XIX. Incydent
Kobieta rozsiadła się wygodniej w wysokim fotelu. Podparła się na podłokietnikach, splatając swoje chude dłonie na wysokości klatki piersiowej, która uniosła się przy wtórze ciężkiego westchnienia. Jej długie, czerwone włosy lekko przysłoniły twarz sprawiając, że brązowe oczy nie były dobrze widoczne. Wzrok miała skupiony, ale bynajmniej nie na pierścieniu na palcu czy wystygłej herbacie na stole.
Zamyślona dobierała w głowie odpowiednie słowa do odpowiednich wspomnień. Ludzki tok myślowy jest nie do przewidzenia, a już w szczególności, gdy należy zrelacjonować coś z tak odległych dla niej czasów. Coś co przywołuje sporo skojarzeń, sytuacje, które dopiero po latach i z dystansu stały się jasne. Przynoszące tyle emocji, których od dawna nie ujawniała.
- Czasami jestem zdziwiona jak wiele osób nienawidzi burzy. To piękny i pełen energii żywioł, jeden z najbardziej widowiskowych jaki można zaobserwować na niebie. Jednak sam w sobie nie istnieje, zawsze towarzyszą mu krople deszczu i błyskawice rozświetlające ciemne chmury. Zabawne, jak wiele zjawisk potrafi stworzyć jedną całość - jej głos był monotonny jakby mówiła nic nieznaczącą ciekawostkę. - Życie na nasze nieszczęście jest tak samo skomplikowane jak nieprzewidywalna pogoda za oknem. Dlatego tak fascynująca dla niektórych może być mgła. Jest iluzją tajemnicy. W końcu, czy jak wstaje się rano z łóżka i zauważa gęstą masę gazów przypominającą mleko za swoim oknem, to pomimo doskonałej znajomości własnego podwórka, nie spodziewa się człowiek ujrzeć czegoś więcej? Czegoś nieistniejącego? Małego, niewinnego kłamstwa podszytego wiedzą o tym, co naprawdę się za nią kryje?
Przechyliła głowę odrobinę w prawą stronę. Dzięki temu przez moment wydawała się być zaciekawiona reakcją swoich ponurych rozmówców. Wiedziała, że nie uzyska odpowiedzi, więc bez zbędnych ceregieli podjęła urwany przed momentem monolog;
- To prawda, że Vindice to pierwsza organizacja używająca płomieni Nocy, ale kto powiedział, że jesteście jedynymi użytkownikami? - Na jej twarz wypłynął złośliwy uśmiech. - Jest wiele rzeczy na tym świecie, o których nie mamy pojęcia dopóki nie jest za późno. W końcu, doskonale wiesz czyją przykrywką jest Cervello.
Chociaż jej rozmówcy nie zdradzali się nawet najmniejszym gestem, siedzieli dalej w ciszy i nieruchomi, atmosfera między nimi po jej słowach zrobiła się dość napięta. Znak, że Fuoco nie powinna dłużej się bawić czasem jaki jej dano. Vindice domagali się odpowiedzi.
- Ten incydent przez całe życie nie sprawiał dla mnie wrażenia ważnego. Byłam wtedy młoda i głupia. Ale hej, miałam lat naście i zabrano mnie tam pod przymusem. To jasne, że dziecko w takiej sytuacji będzie chciało wywinąć numer. Bez względu na konsekwencje.
Wzruszyła ramionami sięgając po napój. Jakby wisząca w powietrzu groźba śmierci w ogóle nie istniała. Poprawiła rękaw płaszcza, a następnie odpięła guziki i w ogóle z niego zrezygnowała, jak gdyby nigdy nic, przewiesiła go przez jeden z podłokietników. Dalej miała na sobie strój z porannej kawy z Rebornem, czyli trampki, lekka bluzka i spodnie z materiału o sportowym kroju. Wyglądała jak ktoś wracający z joggingu, a nie na rozmowie o całym swoim życiu.
- Ale sam musisz przyznać, że jeśli miałbyś do wyboru nudne spotkanie inwestorskie, a oglądanie meczu bejsbolowego swojego przyjaciela, to wolałbyś wybrać to drugie.
- Przejdziesz do rzeczy? - Usłyszała mamrot zmumifikowanego "dziecka" siedzącego na przeciw niej.
- Przygotowuję grunt, musisz zrozumieć mój sposób wypowiedzi. Inaczej zgubisz się w mojej opowieści - uśmiechnęła się szeroko ukazując szereg białych zębów. - A więc, byłam młodą i głupiutką nastolatką, gdy spotkaliśmy się po raz pierwszy...
^^^
- Pamiętaj, żeby siedzieć prosto i nie odzywać się bez pytania. I zmień ten wyraz twarzy! Nie będziesz mi przy stole siedzieć z naburmuszoną miną.
Czerwonowłosa w akcie protestu tylko prychnęła w kierunku czarnowłosej kobiety. Nastolatka nie miała najmniejszej ochoty podporządkowywać się matce. W ostatniej chwili została ściągnięta z Japonii i zamierzała wykorzystać każdą sposobność, aby pokazać, jak bardzo nie jest jej to na rękę.
- Zobacz, tak się nam odpłaca! Nie wytrzymam z tą dziewczyną!
- Słońce, spokojnie - odezwał się Japończyk około trzydziestki. - Ona się tylko droczy, rozumie przecież jak ważna jest kultura osobista i ta rozmowa. Prawda, Płomyczku?
Trzynastolatka lekko się wzdrygnęła. Ręce wcześniej splecione na piersi opuściła i zrobiła niezrozumiały wyraz twarzy.
- Prawda? - Powtórzył mężczyzna.
- P-prawda - powiedziała po chwili.
Z matką potrafiła godzinami drzeć koty i nawet kilkukrotnie wygrać sprzeczki, ale sytuacja się miała całkowicie inaczej jeśli w grę wchodził jej ojciec. Z nim wolała nie zadzierać i to on zawsze miał odpowiednie asy w rękawie, aby utemperować humory córki.
Przełknęła ślinę i w ciszy poprawiła sukienkę. Nie lubiła się stroić, wolała sportowe, bojowe ubrania, takie które nie krępowały jej ruchów. W końcu miała treningi od lat wczesnych ze sztuk walki, a teraz jeszcze z Tsuną...
- Uwierz, że nie nalegalibyśmy na twoją obecność, gdyby to nie było naprawdę ważne - odezwała się Włoszka trochę łagodniejszym tonem. - Posłuchaj, praca taty jest bardzo ważna, przecież wiesz. Wszystko co robimy teraz, jest dla rodziny obecnej i przyszłej.
- Przyszłość to tylko wynik działań z dzisiaj. Tak wiem - westchnęła. Słyszała to już nie raz.
- Myślałam, że przynajmniej sukienka Ci się spodoba. Czy nie takie są jego płomienie?
Nastolatka spojrzała zaskoczona w czerwone, lekko zmieszane oczy matki. Kobieta zawsze była dla niej surowa i wymagała ciężkiej pracy od córki. Miała dość szorstkie podejście do świata, ale równie przenikliwy wzrok. Czerwonowłosa spojrzała na swoją sukienkę, która była w kolorze ciepłej pomarańczy. Była do niej dopasowana, no i rzeczywiście przypominała wspomniane płomienie... Czując, że jej upór ustępuje, rodzice podjęli kolejną próbę przekabacenia córki.
- Myślę, że jeśli uwiniemy się z tym dostatecznie szybko to jutro możemy być z powrotem w Japonii.
Brązowooka westchnęła tylko ciężko. Wiedziała, że już przegrała tę rozmowę. Nie pozostało jej nic innego jak kapitulacja. Nie mniej, przez myśl nawet jej nie przeszło, aby od tak sobie odpuścić. I tak przegapi mecz Yamamoto, więc jutrzejszy powrót niewiele zmieni.
Limuzyna zatrzymała się przed jedną z najlepszych restauracji w mieście. Szła za rodzicami bez zbędnego podziwiania, jakby pięciogwiazdkowy lokal był jej codziennością. Mijali wystrojone grupy ludzi aż dotarli do swojego stolika. Druga strona rozmów już zajmowała tam miejsca. Dwójka dorosłych Europejczyków - biznesmena koło czterdziestki i wyniosła aktorka. Czerwonowłosa pomyślała, że chyba nawet widziała z nią jakiś film. Zaraz obok nich stała chuda nastolatka, która nie wyglądała na tak samo pewną siebie jak jej rodzice.
A więc to dlatego musiałam jechać z nimi. Mam się zaprzyjaźnić z tą dziewczyną? - Pomyślała przyglądając się fioletowowłosej.
- Państwo Pantalea! Jakże miło się z państwem spotkać! - Odezwał się mężczyzna.
- Nam również miło, panie Clearwater. Przepraszam, że szef nie mógł się pojawić osobiście...
- Och, nic się nie stało. Jestem zaszczycony, że to z panem będę mógł rozmawiać. Pozwoli pan, że przedstawię to jest moja żona Daisy i córka Nagi.
Kobieta elegancko skłoniła głowę, w przeciwieństwie do niej fioletowooka dziewczyna lekko niezgrabnie się ukłoniła słysząc swoje imię.
- Bardzo miło mi poznać. A to moja żona Mari i córka Yui.
Wymienione zgodnie, wyuczonym płynnym ruchem skłoniły się na przywitanie.
Po wymienieniu krótkich uprzejmości cała szóstką usiedli przy stole. Czerwonowłosa przysłuchiwała się pośrednio rozmowie rodziców czekając na zamówienie. Jej ojciec lekko ściszonym głosem wymieniał się biznesowymi informacjami z drugim mężczyzną, natomiast obie kobiety przejęły rolę głośniejszej i mniej formalnej rozmowy o sztuce. Yui starała się zapamiętać jak najwięcej, jednak jej myśli były całkowicie gdzie indziej. Po zadaniu kilku pytań nastolatce przed nią i jej krótkich, acz wyczerpujących odpowiedziach, skończyły się tematy do rozmowy. Zapanowała między nimi cisza, która nie zadowalała żadną z obecnych matek.
- Ty niezdaro! - Odezwała się matka Nagi, widząc jak jej córka w roztargnieniu rozlała napój na stół.
- Pomogę Ci z sukienką! - Zawołała Yui wstając ze swojego miejsca.
Korzystając z mniejszego zamieszania, złapała druga nastolatkę za rękę i we dwie wyszły z sali obiadowej.
- Pobrudziłaś się gdzieś?
- N-nie to tylko woda, czemu...
- Kopnęłam w stół? - Czerwonowłosa weszła w słowo Nagi. - Nie chciało mi się tam już siedzieć. Rozmowy dorosłych są strasznie nudne - odparła wzruszając ramionami. - Potrzebuję świeżego powietrza, a ty?
- Będziemy tam musiały wrócić.
- Ale nie od razu, to co? - Jej brązowe oczy zabłysły podekscytowane.
- No dobrze - zgodziła się Clearwater.
Podczas spaceru dziewczyny zaczęły rozmawiać o wiele swobodniej. Dwie nastolatki w środku wielkiego miasta, wystrojone szły chodnikiem nie patrząc przed siebie.
^^^
- Do tego momentu wszystko jasne? Wiesz, to nie tak, że to było zaplanowane - westchnęła kobieta odstawiając ponownie filiżankę. - Chciałam tylko zabrać Nagi na spacer, poznać się lepiej, spóźnić robiąc przy tym odrobionę hałasu... Niewinny kawał, aby się odwdzięczyć za zabranie pod przymusem z Japonii. Mściwa ze mnie bestia - zaśmiała się Fuoco pod nosem. - Ale, gdyby było inaczej, to bym tutaj nie siedziała.
- Powinienem gratulować pierwszej przyjaciółki, czy co? - Mruknął Bermuda.
- Och, to nie o to chodzi w tej historii. Moja znajomość z Nagi to dodatek. Przynajmniej na ten moment - jej ton głosu był nonszalancki - naprawdę byłam zła, że nie mogłam zobaczyć tamtego meczu. To było podobno jedno z większych jego zwycięstw w całej karierze. Ale w życiu nie można mieć wszystkiego - mówiąc to poczuła odrobinę goryczy na języku - człowiek jest smutnym stworzeniem, które widzi wiele rzeczy dopiero po fakcie. Gdy jest za późno.
Wzrok brązowych tęczówek Fuoco zawisł na pustej filiżance. Herbata się skończyła. Czekała na nową. Sprawa trywialna, ale Bermuda domyślał się, że nie porcelanę i brak napoju ma przed sobą kobieta.
- Czasem człowiek zatraca się w fantazji i całkowicie ignoruje rzeczywistość. Na pytanie; „jaki jest twój ulubiony kolor?" wielu ludzi nie umie odpowiedzieć, ale gdyby nagle oślepli, zabrano by im widzenie barw... dopiero wtedy zrozumieją... za którym z nich tęsknią najbardziej. Szczęśliwi Ci, którzy zdążyli się nim nacieszyć.
W pokoju zapadła cisza. Została przerwana, przez wejście niewysokiego chłopca z tacą z nowym napojem i kilkoma przekąskami. Na twarz Fuoco wypłynął lekko złośliwy uśmiech. Skupienie malujące się na jego twarzy podczas nalewania ciepłej herbaty do jej filiżanki było dla niej nowym doświadczeniem. Cóż, nigdy nie widziała blondyna w jego dziesięcioletniej wersji.
- Pomyśleć, że za dziesięć lat będzie tutaj biegał jak po placu zabaw - mruknęła przyjmując filiżankę od szarookiego. - Już wiem dlaczego Vento przywitał mnie szerokim uśmiechem, gdy mnie tu przyprowadziłeś, Bermudo.
Jej ręka zastygła w połowie drogi do ust. Zorientowała się właśnie co powiedziała. Dla zakamuflowania swojego zakłopotania złapała przedmiot obiema dłońmi i zamieszała lekko jego zawartość.
- Wiatr potrafi przywiać nawet bardzo odległe informacje. Nawet takie z małych czy też wąskich zaułków. Wiedzieliście, że i takie istnieją w centrum miasta? Chociaż może nie powinno mnie to dziwić - dodała upijając w końcu łyk napoju.
^^^
- Ha...
- Yui?!
Czerwonowłosa nie mogła oddychać. Wiedziała, że uderzyła z dość mocnym impetem o ściankę pobliskiego śmietnika, mimo to nie czuła bólu pleców. Jej mózg był w tamtym momencie wciąż zajęty przywróceniem jej prawidłowego oddechu. Bezdech, ściśnięta przepona. Nie była w stanie nabrać powietrza, co tylko potęgowało w niczym nie pomagającą panikę. Nie widziała nic, wzrok miała rozmyty. Jedynie słuch pozostał dalej aktywny. Słyszała krzyki z ulicy, nawoływanie jej nowej znajomej i szydercze śmiechy dwójki ludzi, która przyparła je do muru.
Kilka minut temu, po przeciwnej stronie ulicy od restauracji, do której wracały, nastąpił potężny wybuch. Widziały uzbrojonych mężczyzn uciekających z tamtego zdarzenia. Yui planowała tylko zapamiętać jak wyglądają, aby później sprawdzić wszystkie informacje na temat tego wypadku. Tak, wyryć w pamięci rysopis domniemanych sprawców. Nie miała najmniejszej ochoty zostać zakładnikiem. Początkowo było ich trzech, ale jednego udało jej się unieruchomić paralizatorem, który zawsze miała pod ręką. Niestety, zanim zdążyła zabrać stamtąd Nagi, dotarł do nich inny mężczyzna. Dorosły facet kontra trzynastolatka, mimo licznych treningów Pantalea dostała butem prosto w przeponę, co poskutkowało u niej utratą oddechu.
- Nie wierć się!
- Yui! Hej! Puszczaj mnie! Oddychaj słyszysz! Oddy.. mhmhm.. - usłyszała stłumiony krzyk fioletowowłosej.
Czerwonowłosa próbowała zastosować się do rady i odzyskać oddech, jednak przeszkodził jej w tym kolejny kopniak. Tym razem w bok. Wylądowała na brzuchu przygniatając sobie prawą rękę. Kolejna dawka szoku spowodowała większe zawroty głowy, ale pozwoliła jej na płytki oddech. Chociaż brązowooka dalej czuła, że znajduje się na granicy świadomości.
Resztkami sił przewróciła się z trudem na plecy i przygotowała na obronę przed kolejnym atakiem. W momencie, gdy złapała nogę napastnika, w polu jej widzenia zamajaczyła kolejna postać. Niewyraźna biała plama zaatakowała mężczyznę. Yui zamrugała kilkukrotnie aby odzyskać ostrość widzenia. Instynktownie próbowała się podnieść z ziemi, ale problemy z oddechem w tym nie pomagały. Kiedy jej się to udało, zobaczyła, jak srebrnowłosy chłopak walczy z napastnikiem. Był ranny i wyglądało na to, że przegrywa. Dostał z pięści w szczękę, siła uderzenia była na tyle duża, że odrzuciło go do tyłu. Widziała, jak mężczyzna szykuje się do kolejnego ataku na oszołomionego chłopaka. Rozejrzała się niespokojnie po swoim najbliższym otoczeniu. Nie mogła namierzyć paralizatora, za to zwróciła uwagę, że wstążka z jej sukienki zrobiła się luźna. Odwiązała ja całkowicie, a następnie zużyła resztki sił w nogach, aby skoczyć. Owinęła materiał wokół szyi napastnika podduszając go. To dało sposobność do kontrataku szarowłosemu. Nie widziała co zrobił. Następne co zarejestrowała to to, że ktoś ją odciągnął i przycisną do ściany. Chwilę później było słychać huk wybuchu.
- Fufufu, co ja widzę?
- Cicho bądź - usłyszała tuż nad swoją głową.
Odkaszlnęła kilkukrotnie i podniosła spojrzenie ze swoich butów. Zrobiła się czerwona jak piwonia, nie umknęło jej uwadze, że to nastolatek, któremu pomogła osłonił ją przed wybuchem. Byli dość blisko.
- Dz-dziękuję - powiedziała w końcu odwracając swój wzrok od jego twarzy.
W odpowiedzi usłyszała jego kliknięcie językiem. Odsunął się od niej o kilka kroków.
- Yuuuiiiiii - fioletowołosa rzuciła się na szyję czerwonowłosej.
- Wszystko gra, Nagi - poklepała ją pokrzepiająco po plecach. - Jeszcze raz dziękuję za ratunek...
- Che, gdybyście nie weszły w drogę nic by się nie stało - fuknął szarowłosy.
- Co tu się w ogóle...
- Fufufufu, wścibska dziewczyna - zaśmiał się ostatni z obecnych ściągając na siebie uwagę Pantalei.
Jego włosy były dość charakterystycznie krótko ścięte i o ciemnej barwie. Z kpiącym uśmiechem obserwował ich trójkę w głębi uliczki. Sprawiał dość nieprzyjemne wrażenie.
- Mam prawo wiedzieć co tu się stało - powtórzyła butnie Yui.
- Myślę, że małe dziewczynki nie powinny wtykać nosa w nie swoje sprawy - odpowiedział ciemnowłosy.
- Racja.
Zanim brązowooka zdążyła jakkolwiek zareagować, wyczuła w powietrzu dziwny zapach. Dopiero, gdy poczuła na sobie ciężar nowej znajomej zdała sobie sprawę, że to woń gazu usypiającego.
- C-co...
Adrenalina, która krążyła jeszcze przed chwilą w jej żyłach, przestawała działać. To jak i doznane obrażenia spowodowały, że nie była w stanie się oprzeć działaniu specyfiku. Zakręciło jej się ponownie w głowie. Napór innego, nieprzytomnego ciała na jej osłabione też nie pomagał w utrzymaniu równowagi. Nim się zorientowała obie leżały na ziemi, a dwójka nieznajomych ulotniła się z miejsca zdarzenia. Przeklnęła w myślach wraz z zapadnięciem się w objęcia Morfeusza.
^^^
- Gdy się ocknęłam byłam już u siebie w pokoju. Obyło się bez płaczu czy zbędnej wylewności. Krótkie kazanie na temat mojego braku odpowiedzialności, a potem byłam wolna.
Fuoco podniosła filiżankę do ust spoglądając z ciekawością na towarzyszy. Chciała znać ich reakcje na tak błahy incydent, jak go określiła. Należała do osób, które zawsze dążyły do posiadania jak największej wiedzy o wszystkim co je otacza. Intrygowało ją, co zapadło w pamięć dwóm Vindice siedzącym kurtuazyjnie przed nią.
- A więc... Nazywasz się Yui Pantalea - odezwał się po dłuższej chwili Bermuda.
Jego stwierdzenie spotkało się z kręceniem głowy czerwonowłosej. Nie gwałtownym, ale stanowczym w kwestii zaprzeczenia. Kobieta odezwała się dopiero, gdy odłożyła bezpiecznie filiżankę na stół.
- Nazywałam - poprawiła go - to wszystko już przeszłość. Nie wszyscy lubią ją ze sobą nosić. Teraz mówią na mnie Fuoco. I nienawidzę się stroić.
^^^TERAŹNIEJSZOŚĆ^^^
Mecz Yamamoto skończył się wygraną ich drużyny. Pomimo gotowania z Bianchi, jej część przekąsek była zjadliwa. Spędziła całe przedpołudnie w gronie znajomych, a jednak nie była szczęśliwa. Szła odrobinę z tyłu patrząc niezbyt zadowolona przed siebie. Miała idealny widok na Sawadę pogrążonego w rozmowie z Takeshim i Kyouko. Okazyjnie wtrącali się do nich Ryouhei oraz Haru. Kątem oka widziała rozentuzjazmowanych najmłodszych członków ekipy - Lambo, I-pin, Fuutę - idących razem z Bianchi. Wszyscy się cieszyli, więc dlaczego ona musiała wylądować nieco z tyłu ze srebrnowłosym!?
Skrzywiła się tylko widząc jego niezadowoloną minę. Aby zdobyć zaufanie grupy zaoferowała się, że zaprowadzi Bombę Dymną do pielęgniarki, gdy ten dostał pod koniec meczu kolejnych konwulsji. Zaczęła żałować tej decyzji. Wiedziała, że Gokudera nie należy do osób wiedzących jak obcować z innymi, ale miała nadzieję na jakieś podstawy. Przeliczyła się. Zamiast choćby pustych podziękowań, traktował ją oschłej niż zazwyczaj. Nie była w stanie zobaczyć końcówki, a potem, gdy wszyscy się zebrali w drogę powrotną, wylądowała na szarym końcu z największym z niewdzięczników, z którym nawet nie zamierzała rozpoczynać rozmowy. Kłótnia to było ostatnie, czego chciała dzisiaj doświadczyć.
W końcu postanowiła się odezwać, nie mogąc wytrzymać ciszy między nimi:
- Byłam pewna, że pierwsze co zrobisz to przykleisz się do Tsuny.
- Co?
- Miejsce prawej ręki, o ile mi wiadomo, nie znajduje się na szarym końcu - powiedziała zaplatając ręce za plecami.
- Głupie kobiety nie powinny się wypowiadać.
- Gdyby nie ta głupia kobieta, Tsunayoshi nie mógłby się cieszyć z wygranej przyjaciela, bo nie powiem kto zasłabł na widok własnej siostry.
Gokudera spojrzał na jej triumfalny wyraz twarzy, mieląc przekleństwa pod nosem. Niespecjalnie miał co jej odpowiedzieć na tę zaczepkę, aby nie zabrzmieć na przegranego. Postanowił milczeć, aby wybrnąć z honorem. Zawsze potem może powiedzieć, że jej nie słyszał. Nie miał ochoty prowadzić z nią głębszej rozmowy, a tym bardziej tłumaczyć, dlaczego strach przed Bianchi to powinna być naturalna reakcja.
Była jedna rzecz, o której dziewczyna nie wiedziała, a go trzymała aktualnie z dala od Tsuny. Tak dokładniej to ona sama. Z prośby czy też rozkazu Reborna, miał obserwować nastolatkę przez jakiś czas o wiele uważniej. Skrytobójca powiedział mu, że czerwonowłosa jest podejrzana i trzeba jej się przyjrzeć. O ile sam nie miał z tym żadnego problemu - dbanie o bezpieczeństwo Dziesiątego to w końcu jego obowiązek - to jednak wiedział, że wspomnianemu chłopakowi nie spodoba się sprawdzanie jego znajomej. Z drugiej strony wątpił, aby miała cokolwiek złego zrobić. Była irytująca i czasem panoszyła się w pobliżu Tsuny, ale oprócz zawistnego spojrzenia w stronę Kyouko nie zaobserwował niczego wartego uwagi.
Szli spokojnie, gdy Yui na moment spięła się cała, a następnie uśmiechnęła się swobodnie i przyspieszyła kroku. Nie zwróciła uwagi, że przy okazji szturchnęła zamyślonego zielonookiego. Odwrócił się w jej stronę, aby zwrocić uwagę... wówczas go zobaczył. Mężczyzna nie należał do najwyższych, miał brązowe włosy i nie wyróżniał się zanadto z tłumu osób na ulicy obok. Byłby niezauważalny, gdyby nie błysk metalu. Gokudera zareagował instynktownie. Pociągnął dziewczynę za kołnierz do tyłu. Nóż przeleciał tuż obok nich wbijając się w ziemię.
- Co ty wyrabiasz?! Dla twojej informacji mam prawo podejść do przyjaciela - usłyszał jej oburzony głos.
Widząc, że mężczyzna zniknął wśród ludzi, przeniósł swój wzrok na Pantaleę. Ewidentnie była na niego zła za to, że jej przeszkodził. Nie widziała, że prosto na nią leciał nóż?
- Halo? Bakadera? Puścisz mnie już? - Usłyszał jej poirytowany głos.
Zreflektował się rozluźniając uścisk na kołnierzyku jej bluzki.
- Uważaj jak chodzisz - odburknął.
- Słucham? Przepraszam, że cię szturchłam i straciłeś przez to papierosa - w jej głosie nie było nawet nuty skruchy, raczej jeszcze więcej rozdrażnienia - ale nie musiałeś mnie ciągnąc do tyłu za kołnierz. Prawie mnie wywaliłeś!
- Nie moja sprawa, jeśli nie rozumiesz - odparł wzroszajac ramionami. - Dziesiąty! Pozwól, że cię odprowadzę!
Yui stanęła jak skamieniała. Nie miała już sił, aby przesłać na jego osobę jeszcze więcej złości. Wypuściła ciężko powietrze i skierowała swoje kroki do Bianchi. Musiała wziąć Lambo ze sobą do domu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro