XVII. Ja tu tylko sprzątam
Fuoco wodziła wzrokiem pomiędzy skoncentrowanym Rebornem, a zadowolonym Mukuro w ciele Chikusy. Gdy ten drugi postanowił zaatakować, brązowowłosy na ziemi odzyskał władzę nad swoim ciałem oraz determinację do dalszej walki.
Obserwowała jak młody Tsunayoshi kontruje wszystkie iluzje oraz ataki swoich przeciwników przy wtórze rozmowy pomiędzy Rokudo, a Rebornem. Tsunayoshiemu w końcu udało się znokautować Bianchi i Gokuderę, uderzając ich od tyłu w kark. Sprawiając, że pozostali poza możliwością kontroli przez iluzjonistę.
W tym momencie czerwonowłosa zamknęła na chwilę oczy w celu wyciszenia własnych myśli. Musiała się pilnować. Jeśli pozwoli sobie na niedopatrzenie i wyemitowanie choć odrobiny jakiejkolwiek aury mogłaby zostać zauważona przez Sawadę. Gdyby to się stało czekałoby na nią spore kazanie oraz długie niepotrzebne przesłuchanie, nie wspominając już o piętrzących się w jej myślach konsekwencjach. Krótko mówiąc, przyniosłoby jej to więcej szkody niż pożytku.
Wróciła do obserwacji walki po usłyszeniu, jak Tsuna wywołuje z ukrycia Mukuro. Granatowowłosy szykował się do wykorzystania umiejętności piątego kręgu piekła - zdolności przypisanej ludzkości. Przyłożył wolną rękę do swojego prawego oka i wykonał ruch, jakby chciał sobie je wydłubać. Wbił swoje palce w oczodoły, na tyle głęboko, że trysła krew, lecz gdy stamtąd je wycofał, gałka oczna dalej była na swoim miejscu. Źrenica się rozlała ustępując miejsca japońskiej liczbie pięć. Z rany dalej się lała spokojnie krew, a po drugiej stronie twarzy pojawiły się dość widoczne żyły. Zza pleców chłopaka wydobywały się silne, czarne płomienie nadając mu obraz silnego przeciwnika.
- Widzisz ją? Wydobywając płomień swojej aury, wojownik reprezentuje poziom swojego ducha walki. Innymi słowy... własnej siły! - Na te słowa starł się z młodszym.
Czarna, długa, metalowa pałka Mukuro zderzyła się z czarnymi, skórzanymi rękawicami Sawady. Gdy ten drugi był skupiony na utrzymaniu bloku, granatowowłosy uderzył przeciwnika z pięści w brzuch wysyłając go w powietrze.
- Ty i ja... Różnica w naszej sile jest niezmierzona - dokończył wymierzając kolejne uderzenie w brązowowłosego.
Młody gimnazjalista wylądował na przeciwległej ścianie w towarzystwie odpadającego z niej tynku.
- Kuhahahahaha, ale z ciebie słabeusz. Uważasz TO za rozgrzewkę?
Mukuro zdawał się być rozbawiony sytuacją.
- Nie koniecznie - odpowiedział mu poważnie Sawada, wyłaniając się z chmury pyłu.
Zrobił kilka kroków do przodu, a nastepnie płomień na jego czole zajaśniał jeszcze bardziej. Jego brązową grzywkę otoczył przyjemny dla oka jasnopomarańczowy blask płomienia nieba. Dla zapanowania nad jego poziomem, intuicyjnie przyłożył obie ręce w tamto miejsce.
- Co? Jego aura eksplodowała?! - Mukuro zdawał się szczerze i nie miło zaskoczony.
- Jeśli to jest właśnie wielkość twojej siły... To się zawiodłem - odparł rozdzielając płomień na trzy i spoglądając prosto w oczy przeciwnika.
- Kufufufufu, wygląda na to, że będę miał z tobą trochę zabawy.
- Rękawice X są zrobione z tego samego materiału co pociski Ostatniej Woli, mogą również wzniecić płomienie Ostatniej Woli.
Zakomunikował Reborn spokojnie patrząc na mierzących się wzrokiem nastolatków.
- Heh, więc jesteś jak mały piesek, który tylko głośniej szczeka aby wydać się groźniejszym?
- Płomień Ostatniej Woli to nie aura - odpowiedział poważnie Tsunayoshi.
- Och, interesujące. Wytłumaczysz mi różnicę? - Zapytał Mukuro przeprowadzając kolejny atak.
Złapał broń oburącz i podbiegł do przeciwnika. Wykonał ruch w celu uderzenia drugiego jednym z końców metalowego kija w głowę. Został z kontrowany jedną ręką. Jasnopomarańczowy płomień otaczający lewą rękę Sawady zatrzymał się na czubku przedmiotu powodując stopnienie się materiału. Druga ręka powędrowała w kierunku ramienia iluzjonisty. Im znajdowała się bliżej niego, tym dotkliwiej Mukuro zaczynał odczuwać wytwarzaną przez płomień temperaturę. W obawie przed poparzeniem odskoczył na krok z niedowierzaniem.
- Poziom energii używany przez zwykłą aurę jest zupełnie inny od tego prezentowanego przez Płomień Ostatniej Woli. W przeciwieństwie do normalnej aury, którą widzą nieliczni, Płomień Ostatniej Woli to skoncentrowana energia o własnej, destrukcyjnej mocy. - Reborn pospieszył z wyjaśnieniem.
- To oznacza, że jego rękawice są jak rozgrzane żelazo...!
- I nie tylko - odparł Tsuna.
Tym razem to on zaatakował pierwszy. Zaczął biec w kierunku przeciwnika. Rokudo przyjął z początku pozę obronną zmieniając uchwyt w ostatniej chwili przed zderzeniem z brązowowłosym. Zamachnął się, lecz jego broń nie zetknęła się z ciałem nastolatka, a jedynie przecięła powietrze. Zaskoczony wyczuł, jak sekundę później jego niedoszły cel pojawia się na jego plecach. Odwrócił się w samą porę, aby zasłonić się od wymierzonego w niego uderzenia. Impet zetknięcia się pięści młodego Vongoli z bronią iluzjonisty spowodowała, że ten drugi spadł na ziemię i przejechał kolejne kilka metrów do tyłu. Obolały próbował pojąć jak to się stało, gdy usłyszał spokojny głos przeciwnika:
- Skończyłeś się już rozgrzewać?
Słysząc to, granatowowłosy szczerze się roześmiał.
- Cóż za pozytywne przeliczenie się z mojej strony. Jeśli zdobędę twoje ciało, nie będę musiał silić się na szukanie haków do wywołania konfliktu wśród mafiozów. Wystarczy jak zabiorę się za Twoją rodzinę.
- A więc zależy Ci na skłóceniu środowiska mafii.
- Kufufu, nie jestem aż tak małostkowy. Posiądę wszystkich VIPów tego świata. Wówczas kontrolując ich poczynania będę mógł zmienić ten paskudny świat w piękne morze krwi. - Odpowiedział Mukuro podnosząc się z ziemi. - Wojna światowa, czy to nie brzmi zbyt fałszywie?
Oboje, Reborn oraz Tsuna poczuli jak ich intuicję się uaktywniają. Groźba rzucona tak swobodnie z ust Rokudo wywołała w nich niepożądane uczucia.
- Jednak wasz świat musi być pierwszy. Zacznę od anihilacji mafijnego półświatka.
- Dlaczego jesteś tak zafiksowany na mafii?
- Uraza?
- Oh, nie zamierzam powiedzieć niczego więcej. Staniesz się częścią mnie, gdy przybiorę moją ostateczną formę.
Mówiąc to, Mukuro wypuścił czarną projekcję samego siebie w stronę Tsunayoshiego. Wyglądało to jakby duch o wyglądzie chłopaka biegł wprost na Sawadę. Brązowowłosy przy pomocy swojej hiper intuicji od razu rozpoznał w tym iluzję, jednak w swej chwilowej arogancji nie zauważył rzuconych wraz z nią drobnych kamieni. Pozwolił, aby widmo przebiegło przez niego, w efekcie czego ostre drobiny znalazły się w okolicy jego oczu.
Granatowowłosy postanowił wykorzystać ten moment na atak. Planował obezwładnić przeciwnika od góry. Jednakże Sawada użył swoich płomieni aby go wyminąć i ponownie ustawić się do ataku od tyłu. Nie dając się znowu podejść, Rokudo odwrócił się w jego stronę. W efekcie czego oberwał w twarz. Siła uderzenia była na tyle duża, że lądując zrobił wgniecenie w betonowej podłodze.
- A więc to jest Dziesiąty Vongola. Człowiek, który mnie pokonał... Zabij mnie. Jeśli mam zostać złapany przez was, mafię. To wolę być martwy.
Czternastolatek patrzył przez moment na poranionego przeciwnika na ziemi. Jego mina z zdeterminowanej zmieniła się na niepewną, niezbyt komfortową. Odwrócił od niego wzrok, a następnie tyłem zaczął się oddalać.
- Nie zrobię tego - powiedział Tsuna z gulą w gardle i zaciskając pięści.
Na tę chwilę czekał jego przeciwnik. Iluzjonista w mgnieniu oka podniósł się z ziemi i złapał chłopaka od tyłu za obie ręce, unieruchamiając je. Sawada w odpowiedzi uderzył swoją głową w jego czoło, ale nie pozwoliło mu to na wyswobodzenie się z jego uścisku.
- Wiesz czemu wysłałem za tobą tylu skrytobójców? - Zapytał iluzjonista kopiąc kolanem chłopaka w środek pleców. - To wszystko po to, abym mógł cię posiąść, gdy nauczysz się wszystkich swoich sztuczek. Dobra robota. Teraz - obrócił go w swoją stronę - możesz odpocząć.
Jednym, sprawnym kopnięciem w brzuch posłał Japończyka na przeciwległą ścianę. Idealnie w miejsce, gdzie wystawał z niej jego trójząb. W trakcie lotu, po usłyszeniu dopingu korepetytora. Tsuna skupił całą swoją uwagę na wydobyciu tylu płomieni ilu mógł. Skierował je na swoje plecy ochraniając się przed ostrymi kolcami. Na tym nie poprzestał. Także zmienił ułożenie aby emitowana energia pozwoliła mu się odbić z jeszcze większą prędkością od ściany. W mgnieniu oka dopadł on Mukuro. Swoją prawą ręką złapał zaskoczonego iluzjonistę za twarz na wysokości oczu, podświadomie używając kolejnej cechy płomieni i oczyścił jego negatywną aurę. Efektem tego było potężne uderzenie nastolatka o podest sceny oraz utrata przytomności wraz z dezaktywacją ostatniej z umiejętności. Nieprzytomny leżał na ziemi wśród rozsypanego tynku i betonu.
Dobra robota, Mukuro. Choć ty pewnie myślisz inaczej - pomyślała Fuoco na widok zakończonej walki. Widziała ulgę malującą się na twarzy młodego Vongoli i na moment pozwoliła sobie na odwzajemnienie uczucia. Jednak nie trwało to dłużej niż sekundę. Praktycznie od razu przywróciła poważny wygląd własnej twarzy.
Miała swoje obowiązki do wypełnienia.
Poprawiła łańcuch na swojej lewej ręce, a następnie zniknęła w portalu przed sobą razem ze związanymi więźniami. Walka pomiędzy Mukuro, a Tsunayoshim została zakończona, nie musiała słuchać dalej. Dobrze znała historię wykorzystywania dzieci przez rodzinę Estraneo w ich badaniach. Udała się na zewnątrz, łapiąc w kolejne łańcuchy nie przytomnego Birdsa oraz MM. Z czarnym płaszczem na ramionach oraz aurą płomieni nocy, żaden z medyków nie ośmielił się jej przeszkodzić.
Gdy czarne płomienie opadły teatralnie na ziemię, zamykając tym samym portal, znalazła się w dobrze sobie znanej sali. Ściany z naturalnego kamienia jaskini z pochodniami rozmieszczonymi w równym odstępie co trzy metry. Dzięki temu pomieszczenie było dobrze oświetlone. Nie było w niej miejsca na cień. Metalowe łańcuchy zabrzęczały wesoło, gdy zrzuciła je na wykafelkowaną podłogę. Zawsze ją zastanawiało dlaczego większość używanych do życia komnat miało ją w biało-czarną kratkę przypominającą szachownicę.
- Zabrać ich do sali sądowej - zabrzmiał poważny i nieco piskliwy głos.
Za kobietą pojawiły się inne portale, które zgrabnie i bez większych trudności zabrały ze sobą nieprzytomnych więźniów. Dokładnie wtedy z portalu przed nią wyszły dwie osoby. Obie miały czarne cylindry na głowach oraz czarne długie płaszcze zakrywające kształty ich ciał. Nawet bandaże na twarzy uniemożliwiały dostrzeżenie jakichkolwiek charakterystycznych rys twarzy. Żywe mumie - jak lubiła ich nazywać.
- Więc znowu się spotykamy, Fuoco.
- Też się cieszę, Bermudo - zwróciła się do niższego z nich.
Wspomniany Vindice sfrunął z ramienia towarzysza i zbliżył się na odległość kroku do rozmówczyni.
- To chyba czas odkrycia kart.
- Nie tak szybko - powiedziała łapiąc za czubek swojego kaptura - nic za darmo.
- Chyba traktuję Cię zbyt łagodnie, skoro myślisz, że już nie wyświadczam ci przysługi.
- Oj, to nie będzie wiele kosztować - zamarudziła lekko.
- Vento, powiedział co innego - odpowiedział równie niezadowolony.
- Cervello.
- Za?
- Całą historię mojego życia? - Powiedziała zrzucając kaptur ze smutnym uśmiechem na twarzy.
Wiedziała, że właśnie w tej chwili dobiła targu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro