
Do głosu doszedł Mistrz, który powiedział mi o spotkaniu,
- NS-127... Sik... Dostałeś rozkaz pozostania w wieży strażniczej, zignorowałeś go, nikogo nie poinformowałeś o dziale , brawurowo przeleciałeś nad polem walki i... uratowałeś nas wszystkich.
Eee... Co?
- Zareagowałeś bardzo szybko i skutecznie. Chyba nikt w Radzie nie wątpi w twoje oddanie w sprawy Zakonu, dlatego to będzie dla nas czysta przyjemność zwracać się do ciebie Mistrz NS-127.
Nara podeszła do mnie z uśmiechem i zdjęła mój pas Nowicjusza, zastępując go czerwonym. Niewiele do mnie docierało.
- J-ja... Dziękuję... Nie wiem, co powiedzieć. To dla mnie zaszczyt.
- Nie, to zaszczyt dla nas, że możemy służyć u twojego boku. A teraz możesz iść.
Nie trzeba mi było dwa razy powtarzać.
***
Znalazłem Crisi i Telna przed schodami prowadzącymi na górę. Dreptali w te i z powrotem, nieświadomi, co się przed chwilą stało. Nie mogłem ukrywać tej radości.
- Crisi! Teln! – krzyknąłem do nich, jeszcze z daleka.
Pierwszy odwrócił się Teln.
- W końcu! Myśleliśmy, że już zejdziemy tu na zaw... łał – wlepił wzrok w mój pas, tak samo jak Crisi. – Ale... ty... jak?
- Szczerze to chyba sam jeszcze nie wiem. Rety! Nawet myśli nie umiem zebrać.
- Należało ci się.
- Dzięki stary, ale teraz może pójdę się położyć. Padam z nóg.
- Jasne, Mistrzuniu – Teln trącił mnie w ramię.
Jedynie Crisi się nie odzywała, co nieco mnie zaniepokoiło, ale szybko odpędziłem od siebie złe myśli. Wygraliśmy, a ja zostałem Mistrzem – nic tylko się cieszyć.
***
Dotarłem pod swój pokój, gdy nagle złapał mnie Wind, w dłoni ściskał jakąś karteczkę.
- Sik! – spojrzał na pas. – Znaczy... Mistrzu...
- Wind, znamy się kopę lat. Imię wystarczy.
- Myślałem, że cię wywalili.
- Uwierz mi, że też tak myślałem. Ale, o co chodzi?
Podał mi kartkę.
- Dostarczyli ją już wczoraj, ale nie miałem czasu cię złapać. Do ciebie, ale nie pytaj mnie, co jest w środku, bo nawet nie zaglądałem.
- Dzięki.
Otworzyłem liścik, jego treść była krótka i zwięzła: ,,Jutro wieczorem na obrzeżach sąsiadującej z wami wioski. Czekaj przy samotnie postawionej ścianie i, proszę, bądź sam. Nie zrobimy ci krzywdy.
- Wiesz, od kogo to może być?
- Eee... Mam pewien typ, ale nie jestem pewny czy mam do tego podejść na luzie, czy lepiej uzbroić się w piłę mechaniczną. I jakąś grubą zbroję. Tylko niech to pozostanie między nami, okej?
- No okej.
***
Szedłem na miejsce spotkania, czując dreszcze. Nikomu nie powiedziałem o wyjściu i postarałem się niezauważenie wyjść z siedziby. Zaczynam się jednak wahać czy to był dobry wybór, kompletnie nie wiem na, co się przygotować.
Pod chwili jednak dotarłem pod wskazane miejsce, więc nie ma sensu wracać. Oparłem się o murowaną ścianę, stojąc tuż pod lampą, rozglądając się po wiosce. Ironicznie, jest tutaj teraz tak spokojnie i cicho, nie przypominając tego, co się działo ledwie kilka godzin temu.
Na chwilę pozwoliłem się przenieść do Ogrodu. Tu też było spokojnie, ale jasno. Przykucnąłem przy sadzawce i zanurzyłem dłonie w chłodnej wodzie. Opłukałem twarz, co nieco pozwoliło mi się uspokoić. Ech... tyle zmian, a tu ciągle nic i nawet nie wiem czy to dobrze, czy źle. Dobrze, bo teraz staram się cieszyć każdą, chociażby najmniejszą chwilą spokoju. A zła... w sumie to nie mam pojęcia.
Spojrzałem na konstrukcję, była żółta. Chociaż czasem odnosiłem wrażenie, że na ułamek sekundy przycierała czasem granatowy odcień.
- Obudź się.
Wróciłem do rzeczywistości, gdy w moją stronę zaczęły się zbliżać trzy postacie w płaszczach, z czego jedna była idealnie mojego wzrostu. Aha, czyli moje przypuszczenia się przypuściły.
- Hej Annie.
Ściągnął kaptur i zobaczyłem tą znajomą buźkę. Zaraz po nim dostrzegłem Obi Wana i Ahsoke, ale to mnie jakoś nie zdziwiło. Przez chwilę staliśmy tak w milczeniu, którą przerwałem:
- To, kto zaczyna? Wy czy ja?
- Hej... - zaczął Anakin i... o kurwa! Autentycznie się zarumienił!
- Cóż – wtrącił się Obi. – Podobno mieliście jakiś problem z mieszkańcami tej wioski. Nie boisz się tak tu teraz stać?
- Nie, to była odosobniona grupka. Wszystko jest już okej – nie skomentuję faktu, że żaden z Senatu nawet nie raczył się tu pofatygować.
- Masz nowy pas – zauważyła Ahsoka. – W tamtej operze miałeś niebieski.
Spojrzałem w dół i przejechałem po nim dłonią. Chyba nie chcę się jeszcze chwalić awansem.
- Dłuższa historia. Ale, co wy tutaj robicie? Nie ukrywam, że ten liścik mnie zaskoczył.
- Anakin chciał z tobą porozmawiać, ale woleliśmy nie puszczać go samego.
Annie stał jak odrętwiały. Ja się poważnie zaczynam zastanawiać czy on tu zaraz nie zejdzie.
- Brakuje Padme i dzieciaków – wyrwało mi się.
- N-nie chciałem ryzykować – mój brat odezwał się po raz pierwszy.
- Spoko. Rozumiem. W sumie... fajnie, że jesteście. Zawsze jakaś znajoma twarz.
- A Zakon? – zagadnął Obi Wan.
- Pewne sprawy się nie zmieniają. Dobrze wiecie, że rodzina jest dla mnie najważniejsza. Można się mylić i podejmować złe decyzje, ale grunt uświadamiać je sobie i mimo wszystko pamiętać o najbliższych.
- Łał Sik – Ahsoka skrzyżowała ręce na piersi – aż cię nie poznaje. Co ci tam zrobili?
- Chyba... dorosłem. Życie potrafi nam dać solidnego kopa w tyłek – tu zerknąłem na Anakina, a on opuścił wzrok.
Szlag, zrobiło się jeszcze niezręczniej. Tylko, czemu mam dziwne wrażenie, że Anakin wie coś, co ja też powinienem, ale kompletnie nie mam pojęcia, co? Hmm...
- A tak w ogóle – Ahsoka ciągle grała rolę tej, która stara się złagodzić sytuację – jak tam sprawy u ciebie? Oczywiście poza Zakonem.
- Nic szczególnego. Treningi, sporo czasu spędzam w naszych bibliotekach, dużo rozmawiam z innymi i jakoś dni zlatują.
- Daj spokój. Przecież musisz mieć jakieś życie prywatne.
Czemu pomyślałem o ,,pocałunku" z Narą (jeśli on w ogóle się wydarzył)?
- I mam! Po prostu nie afiszuję się z tym na prawo i lewo.
Ahsoka się zaśmiała.
- Zaraz... to znaczy, że masz kogoś! Opowiadaj!
Zarumieniłem się i spojrzałem na Anakina i Obi Wana. Oboje byli zaskoczeni, zwłaszcza ten pierwszy. No zero pomocy.
- To nic pewnego. Zresztą to był tylko jeden pocałunek, nic nie znaczył.
- Tak, jasne...
Skrzyżowałem ręce.
- Wybacz, że ci przerwę fantazje erotyczne, ale muszę iść. Wolę nie wiedzieć ile osób wyraziłoby swoje głębokie niezadowolenie, że członek Zakonu Cyborgów rozmawia z Jedi biorąc pod uwagę ich napięte stosunki.
Dziwne, ale mam wrażenie, że w mój głos coraz częściej zaczyna się wkradać jakaś mechaniczność i chłód.
- Ale dziękuję, że przylecieliście – rzuciłem szybko. – Naprawdę.
Ahsoka Leaves – Kevin Kiner
Już miałem odejść, gdy...
- Sik, zaczekaj! – Anakin złapał za mój rękaw i zmusił, żebym się do niego odwrócił.
Obi Wan i Ahsoka nieco się wycofali do tyłu, ale ja bardziej skupiłem się na Annie'm.
- Sik... przepraszam. Za wszystko.
On przeprasza? To coś nowego. Ale to miłe.
- Przyjmuję. Coś nie tak?
- Nie... chociaż w sumie tak. Po prostu tyle się wydarzyło i chcę, żebyś wiedział, że naprawdę żałuję. Jesteśmy rodziną i kocham cię, niezależnie kim jesteś. Nie mam też prawa wtrącać się do twojego życia.
- Dzięki – naprawdę nie umiem się zdobyć na nic więcej.
- Ale... tęsknię za tobą i dom bez ciebie już nie jest taki sam – sięgnął po coś do kieszeni i wyciągnął nasze wspólne zdjęcie. – Może to się teraz wydawać dla ciebie dziwne, ale może byś wrócił? – wyprostował do mnie rękę z fotografią.
On... proponuje mi powrót? Teraz? No tego to się nie spodziewałem. Ech, powrót byłby miły, ale... czy ja mu jeszcze umiem zaufać? Może teraz mówić tak słodko, ale, co będzie jeśli znowu coś mu się nie spodoba i spierze mnie gorzej niż ostatnio? Czy ktoś może dać mi gwarancję, że tak nie będzie?
Wyciągnąłem swoją dłoń do jego... i ją zacisnąłem. Z trudem podniosłem wzrok na jego twarz. Był jednocześnie smutny i zaskoczony.
- Wybacz Annie... ale nie chcę wracać.
Odwróciłem się i odszedłem na kilka kroków, ale znów mnie zatrzymał.
- Co? Ale dlaczego? Sam powiedziałeś, że rodzina jest dla ciebie najważniejsza.
- Nie widzisz, że to wygląda słodko tylko z pozoru? Ja wiem, że niewiele osób mi już ufa... a nawet sam nie wiem czy ufać sobie. Tylko w Zakonie mogę być w pełni sobą.
- Ale...
- Nie skończyłem. Annie, kocham cię, ale też zbyt wiele nas różni. Zresztą oboje wiemy chyba świetnie sobie zdajemy sprawę, że ja nie pasuję do twojego świata, a ty do mojego. Dlatego... zapomnij o mnie.
Potem odszedłem, po prostu, nawet nie dając szansy na odpowiedź. To po prostu było już dla mnie za dużo.
NIESTABILNOŚĆ SYSTEMU
***
Closer - The Chainsmokers, Halsey
Wróciłem do siedziby, po czym prosto do swojego pokoju, nawet na nikogo nie podnosząc wzroku. Łzy płynęły mi po policzkach i po prostu chciałem być teraz sam. Już definitywnie odciąłem się od dawnego życia: nie tylko Nigreosa, ale też od nazwiska Skywalkerów. Zresztą zrobiłem to, co musiałem: chciałem już tylko zagrzebać nasz topór wojenny, a teraz jest między nami zgoda.
Wtedy poczułem, jak się duszę. Oddychałem bardzo płytko, na przemian łkając. Miałem wrażenie, że coś mnie w środku ściskał. Coś zimnego jak śmierć.
Ledwo się ocknąłem z tego transu i zobaczyłem siedzącą obok mnie Nare. Skąd tu się wzięła? Ech, nieważne, to w tej chwili najmniej mnie obchodzi. Łzy dalej mi płynęły i nie mogłem ich powstrzymać.
- Spokojnie. Jestem tutaj – Nara mnie przytuliła.
Pozwoliłem się już porwać wirowi wszystkich emocji. Taka postawa nie była u niej normalna, ale pozwoliła mi się uspokoić po dłuższej chwili.
W końcu to ja objąłem ją w talii, a po chwili moje dłonie zaczęły pieścić jej plecy, a jej zaciskały na moim płaszczu. Odchyliłem nieco głowę, żeby przyjrzeć się jej twarzy i szarym oczom, co wywołało we mnie delikatny uśmiech przez łzy.
- Nara...
Czułem jak robi mi się gorąco, szczególnie w dolnych częściach ciała. Negatywne emocje sprzed godziny zaczęły ustępować miejsca tym bardziej pozytywnym. Ja... ja już nie potrafię kontrolować tego uczucia pożądania. Moje pieszczoty stawały się coraz bardziej czułe i jednoznaczne. Dłoń mi powędrowała do jej głowy i zatopiłem palce w jej blond włosach. Tak bardzo chciałem czuć jej ciało przy swoim.
Bardzo szybko mi zawiesiła ręce na szyi i oplotła nogi wokół bioder. Nieco zaskoczony, spojrzałem na nią, a wyraz jej twarzy był pewny: on też tego chciała. Już samo jej spojrzenie wywoływało we mnie dreszcze. Nagle przybliżyła swoją twarz do mojej i przytknęła usta, a ja bez wahania oddałem ten namiętny pocałunek.
Oparła się o mnie, a ja zacisnąłem dłonie na jej biodrach, potem na pośladkach, które zachłannie ścisnąłem. Chcę tylko jednego i cały drżę, gdy tylko ona jest tak blisko.
Z moich ust wydobył się jęk, który co jakiś czas przerywały jej pocałunki. Zacząłem zsuwać jej pas, po czym odsłoniłem umięśnione ramiona. Hehe... położyłem ją na łóżku i szybko zrzuciłem swój płaszcz, zostając tylko w koszulce i spodniach.
Nara wsunęła swoją dłoń w moją. Mimo protezy, czułem jej ciepło, a wręcz gorąco. Szybko ogarnęła mnie przy tym kolejna fala ekstazy i odruchowo przygryzłem wargę. To z nią chciałem przeżyć swój pierwszy raz, więc zdjąłem spodnie, które w tej chwili tylko mnie krępowały.
- Sik...
Chyba przez chwilę się jeszcze wahała, ale w końcu pozwoliła objąć i dalej pieścić. Przesuwając dłonią o mojej piersi, patrzyła na mnie, jakby widziała po raz pierwszy. Wykorzystałem ten moment i zdjąłem jej koszulkę.
Ale nagle to ona przejęła inicjatywę, ale to mi nie przeszkadzało. Matko, czułem się zmęczony, ale to było jednocześnie takie miłe.
- Nara... Zwolnij trochę.
Pocałowałem ją, ale... odepchnęła mnie.
- Czekaj. Jeszcze nie teraz.
- Co? Nie chcesz mnie?
- Chcę, ale... chyba się trochę zagalopowaliśmy.
- Może trochę...
Nara się ubrała i wyszła z mojego pokoju, a ja zostałem sam, kompletnie nagi i zdezorientowany.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro