- Pan chce ze szczegółami?
— I żeby mi to było ostatni raz!— krzyknął dyrektor Dippet.
Mężczyzna zawiadomiony o wybuchu pracowni od Eliksirów, od razu tu przybiegł. Zawiadomił go natomiast profesor Slughorn. Mężczyzna po przybyciu do jednej z sal usytuowanej w lochach zastał młodą Tiffany, której twarz była cała czarna, włosy były poszarpane tak samo jak szata Slytherinu. Dziewczyna stała w miejscu, nie wiedziała co się stało.
— Dyrektorze... — odezwała się młoda Riddle. Mężczyzna zwrócił głowę w jej stronę — To nie oni — odpowiedziała pewnie.
— To kto? — odpowiedział, skanując ja oczyma.
— Nie mam pojęcia — stwierdziła, patrząc na niego, swoim bezczelnym wzrokiem.
— Jak to " Nie mam pojęcia"? — zdziwił się dyrektor — dopiero powiedziałaś że to nie oni! Skąd ta pewność że to nie ci Gryfoni?
Dziewczyna nie oddzywała się przez chwilę, jedynie skanowała wzrokiem czwórkę chłopców, stojących przed nią.
— Po prostu, czuję to — stwierdziła beznamiętnie, patrząc kątem oka na chłopców.
Dobrze wiedziała że to oni, ale dlaczego ich broniła? Sama tego nie wiedziała. Coś, jakiś głosik w jej głowie, kazał jej ich kryć.
Tiffany wraz z Dyrektorem Dippet'em przez chwilę walczyli na spojrzenia. Jedenastolatka wygrała.
— Yhhh... — mężczyzna głośno westchnął — dobrze, tym razem wam się upiecze
————
Mijały dni, a tam gdzie byli Potter, Black, Pettigrew i Lupin była także Riddle. Za każdym razem gdy ta czwórka coś wysunęła, dziewczyna ich broniła. W pewien sposób zżyli się. Hogwart wręcz huczał o tym że Ślizgonka broni, jak i zadaje się, z czwórką Gryfonów.
————
— MAM WAS! — wrzasnął Filch, widząc czwórkę chłopców czatujących przed damską toaletą.
— Co wy tutaj robicie? — spytał podejrzliwie, świdrując ich wzrokiem.
— Stoimy, nie widać? — stwierdził wrednie Black, patrząc na woźnego.
— A ty co tam tak zaglądasz?
— Patrzę czy się nie utopiła, albo jakiś trol jej przypadkiem nie zjadł — odpowiedział Lupin, co chwilę zerkając do damskiej toalety.
Filch cały czas stał przed damską toaletą, cały czas sprawdzał czy oni na pewno nic nie knują.
— Jestem! — krzyknęła kolorowooka, stając w drzwiach łazienki.
— Co ty tam robiłaś?
— Pan chce ze szczegółami? — powiedziała pewna siebie, patrząc na niego z wyższością w oczach.
— NO GADAJ — wrzasnął mężczyzna.
Dziewczyna spojrzała na chłopaków, ze zdziwieniem wypisanym na twarzy.
— No wie pan... — zaczęła trochę niepewnie — trochę za dużo wypiłam na obiedzie i natura wzywała.
— Coś ci nie wierzę — mruknął z przymróżonymi oczyma, po czym pchnął drzwi do łazienki.
Czarnowłosa szybko złapał za chłopców za ręce, po czym zaczęła biec ile sił w nogach przed siebie.
— J-już! St-top! — wydyszał Peter, podpierając ręce o kolana w lekko przygarbionej pozie.
— Za mało ruchu młody — stwierdzili chórkiem, patrząc na pulchnego chłopaka.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro