Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

2. Świat Dusz

   Powrót do domu... tak to się nazywa. Ale czy domem nazwiesz miejsce, w którym dorastałeś przez sześć lat, a potem wyrzucono cię pod pretekstem ,,bezpieczeństwa"? Zesłali mnie do ojca - człowieka, który niedługo potem zmarł wskutek choroby. Zostałam sama. I tak żyłam, gdy nagle po ataku tamtych ludzi Soul Society przypomniało sobie o moim istnieniu.

   Shira przebrała się w czyste, błękitne kimono w kwiaty i już była gotowa do drogi. Nie lubiła podróżować tak, jak robią to shinigami, ale nie miała innego wyjścia. Raczej żaden pociąg czy samolot nie miał po drodze do Świata Dusz. Zapewniała shinigami, że da radę...

   Trochę się przeliczyła.

   Zaraz po przejściu progu drzwi - zwymiotowała. Rangiku zaśmiała się słodko, gdy Renji - czerwonowłosy shinigami podszedł do niej, pogłaskał ją po plecach. Później przetarła dłonią usta i przeprosiła za swe zachowanie, choć zapewniała, że da radę.

   Byakuya poprowadził ich do Seiretei, czyli centrum Soul Society, by spotkać się z Głównodowodzącym kapitanem shinigami Genryuusai'em Yamamoto. Dawno nie widziała tego staruszka, była ciekawa, czy na przestrzeni tych lat choć trochę się zmienił. Mijała stare baraki trzynastu oddziałów. Serdecznie uśmiechała się do swoich starych znajomych, którzy pamiętali ją z dziecięcych lat. Dlaczego musiała ich wtedy opuścić?

   Gdy tylko przywita się z dziadkiem Yamamoto, postanowiła, że sama przejdzie się potem po każdym baraku i przywita się z ich kapitanami, porucznikami i członkami. Były pewne osoby, których spotkać za nic nie chciała, a musiała i były też takie, za którymi usychała z tęsknoty.

   Stanęła na moście prowadzącym do komnaty, gdzie zaraz miała spotkać Głównodowodzącego. Serce przyspieszyło na samą myśl. Co zrobi, gdy go spotka? O co najpierw zapyta? Nie. Pokaże, że ona sama zmieniła się przez te lata, a wyrzucenie jej stąd było jednym z największych błędów w historii Soul Society.

   - Shira Otonashi - wypowiedział surowo jej imię Genryuusai, gdy tylko dostrzegł ją w wejściu. 

   Zarówno Byakuya jak i Hitsugaya nie mogli towarzyszyć jej przy tym spotkaniu. Wiedziała, że wkrótce staruszek poruszy pewien temat i wezwie tą, której widzieć najbardziej nie chciała. Ta, której przez lata nienawidziła. Jednak ta złość mijała, gdy tylko pomyślała o mordercach swoich przyjaciół. Właśnie teraz dopiero zdała sobie sprawę ze swojej naiwności i głupoty. Toushiro obiecał jej, że będzie mogła się zemścić, a przecież sama dobrze wiedziała, że nie może... W napływie emocji nie myślała logicznie! Dała się nabrać na te słowa, a przecież nie mogła być nawet świadkiem walki. Cud, że tam w teatrze w ciągu tej krótkiej walki pozostała przy zdrowych zmysłach. Nie znosiła tego krzyku... Jej krzyku. 

   - Dobrze pana widzieć - pochyliła głowę w ramach szacunku, który przecież mu się należał. Surowym, a jednocześnie troskliwym wzrokiem otaksował dziewczynę, która lata temu opuściła Soul Society. Teraz ledwo ją poznawał. Wydoroślała, a może tylko sprawiała takie pozory. Shira nie miała zamiaru podnieść głowy, póki jej na to nie pozwoli. Od każdego jego ruchu biła wielka siła i pewność siebie. Nie chciała od razu go do siebie zrazić. Kiedyś był dla niej jak dziadek, teraz nie wiedziała już, na ile może sobie pozwolić w jego obecności.

   - Wydoroślałaś - przerwał ciszę. - Przykro mi z powodu twego ojca - Za późno na kondolencje, ale miło było je od niego usłyszeć. - Przykro mi również z powodu ostatniego wydarzenia w świecie ludzi.

   - Ci ludzie - wtrąciła się, ale ucichła wraz z uderzeniem drewnianej laski starca z podłogą.

   - To nie byli ludzie. Tak zwani Arrancarzy. Porównanie ich do ludzi byłoby poważnym błędem.

   Błędem? W wspomnieniach widziała ich twarze; oczy, w którym tlił się płomień. Widziała ich i słyszała. Czym te Arrancary różniły się od ludzi czy shinigami? - Na to pytanie Yamamoto nie miał zamiaru odpowiadać. Nie ciągnął tematu, więc Shira w porę ugryzła się w język i milczała. nie zadała żadnego pytania, a szkoda, bo w głowie huczało jej od myśli i pytań.

   - Ktoś chciałby się z tobą zobaczyć - dopowiedział tylko. Shira uniosła dumnie głowę. Jej twarz nie pokazywała żadnych emocji, choć teraz żądza mordu czy nienawiść rozsadzały ją od środka. Nie... Tak bardzo nie chciała oglądać tej osoby. - Wejść! - rozkazał.

   Drzwi po prawej stronie komnaty stanęły otworem, a w nich pojawiła się dorosła kobieta. Prosta grzywka opadała na turkusowe oczy - jakie szczęście, że Shira odziedziczyła fiołkowe oczy po ojcu. Nie zniosłaby, gdyby miała oczy tej kobiety, od której biła ogromna siła i elegancja. Na ciemny strój shinigami miała zarzucone kapitańskie haori, którego ostatnio nie miała. Szyję zdobił ciężki talizman z kamieniami szlachetnymi. Najbardziej rzucały się w oczy przede wszystkim jej kobiece kształty i walory, których natura nie poskąpiła w przypadku tej osoby. 

   Pełne usta miała zaciśnięte w prostą kreskę, a starannie wyregulowane brwi zniżone. Starała się zachować powagę, ale dało się wyczuć jej zdenerwowanie. Poziom reiatsu - energii duchowej - przekraczał skalę, jak przystało na kapitana oddziału. Pod lewym okiem widniał malutki pieprzyk - kolejna rzecz, której po matce nie odziedziczyła. Dzięki bogom! 

   -Shira - odezwała się kobieta. Na sam dźwięk znienawidzonego głosu, wyprostowała się. Chcąc zachować pozory niewzruszenia, skrzyżowała ręce na piersi. - Jak dobrze cię widzieć - uśmiechnęła się nagle i podbiegła uściskać swoją córkę.

   - Kana - odpowiedziała dziewczyna. Prędzej pozwoliłaby sobie zginąć tam w muzeum kultury niż nazwać ją matką. W końcu oddała ją! - Witaj.

   - Co za młodzież! - mruknęła z żalem. - Teraz po imieniu nawet do własnej rodzicielki - uściskała ją mocniej. - Powiedz ,,mama''! - zachichotała.

   - Nie.

   Kana Otonashi wypuściła córkę z objęć i stanęła przed nią. Przyglądała się, jak jej córka zmieniła się przez te jedenaście lat. Nie miała tej przyjemności, by oglądać jak dorasta i dojrzewa. Przegapiła to przez wypadek sprzed lat. Wypadek, który je poróżnił i sprawił, że Genryuusai zdecydował się odesłać Shirę do świata ludzi. Z dala od świata, w którym się urodziła. Z dala od swego dziedzictwa.

   - Widać, że wciąż masz do mnie żal - spuściła głowę. - Nie dasz się w żaden sposób przeprosić, nie? Jesteś uparta jak ojciec.

   - Przecież jestem jego odzwierciedleniem! - krzyknęła, cofając się, gdy Kana wyciągnęła dłoń, by pogłaskać jej policzek. - Sama o to zadbałam! By nigdy w żadnym stopniu nie przypominać ciebie! 

   Genryuusai odchrząknął głośno, skupiając tym samym uwagę ich obu na sobie.

   - Shira, masz prawo złościć się na matkę, ale zrozum, że to było w pewnym stopniu sposobem, by ochronić się przed tym, czego bałaś się najbardziej.

   Jej krzykiem.

   - Czy przez te jedenaście lat wydarzyło się coś? - spytała z troską Kana.

   Shira pokiwała przecząco głową. Nic się takiego nie wydarzyło. Była trzymana z dala od zjawisk paranormalnych. No, a przynajmniej tak sądził jej ojciec. A przecież wracając ze szkoły zawsze rozmawiała sobie z duchami - nic nie wspominając o tym ojcu. Jaka szkoda... Nigdy nie dowiedział się, jak interesujące zjawy można było spotkać po drodze do szkoły czy do domu.

   - Całe szczęście. Nie martw się... Kapitan Hitsugaya wszystko mi powiedział. Osobiście zajmę się tymi Arrancarami, a ty... idź pozwiedzać. Trochę się pozmieniało - pomachała do niej mama. - Na pewno chciałabyś się z niektórymi przywitać. Na przykład... z Yachiru! Albo z... Rukią, Nanao, o! Z kapitanem Kyouraku czy z Ukitake! - wyliczała.

   - Chciałabym - przyznała matce rację. - Najpierw spotkam się może z Yachiru, a potem odwiedzę kapitana Aizena - uśmiechnęła się promiennie. Uśmiech zniknął od razu, gdy dostrzegła posępne twarze Kany i Yamamoto. - Co?

   - Lepiej zapomnij o Aizenie - powiedział poważnym tonem Głównodowodzący, sprawiając, że aż Shirę przeszły dreszcze. - Nie pytaj nikogo o niego. Nie wspominaj o nim. Zapomnij - warknął gniewnie.

   Shira drgnęła nagle. Pochyliła znów głowę nisko i wybiegła z komnaty. Kana ponuro patrzyła jak jej córka ucieka.

   - Nie byłeś dla niej za surowy? - spytała, opierając dłonie na biodrach.

   - Aizen to same kłopoty. Niech zapomni.

   - Bez żadnych wyjaśnień?

   - Znałaś go najlepiej z nas wszystkich, wiesz co się stało. Chcesz by Shira znów przez to przechodziła?

   ,,Już wszystko dobrze, mamusiu... Obroniłam się sama... Nie ma już złego potwora. Panie Aizen, dobrze się spisałam?''

   Kana pokręciła przerażona głową na samo wspomnienie tamtego dnia. Musiała przyznać starcowi rację. Aizen to same kłopoty.

   «»«»«»«»«»

   Aizen siedział na kamiennym tronie i z udawanym zainteresowaniem przyglądał się, tańczącemu wewnątrz szklanego kielicha, czerwonemu winu. Po prawej stronie oparcia tronu stała Aria, która mruczała jak zadowolony kot nad uchem swego pana. ,,Dziwka'' - pomyślał Grimmjow, gdy stał przed nimi wraz z Ulquiorrą, dwoma podrzędnymi Arrancarami, którzy nawet nie wliczali się do Espady oraz Zommari'm. Obok nich stała Tier i jej fraccion; trzy kobiety. Dostali wyraźne rozkazy, co mają teraz robić. 

   Zaiste ich przywódcę zainteresował raport z ostatniej misji w świecie ludzi. Zwłaszcza ta ocalała. Nie miał zamiaru, jednak tego puścić mimo uszu. Wszyscy świadkowie powinni zginąć lub przynajmniej zostać ukarani za wtrącanie się w nie swoje sprawy.

   Zatem Tier i jej trzy towarzyszki miały znów udać się do świata ludzi, w celu odnalezienia tamtej dziewczyny.

   ,,Ale ich przypominacie!''  - planowała wykonać rozkaz, ale miała własne zamiary. Przede wszystkim chciała zrozumieć, w czym tak usilnie przypominała tak słabą rasę, jaką byli ludzie. Nie przejmowała się słowami robaka, którego mogła zniszczyć chociażby jednym ruchem palca, ale zastanawiała ją odpowiedź ocalałej.

   Misją Grimmjowa, Ulquiorry i tych dwóch Numeros - czyli Arrancarów spoza Espady - było napaść na Seiretei i wykraść pewne zwoje, których Aizen nie zabrał ze sobą podczas ostatniego tam pobytu. 

   Aizen Sousuke - twóca Arrancarów i największy wróg shinigami. Były kapitan 5 oddziału, który zawiódł zaufanie zapatrzonej w niego pani porucznik Hinamori Momo oraz innych, którzy uważali jego samego za przyjaciela. Był zdrajcą i niczego nie żałował. Potępiał każdego, kto nie rozumiał jego ideałów. A miał jeden - wyższość i ewolucja, co można było zastąpić jednym słowem - potęgą.

   Zatem ruszyli - w celu odnalezienia Shiry Otonashi, zwanej inaczej ocalałą z masakry w świecie ludzi oraz napaść na Seiretei. Grimmjow aż podskakiwał z radości na samą myśl, jak groźnego i silnego przeciwnika mógł tam spotkać. Ulquiorra zaś, udał się tam w innym celu. Jego celem powierzonym przez pana Aizena była tylko obserwacja. Bez ingerencji. Obserwować.

   I taki miał zamiar, ale coś, a raczej ktoś... mu to zadanie nieco utrudnił 

   

  

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro