Rozdział 10 || Sik... nie żyję?
Na lądowisku kręciło się mnóstwo ludzi, głównie lekarzy, rannych ochroniarzy i chyba ich najbliższych. Luna, Kira i Anakin wyszli ze statku i zaczęli się rozglądać za Sikiem.
- Widział pan mojego ojca?
- Wysoki mężczyzna, ciemny blondyn, niebieskie oczy. Kojarzy pani kogoś takiego?
- Ktoś, kto wygląda do złudzenia, jak ja, ale bez blizny i z krótszymi włosami.
Odpowiedź wszystkich jednak była identyczna. Nikt nie widział Sika, bo wszyscy byli zajęci szukaniem swoich bliskich.
- Nic z tego – jęknęła Kira. – Trzeba cudu, by go znaleźć w tym tłumie. Nikt nic nie mówi.
Tymczasem Luna rozejrzała się i zobaczyła jednego z ratowników medycznych.
- Przepraszam pana. Wie pan, gdzie możemy się czegoś dowiedzieć o rannych ochroniarzach?
- Oczywiście. Niech panienka idzie prosto, a potem skręci w prawo przy pierwszej możliwej okazji. Tam mamy szpital polowy i bazę informacji.
- Dziękuję.
Luna ruszyła we wskazanym kierunku, a zaskoczona Kira z Anakinem ruszyli za nią.
***
Na łóżkach leżało pełno ludzi. Jedni mieli tylko lekkie otarcia lub niegroźne skręcenia, drudzy mieli sporo ran, trzeci poharatane twarze i kończyny, a jeszcze parę osób było zakrytych białymi prześcieradłami. Luna modliła się w duchu, żeby tata nie był w tej ostatniej grupie.
Tymczasem Kira poszła zapytać o swojego męża, a dziewczyna i Anakin rozglądali się po rannych. Nagle usłyszeli rozmowę dwóch poturbowanych ochroniarzy.
- Podobno jest kolejna ofiara – powiedział jeden.
- Kto teraz? – spytał drugi.
- Nie znam gościa, tylko wiem, że z Courscant i podłapał fuchę.
Anakin i Luna niezauważenie podeszli bliżej, żeby ich podsłuchać.
- Z tego, co wiem to był tuż przy miejscu eksplozji, ale jeszcze próbowali go ratować. Gościu chyba jednak był przy takich akcjach, bo ktoś znalazł jego protezę nogi parę metrów dalej.
Anakin zerknął na dziewczynę. Oczy Luny od razu wypełniły się łzami.
- Luna...
Dziewczyna tylko rozpłakała się na całe gardło i wybiegła z namiotu, zanim ktokolwiek zdołał ją zatrzymać.
Kira wróciła chwilę później w towarzystwie jednego z lekarzy.
- Gdzie jest Luna? – spytała kobieta.
- Usłyszeliśmy rozmowę o kolejnej ofierze, który nawet by pasował do Sika. Potem Luna się rozpłakała i wybiegła stąd, że nie dało się jej zatrzymać.
Lekarz przejrzał swoje notatki i spytał się Kiry:
- Mogłaby się pani mu przyjrzeć i potwierdzić czy to byłby pani mąż? Dokumenty ofiary zostały zniszczone w eksplozji i nie znamy jego tożsamości.
Kira i Anakin zerknęli na siebie. Oboje zaczynali też mieć przeczucia, że mówili o Siku, ale starali się trzymać.
- Dobrze – powiedziała kobieta słabym głosem.
***
Lekarz zaprowadził ich do namiotu, gdzie leżały zakryte ciała ofiar. Doktor poszedł do łóżka na samym końcu namiotu i złapała za krawędź białego materiału.
- Proszę się przyjrzeć – powiedział i szybkim ruchem odsłonił ciało.
Mężczyzna był mocno zmasakrowany, a na miejscu nogi leżały urwane fragmenty protezy, które musiały odpaść w wyniku wybuchu. Kira i Anakin jednak od razu dostrzegli różnice. Ten mężczyzna był słabiej zbudowany od Sika, a twarz w ogóle nie pasowała do łowcy.
- To nie jest mój mąż – odparł Kira na zmianę zmęczona i szczęśliwa.
Lekarz skinął głową i zasłonił ciało.
- Dobrze. Będziemy szukać dalej.
Wtedy jednak kobieta przypomniała sobie o swojej córce. Luna dalej była przekonana, że jej ojciec nie żył! Ale nikt nie wiedział, gdzie młoda Sorenti mogła pobiec.
***
Tymczasem Sik wyszedł z namiotu z zagipsowaną ręką. Był dosyć daleko od miejsca eksplozji, ale jej siła go odrzuciła, po czym niefortunnie wylądował na prawą rękę. Lekarze jednak trzymali go zdecydowanie za długo i łowca nie miał jak się skontaktować z Kirą, Luną czy nawet Anakinem.
Nagle usłyszał coś, jakby płacz. W pierwszej chwili Sik uznał to za kogoś z rodziny którejś z ofiar, ale miał wrażenie, że skądś znał głos. Poszedł w jego kierunku, który go zaprowadził między statkami. A zobaczył nie kogo innego jak Lunę. Jej widok sprawił, że kamień od razu spadł z serca łowcy. Ale, czemu płakała?
Sik podszedł do niej i zdrową ręką pogłaskał ją po głowie.
- Co się stało młoda?
Luna nawet nie podniosła na niego wzroku i dalej szlochała.
- Mój tata nie żyję.
- Przykro mi. Kim on był?
- Tata? Był wspaniałym mężczyzną, kochającym mężem i przed wszystkim kochanym ojcem. To wszystko moja wina! Niedługo przed jego wyjazdem znienawidziłam go przez moje przedwczesne wnioski i marzyłam, żeby już nigdy nie wrócił. Jak widać, los mnie posłuchał.
Sik uśmiechnął się i zbliżył do córki.
- Miło mi, że nazywasz mnie ,,kochanym ojcem".
Luna nagle się zerwała i spojrzała prosto w oczy ojca.
- Tato! – krzyknęła i rzuciła się na Sika.
Łowca śmiał się w najlepsze, a w kącikach oczu miał łzy.
- Skarbie, ręka mnie boli i zaraz mnie udusisz.
Luna podniosła się i pomogła ojcu wstać.
- Wybacz, byłem pewny, że już po tobie. Słyszałem o kimś, kto z opisu przypominał ciebie i byłam pewna, że to ty.
- Będziemy musieli popracować nad twoim wysuwaniem wniosków – zażartował Sik
Luna uściskała ojca z całej siły i znowu się rozpłakała.
- Tato... ja już wiem wszystko. O tym, że mama nie mogła pójść do łóżka z wujkiem, jak o mało się nie zabiłeś, o treningach z Mistrzem Windu. Ale naprawdę nikt o tym nie wie?
Sik pocałował córkę w czoło.
- Tylko Anakin wie. Kiedyś przypadkiem podsłuchał rozmowę moją i Windu, ale wybłagałem go, żeby nikomu nie mówił. Ale jesteś moja córką.
- Wiem to.
- Luna! Sik! – usłyszeli nagle głosy.
W ich stronę biegli Kira i Anakin. Oboje wyglądali na przerażony, ale też wyraźnie odetchnęli z ulgą na ich widok. Kobieta rzuciła się na swojego męża namiętnie go pocałowała. Łowca szybko oddał pocałunek.
- Mamo. Tato. To obrzydliwe.
- Ktoś chyba jest zazdrosny – zażartowała Kira i opatuliła córkę ramieniem.
Sik kolejno pocałował swoje dwie ukochane kobiety.
- Jest wspaniale – szepnął. – Normalnie tak, jak wtedy, gdy tuliłem się z Padme i... - mężczyzna przygryzł wargę, ale było za późno.
- Co?! – syknął Anakin przez zaciśnięte zęby.
Sik stanął przed bratem i uśmiechnął się głupio. A obiecał sobie, że nikt się o tym nie dowie.
- No wiesz... byłem trochę pijany i... tak wyszło.
Twarz Anakina jednak robiła się coraz bardziej czerwona.
- To ja musze spadać – odparł łowca, robiąc kilka kroków do tyłu. – Chyba powinienem iść i napisać jeden dokumencik.
Sik rzucił się do ucieczki, a Anakin pobiegł za nim.
- ZABIJĘ CIĘ! A POTEM WYPCHAM I POSTAWIĘ NAD KOMINKIEM!
- Ty nie masz kominka!
- TO CIĘ POWIESZĘ NA ŚCIANIE! POŻAŁUJESZ, ŻE TA BOMBA CIĘ NIE ROZERWAŁA!
Matka i córka spojrzały się na siebie.
- Gonimy ich? – spytała Luna.
Kira zerknęła na goniących się braci.
- Nie. Dajmy im się trochę wyszaleć.
***
I tym oto akcentem kończymy naszą opowieść o ,,sympatycznych" bliźniakach. Niech Moc będzie z wami, a ja pójdę sprawdzić czy Anakin zdołał dorwać Sika.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro