- Kochanie!
— Dlaczego, tak bardzo przypominasz mi Tiffany?— Mężczyzna zwrócił się w stronę lisowatej.
~ Tak Draco! To ja! Proszę cię... — Myślała dziewczyna, patrząc wielkimi oczyma na chłopaka.
— Ale nie... Nie możesz nią być... Ona zginęła — Powiedział zrezygnowany, udając się do swojego pokoju.
— NOSZ KURWA — Powiedziała jako lis.
———
— Usiaaaa!!— Wydarł się Scorpius, szukając lisicy. Bowiem już dzisiaj miał wracać do Hogwartu.
Chłopiec od rana biegał jak szalony, szukając swojej różdżki jak i lisicy. Z łazienki dobiegało drapanie w drzwi, Draco przechodzący niedaleko, po usłyszeniu podejrzanego dźwięku, otworzył dębowe drzwi.
— MERLINIE!— Krzyknął wystraszony mężczyzna, który nie spodziewał się takiego obrotu wydarzeń.
Zaalarmowana lisica, nawoływaniem chłopca wybiegła jak poparzona, ledwo wyrabiając na zakręcie. Wywróciła firmy stolik, biegnąc do Scorpiusa z jego różdżka w pyszczku.
— Skąd to masz maluchu?— Zadał pytanie, zabierający swoją własność, po czym zabrał swój kufer i lisice.
———
— Kochanie!— Krzyknął Albus do lisicy, która od razu przytulił. — Dobrze cię karmili? Skąd masz taki gustowny sweter? — Zaśmiał się na ostatnie, idąc w stronę Hogwartu z lisem na dłoniach, od której wręcz nie mógł się odczepić.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro