Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Jesteś Śliz....

— Czy historia magii musi być taka nudna? — mruknął Black, leżąc z głową na ławce.

Tiffany nawet na niego nie spojrzała, była zbyt zajęta zabijaniem wzrokiem Evans, która siedziała z Potterem i widocznie dobrze im się razem rozmawiało.

Czarnowłosej nie podobały się te uczucia, którymi dążyła Jamesa. Od dziecka Tom uczył ją że miłość, która dąży się osobę inna,  niż kogoś z rodziny, jest zła.

— Panno Riddle? Panno Riddle! — krzyknął profesor, przez co dziewczyna zwróciła na niego uwagę.

— Tak? — zapytała patrząc na tablicę, która, o dziwo była pusta.

— Lekcja skończyła się dwie minuty temu, a pani dalej tutaj siedzi — stwierdził profesorze segregując jakieś kartki na swoim biurku.

— A! Tak, tak! Już idę — mruknęła, po czym zebrala wszystkie swoje rzeczy i skierowała się do wyjścia.

— Czy wszytko w porządku? — zapytał lekko zaniepokojony nauczyciel, zachowaniem Riddle.

Zawsze była aktywna na zajęciach, wszystkiego uważnie słuchała, a dzisiaj? Nawet nie usłyszała kiedy zadzwonił dzwonek.

— Tak, oczywiście, tak — powiedziała, po czym lekko się uśmiechnęła.

— Jeżeli coś się dzieje, zawsze możesz przyjść do kogoś z nas. Zawsze cię wysłuchamy — nauczyciel uśmiechnął się promiennie, patrząc na dziewczynę.

— Zapamiętam, a teraz muszę już iść, zaraz zaczynają się eliksiry — powiedziała.

Nauczyciel skonał głową, po czym dziewczyna wybiegła z sali.

————

— O, kogo moje piękne oczy widzą — czarnowłosa odwróciła się, przez co napotkała zielone tęczówki, które zaciekle się w nią wpatrywały.

— Czego chcesz Evans? — dziewczyna wręcz to wysyczała, mierząc ją swoim wzrokiem.

— Ja? Nic nie chce, to ty coś ode mnie chcesz — mruknęła przebiegłe.

Rudowłosa rzuciła czymś w szybę, znajdująca się niedaleko. Szybkim krokiem tam podeszła i wzięła jeden kawałek szkła.

— Co ty knujesz? — zapytała podejrzliwie Tiffany, patrząc na nią.

— No wiesz... — zaczęła mówić, jeżdżąc kawałkiem szkła po swojej skórze — Jesteś Śliz.... — dziewczyna obejrzała się za siebie, jednakże nikogo nie zauważyła.

Tiffany widząc co się świecie, stwierdziła że nie da się tak podejść, nie jest aż tak głupia aby się na to nabrać. Po prostu odeszła, nie zwracając na nikogo uwagi, a szczególnie na tą Szlame.

————

— Gdzie byłaś? — zapytał Syriusz, widząc siadającą obok niego Tiffany.

— W klasie — mruknęła, wypakowując się.

— Dobrze. Rozumiem.

— A widziałaś gdzieś Lily? — zapytał James, patrząc na nią, martwił się o to, że nigdzie nie było rudowłosej.

— Ty uważasz że ja bym do niej nawet podeszła? A tym bardziej zwróciła na nią uwagę?

— Yyyyy... Tak?

— To się mylisz Potter, nie mam dzisiaj dnia, aby obchodziła mnie jakaś, pierwsza lepsza Szlama.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro