- Dobrze Suce
— C-co się stało?— Zapytała lekko przerażona, dalej klęcząc.
— Tiffany!— Krzyknął Draco.
Był on tak bardzo szczęśliwy, ostatni raz cieszył się tak gdy urodził się Scorpius. Mężczyzna, od razu znalazł się przy klęczącej dziewczynie, mocno ją do siebie przytulając jak i głaszcząc po głowie.
— Tęskniłem... Tak bardzo tęskniłem...
— D-draco?— Zapytała tak, jak by niczego kompletnie nie pamiętała — C-co jest? Gdzie my jesteśmy? Czemu jesteś taki stary?— Zapytała, patrząc na niego. Był... Stary... Ona natomiast, wyglądała jak by zatrzymała się na rozwoju siedemnastu lat...
— O co ci chodzi? — Zapytał odsuwając się — Przecież... Minęło dziewiętnaście lat, od bitwy o Hogwart, dziewiętnaście lat od kąd myśleliśmy że nie żyjesz...
— J-jak to? Dlaczego ja N-nic nie pamiętam?
———
— Gdzie są wszyscy? Harry? Ron? Fred? George? Ginny? Hermiona? Luna? Neville? Cho? — Ciągle zadawała pytania, strzelała nimi niczym z procy.
—Ehhh— Mężczyzna głośno westchnął — Neville z Luną zostali małżeństwem, tak samo jak Hermiona z Ron'em i Harry z Ginny. Neville uczy Zielarstwa, Harry jak i Ron są Aurorami. Hermiona została ministrem magii. A Cho... Zmarła parę lat temu, popełniła samobójstwo...— Stwierdził lekko speszony.
— Dobrze Suce, nigdy nie powinna istnieć... — Mamrotała do siebie Tiffany— Wtedy, Harry nie był by nią zauroczony, nie poszłaby z Cedrikiem na bal. Wtedy ja bym poszła z Ced'em, może nawet Cedrik by nie zginął... Może ja bym nie "umarła"... Może miałabym teraz męża i gromadkę dzieci... Pierdolona rodzina Chang'ów... Gdyby nie oni... Tom nie został by "wężem"
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro