XXII. Piorunochron
Czarnowłosa spojrzała na przyjaciółkę z wyraźnym niezadowoleniem. Już po raz czwarty zatrzymała nastolatkę przed wtargnięciem na jezdnię. Wiedziała, że ta druga jest zdenerwowana, ale nie uważała tego za usprawiedliwienie dla podnoszenia jeszcze i jej ciśnienia. Sui była osobą cichą z natury, wolała nie wtykać nosa w nie swoje sprawy i spokojnie obserwować świat dookoła. Dlatego w ogóle nie reagowała na nieobecne spojrzenie drugiej z dziewczyn, szła obok bez słowa, wysłuchując wielojęzycznej paplaniny Pantalei.
Czując jednak zmęczenie nieprzyjemną sytuacją, uznała za swój obowiązek wciągnięcie po raz piąty czerwonowłosej na chodnik i przemówienie jej do rozumu.
- Są lepsze miejsca na samobójstwo niż każde możliwe skrzyżowanie w Namimori, wiesz?
- Co? Ja... Nie! Przepraszam.
- Myślę, że powinnaś coś wymyślić żeby nie chodzić do szkoły, jeśli codziennie masz się tak zachowywać.
Zgryźliwy ton Japonki dawał drugiej doskonale do zrozumienia, że nie pasuje jej ta sytuacja.
- Mam po prostu sporo na głowie - brązowooka uśmiechnęła się głupkowato - nie wierzysz? - Dodała po chwili ciszy.
- Nie.
- Haha.
- Wiesz, że nie chcę się mieszać, ale nie będę biernie patrzeć na to co robisz zaraz obok mnie. Dlatego... Mam nadzieję, że wygra Twoja ulubiona drużyna. Miej w nich większą wiarę. Słabsi od ciebie pewnie nie są.
Chociaż ostatnie zdania Sui wypowiedziała bardziej mamrocząc pod nosem, nie umknęły one uwadze drugiej z dziewczyn. Na twarz Yui wypłynął jeden z niewielu szczerych i łagodnych uśmiechów. Doceniała wsparcie, co skutecznie zawstydziło Japonkę.
- Dzięki, masz rację nie są wiele ode mnie słabsi, haha! Ale aktualnie martwi mnie co innego.
- Hm?
- Mój... Brat ma kłopoty w szkole i na dodatek zachorował. - Pantalea spuściła głowę. - Nie jest osobą, która łatwo łapie przeziębienie, więc mimo jego zapewnień martwię się, że to coś poważnego.
- Masz brata?
- Poniekąd.
- To masz czy nie? - Sui spojrzała na rozmówczynię z niedowierzaniem. Jej wzrok zdawał się pytać: „jak możesz nie wiedzieć takich rzeczy?”.
- Nie jesteśmy bezpośrednio rodzeństwem, ale tak się traktujemy, więc na jedno wychodzi. - Yui wzruszyła ramionami.
- Aha. Może to rzeczywiście nic takiego? Lubisz robić z igły widły, więc nie byłabym zaskoczona.
- No wiesz! - Brązowooka udała oburzenie.
- To gdzie chcesz dzisiaj trenować?
W odpowiedzi na swoje pytanie Kushiro wyczytała z uśmiechu Pantalei pełen zachwyt i już wiedziała, że o własnych siłach do domu nie wróci.
^^^
- Na pewno chcesz wziąć w tym udział?
- Tak! Wielki Lambo pokona wszystkich! Guahahahaha!
Filippe z nieukrywanym grymasem na twarzy oglądał, jak jego młodszy brat biega dumnie po całym pokoju. Nie uśmiechało mu się sprzątać robionego przez niego błaganu po raz kolejny. Miał dość zmartwień i zajęć dookoła. Cieszył się, że Pani Sawada nie ma nic przeciwko niańczeniu Lambo, ale podskórnie wiedział, że nie można tego tak ciągnąć.
- Jak tak dalej pójdzie to po prostu przeprowadzisz się do Sawady - mruknął chłopak pod nosem.
- Gupia, Lambo może?
Nastolatek z przerażeniem spojrzał na wielkie, błagalne, o odcień jaśniejsze od swoich, zielone oczy pięciolatka. Przełknął ślinę. Ostatnie czego chciał to erupcji łez malca.
- Jeśli chcesz i Pani Sawada oraz Tsuna się zgodzą...
- Lambo będzie mieszkał z braciszkiem Tsuną. Lambo będzie z braciszkiem Tsuną - śpiewało wesoło dziecko.
Starszy Bovino nawet nie próbował go poprawiać. Wolał oszczędzać siły na wieczór. Czekała go ciężka walka i nawet nie próbował tego ukrywać. Wiedział doskonale, że spotkanie z Varią jest równoznaczne ze spojrzeniem Kostusze prosto w twarz. Zdawał sobie sprawę z powagi sytuacji, w przeciwieństwie do swojego brata. Mimo wszystko, słysząc obok siebie po raz setny „braciszek Tsuna” nie potrafił się powstrzymać od życzenia Lambo porażenia przez błyskawicę. Nawet jeśli wiedział, że dziecku po czymś takim nic nie będzie.
^^^
Świst kuli. Zderzenie pocisku z manekinem. Mechaniczny dźwięk przeładowania magazynku i powtórka. Oprócz tego, względna cisza zaczynająca działać Bermudzie na nerwy.
- Ah, jak dobrze rozprostować kości!
Kobieta, zajmująca miejsce strzelca, przeciągnęła się powoli. W prawej ręce znajdował się pospolity pistolet, a na głowie chroniące uszy słuchawki. Jej bordowy płaszcz leżał na ławce za nią. To był pierwszy raz jak Vindice mógł się dokładnie jej przyjrzeć. Młoda i zgrabna, to jedyne epitety przychodzące mu do głowy. Długie, czerwone włosy miała spięte w wysoki kucyk dla wygody, eksponując przy okazji blizny w okolicy szyi. Sportowy ubiór złożony z krótkich spodenek i koszulki polo, ukazywał jej umięśnione ręce i nogi. Dowody na lata ciężkich treningów. Widoczne również były liczne ślady po stoczonych przez nią walkach. Kolejne niepodważalne argumenty przemawiające za jej zdolnościami. Nawet jeśli przed chwilą na strzelnicy miała więcej chybionych strzałów od trafionych.
- Broń palna to nigdy nie był mój konik. O wiele pewniej w dłoni mi leży broń biała. Walka wręcz też mi całkiem nieźle idzie, chociaż co poniektórzy by się w tym momencie sprzeczali. - Wzruszyła ramionami.
Fuoco nonszalancko oparła się o swoje miejsce na strzelnicy. Poprawiła włosy jakby to była najbardziej oczywista rzecz do zrobienia w tej chwili, jedynie jej wzrok stał się poważniejszy, gdy spoczął na licznych ranach na przed ramieniu. Odruchowo przejechała palcem po bliźnie na twarzy.
- To wszystko to trofea wojenne. Dowód, że przeżyłam, więc nie powinnam na nie narzekać... Ale powiedzenie, że szrama na twarzy kobiety to upiększenie jest przesadą. Pomijam idiotów, którzy twierdzą, że nie ma ona znaczenia i dalej wyglądam jak dawniej. - Ciężkie westchnienie uciekło z jej ust. - Miłość jest ślepa i cholernie niebezpieczna. Wiesz dlaczego Sasagawa Ryohei zgodził się na zostanie strażnikiem? Oczywiście, po części ze względu na to, że to była prośba jego ulubieńca z klubu bokserskiego, jak by mógł mu odmówić? Szczególnie później, jak ktoś puścił parę z ust, że jego młodszą siostrą kiedyś interesował się Dziesiąty Vongola? Pierwsze miłości mogą być dużymi słabościami na starość i często fatalnymi. Moja szrama przez pół twarzy mówi sama za siebie.
Fuoco odłożyła broń do kabury na kontuarze, a następnie sięgnęła po swój płaszcz.
- Szczerze nie lubię zieleni. Gryzie się z moimi włosami niemiłosiernie. Kontrasty są dobre, ale nie kiedy kłują w oczy. I tu niespodzianka. Najcenniejsza pamiątka z tej tragedii jest ze szmaragdu. Ironia losu. W całym zamieszaniu związanym z sukcesją największy problem był ze strażnikiem błyskawicy. Cóż mogę powiedzieć, nie spełniłam oczekiwań. Nie żeby Tsu-kun mi nawet na to pozwolił - spochmurniała, wspomnienie ewidentnie nie należało do miłych - zawsze uważali mnie za słabą. Ale tak to jest, gdy nie można wykorzystać swojego pełnego potencjału. Także wybór strażnika błyskawicy był dość ciężki. W końcu Iemitsu znalazł kogoś dla niego. Filippe naprawdę się nadawał. W naszym wieku, zdolności nie zgorsze, jedynie miał dziedziczyć tron po innym Ojcu Chrzestnym. Dopiero później przyznał się, że ma brata. Lambo jako nastolatek był naiwny jak mało kto. Nie mniej... Stał się nam kimś bliskim. Dobrze, że go w to nie wciągnęliśmy. Tak sobie zawsze wmawiam.
Bermuda ze względu na swoją pozycję pozostawił jej paplaninę bez komentarza. Słysząc, jak kobieta znowu skacze od tematu do tematu spodziewał się znowu dostać tylko same półprawdy. Wyłącznie takie, które jej będą pasować. To nie był pierwszy raz, gdy rozważał jedną z cel dla niej i obmyślał sposoby tortur, po których kobieta wreszcie odpowiedziałaby na jego pytania, prosto i bez ogródek. Problem leżał tylko w jej płomieniach.
- Są trzy główne powody, dla których ludzie popełniają zbrodnie: pieniądze, miłość i władza. Jak myślisz, który z nich tym razem wywołał wojnę?
^^^
Puk. Puk. Puk.
- Proszę - rozległ się słaby głos z głębi pokoju.
Drzwi do sali szpitalnej otworzyły się nieśmiało. Po chwili wysunęła się zza nich czerwona czupryna. Dziewczyna upewniła się, że chory rzeczywiście nie śpi i dopiero potem weszła do środka.
Filippe nie spuszczał z niej swojego wzroku. Powstrzymywał się z całych sił przed uśmiechem. Cieszył się, że do niego przyszła. Nawet jeśli z tyłu głowy cały czas pamiętał, jak po ataku Mukuro go nie odwiedziła.
- Jak się czujesz?
- Kilka kości połamanych, nic nadzwyczajnego - powiedział najbardziej nonszalancko jak potrafił.
- Jesteś pewien, że nie masz obrażeń wewnętrznych? Ottavia mi spać przez was nie daje - westchnęła siadając na krześle obok jego łóżka.
Bovino zmarszczył lekko nos. Próbował nie rzucić kąśliwym komentarzem.
- Lambo leży w śpiączce. Byłam u niego wcześniej.
- Eh - wyrwało się z ust nastolatka.
- Lekarze mówią, że z tego wyjdzie. Nie ma się czym martwić. Poza tym, siedzi tam Kyouko, Haru i pozostali - tym razem na jej twarz wypłynął grymas niezadowolenia. - Jeszcze stypy im brakuje.
- Aż tak źle?
- A jak myślisz. Dopuścisz cywili do walk mafii i od razu płacz. Mówiłam, że Lambo jest za młody na to.
- Iemitsu nalegał, inaczej bym go nie brał.
- Tsuna-kun stracił pierścień.
- Wiem.
Zapadła cisza pomiędzy nastolatkami. Yui siedziała wpatrzona w swoje dłonie. Miała źle przeczucia co do walki, szczególnie jak usłyszała, że oboje z braci ma brać w niej udział. Czuła się fatalnie z tym, że się one sprawdziły. Filippe zacisnął pięści na ten widok. Że zdwojoną mocą uderzyła go jego słabość. Był zły, że Tsunayoshi musiał ich ratować. Że ich rozmowy stawały się coraz bardziej biznesowe.
- Jak wyjdę... Pójdziemy gdzieś razem? Dla rehabilitacji - powiedział półgłosem.
- O ile Ottavia nie będzie tu pierwsza - zaśmiała się. - Jeszcze mamy szansę, więc zdrowiej szybko.
- Lepiej martw się o siebie. Nie wiadomo co Varia wymyśli, a nie są znani z grania fair.
- Będę mieć się na baczności. Do zobaczenia.
- Dzięki, że przyszłaś.
- Od tego ma się rodzinę - uśmiechnęła się promiennie.
Czarnowłosy patrzył tylko w ciszy, jak dziewczyna żwawym krokiem kierowała się do drzwi. Pomachała mu przy drzwiach na pożegnanie. Odwzajemnił gest, a następnie usłyszał zamykające się drzwi. Pantalea opuściła pokój, a on nie czuł się ani odrobinę lepiej.
- Chronić rodzinę, przed niebezpieczeństwem, ta? - mruknął do siebie.
Odczekał jeszcze kilka moment, a potem przyzwał pielęgniarkę. Ból w klatce piersiowej stał się nie do zniesienia.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro