I.
Po rozstaniu z Ronaldem Weasley życie Hermiony Granger rozsypało się już do końca, na tysiące małych kawałków, których nie dało się już pobierać. A przynajmniej tak sądziła Granger. Wyprowadziwszy się od Rona znalazła spokój z dala od centrum Londynu, w małym mieszkanku nad kawiarnią. Przytłaczający zapach czarnej kawy i upojna woń herbaty idealnie pasowały do stosów książek piętrzących się pod ścianą sypialni.
Rozstając się z Ronem, Hermiona postanowiła zmienić wszystko. Kompletnie wszystko. Wróciła do naturalnego koloru włosów — farbowała je tylko dla Weasley'a. Na powrót przestała się malować. Znowu ubierała wełniane swetry i nosiła długie, ciepłe skarpety. Mimo wysokiego stanowiska w ministerialnym wydziale kontroli — odeszła z pracy, a dzięki znajomości z niejakim Callumem Woodley — dyrektorem CPPCu — Centrum Pomocy Potrzebującym Czarodziejom — od ręki została zatrudniona w placówce, a pierwszy dzień jej pracy okazał się być niezapomnianym.:
— No to chyba wiesz już wszystko — mruknął Woodley gdy zatrzymali się pod jednymi z tuzina przeszklonych drzwi znajdujących się w przestronnym korytarzu — a tu będzie twój kąt — dodał, wskazując na klamkę.
— Dziękuję — uśmiechnęła się w geście podziękowania — od czego mam zacząć?
— Call!? — z końca korytarza biegła do nich zdyszana, niska blondynka. Zatrzymała się przed Woodley'em. Odetchnęła z ulgą. Wepchnęła za uszy nieco potargane włosy i otarła z czoła ledwo widoczną mgiełkę potu.
— Co się dzieje, Beth?
— Shailene właśnie zadzwoniła i powiedziała, że nie da rady dzisiaj przyjść, a Darena nie ma do końca tygodnia. Brakuje nam ludzi. Powtarzam ci to od zeszłego miesiąca! — odetchnęła ciężko i złożyła ręce na piersiach.
— Spokojnie Beth. Przecież wiesz, że nie możesz się denerwować — czule położył dłoń na już nieco wystającym brzuchu.
— Czy ja o czymś nie wiem? — zapytała nieśmiało Granger, patrząc to na blondynkę, to na starego przyjaciela.
— Hermionka no co ty — żachnął się, zabierając rękę — to moja kuzynka. Właśnie, wy się chyba nie znacie. Beth, to jest Hermiona, pracuje u nas od dzisiaj. Hermiona, to jest...
— Beth — weszła mu w słowo, mocno uściskując dłoń Granger — dobrze, że jesteś, bo brakuje nam ludzi. Chodź — odwróciła się na pięcie i ruszyła przed siebie z wysoko podniesioną głową. Hermiona niepewnie spojrzała na Calluma.
— Przywykniesz do niej. Tylko jej nie denerwuj, bo robi się wtedy gorsza od McGonagall.
— Jasne — przytaknęła wciąż nieco przerażona i pobiegła za Beth.
— Call powiedział ci co robimy, prawda? — szły szybko jednak teraz, gdy wyrosły przed nimi schody, Bethany od razu zwolniła.
— Tak — podciągnęła wełniane rękawy ciepłego swetra aż do łokci. Mimo śniegu z deszczem pruszącym za oknami w wieżowcu Centrum było naprawdę ciepło.
— Dobrze — w okolicy pierwszego piętra Beth złapała zadyszkę — pójdziemy do magazynu po paczki. Dam ci adresy. Przejmiesz dzisiaj wszystkich podopiecznych Shailene.
Hermiona przytaknęła na znak, że rozumie. Była już w magazynie. Przed pojawieniem się Bethany, Callum zdążył oprowadzić ją po całym Centrum.
Beth wręczyła jej długą listę nazwisk i naręcze papierowych toreb, po brzegi wypełnionych jedzeniem. Hermiona zmniejszyła pakunki i schowała do kieszeni, po czym rzuciła okiem na pergamin. Nie znała żadnego czarodzieja... nie znała? Ostatnie nazwisko wprawiło ją w osłupienie — Snape. Severus Snape -Lancaster Gardens 9
— Wszystko jasne? — spytała Beth, niepewnie taksując zmieszaną Granger wzrokiem.
— Tak, oczywiście — otrząsnęła się z transu oszołomienia i zmusiła do słabego uśmiechu.
— W takim razie, miłego dnia — Beth podała jej duży parasol — a i jeszcze jedno. Jak będziesz u profesora Snape'a, to zapukaj cztery razy — dodała, po czym zniknęła za drugimi drzwiami. Hermiona zastygła ściskając w dłoniach parasol. W jej głowie tkwiło tylko jedno:
Snape
Severus Snape
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro