VI
Jasna postać spadała w dół. Wszystko było zupełnie czarne, nic nie było widać. Dopiero po paru minutach dało się z daleka zobaczyć lekkie odbłyski od lśniącej podłogi. Gdy postać już miała walnąć z całej siły o podłogę, wszystko zwolniło, a po chwili osoba lekko stanęła na nogach. Wokół nie było nic. Chłopak zaczął iść przed siebie. Gdy szedł, echo jego kroków roznosiło się w głąb przestrzeni. W końcu w oddali zobaczył jakieś obiekty. Przyspieszył. Po obu stronach jego drogi zaczęły pojawiać się drzwi, a wraz z nimi klucze w kieszeniach. Im dalej szedł tym więcej było drzwi i kluczy. Zaczął biec. Pęki kluczy zaczęły pojawiać się na jego rękach i szyi. Ich ciężar zaczynał go przygniatać.
Wreszcie drzwi się skończyły. Znowu był w pustce. Zwolnił. Szedł wolniej niż przedtem.
Nagle w oddali zobaczył kolejne drzwi. Tym razem tylko dwoje. Jedne z nich były granatowe. Mogło się wydawać, że wchłaniały do środka niczym czarna dziura. Drugie zaś lśniły jak szczere złoto bijąc blaskiem.
W obu dłoniach pojawiły mu się ogromne klucze o tych samych kolorach co drzwi. Były cholernie ciężkie, ugiął się.
Nagle drzwi się lekko rozsunęły. Za nimi były jeszcze jedne. Były błękitne. Biły bladym światłem. Rozległ się huk. Spojrzał w górę. W dół leciał potężny błękitny klucz. Spadał prosto na niego...
Will się obudził. Właśnie to był jeden z powodów, przez które nienawidził spać. Najgorsze jednak było to, że doskonale wiedział co te sny oznaczają. Albo raczej jaki mają przekaz. I również czemu jest w nich w ludzkiej postaci.
Przetarł twarz dłońmi. Nawet nie wiedział kiedy usnął. Pewnie z nudów, stwierdził. Wyjrzał za okno. Słońce świeciło jasno, a na niebie nie było prawie żadnej chmury. Wolał kiedy padało i było zimno. Tak czy inaczej nie będzie musiał długo tutaj siedzieć..
W tym samym momencie w pokoju na górze obudził się również Dipper. Nie wiedział co, ale coś było w powietrzu. Jakby na coś czekał. Usłyszał, że Bill też wstał. Demon miał zmarszczone brwi.
- Tad przyszedł - powiedział wstając z łóżka.
- O kurde.. No to musimy szybko zejść na dół.
- A nie wolisz zostać w łóżku? Ile tu leżysz, ile czasu minęło?
- .. Trochę ponad godzinę - odpowiedział mu Dip, po zerknięciu na zegarek. - Ale możesz nas teleportować, chcę przy tym być, to ważne.
Bill westchnął i pstryknął palcami. Pojawili się w salonie na przeciwko przymulonego Willa. Dipper usiadł na fotelu żeby nie męczyć nogi. Z kuchni wyjrzała Mabel.
- Coś się stało?
- Tad przyszedł - powiedział obojętnie Will patrząc przed siebie.
- Już? Szybko minęło. To ja zaparzę herbaty.
Usłyszeli pukanie do drzwi.
- No i co pukasz, każdy wie, że to ty! - krzyknął Bill.
Po chwili pojawił się przed nim Tad i strzelił go w tył głowy, mówiąc, żeby się zachowywał. Następnie usiadł obok Willa na kanapie. Zerknął na Dippera.
- Coś się stało? - spytał uśmiechając się łagodnie.
- A, nie, bo spadłem z dachu i..
- Will ci nie pomógł?
- Nie no, pomógł, za parę godzin ma być już wszystko okej.
Tad uniósł lekko brwi, po czym spojrzał na Willa, który odwrócił głowę w drugą stronę.
- Wydawało mi się, że miałeś wystarczająco dużo czasu, żeby nauczyć się robić takie rzeczy od razu.
- Najwyraźniej nie.. - mruknął demon.
Strange uniósł na to brwi jeszcze wyżej, po czym się roześmiał. Zwrócił się do Billa:
- Parę dni wśród ludzi i stare nawyki mu wracają - Will wyglądał jakby miał zaraz kogoś zabić.
- He he.. Taa... - zaśmiał się niepewnie Bill.
- W każdym razie - Tad pstryknął palcami, a Dip poczuł jak jego kość błyskawicznie się zrasta. Wzdrygnął się. - Wybacz, że to trwało tak długo.
- A, ee.. D-dziękuję..
Do salonu weszła Mabel z kubkiem herbaty i wujami. Kubek postawiła przed najstarszym demonem, który skinął głową.
- Może przejdźmy do rzeczy. Rozmawiałeś z bratem?
- Próbowałem.. - mruknął Will, a Tad tylko westchnął i kontynuował.
- A więc Bill. Co postanowiłeś?
- KONIEC CZĘŚCI PIERWSZEJ -
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro