Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 3. Krótka historia, dlaczego Sik znienawidził liczb 38, 612 i 114

(Perspektywa Sika)

Zmiana planów. Nic mi nie da jak będę siedział na Kragard: tak czy tak Republika zacznie mnie szukać. Więc jak stać się najbardziej poszukiwaną osobą na Courscant? Punkt pierwszy: upodobnij się do bohatera Republiki. Punkt drugi: jeśli wykonałeś punkt pierwszy, to jesteś idiotą. No brawo ja! Zresztą, czy miałem coś do powiedzenia w tej sprawie? Nie wydaje mi się. Bo to, że Skywalker upodobnił się do mnie szczerze wątpię. Więc zostaje jedna wersja: jesteśmy bliźniakami. Szlag.

Trochę to dziwne: jak byłem mały to chciałem mieć rodzeństwo, ale z czasem stwierdziłem, że lepiej mi samemu. A zresztą, to Skywalker, TEN Wybraniec i mąż senator Amidali, która podobno miała jakieś perspektywy na stołek Kanclerza, ale wolała zając się rodziną czy jakoś tak. Oboje od dawna mają swoje pozycje i usadzili tyłki na kanapach na wyższych piętrach. A ja? Moja wioska na Stewjonie nigdy nie tętniła luksusem, a na Courscant codziennie mijam pijaków, prostytutki i bandytów na zatłoczonych brudnych ulicach na dole. To dwa różne światy, oddalone od siebie dosłownie i w przenośni.

Coś mi mówiło, że jeszcze spotkam Skywalkera i z jednej strony tego chciałem, a z drugiej to był najgorszy koszmar. Dwóch mężczyzn, braci, którzy dopiero się o sobie dowiedzieli i pewnie jedyną łączącą ich cechą był wygląd.

Ale czy z drugiej strony to oznacza, że ludzie, którzy mnie wychowali i miałem za rodziców, byli dla mnie kimś zupełnie obcym? Przez głowę przebiegło mi tyle wspomnień: moje pierwsze kroki, gdy tata uczył mnie jak być łowcą nagród, to cudowne uczucie, gdy pierwszy raz wziąłem snajperkę do ręki i wiele innych. Nie płakałem, ale po raz pierwszy patrzyłem na to jak stek kłamstw. Świadomość, że cały twój świat był oszustwem jest jednym z najgorszych możliwych. Dobrze, może był wersja, że rodzice pozbyli się Anakina, ale jakiś głos z tyłu głowy wybijał mi tą wersję z myśli, a nawet gdyby, to w żaden sposób nie poprawiłoby to sytuacji.

Skończyłem uzupełniać paliwo w statku, co na chwilę pozwoliło mi skierować myśli na inny tor. Szef przyglądał mi się z boku, krzyżując ramiona na piersi.

- Naprawdę uważam, że powinieneś zostać – wtrącił już któryś raz z kolei.

- Mówiłem już szefie. Kragard może i leży poza obszarami Republiki, ale to im nie będzie przeszkadzało wparować tu z buciorami, a jak znajdą centralę to po nas. Zresztą, nie mogę od tego uciekać w nieskończoność.

- Jak tam chcesz? Ustawię nam bezpieczne połączenie, gdyby wpadło jakieś zlecenie.

Tylko skinąłem twierdząco głową. Niedługo potem wystartowałem.

***

(Perspektywa Anakina)

Tematem numer jeden spotkania Rady był zdecydowanie Sik, wtedy jeszcze ,,ten łowca nagród, który prawie pozbawił mnie głowy". Widziałem, że Mistrzowie, co jakiś czas na mnie zerkali, jakby liczyli na reakcję w tej sprawie. A ja byłem jedynie zdezorientowany. Nikomu o tym nie mówiłem, ale niedługo po zabiciu Sidiousa, zacząłem wyczuwać zakłócenia w Mocy i miałem niejasne wizje, po których zacząłem podejrzewać, że gdzieś tam był ktoś jeszcze o nazwisku Skywalker. To, co się wydarzyło pod HunterLife tylko mnie utwierdziło w tych przeczuciach.

- Chyba wszyscy jesteśmy zgodni, że musimy lepiej przyjrzeć się temu łowcy – doszedł do mnie głos Obi Wana.

Kątem oka spojrzałem na Smarka, którą poprosiłem, żeby przyszła, bo przecież też sporo widziała. I nikt się ze mną nie spierał, no może jedynie Mistrz Windu kręcił nosem, ale nikogo to nie dziwiło. Do rzeczy.

- Prawdopodobnie uciekł z Courscant, a nawet jeśli to musiał się pewnie ukryć na dolnych piętrach, a one są ogromne! To będzie jak szukanie igły w stogu siana.

- Wiary miej więcej padawanie – wtrącił Mistrz Yoda. – Niezrozumiałe to jest, czemu Moc przed nami tego mężczyznę ukrywała. Wojna naszą więź osłabiła. W sprawie tej medytować powinniśmy.

- Ale musimy coś zrobić – wtrąciłem, wszyscy naraz na mnie spojrzeli. – Wszystko wskazuje na to, że to mój rodzony brat, o którym nie miałem pojęcia. Chcę wiedzieć, co się z nim stało.

- Nie możemy ulegać pokusom Skywalker – Windu skrzyżował ramiona na piersi, zaczynało się.

- W tej kwestii się zgadzam z Anakinem – wtrącił Obi Wan. – Mnie również zastanawia, czemu nic nie wiedzieliśmy.

***

(Perspektywa Sika)

,,PROBLEM DLA WŁAŚCICIELI STARSZEJ BRONI? ZAŚWIADCZENIE A38 WCHODZI DO ŻYCIA!"

Ten nagłówek jako pierwszy walnął mi po oczach, gdy tylko otworzyłem stronę z artykułami. Z reguły jednak tylko patrzyłem na tytuły i przewijałem dalej, ale jako właściciel ponad piętnastoletniej snajperki, z ciekawości otworzyłem. I tu się robiło ciekawiej.

,,Większością głosów obowiązek uzyskania zaświadczenia A38 zacznie obowiązywać każdego właściciela broni mającej więcej niż 10 lat i, z której dalej chcę się korzystać. Czyli obowiązek nie będzie dotyczył ,,dekoracji na ścianie".

Ble, ble, jakieś wywiady, ble, ble, analizy i inne nudy.

,,Przyłapana osoba bez zaświadczenia zostanie ukarana grzywną w wysokości dwóch tysięcy kredytów".

Dobra, to już mniej mi się spodobało.

,,Przypominamy, że punkt w Senacie do wyrobienia zaświadczenia jest otwarty cały tydzień od siódmej zero zero do dwudziestej drugiej zero zero (w weekendy od dziesiątej do szesnastej)".

Zamknąłem artykuł. Czyli mój plan na jutro sam się ułożyły.

***

- Broń i ostre narzędzia do depozytu – powiedział strażnik przy wejściu. Chuderlak, palcem bym trącił, a ten już, by leżał. Ale równocześnie głos sugerował, że nie warto było zadzierać z właścicielem.

Plus był tego, że wziąłem ze sobą tylko prosty blaster i rozkładany nóż. A minus, że to był tylko blaster i nóż.

Ledwo wszedłem do środka, a już stałem w kolejce do okienka. Plus tego, że w miarę szybko się poruszała. Szybko włożyłem dłoń do kieszeni kurtki, żeby się upewnić, że zabrałem dowód. Na szczęście był.

Wtedy poczułem na sobie czyjeś spojrzenie i odwróciłem głowę w bok. Padme, choć wtedy jej nie znałem, stała przy przejściu dla polityków i bez wątpienia się we mnie wpatrywała. Nawet przez myśl mi nie przeszło, że to moja szwagierka. Uśmiechnąłem się do niej, gdy nagle odwróciła się na pięcie i odeszła szybkim krokiem.

Zabawa właśnie się zaczynała.

***

(Perspektywa Anakina)

Chcesz dostać misję od Rady? Tylko napomknij o sytuacji. Serio, wystarczyło, że ja i Obi Wan nalegaliśmy na rozpoczęcie poszukiwań i, co? Również my mamy się tym głównie zająć, no i jeszcze z Ahsoką. Pozostało pytanie: gdzie zacząć? Sik nie wyglądał na kogoś z ,,wyższych sfer", więc to nam zawężało pole na dolne piętra. Jak to Smark powiedział? Ach, tak jak szukanie igły w stogu siana. Idealnie pasowało do tej sytuacji. Owszem, mogliśmy rozesłać ogłoszenie z ewentualną nagrodą, ale instynkt mi mówił, że gdyby on to zobaczył i ukryłby się jeszcze lepiej. I nie zdecydowanie nie wyglądał na kogoś, kto daje sobie w kaszę dmuchać, więc prawdopodobnie, by się opierał.

Wyszliśmy z sali, gdy mój komunikator zadzwonił. To była Padme.

- Annie, widziałam go! Jest w Senacie!

Już zapomniałem, że mówiłem jej o Siku i całej sytuacji przed HunterLife (oczywiście pomijając wątek, gdy we mnie celował, do teraz o tym nie wie).

- Co? Jesteś pewna?

- Oczywiście! Też mnie zauważył, ale raczej nie rozpoznał. Pośpiesz się.

***

(Perspektywa Sika)

Moja kolej.

- Dzień dobry – położyłem dowód. – Nazywam się Sik Sorenti, jestem po zaświadczenie A38.

Babka po drugiej stronie okienka obejrzała dokument i wpisała coś do komputera.

- Dobrze. Poproszę formularz 612.

- Co proszę?

- Formularz 612. Bez niego nie mogę wydać zaświadczenia.

Dlatego wolę załatwiać dokumenty przez HoloNet...

- Okej, to niech mi pani da ten formularz i zaraz wrócę.

- Przepraszam, ale ja nie mam uprawnień do tego dokumentu. Musi się pan zgłosić do okienka numer dwanaście na drugim piętrze.

Złota zasada biurokracji: uśmiechaj się. I choć wielu urzędników zdzieliłbym w twarz, to wiem, że chętniej pomogą lub coś odpuszczą temu, który nie robi problemów. Nie ma jak sprawiedliwość.

- Dobra, dziękuję.

***

(Perspektywa Anakina)

- Szukamy pewnego mężczyzny – zagadnąłem jakiegoś faceta. - Do złudzenia przypomina mnie, ale ma krótsze włosy i jest bez blizny.

Ten tylko wzruszył ramionami i gdzieś sobie poszedł. Nawet nie zwrócił uwagi na mój miecz świetlny. Wróciłem na środek sali, gdzie Obi Wan i Smark już czekali. Same ich twarze zdradzały, że nic się nie dowiedzieli.

- Może już poszedł?

- Nie – wtrąciłem szybko. – Jest tutaj, czuję go. Popytajmy przy okienkach, skoro tu przyszedł to znaczy, że ma jakąś sprawę do załatwienia.

Przepchnąłem się przez kolejkę, kilkoro za mną coś wykrzykiwało, ale natychmiast milkli, gdy, niby mimowolnie, poprawiałem szatę. Poczekałem jedynie aż kobieta odebrała akt urodzenia swojego dziecka i podszedłem. Kobieta po drugiej stronie spojrzała na mnie nieprzyjaźnie.

- Mógł pan spokojnie poczekać w kolejce z formularzem.

- Co? Nie, nie! Znaczy, szukam właśnie tego, z kim mnie pani pomyliła. Gdzie poszedł?

- Pan z rodziny?

- Prawdopodobnie, ale...

- Prawdopodobnie to trochę za mało.

Wyciągnąłem miecz i położyłem tuż przed nią.

- Sprawy Jedi.

Kobieta natychmiast spokorniała.

- Pan Sorenti zgłosił się po zaświadczenie A38, ale nie miał formularza 612, więc odesłałam go do okienka numer dwanaście. Może tam jeszcze będzie.

- Dziękuję – obróciłem się na pięcie i poszedłem we wskazanym kierunku. Jak wrócę to będę musiał porozmawiać z Padme o biurokracji.

***

(Perspektywa Sika)

Na dole wszystko poruszało się pięknie i ładnie, a tu miałem wrażenie, że zaraz zapuściłbym korzenie. Teraz obsługiwał mnie jakiś stary dziad. On już nie powinien być na emeryturze? Znowu wiek podnieśli?

- Poproszę formularz 612.

Facet nie odpowiedział, schylił się i wyciągnął kartkę z cyfrą 114 na górze.

- Przepraszam, powiedziałem 612, nie 114.

- Formularz 114 jest obowiązkową wstawką, by uzyskać zaświadczenie 612. Po uzupełnieniu i zatwierdzeniu w okienku numer trzy proszę wrócić i wtedy wydam formularz 612.

W ostatniej chwili ugryzłem się w język, żeby nie zapodać jakiejś soczystej wiązanki. Jak już wyjdę to muszę zrobić kurs do sklepu po zapas melisy, bo nie wyrobię.

A jak o napoju mowa... Kątem oka dostrzegłem łazienkę i ruszyłem tam szybkim krokiem.

***

(Perspektywa Anakina)

- Czyli wydał pan Sorentiemu formularz 114, który ma zatwierdzić kompletnie, gdzie indziej, a potem wrócić po formularz 612? – czułem, jak robiłem się czerwony ze wściekłości.

- Tak – mężczyzna nawet nie podniósł na mnie wzroku wpisując coś do komputera.

- Może ty na niego zaczekamy? – Obi Wan położył dłoń na moim ramieniu. Już zapomniałem, że stał tuż obok mnie, gdy Ahsoka jeszcze sprawdzała parter.

Nagle mężczyzną stojący pod ścianą zaczął szarpać jakąś kobietę, chyba jakąś krewną, bo sprzeczali się o zapisy w testamencie. Zainterweniowaliśmy, gdy wydawało mi się, że znajomy kształt śmignął mi kątem oka, ale bardziej zająłem się uspokajaniem awantury.

***

(Perspektywa Sika)

Wychodząc z łazienki wpadłem w jakąś scysję, ale dwóch facetów już kończyło zajmować się awanturnikiem. Nie zwracałem na nich uwagi, bo skupiłem się na wypełnianiu formularza. Jedynie miałem wrażenie, że skądś kojarzyłem ciemne i jasne szaty tej dwójki, gdyby... nie, nikt nie może mieć takiego pecha.

Zszedłem na dół i młody łepek szybko przejrzał formularz i zatwierdził go. Jeszcze tylko do tego starego dziada, odebrać zaświadczenie i będę miał dość urzędów na najbliższe pół roku.

Gdy wróciłem, wokół tamtego ,,widowiska" zebrał się spory tłumek gapiów i wykorzystałem to, że większość była zajęta podziwianiem scysji i wziąłem, co trzeba. Az westchnąłem z ulgą, gdy schodziłem na dół, wypełniając kolejne pola.

***

(Perspektywa Anakina)

- Rozejść się. Tu już nie ma nic do oglądania – Obi Wan rozpędzał spory tłumek, który wokół nas się zebrał.

Wtedy przyszła mi wiadomość od Ahsoki. Czemu nie dzwoniła? O masz...

- Jest na dole, zaraz będzie wychodził! Kurwa, musieliśmy się minąć! – pobiegłem do schodów.

Był tam, kierował się w stronę wyjścia, rozpromieniony. Ahsoka szła od niego w bezpiecznej odległości, pewnie czekając na nas (od walki z Sikiem miała spore siniaki na plecach).

Podbiegłem do niego i bez wahania odpaliłem miecz. Obrócił się do mnie na pięcie i sięgnął do paska. Nic przy nim nie miał. Zaklnął głośno.

- Gratulacje, znalazłeś mnie. Chcesz medal?

- Pójdziesz z nami – przez chwilę chciałem go przytulić, opamiętaj się chłopie.

- A jak powiem ,,nie"?

- Nie ma takiej opcji.

Rzucił się na mnie, ale odskoczyłem do tyłu i kopnięciem trafiłem go w splot słoneczny. Runął jak długi. Wziąłem go pod ramię i wyniosłem z budynku, jak gdyby nigdy nic.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro