Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

1. Decyzja

   Grimmjow Jaegerjaquez - niebieskowłosy arrancar stał oparty o alabastrową ścianę z okrutnym grymasem na twarzy. Podobnie jak jego towarzysze został zbesztany za swą nie tyle niesubordynację, co po prostu nie podołaniu powierzonemu zadaniu.

   Nie zastali pana Aizena tego dnia w Las Noches - ogromnym, ale zarazem pięknym zamku mieszczącym się na bezkresnej pustyni Hueco Mundo. Pustyni, na której noc nie miała końca, podobnie jak koszmary wywoływane przez szkaradne istoty, zamieszkujące to piekło.
Ani Aizena, ani żadnego z jego przybocznych. Mieli szczęście. Chociaż kara nie mogła ich ominąć. Stała przed nimi różowowłosa arrancarka z jednym krótkim rogiem, przypominającym kocie uszko. Kocimi oczami otaksowała tylko Jaegerjaqueza. W tych oczach kryło się tylko okrucieństwo i żądza mordu.

   - Nawaliliście - wysyczała jadowicie. - Pan Aizen nie będzie zadowolony - miałknęła jak kot.

   - To wina Yammy'ego - wskazał Grimmjow na olbrzyma. - Wyjebał całą salę i nie było czego zbierać.

   Grimmjow nie przejmował się konsekwencjami za debilizm Yammy'ego. Z niekrytą pogardą patrzył na tę denerwującą arrancarkę. Jej skąpy ubiór, który odkrywał o wiele więcej ciała niż strój Tier, która w ogóle nie została pociągnięta do odpowiedzialności, nie odwracał jego uwagi. Choć mogła uchodzić za wyjątkową piękność to dla niego ładna wcale nie była. Charakter też miała zepsuty.

   - Yammy... - zwróciła się do olbrzyma, który uciekał wzrokiem.w stronę Siódmego. - Pan Aizen wróci jutro... Mogę ocalić was przed karą, o ile mi powiecie - chwyciła Grimmjowa za kurtkę i uniosła do góry, odrywając go od ziemi - dlaczego zjebaliście misję?! - ryknęła.

   - Pojawili się shinigami - odpowiedziała, dotąd niewidzialna Tier. - Aria, odpuść tym razem.

   - Shinigami? - uniosła lekko brwi. - No, to zmienia postać rzeczy... - puściła Grimmjowa, który tylko zaklnął paskudnie i otrzepał kurtkę po samym jej dotyku. - Ale to nie zmienia faktu, że cero Yammy'ego wszystkich zabiło. Było tam ponad trzysta osób i to sami goście, do tego czterdziestu członków orkiestry i z piętnastu aktorów! Ile dusz można było pochłonąć! Ale wszyscy zginęli!

   Zommari Rureaux, zwany Siódmym odchrząknął nieśmiale, skupiając całą uwagę tej okrutnej kobiety na sobie.

   - Przeżyła jedna osoba - Tier wzdrygnęła się na te słowa. - Shinigami chyba ją znali...

   - Ludzie i shinigami? Pana Aizena zainteresuje ta wiadomość.

   - Dlaczego to ty wymierzasz im karę i prawisz kazania? - odezwał się za nią chłodny i całkowicie wyprany z wszelkich emocji głos. Na sam ton, z jakim do niej przemawiał wyprostowała się na baczność. Odwróciła się w jego stronę. Stał dziesięć kroków od niej, ale ta odległość wystarczyła, by lód zagościł w jej żyłach.

   - U-Ulquiorra... Pana Aizena nie ma, więc należy ich ukarać - wskazała palcem na czwórkę arrancarów,z czego dwoje nie było wcale zainteresowane jakąkolwiek rozmową. - Zawalili misję! - krzyknęła.

   - O ile mnie pamięć nie myli, pan Aizen pozostawił Las Noches pod moją opieką, gdy go nie ma - rzekł obojętnie. - Ty nie masz tego prawa. Jesteś tylko jego zabawką, która najwidoczniej zapomniała swego miejsca.

   - Kurwa, zamknąć mordy! - wywarczał zdenerwowany niebieskowłosy. - Zjeżdżam stąd.

   - Grimmjow... - odezwał się za nim Ulquiorra. Jego szmaragdowe oczy zionęły chłodem, ale pozostawały niewzruszone. Grimmjow zignorował Cifera i ruszył przed siebie.

   Aria obnażyła swoje wilcze kły i oburzona również wyszła, podobnie jak Yammy i Zommari. Pozostała tylko zamyślona Tier. Ulquiorra podszedł bliżej, milcząc.

   - Czy przypominamy ludzi? - zapytała, wcale nie musząc udawać, że ją to obchodzi. Szczerze, miała to gdzieś. Nie przejęłaby się słowami człowieka. Nic nie znaczącego człowieka, więc czemu tak ją te słowa dotknęły?

   - Jesteśmy arrancarami. Hollowy z mocą shinigami. Przewyższamy ich. W nas nie ma nic ludzkiego - odwrócił się do niej plecami z zamiarem wyjścia do bocznej komnaty. - Skąd takie przypuszczenia?

   - Człowiek, który przeżył nazwał nas ludźmi, a przynajmniej, że ich przypominamy - odparła, krzyżując ręce na piersiach.

   - Przejmujesz się słowami tego robaka? - zakpił sobie. Zaprzeczyła. - Co się stało z tym człowiekiem?

   - Shinigami ją zabrali.

   Spojrzał na nią. Jego nieprzeniknione spojrzenie jak zwykle nic nie zdradzało.

   - ,,Ją"? Dziewczyna? Dziecko. Głupota. Następnym razem rozszarp jej gardło - Tier zmrużyła oczy, muskając palcami suwak od kurtki, by upewnić się, że wysoki kołnierz w pełni zasłania to, co skrywała pod nim. - Zapomnij o tych bredniach.

   - Racja - przyznała. - Jeżeli dalej będzie tak lekkomyślna to umrze. Martwi nie mówią.

   - Idź - nakazał. W hierarchii Espady zajmował czwarte miejsce, gdy Harriebel zajmowała trzecie, a i tak liczyła się z jego zdaniem. Odeszła. - Ludzie - powiedział sam do siebie. - Są słabi, ale potrafią samym słowem rozpętać wojnę.

   «»«»«»«»«»

   Shira uchyliła lekko zmęczone powieki, by przyzwyczaić oczy do światła w pokoju. Pod wpływem nagłego ataku wspomnień sprzed kilku godzin zerwała się z łóżka na równe nogi. Silne zawroty głowy sprawiły, że osunęła się na kolana, wciąż opierając się o krawędź łóżka.

   Przyjrzała się swojemu ciału ubranemu w czystą, lnianą koszulę. Nie miała żadnych opatrunków poza kilkoma plastrami na dłoniach i łokciu.

   Rozejrzała się po obcym pokoju. Za nic nie mogła go rozpoznać. Na kolejne wspomnienie swoich przyjaciół i tych wszystkich ludzi, którzy zginęli...

   ,,Ale dlaczego?" - zadawała sobie naokrągło to jedno pytanie, na które nie mogła najwidoczniej uzyskać odpowiedzi. Po chwili w drzwiach pojawiła się złotowłosa kobieta z różową szarfą na ramionach. Matsumoto Rangiku. Zaprawdę czarująca kobieta o kształtach, których nie jedna by zamarzyła. Trzymała w dłoniach tacę z glinianym dzbankiem i kubkiem, z którego unosiła się para.

   - Zielona herbata na uspokojenie? - spytała czarująco, odkładając tacę na malutki stolik. Wręczyła dziewczynie herbatę i ze spokojem patrzyła przez okno. Jakby walka sprzed kilku godzin nie miała miejsca.

   - Dziękuję - odpowiedziała, gdy upiła łyk z kubka.

   - Przykro mi, że nie ocaliliśmy twoich przyjaciół - powiedziała z ręką na piersi i smutkiem wymalowanym na twarzy.

   - Jesteś shinigami? - zmieniła temat, byleby nie wracać do ponurej wizji zasłanej trupami ofiar niesprawiedliwego zrządzenia losu. Matsumoto pokiwała głową, uśmiechając się promiennie.

   - Skoro się obudziłaś, zawołam kogoś, kto nie może doczekać się rozmowy z tobą, Shiraś - puściła do niej oczko i opuściła pokój.

   Zza drzwi zaczęły dochodzić podniesione głosy; rozbawienia i irytacji. W końcu do pokoju ktoś wszedł, a głosy gwałtownie uciechy. Niski białowłosy chłopak oparł się o ścianę i błądził turkusowymi oczami po podłodze.

   - Shira...

   - Shirou - weszła mu w słowo. Spojrzał na nią czujnie. - Wiedziałam, że to ty - uśmiechnęła się łagodnie. - Ty mnie wtedy wołałeś. Ocaliłeś mnie... - Jej uwagę przykuło białe haori narzucone na ciemny strój shinigami. - Jesteś kapitanem. Moje gratulacje? - uśmiechnęła się szerzej.

   - Shira. Powinnaś wrócić do Soul Society.

   Podniosła się z podłogi, gdy tylko przypomniała sobie, że wciąż na niej siedzi. Zacisnęła dłonie na kocu tak mocno, że aż pobielały jej kłykcie.

   - Nie - odparła, pewna siebie. - Najpierw odsyłacie mnie do ojca jak zabawkę, która wam się znudziła, a potem wysyłają kapitana Hitsugayę Toushiro, by mnie z powrotem zabrał do Stowarzyszenia Dusz, bo taki macie wszyscy kaprys.

   Hitsugaya westchnął ciężko.

   - Wróć do Soul Society, a dokonasz zemsty - Na te słowa cały gniew zniknął i skupiła się na chłopaku. - Chcesz zemsty na tych, którzy wszystkich zabili? Dołącz do Gotei 13, a przygotują cię do walki z arrancarami.

   - Chcę. Zemsty. - akcentowała każde słowo. - Nie chcę wracać, ale skoro nie mam wyjścia... pora wracać do domu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro