Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

[Byaren] Wiosna


   Siedział na schodach prowadzących do ogrodu z kubkiem ciepłej herbaty w dłoniach. Księżycowy blask otulał pogrążoną w ciszy i niezmąconą żadnym wiatrem przyrodę. Wieczór mimo tego był nieco chłodny. Porucznikowi oddziału szóstego jednak to nie przeszkadzało. W przeszłości został przyzwyczajony do znacznie gorszych warunków. Najbardziej luksusową porą w Rukongai była jesień i zima. Bezpańskie szczeniaki takie jak on i jego grupa mogły wtedy liczyć na dach nad głową, jeśli do tych pór roku przetrwały. Teraz była wiosna. W jego dawnym życiu kojarzona głównie z codzienną walką o byt. Nie tylko własny, bo również jego osieroconych przyjaciół. Pamiętał, że wtedy też często patrzył na księżyc, gdy wdrapywał się na drzewo, a pod nim przy ognisku spała jego mała rodzina złożona z tak samo samotnych jak on dusz.

Finalnie nie był w stanie ich uchronić i uratować.

Zastanawiał się wtedy, jaki będzie cel jego egzystencji, jeśli pozostałby całkiem sam. Pogrążony w rozpaczy nie uważał się za dostatecznie silnego, aby w chwili próby być w stanie ochronić ostatnią, pozostałą mu bliską osobę. Był tylko tchórzliwym psem wyjących do srebrnego kochanka nocy, który wychylał się zza chmur. Stracił wszystko, co było mu bliskie w zupełnie inny sposób. Tchórzliwy, świadomy, ale bezpieczny, mimo że cholernie bolesny.

Sam siebie pozbawiłem wszystkiego – pomyślał kierując wzrok na oczko wodne, gdzie czasem spod tafli wody widać było krótkie błyski łusek pływających karpi, które odbijały wiązki światła słane przez księżyc.

   Miał już ponownie zanurzyć się w morzu melancholii i ponurych myśli, gdy poczuł dłonie delikatnie go oplatające i ciepło nieco drobniejszego ciała na plecach. W pierwszej chwili lekko się spiął w niekontrolowanym odruchu, ale rozluźnił się jednak szybko, bo doskonale wiedział kogo miał za towarzysza.

- O czym tak myślisz? - usłyszał szept tuż przy swoim uchu, czując dłonie przesuwające się po jego klatce piersiowej.

- O przeszłości – przyznał, spuszczając wzrok na blade obejmujące go ręce. - O tym jak błądziłem i wszystko traciłem, okraszone rozmywającymi się lepszymi dniami – dodał.

Kapitan zmarszczył brwi na taką odpowiedź. Nie lubił takich posępnych dni u Abarai. Wiedział jednak, że były mu potrzebne, aby nie zapomnieć drogich mu osób z dawnego życia. Rozumiał to i przechodził to razem z nim.

- Masz już swoje miejsce i niczego nie stracisz – zapewnił go cicho, muskając ustami nieznacznie płatek jego ucha.

Renji uśmiechnął się i sięgnął go jego dłoni, splatając je ze swoją.

- Wiem – przyznał półszeptem, odwracając lekko głowę w jego stronę. - Dostałem wszystko, o czym kiedyś tylko marzyłem. Teraz jestem szczęśliwy, bo mam przy sobie cały mój świat – dodał, spoglądając na Byakuyę z czułością.

Kuchiki pozwolił sobie odpowiedzieć delikatnym uśmiechem, który w księżycowym blasku prezentował się przepięknie.

Czekała ich w końcu kolejna przepełniona wspólnym szczęściem wiosna.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro