XX. Ambicje
- Jeśli pozwolisz, wolałabym zdrzemnąć się na moment zanim dokończę opowieść - na twarz Fuoco wypłynął zmęczony grymas imitujący uśmiech.
Bermuda widział, że stan kobiety przed nim nie należał do najlepszego. Jej pewna siebie i dumna postawa sprzed jeszcze paru minut zdawała się być ułudą. Jednak podziwiał jej starania w maskowaniu drżących kończyn. Westchnął cicho podlatując do niej. Bez słowa usiadł jej na ramieniu.
- Nie...
- Nie mamy tu lekarzy - odparł beznamiętnie dzieląc się odrobiną swoich płomieni z czerwonowłosą.
Kobieta po chwili poczuła, jak w jej ciele zaczyna krążyć nowa energia dodająca jej sił.
- Dziękuję.
- Mamy umowę. Nie pozwolę ci wyjść zanim nie odpowiesz mi na wszystko. Zostało Ci dziesięć dni - mruknął wracając na swoje miejsce. - Vento cię zaprowadzi.
- Myślałam, że nie pozwolisz mi odpocząć?
- To jednorazowe - odparł opuszczając pomieszczenie.
Fuoco nie cieszyła się długo samotnością. Niedługo po wyjściu Vindice dołączył do niej młody chłopiec. Blondyn uśmiechnął się do niej szeroko.
- Proszę za mną!
Skinęła tylko głową, podnosząc się ostrożnie ze swojego miejsca. Została przez nastolatka poprowadzona przez długi korytarz aż znaleźli się w całkiem innej części więzienia. Znajdowały się tam osoby o pokerowych twarzach z czarnymi maskami na twarzy. Część z nich na pierwszy rzut oka wyglądała identycznie. Kobiety miały długie, bladoróżowe włosy oraz delikatną budowę, mężczyźni również z wyglądu nie odznaczali się szczególną krzepą, obcięci na krótko sprawiali wrażenie ich bliźniaków.
- Tutaj możesz zostać! Ja mam pokój zaraz obok! - Zawołał szarooki wskazując kolejno na drzwi z subtelnym grawerunkiem ognia i wiatru.
Fuoco zaśmiała się w duchu. Wiedziała co za nimi zastanie. W końcu drzwi z drzewa wiśni, które charakteryzowały się delikatnym czerwonym kolorytem, należały w jej przeszłości właśnie do niej.
- Miłych snów! - Usłyszała przed zamknięciem drzwi.
Była zbyt zmęczona na rozmowę. Położyła się na przygotowanym posłaniu i ignorując niewygodę zapadła w sen.
Yui podniosła się rapotwnie na łóżku. Czuła jak jej serce bije z przerażenia w piersi. Złapała się w tamtym miejscu jedną ręką, a drugą wsadziła we włosy. Dobrą chwilę zajęło jej zebranie się w sobie i wyjście z łóżka. Całe ciało miała mokre od potu. Stając ze sobą twarzą w twarz w lustrze, nie wiedziała co o sobie myśleć. Była pewna, że nie będzie w najlepszym stanie, ale nie sądziła, że w aż tak złym.
- To był tylko sen - powiedziała do siebie po włosku. Rodzimy język podziałał na nią w jakiś sposób uspokajająco.
To był tylko głupi sen, więc dlaczego tak bardzo bolało ją serce, że aż przyprawiło ją to o łzy?
Odkręciła kran nad wanną i wpatrywała się na zbierającą się wodę. W pewnym sensie odczuła ulgę widząc dobrze znaną twarz. Z jej ust wyrwał się cichy chichot. Nigdy jej przez myśl nie przeszło, że sama siebie określi mianem młodo wyglądającej. Nawet zanurzając się po czubek głowy w ciepłej wodzie, nie potrafiła pozbyć się obrazu kobiety ze swojego snu w swoim umyśle. Jej wygląd mignął tylko raz, ale to wystarczyło. To zdecydowanie była jej twarz. Miała wyraźniejszy, podłużny kształt i brązowe oczy jakby straciły na kolorze, ale gdyby nie blizna na policzku, nie byłaby w stanie dostrzec tych różnic. Widok samej siebie za kilka lat sprawił, że poczuła sporą dozę niepokoju. Jednak nie on wywołał u niej zimne dreszcze po przebudzeniu.
Podczas mycia dokładnie przyglądała się swojemu ciału. Szczególnie nadgarstkom oraz kostkom. To co podsunął jej w nocy umysł nazwałaby patchworkowym koszmarem. W przeciwieństwie do standardowych snów, ten nie składał się w całość ani nie był ciągły. Czuła się jakby oglądała pokaz slajdów, z tą różnicą, że nie była w nim tylko biernym obserwatorem. Jedna ze scen, w których musiała brać „czynny udział" jako główna bohaterka, przedstawiała tortury. Ktoś przykuł ją do krzesła, była bita, podduszana, topiona. Oprawca nie dawał jej nawet na chwilę złapać oddechu. Metal wbijał jej się w skórę... Na samo wspomnienie złapała się za ramiona. Jej starsza wersja nie chciała się poddać, więc jej pozostało tylko czuć coraz silniejszy ból wymieszany z jej uczuciami. Strach, złość, determinacja - je potrafiła pojąć, ale dlaczego towarzyszyły im: zrezygnowanie, poczucie zdrady i bezbrzeżny smutek.
„Nie powinnaś się cieszyć na mój widok?"
„A ty nie powinieneś przybiec tu z innymi?"
To był jedyny strzępek jakiejkolwiek rozmowy w jej śnie. Rozmawiała z jakimś mężczyzną, który - jak się domyślała - okazał się być jej przyszłym katem. Jego głos kogoś jej przypominał, ale nie mogła sobie przypomnieć kogo. To nie była jedyna zagadka pozostawiona jej przez koszmar. Druga była niezaprzeczalnie związana z jej łzami.
Przygryzła wargę. Woda zrobiła się zimna, więc zamierzała wyjść z wanny, ale poczuła nagle jak opuszczają ją wszystkie siły. Była przerażona. Nie widziała we snach tak dużo krwi i resztek ludzkich od czasu swojego pierwszego zabójstwa. Chociaż nawet wtedy to nie było na taką skalę. Gdy porównała do siebie te dwa stany nagle uderzyło ją jeszcze jedno podobieństwo, które wcześniej podświadomie próbowała zanegować. W końcu miała tylko czternaście lat, urodziła się w czasach względnego spokoju, nie mogła posiadać wspomnień z czasów wojennych. To nie wykonalne, a jednak tym był jej koszmar. Zlepką wydarzeń z czyjejś przeszłości.
- Nie to niemożliwe.
Szybko wyszła z wanny z planem jak najszybszego opuszczenia mieszkania. Chciała, jak najprędzej i jak najdalej znaleźć się od przytłaczającej atmosfery w jej mieszkaniu.
^^^
- Wszystko gra?
Filippe klepnął ostrożnie Pantaleę w ramię. Umówili się na wspólny trening i jak na razie nie tylko Lambo przez roztargnienie miał naelektryzowane włosy. Widział jak czerwonowłosa z jeszcze nieobecnym wzrokiem próbuje się podnieść.
- Tak, wszystko. Zamyśliłam się. To wszystko.
- Jesteś pewna? Może zostawmy to na dzisiaj...
- Nie! Musicie być gotowi na Varię - w jej oczach zapalił się ogień determinacji. - Nie możemy pozwolić, aby coś się wam stało...
- Ale ciebie do szpitala też nie chce wysłać po raz kolejny - powiedział łagodnie - jesteś okropnie roztargniona. Mów, co się dzieje? - Usiadł obok niej.
Yui przygryzła wargę. Młodszy z Bovino biegał przed nią w pokoju treningowym i łapał kolejne błyskawice tworzone przez cewkę Tesli. Nie mogła się odpędzić od zastanawiania się: ile on będzie miał wtedy lat? Czy Lambo jeszcze żyje w tamtych czasach? A co z pozostałymi? Dlaczego była tak smutna? Dlaczego uważała, że to jej wina? Dlaczego, dlaczego, dlaczego, tylko to siedziało w jej głowie. Chciała się komuś z tego zwierzyć...
- Yui, wiesz, że możesz mi zaufać, prawda? Dziesiąty coś zrobił? Znowu spotkał się z Kyouko? To cię martwi? Albo Go...
- Nie, nic z tych rzeczy - przerwała mu. - Nie wyspałam się i... Nie mogę nic znaleźć na temat ojca - dodała po chwili.
To co powiedziała nie było do końca kłamstwem, ale prawdą też by nie nazwała. Kiedyś wygadała się Filippe, że szuka informacji o ojcu i zamierzała to teraz wykorzystać.
- Zostawił was jak byłaś mała, po co szukać kogoś kto ciebie nie chciał?
Poczuła ukłucie w sercu. Miała kilka mglistych wspomnień z dzieciństwa z rodzicem i należało do miłych. Czuła podskórnie, że kochał i ją, i jej matkę. Tym bardziej chciała się dowiedzieć czemu je zostawił.
- To nie tak...
- Jesteś zbyt masochistyczna. Powinnaś się skupić na rodzinie jaką masz teraz - odparł zarzucając jej swoje ramię na szyję.
Nie odpowiedziała mu. Filippe przyglądał się jej strapionej minie jeszcze przez krótką chwilę. Chciał jej jakoś pomóc, ale wiedział, że nie wiele może. Aktualnie musiał uporać się ze zdwojonym treningiem ze względu na zbliżającą się walkę. Połowa vongolskiego pierścienia zalśniła słabo w świetle pobliskiej błyskawicy. Jeśli dowiedzie w walce, że jest go godny...
- Gyahaha, wielki Lambo-sama wygrał!
- Coś ty najlepszego wymyślił! Idiota! Złaź stamtąd!- Wyrwany z rozmyślań zaczął krzyczeć po młodszym bracie, który wspiął się na szczyt ostatniej z cewek.
Nie uwierzę, że jest ode mnie silniejszy - pomyślał zły podchodząc do brata. Kilka porządnych prób zajęło mu ściągnięcie go z urządzenia. Następnie próbował mu wytłumaczyć cel ich ćwiczeń, ale Lambo ewidentnie wolał dłubać w nosie niż słuchać brata. Chciał się już poddać i zająć się własnym treningiem, gdy odezwała się Yui:
- Lambo, chciałbyś pomalować? - Z delikatnym uśmiechem i metalową pałeczką w ręce podeszła do malucha.
Chłopiec odwrócił się w jej stronę.
- Lambo-sama nie maluje. Lambo-sama jest duży!
- Tak, tak, oczywiście - zaśmiała się lekko. - Ale pomyślałam, że może cię to zainteresować.
Yui stanęła z metalową pałką w miejscu największych wyładowań elektrycznych. Obaj chłopcy zaczęli przyglądać się pokazowi lśniących kształtów tworzonych przez czerwonowłosą. Wytwarzane błyskawice przez cewki zbiegały się na wolnym końcu batuty, a następnie za pomocą swoich zielonych płomieni, Pantalea sprawiała, się zgormadzone ładunki elektryczne wracały do atmosfery jako błyszczące obrazy. Jednym słowem - brązowooka manipulowała zgromadzonymi błyskawicami, aby pojawiały się tam, gdzie chciała. Pokaż nie trwał długo, gdyż opadła szybko z sił.
- I jak? - Uśmiechnęła się szeroko wstępne pięciolatka. - Chcesz spróbować?
- Tak! - Oczy młodszego z Bovino zaświeciły się z zachwytu.
Nastolatkowie rzucili sobie porozumiewawcze spojrzenie. Yui przyciągnęła jego uwagę do treningu, ale to Filippe mu pokaże co i jak.
^^^
Czarnowłosy opadł zmęczony na ziemię. Czuł skurcze mięśni praktycznie na całym swoim ciele. Zły wpatrywał się w sufit nad sobą. Wściekły i zmordowany leżał na podłodze próbując przyprowadzić do ładu myśli.
- Coś nie tak?
Mężczyzna, siedzący na drugim krańcu pokoju, leniwie odsunął od siebie czytaną gazetę. Jego brązowe oczy nie wyrażały żadnych emocji wpasowując się idealnie w pusty ton wypowiedzi.
- Lambo.
- Mogłem się tego spodziewać - skonał głową brązowowłosy.
- I Yui - dodał chłopak zanim rozmówca rozwinął swoją myśl.
- Mówiłem ci już, ta dziewczyna to nieszczęście. Powinieneś się jej pozbyć.
- Czemu mnie nie wspierasz?
- Bo powiedziałem ci już o tym jakie ma preferencje. Nie masz u niej szans, Filippe.
- Mówiłeś też, że nie znała mnie aż nie skończyliśmy dwudziestu lat - podniósł się do siadu - teraz zna mnie lepiej niż ich. I mam szanse, Paul.
Mężczyzna ciężko westchnął odkładając gazetę na stół obok.
- W takim razie brakuje ci tylko pozycji strażnika błyskawicy. Twój młodszy brat to jeszcze dziecko z mlekiem pod nosem, więc powinno wszystko pójść gładko.
- Nie jestem tego pewien - odparł ponuro Bovino - pierścienie zostały rozdane.
- Oj, nie patrz tak pesymistycznie. W końcu, kto jest więcej wart zaufania: pięcioletni chłopiec w śpioszkach czy czternastolatek i przyjaciel? Wystarczy tylko dobrze wypaść w walce z Varią. A tego nie zrobisz siedząc na ziemi. Podnieś się, wznawiamy trening.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro