Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 24 || Legenda nigdy nie umiera

Do tego rozdziału jest tylko jedna piosenka, bo pisząc go jakoś cały czas ją nuciłam pod nosem.

***

Legends Never Die – Against The Current

Komponent nr. 1: sprawny
Komponent nr. 50: sprawny
Komponent nr. 51: zaginiony
Komponenty nr. 76 i 77: częściowo uszkodzone
Komponent nr. 25: zaginiony
Komponent nr. 26: sprawny, ale częściowo uszkodzony
Komponenty nr. 35 i 36: zaginione
Stan funkcji życiowych: w normie
Rozpoczynam procedurę ponownego uruchomienia systemu...
Procedura udana. Rozruch...

(Perspektywa Sika)

Czułem się, jakbym został wessany do wiru, by chwilę później uderzyć o coś twardego.

Obudziłem się... a tak przynajmniej mi się wydawało. Jakbym został wyrwany z jakiegoś głębokiego snu. Otworzyłem oczy. Wszystko było niewyraźne i miałem zawroty głowy. Na twarzy czułem zimne krople wody, chyba deszczu. Od razu wszystko zaczęło do mnie wracać... Acearth, Nowe Nadzieje, Dooku, Sidious, Dio, Crisi, Teln, pierwsze spotkanie z Anakinem, odpalenie mieczy, walka na Kashyyyk, Gwiazda Śmierci, zabicie mamy, Nilom, fabryka, rok w ukryciu, Taxon, bójka z bratem i rozstrzelanie... Ja umarłem... Ostry ból przeszedł mi po klatce piersiowej.

Przecież nie mogłem ożyć... To niemożliwe. Chociaż... nie, to nie ma sensu, ale... a jeśli to sprawka Mocy, może mnie ocaliła? Nie wiem. T-to wszystko jest dziwne. Cały byłem odrętwiały i ledwo mogłem oddychać.

Próbowałem wstać, ale znowu naszły mnie bóle. Widziałem tylko na jedno oko, a i tak tańczyły mi przed nim mroczki. Zacząłem powoli oddychać, żeby bicie serca stało się równe, a stres opadł.

Powoli się podniosłem. Otaczały mnie zbocza ze złomu, a wysoko nad głową wisiały lampy, jedyne źródła światła. Chciałem rozmasować obolałą skroń, ale nic nie czułem. Spojrzałem w dół i zobaczyłem ledwie kikut na miejscu lewej ręki. Spuściłem wzrok w dół, nogi tak samo, prawie nic z nich nie zostało. Z trudem powstrzymałem krzyk i drugą ręką dosięgnąłem swojej twarzy, na miejscu prawego oka było duże i głębokie wgłębienie. Moja dłoń była cała w Blookrium.

J-jestem na wysypisku. Wyrzucono mnie tu jak jakiegoś śmiecia. Pewnie od razu uznali, że nie żyję i nie będą sobie zawracać głowy jakimś pogrzebem. Chociaż z dwojga złego już lepiej, że ocknąłem się tutaj niż w zamkniętej trumnie, bez szans, że ktoś mnie usłyszy. Co ja w ogóle gadam?! Czy może być jeszcze gorzej?!

Położyłem się na brzuchu i zacząłem pełzać przed siebie. Musi być jakieś wyjście. Zdzierałem sobie skórę na wystających i ostrych elementach, ale to nic. Ból w całym ciele wszystko maskował. Przesuwałem się dalej, jeśli to ma być moja szansa na nowe życie to musiałem ją wykorzystać. Po prostu muszę!

- Dalej! – jęknąłem, podciągając się jedną ręką.

Wszystko boli mnie coraz bardziej, uh. Ale już niedaleko, czuję to.

Wtedy zobaczyłem przed sobą jakąś grupkę złożoną z dwóch mężczyzn i kobiety. Przyglądali mi się chciwie. Nie podoba mi się to.

- Proszę – kobieta się do mnie zbliżyła. – A już myślałam, że tylko tracę tu czas. Bierzemy go, a na miejscu damy tymczasowe zamienniki.

Mężczyźni do mnie podeszli i chyba chcieli podnieść. Łapy przy sobie. Uderzyłem jednego z nich w stopę, ale drugi odpłacił mi się kopnięciem w bok. Zawyłem z bólu.

- Spokojnie! – warknęła kobieta. – Obitego nikt nie kupi.

Kupi? Co ja kuźwa, niewolnik?! Nie ze mną takie numery.

- Dotknijcie mnie, a was zabiję! – syknąłem słabym głosem, nawet gardło mam obolałe.

Wtedy kobieta wycelowała we mnie z jakiegoś urządzenia. Po chwili poraził mnie prąd, że całkiem straciłem czucie w ciele. Mogłem już jedynie patrzeć jak wsadzają mnie na swój pojazd i gdzieś zawożą. W pewnym momencie chyba jednak musiałem stracić przytomność.

***

Ocknąłem się w jakimś ciemnym pokoju i próbowałem się trochę podnieść, ale uderzyłem o coś głową, że aż zadzwoniło. Spojrzałem w dół i na chwilę mnie zatkało. Miałem proste protezy nóg, ledwie stelaże, ale mogłem nimi normalnie poruszać. Lewa ręka tak samo. Chyba jedynie dalej miałem tylko jedno oko.

Zamrugałem kilka razy i zacząłem widzieć wyraźniej. Z każdej strony byłem otoczony prętami i siedziałem na zimnym kawałku blachy. Trzymali mnie w jakiejś klateczce jak jakieś zwierzę i nie tylko. Cały ten pokój składał się z takich ,,więzień". Naprzeciwko mnie był uwięziony inny cyborg. Nie miał nóg i był taki brudny i zniszczony, że nie byłem pewny czy to mężczyzna, czy kobieta.

- Hej? – szepnąłem. – Co to za miejsce?

Cyborg spojrzał na mnie. Na twarzy był umazany czymś czarnym i nie miał włosów.

- Piekło, przyjacielu – powiedział żeńskim głosem. Czyli to kobieta.

Co oni z nią zrobili. Ja się boję...

Wtedy ona wyciągnęła do mnie ręce i ostrożnie złapałem je w swoje. Jej skóra pękała nawet pod najdrobniejszym naciskiem.

- Podobno wielu ludzi boi się śmierci – mówiła aż nazbyt spokojnie. – Ciekawe, jak jest po tej drugiej stronie?

Moja biała ręka (nie wiem, jak się ona utrzymała po tym wszystkim) na chwile zajaśniała i przed okiem przeleciały mi dane kobiety. Według nich, trzymali ją tu z niecały rok, gdy została skatowana przez rodzinę i ot tak wyrzucona na ulicę. Ona przynajmniej nie trafiła na wysypisko, ale daleko mi do śmiechu.

- Miło było cię poznać Sik – szepnęła i po chwili jej oczy stały się puste.

- Nie...

Cofnąłem się w głąb klatki i mocniej podkurczyłem nogi. C-co tu się dzieje?

Nagle drzwi się otworzyły i do środka wszedł jeden z facetów z wysypiska z blasterem w ręku. Podszedł do mnie i wyciągnął na zewnątrz, przykładając broń do głowy.

- Spokojnie, zaraz nie będziesz o niczym pamiętał – powiedział, wyprowadzając mnie z pokoju.

Co?

***

Mężczyzna prowadził mnie korytarzem wyłożonym obdartą tapetą i przekrzywionymi i wyblakłymi obrazami. Na ścianach widziałem też ślady Blookrium, przyprawiając o gęsią skórkę. Ile cyborgów było tu przede mną? Co się z nimi stało? Byłem pewny, że w tamtym pokoju byłem tylko ja i tamta kobieta. Mocy, wyobraźnia już mi chodzi na wysokich obrotach i jeden scenariusz jest gorszy od drugiego, ale nie umiem i nie chcę ich opisywać.

Zostałem zaprowadzony do piwnicy i jedynych drzwi na korytarzu. Te prowadziły do jakiegoś laboratorium czy coś z kilkoma komputerami. Ja jednak zwróciłem uwagę na maszynę na samym środku. Składała się z niskiego podestu na podłodze i na suficie. Z tego z góry zwisywała kilka kabli i cztery masywne szczypce.

Kobieta z wysypiska wpisywała coś do komputera i na mnie spojrzała.

- No w końcu. Stań tam – wskazała na podest.

- Wal się – syknąłem, a mężczyzna za mną mocniej przycisnął broń do mojego ciała.

Wepchnął mnie do maszyny i szczypce zacisnęły się na moich kostkach i nadgarstkach. Po chwili uniosły mnie do góry, że nawet palcami nie mogłem, chociaż musnąć podłogi.

Kobieta podeszła do mnie i musnęła mój policzek. Chciałem ją ugryźć, ale szybko cofnęła dłoń.

- Zaskakujące, wy cyborgi, umiecie tak wiele, ale nikomu nie chcecie pomóc, tylko sobie samym.

- I, co ci do tego?

- Przymuszanie nie ma sensu, ale szybko daliście mi też pomysł na biznes. Istny geniusz w swej prostocie.

- Uważaj, bo poczuję się onieśmielony – odparłem sarkastycznie, ale chyba zaczynałem się wszystkiego powoli domyślać. Ale jak ona...

- Heh, jesteś słodki, gdy się złościsz. Wy wszyscy jesteście tacy prości. Wystarczy wam wymazać pamięć i od razu stajecie i tacy milutcy i posłuszni. Gotujecie, co wam każą, bez słowa przyjmujecie kary czy rozkładacie nogi na zawołanie. To o niebo lepszy towar od takich zwykłych niewolników i wielu jest skłonnych wyłożyć na was spore sumy.

- Co?! Nie chcę być wymazany! – próbowałem walczyć z maszyną, ale bez skutku.

- Spokojnie, to nie boli. Za chwilę zapomniesz o wszystkich troskach, a z twoją historią zbiję majątek!

- Pieprz się!

Kobieta wcisnęła coś na komputerze i na ekranie zobaczyłem rosnący pasek postępu kasowania pamięci. Czułem najstarsze wspomnienia z Acearth, gdy miałem ledwie kilka lat... one znikały.

Kobieta i mężczyzna skierowali się do wyjścia.

- Po wszystkim zaczekaj koło zejścia do piwnicy. Tam ktoś cię zaprowadzi dalej – rzuciła kobieta i wyszli.

RESETOWANIE: 8%

Musze uciekać. Wziąłem kilka haustów powietrza i zacząłem się rozglądać. Na stoliku obok zauważyłem butelkę z jakimś napojem. Może mógłbym wywołać zwarcie? Tylko jak jej dosięgnąć?

RESETOWANIE: 28%

Acearth? Co to jest?

Może mój skan jeszcze działa? Uh... obraz był rozmazany. Skup się! Jęknąłem z bólu. Tak! Ten żółty kabel po mojej prawej. Złapałem go i z całej siły szarpnąłem. Poszło kilka iskier i czystym trafem udało mi się strącić również butelkę. Korek odpadł i napój rozlał się po podłodze.

RESETOWANIE: 35%

Eee... Gdzie ja poznałem Anakina?

Potrząsnąłem głową i z drugiej strony zauważyłem jakąś skrzynkę. Kopnąłem ją i ta trąciła jakiś stojak z urządzeniem podpiętym do jakiegoś komputerka. Coś pękło i poszło zwarcie. Komputery zaczęły wariować. Reset się wieszał.

BŁĄD! BŁĄD!

Podkurczyłem nogi i zacząłem się wić jak szalony. Jeszcze... tylko troszkę! Tak! Szczypce puściły i wylądowałem na podłodze. Obróciłem się na plecy, z trudem łapiąc oddech.

Naruszenie banków pamięci

Uzupełniam luki...

Luki naprawione

Acearth – planeta rolników, na której się wychowałem, a Anakina poznałem na Courscant przed gabinetem Kanclerza. Wszystko pamiętam... Ech, chociaż bym się nie obraził, gdybym zapomniał o tym pajacu z niebieskim patykiem.

Wyszedłem z piwnicy, po czym usłyszałem śmiechy i brzdękanie szkła. Ta grupka piła jakieś tanie wino. Uch, gdybym mógł to zabiłbym ich wszystkich od razu.

- No koledzy! – kobieta podniosła kieliszek do góry. – Już wkrótce dobijemy interes stulecia!

Towarzysze zawtórowali jej okrzykami, a ja szybko pognałem po schodach na górę. To oczywiste, że drzwi frontowe będą zamknięte, a zresztą nie dałbym rady przejść do nich niezauważony. Bez namysłu ukryłem się, więc w pierwszym lepszym pokoju, jakiejś sypialni, ale nie chcę mi się rozpisywać o jej wyglądzie. Zamiast tego skupiłem uwagę na strzelbie opartej o szafce, wziąłem ją i obróciłem w dłoniach.

- Szlag, brak amunicji – odłożyłem broń.

Ostrożnie wychyliłem się na korytarz, gdy nagle usłyszałem rozmowy na dole.

- Szefowo, jest problem – powiedział ktoś.

- Czego?

- Maszyna jest rozwalona, a cyborga nie ma.

- CO?!

- No mówię przecież. Ta puszka najwidoczniej wywołała jakieś zwarcie i uciekła.

- Daliśmy mu najprostsze stelaże – dodał ktoś inny. – Nie nadają się do biegu czy dłuższego używania. I nie wyszedłby niezauważony.

- Wszyscy! – krzyknęła kobieta. – Rozdzielić się i go znaleźć! Nie pozwolę, by tyle kredytów przeszło nam koło nosa.

Z trudem powstrzymałem pisk, słysząc kroki na schodach. Schowałem się po pierwszego lepszego pomieszczenia, łazienki i zamknąłem za sobą drzwi. Poczekałem aż kroki nieco ucichną i wtedy... w ostatniej chwili przyłożyłem dłoń do ust. W wannie leżało kolejne ciało cyborga. Nie miał rąk, nogi całkiem poranione i cały rozpruty brzuch i klatkę piersiową. Jedynie głowa się ostała.

Podszedłem do niego.

- Hej, słyszysz mnie?

Brak reakcji. Cholera... oni wszyscy są chorzy! Musze uciekać, jak najdalej.

Na szczęście tutaj, poza drzwiami na korytarz, były jeszcze jedne, do jakiegoś pokoju, chyba salonu. Nie jestem pewny. Wszystkie meble były pozakrywane białymi prześcieradłami, a pod ścianą stał kominek, w którym palił się ogień. Podszedłem do niego i wziąłem rozżarzone polano. Chyba mam pomysł... mogę nim przecież podpalić pobliskie zasłony. Dobra, tego budynku wtedy raczej nie spalę, ale są duże szanse, że odciągnę uwagę pozostałych i sam się wymknę.

Przyłożyłem polano do zasłony, a ta szybko zajęła się ogniem, wypełniając pomieszczenie dymem. Wróciłem do łazienki i zacząłem nasłuchiwać.

- Kurwa, chłopaki! – wrzasnęła kobieta. – To się pali! Chłopaki! AAH!

Heh, chyba się oparzyła. Dobrze jej tak.

Za ich plecami, wyśliznąłem się na korytarz i zszedłem na dół do pokoju, gdzie wcześniej radośnie pili winko, opijając niedoszły sukces. Heh, targu to już nie dobiją. Tam znalazłem drugie wyjście, które nie było zamknięte i już bez wahania pobiegłem przed siebie. Protezy mnie rozbolały, tamten facet miał rację, nie nadają się do biegania, ale teraz nie to jest najważniejsze.

Musze opuścić Courscant. Najlepiej na zawsze.

***

Przebiegłem jeszcze kilkaset metrów zapuszczonymi uliczkami i dopiero silny ból zmusił mnie do zatrzymania. Pot lał się ze mnie, chociaż kiedyś takie dystanse przebiegałem nawet bez zadyszki. To coś zamiast moich nóg do niczego się nie nadaje! I długo tym nie pociągnę...

Yalim. Planeta, o której mówiła mi Nara, siedziba Zakonu. Muszę się tam dostać. O kupnie biletu na dobrym promie mogę, co najwyżej pomarzyć, zostaje mi tylko transport dla uchodźców. Słyszałem, że rzadko robią tam kontrole, więc to moja szansa. Nie wiem tylko, którym transportem trafię na Yalim. Dobra! Czas na sprawdzanie rozkładu będzie później, teraz muszę znaleźć coś, co mnie zakryje, żeby nie wywołać paniki, bo mogę znowu się spotkać z Brygadą, a za drugim razem mogę już nie mieć takiego szczęścia.

Przeszedłem się jeszcze trochę i wtedy zobaczyłem jakiś obskurny klub, a raczej pijaka siedzącego przy wejściu. Spał jak zabity, a był ubrany w długi płaszcz z kapturem. W takiej sytuacji, sam się przecież prosi o kradzież, co nie?

Powoli do niego podszedłem i ostatni raz się rozejrzałem. Nikogo nie ma. Dobra. Szarpnąłem i po chwili miałem już okrycie. Założyłem płaszcz, który idealnie zakrywał moje nogi, a głębokim kapturem ukryłem zniszczoną twarz.

***

Okej, więc Yalim nie jest zbyt znaną planetą, ale kilka promów tam się zatrzymuje. Z czego jeden za dokładnie dziesięć minut odlatuje stąd. Moc chyba jest ze mną.

Awaria systemu

Kaszlnąłem i przyłożyłem dłoń do ust. Miałem ja we krwi.

- Kurwa...

Szlag, czuję się coraz gorzej. Nie wiem, co za gamonie mnie skręcali w tym piekle, ale na pewno coś spartaczyli. Uh! O nie... coś chyba jest nie tak z pompą Blookrium. Jeśli dostanie zwarcia... powiem krótko, jest dla mnie jak drugie serce. Bez niej może nie wykituję od razu, ale odliczanie do wyłączenia systemu się rozpocznie i jeśli wtedy nie otrzymam pomocy na czas... Mogiła.

Otrząsnąłem się i starałem rozweselić myślą, że zagrałem Anakinowi na nosie. Heh, pewnie myśli, że ma mnie już z głowy, ale coś mi mówi, że kretyn się jeszcze przekona, że znowu nie miał racji. Heh, chciałbym wtedy widzieć jego minkę, pewnie byłaby bezcenna.

Tak szczerze to po tym wszystkim będzie mi brakowało tylko kilku rzeczy: Luke'a i Lei – naprawdę pokochałem te maluchy, a mają ojca idiotę, Padme – najlepszej szwagierki w historii i samego klimatu Courscant i tej jego niepowtarzalnej atmosfery tętniącej życiem metropolii. No i jeszcze Obi Wana i Ahsoki, fajnie się z nimi gadało. I ewentualnie Satine i Lux'a, chociaż nie mieliśmy jakoś wielu okazji pobyć ze sobą.

Wtopiłem się w tłum imigrantów i wszedłem do środka statku, ostrożnie siadając na jakichś workach, żeby nikt nie zauważył protez. Po chwili usłyszałem szum silnika i znajome szarpnięcie przy startowaniu.

Żegnaj Courscant.

***

(Perspektywa Anakina)

Po powrocie z egzekucji w mieszkaniu było już po wszystkim. Kilka godzin po wszystkim, Padme już kończyła zmywać naczynia. Przez ten czas nawet nie podniosła na mnie wzroku.

- Pomogę ci –wziąłem gąbkę z brzegu zlewu, ale mi ją wyszarpała.

- Dam sobie radę – burknęła.

- O, co ci chodzi?

- A jak ci się wydaje? – Padme nawet nie kryła wzburzenia. – Zniszczyłeś niewinnego droida, brata skazałeś na śmierć, a po jego egzekucji wracasz, jak gdyby nigdy nic. Przecież Sik nic...

- Masz zakaz mówienia tego imienia w moim domu – przerwałem jej. Nie chcę już nigdy słyszeć o tym kłamcy.

- Zakaz? Ty w ogóle słyszysz, co mówisz? I, co się z tobą dzieje? Wszyscy są na ciebie wściekli. A czy chociaż raz spojrzałeś na to wszystko z jego perspektywy?

- A niby, co? Kłamał jak najęty i w końcu dostał za swoje.

- Bo się bał. Ciągle słyszał jak obrażasz cyborgi i po wszystkim nie chciał cię po prostu stracić. Na jego miejscu zachowałbym się pewnie tak samo.

- Ach tak? A gdyby coś mu tam przeskoczyło i by się na nas rzucił z nożem w ręku? Dalej byłabyś po jego stronie?

- Jesteś niemożliwy! – syknęła Padme i wyszła z kuchni.

Ja zostałem jeszcze przez chwilę i poczułem coś w Mocy. Jakby ktoś właśnie opuścił Courscant. Zaraz... czy to możliwe, że on... nie, to niemożliwe.

Sik nie żyję. Tyle w temacie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro