Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

XIV. Atak z zaskoczenia

Od jakiegoś czasu, Reborn wyczuwał w swoim otoczeniu czyjąś obecność. Jednak, za każdym razem, gdy namierzał nieznajomego, on się ulatniał. Nie miał żadnego tropu, a tajemniczy obserwator wciąż pojawiał się i znikał. Zakładał, że śledzi on Tsunę i z tego względu jeszcze uważniej patrolował otoczenie. Nie mógł pozwolić, aby ktokolwiek wodził go za nos.

Siedział na dachu szkoły obserwując otoczenie. Kilka płotek kręciło się wokół budynku. Z wielką chęcią zostawiłby ich Gokuderze, który co wieczór patrolował osiedle, gdzie mieszkał Sawada, ale po chwili stwierdził, że kilka kul zaczęło mu rdzewieć w pistolecie. Dla zabicia czasu mógł się ich pozbyć. Po niecałych dziesięciu minutach, wszystkie cele zostały odpowiednio zutylizowane. Już miał pozwolić Leonowi na powrót do formy kameleona, kiedy wyczuł za sobą czyjąś obecność. Zaalarmowany nagłym pojawieniem się nieznajomego, odwrócił się z naładowanym pistoletem.

- Przynoszę wieści od Dziewiątego!

Podejrzliwym wzrokiem przyjrzał się obcej postaci. Kobieta, koło dwudziestki, ubrana w czarny strój złożony z koszulki i dżinsów oraz zwykłych trampek. Stała w cieniu, co w połączeniu z czapką z daszkiem założoną na czerwone włosy, uniemożliwiało mu zobaczenie jej twarzy. Była podejrzana, ale pieczęć na liście w jej ręce jednoznacznie wskazywała na dokument Vongoli. Opuścił broń, ale dalej miał się na baczności.

- Kim jesteś?

- Przyjaciółką. Mam informacje o naprawdę ciekawym wydarzeniu - rzuciła papier w stronę zabójcy.

Reborn bez problemu złapał przesyłkę. List okazał się grubszy niż przypuszczał. Ostrożnie zerwał pieczęć na kopercie. Oprócz dokumentu z pieczęcią płomieni nieba, znajdowało się tam kilka zdjęć.

- Nie jesteś zwykłym posłańcem, czego chcesz i kim jesteś? - Reborn nasunął swój kapelusz głębiej na czoło.

Nie odpowiedziała od razu. Poprawiła własne nakrycie głowy, upewniając się, że jej twarz dalej jest dobrze schowana przed oczami zabójcy.

- Nazywam się Fuoco. Wiem, że o mnie nie słyszałeś, ale spokojnie. Jestem twoją sojuszniczką. Twoją, jak i Vongoli.

- Skąd mam pewność, że to prawda?

Reborn ani na moment nie spuszczał swojego podejrzliwego wzroku z kobiety. Coś w jej postawie mu nie pasowało. Mówiła pewnie, ale nie uszło jego uwadze, że kilka razy obróciła pierścionek na swojej lewej dłoni. Tak nie zachowują się osoby nie mające ukrytych zamiarów.

- Dziesięć godzin. Za dziesięć godzin wszystko się zacznie. Ciao, Reborn.

Zanim Arcobaleno zdążył cokolwiek zrobić, po czerwonowłosej nie było śladu. Zły zgiął dłoń w pięść i pozwolił Leonowi wrócić do pierwotnej postaci. Nie lubił nie wiedzieć z kim ma do czynienia, a pseudonim kobiety - jak się domyślił - nic mu nie mówił.

Podczas powrotu młodego Vongoli ze szkoły, Reborn był myślami gdzie indziej. Tsunayoshi zajęty kolejną błahą kłótnią pomiędzy Gokuderą, a Yamamoto, nawet nie zauważył zmiany w jego nastroju. Zabójca się z tego nawet cieszył. Gdyby młody Sawada zaczął go wypytywać, nie łudził się, że nie uda mu się go zwieść. Jednak wolałby najpierw rozeznać się dokładnie w sytuacji zanim zdecyduje ile informacji może przekazać Tsunie, a ile nie.

- Reborn-san, wszystko gra?

Wywołany powoli przesunął swój wzrok w stronę skąd dochodził głos. Nastolatka stała dwa kroki przed Yamamoto, który użyczał mu swojego ramienia do siedzenia. Twarz miała zatroskany wyraz, a jej brązowe oczy świeciły ukrytą w głębi ciekawością. Ręce miała splecione za plecami, co miało jej dawać niewinny wygląd. Był pewien, że gdyby nie różnica w wysokości, przekrzywiłaby lekko głowę w swoje lewo i spoglądała odrobinę z góry. Jak na dziecko. Książkowy przykład zdobywania zaufania. Jednak jego uwagę na dodatkowe sekundy przykuł inny fakt. Kolor jej włosów był łudząco podobny do kobiety z rana. Nie, - poprawił się natychmiast - był identyczny.

- Reborn?

Tym razem był to Tsuna zaniepokojony brakiem odpowiedzi ze strony korepetytora, wydało mu się to odrobinę dziwne. Jego pytań też unikał, ale zazwyczaj rzucał krótką odpowiedź aby go zbyć. Nie pamiętał, aby zabójca potrzebował więcej niż mrugnięcie okiem na sklecenie odpowiedzi na pytanie.

- Podwajam twój trening przez weekend, Tsuna.

- Co?! Reborn!

- To wspaniale Dziesiąty! Z chęcią Ci pomogę!

- Będzie zabawnie!

- Spasuję, mam swoje zajęcia.

- Nikt i tak cię nie zapraszał, głupia.

- Nie jestem głupia, Gokudera! W przeciwieństwie do was, potrafię o siebie zadbać doskonale.

- Ta, na pewno.

- Nie wierzysz mi? Jestem pewna, że dałabym ci radę - odpowiedziała zadzierając głowę do góry.

- A chcesz się przekonać, że będę lepszy?

Srebrnowłosy i czerwonowłosa stanęli na moment. Oboje nawzajem zmierzyli się groźnym spojrzeniem oraz przygotowali się do ataku. Tsuna w tamtym momencie całkowicie zapomniał o zdwojonym treningu i przerażony, gorączkowo zastanawiał się co może zrobić zanim dojdzie do starcia.

- Daj spokój, Gokudera - Yamamoto położył rękę na ramieniu drugiego w uspokajającym geście.

- Już ci mówiłem żeb-

Nie dane mu było dokończyć wypowiedzi. Gdy tylko odwrócił głowę, aby widzieć kątem oka czarnowłosego, dostał prosto w nos z zabawkowego granatu. Jego czerwona z gniewu twarz została idealnie przykryta warstwą fioletowego pyłu o konsystencji pudru. Część włosów również podzieliła ten sam los.

Pantalea złapała się za brzuch i aż skuliła się ze śmiechu. Próbowała powstrzymać wybuch, ale było to zbyteczne przy gromkim śmiechu Yamamoto.

- Gyahahahaha! Wielki Lambo dokonał ataku na Ahoderę!

Zaanansowało dumnie pięcioletnie dziecko w śpioszkach, przybierając zwycięska pozę tuż przed swoją ofiarą.

- Poczułem nagle straszną ochotę na smażone mięso - odparł Gokudera, podnosząc pięciolatka za jego bujną fryzurę.

Czarnowłosy zaczął wierzgać nogami próbując się uwolnić.

- Lambo! Tutaj jesteś! Ah! Gokudera-san!

Do grona nastolatków dołączył na oko dziesięcioletni chłopiec o jasnych włosach roztrzepanym wiatrem i zarumienionego policzkach od biegu. Jasny szalik, który nosił zwykle na szyi, musiał po drodze się rozwiązać, gdyż jeden z końców stykał się z ziemią. Zasapany, stał lekko przechylony łapiąc powoli oddech.

- Fuuta, wszystko w porządku?

- T-tak, Yui-neesan - chłopiec uśmiechnął się łagodnie oddychając już stabilniej. - Lambo jest czasem za szybki.

- Puść mnie! Ośmiornica! Głupi Ahodera!

Młody Bovino awanturował się dalej, Gokudera w odpowiedzi cmoknął z dezaprobatą i rzucił Lambo w stronę Fuuty. Ten na szczęście złapał młodszego.

- To dziecko, a nie przedmiot - odezwała się Pantalea, rzucając przy okazji zdenerowowane spojrzenie Bombie Dymnej.

- Powinien się cieszyć, że jest jeszcze w jednym kawałku. Nie będę niańczył tego idioty. Już dość straciliśmy przez niego czasu, Dziesiąty, Nana-san pewnie się będzie martwić.

Zielonooki uśmiechnął się w stronę Sawady całkowicie ignorując, Lambo który wystawił w jego stronę jezyk.

- Jeśli zamierzasz zgrywać ważnego, to chociaż wytrzyj swoją twarz, idioto - odparła czerwonowłosa podsuwając mu otwarta paczkę mokrych chusteczek.

Pantalea usłyszała tylko burknięte w jej stronę dzięki, gdy chłopak prawie wyrwał paczuszkę z jej ręki. Przewróciła oczami, ale postanowiła pozostawić to bez komentarza. Pomyślała, że przyjacielskie, ale niezbyt pożądane przez poszkodowanego, przekomarzanki ze strony sportowca są wystarczające w tej sytuacji. Zrezygnowała z ingerencji w rozmowę starszych i zwróciła się do brązowowłosego:

- To co idziemy, Fuuta?

- Jesteście umówieni? - Spytał zdziwiony Tsuna

- Yui-neesan, zgodziła mi się pomóc w nauce - odparł wesoło chłopiec.

- Przy okazji odprowadzę Lambo do Filippe, nie może wiecznie przebywać u Tsuny.

- Nie! Lambo-sama zostaje z Tsuną-nii! - Zawołał malec wyrywając się Małemu Księciu.

- Lambo, nie bądź taki, Filippe powiedział mi, że się za Tobą stęsknił.

- Nie! Lbo-dama zostaje u Tsuny-nii!

Malec wywinął się od uścisku dziewczyny, aby przykleić się do nogi od wspomnianego chłopaka.

- Lambo-sama nie wraca!

- Lambo, co się z tobą dzieje? Co mówiła ciocia? Nie wolno wykorzystywać życzliwości innych. Przestań się boczyć i chodź z nami.

- Nie! Lambo nie idzie! - zdecydowanie Pokręcił przecząco głową łapiąc jeszcze mocniej za nogawkę nastolatka.

Dziewczyna westchnęła głęboko.

- Przepraszam, Tsuna, ale chyba jeszcze dzisiaj będę musiała cię kłopotać...

- T-to nic takiego, Yui-san, nie przejmuj się.

- Mimo wszystko...

- Maman nie będzie mieć nic przeciwko. To najmilsza kobieta w tej części Japonii.

- Skoro tak mówisz, Fuuta... Ale masz się zachowywać, jasne?

- Lambo-sama grzeczny!

- Tak, tak... To my już pójdziemy. Robi się coraz później.

- Do zobaczenia.

Reborn przyglądał się całej akcji z boku. Zastanowiła go reakcja młodego Bovino na wieść, że ma wrócić do starszego. Choć towarzystwo wzięło jego zachowanie za zwykłą samolubność, on uznał, że mimo wszystko coś jest nie tak. Starszy z rodzeństwa przy pierwszym spotkaniu wydał mu się odrobinę dziwny, jakby nie na miejscu. Najpierw po części usprawiedliwiał to językiem, chociaż uważał brak płynnego władania japońskim za karygodne niedopatrzenie. Pod tym względem Gokudera, który już kilkoma władał wypadał o wiele lepiej. Nie wspominając o tym, że nie lubił jego spojrzenia. Miał wrażenie, że coś ukrywa - tak samo jak Pantalea.

Zamyślony nie zauważył kiedy grupka najbliższych przyjaciół jego ucznia dotarła do domu. Ocknął się gdy przekroczyli próg. Zeskoczył z ramienia Yamamoto i udał się na strych. Miał zamiar skorzystać ze wszystkich znanych mu źródeł i odkryć tożsamość kobiety z rana. Ku swojemu rozczarowaniu nie znalazł nic, poza potwierdzeniem, że informacje, które dostał są prawdziwe. Jedynie posłaniec się nie zgadzał.

Dziesięć godzin. Za dziesięć godzin wszystko się zacznie.”

Zgodnie z zapowiedzią Fuoco, po dwudziestej Reborn zwiększył swoją czujność. Jednak niczego nie zaobserwował. W najbliższej okolicy rezydencji Sawady aż do rana panowała cisza i spokój.

Dwudziesta piętnaście, w innej części miasta.

- Mówiłeś Pani Sawadzie, że nocujesz dzisiaj u mnie?

- Tak, spokojnie, Yui-neesan - chłopak odpowiedział uśmiechem.

- To dobrze, tylko się upewniam. Jeśli masz lekki sen powinieneś się szybko położyć. Mój sąsiad z góry lubi czasem w nocy grać na fortepianie - dziewczyna wzniosła oczy ku niebu.

- Nic nie szkodzi.

Poczochrała włosy chłopakowi na głowie. W jej oczach Fuuta był uroczym młodszym bratem. Był taki jakie dzieci powinny być - wesoły i ciekawy świata. Cieszyła się, że dalej był w stanie ufać ludziom. Znała osoby, które po takich samych przejściach wołały się zamknąć na świat.

Jednak, gdy obserwowała go podczas robienia ćwiczeń z japońskiego, zauważyła, że jego twarz była bardzo blada. W świetle lampy, idealnie widziała - zwiększone względem ostatniego tygodnia - cienie pod oczami. Zaczęła się zastanawiać, czy ten promienny chłopak nie ma znowu jakiś kłopotów. Może wcale nie miał tak dużych problemów z dostaniem się do szkoły jak jej powiedział? W końcu zadania robił wybitnie dobrze, porównując do szybkości zdobywania wiedzy przez Filippe w podobnym wieku - Ottavia nazywałaby go geniuszem.

Yui przekrzywiła zamyślona głowę.

- Dlaczego nie poprosiłeś Gokuderę albo Reborna o lekcje?

Spytała go, zanim zdążyła ugryźć się w język.

Fuuta zaskoczony zatrzymał rękę z długopisem nad kartką. Przygryzł wargę, a następnie mocniej zacisnął drugą dłoń na grzbiecie księgi rankingów, która leżała spokojnie na jego kolanach.

- Reborn-san i Gokudera-san są trochę straszni - odparł ze spuszczoną głową.

- Tu się nie mogę nie zgodzić - przytaknęła.

Może nie bała się tak Włocha, ale rozumiała czemu dziecko wolało się nie zbliżać do nadpobudliwego nastolatka. Metody nauczania Arcobaleno miała wątpliwą przyjemność oglądać i wolała ich nie doświadczyć na własnej skórze.

- A Filippe-san nie jest wiarygodny - dodał pod nosem.

- Coś mówiłeś?

Zanim brązowowłosy jej odpowiedział, usłyszeli dzwonek do drzwi. Oboje podskoczyli na kanapie, a nastepnie, Yui z lekkim uśmiechem udała się do drzwi.

- Wystraszyć się dostawcy pizzy. - Pokręciła głową z niedowierzaniem i otworzyła drzwi.

Chłopak na korytarzu nie wyglądał na wiele starszego od niej. Był wyższy o dwie głowy, ale chudy i miał średniej długości, granatowe włosy. Uśmiech na jego twarzy był ledwo widoczny, wręcz lekko prześmiewczy.

- Zastałem Fuutę?

Zmierzyła nieznajomego podejrzliwym spojrzeniem. To nie był dostawca pizzy, oni nie noszą szkolnych mundurków i trójzębu przy sobie.

- To pomyłka, do widzenia - powiedziała zamykając drzwi.

Słysząc znajome kliknięcie zamka, oparła się o nie plecami i otarła pot z czoła. Przestawił tylko mogę przez próg, więc wypchnięcie go z powrotem na korytarz nie powinno być aż tak trudne...

Trzask

Wystraszona powoli podniosła swój wzrok do góry. Odchylając delikatnie głowę zobaczyła jak trzy, metalowe zęby przebiły deskę milimetry nad nią. Odsunęła się praktycznie natychmiast, a razem z nią ostrza zsunęły się w dół.

- Yui-san?

Zaniepokojony Fuuta stanął w drzwiach do salonu.

- Schowaj się!

Jej krzyk został stłumiony przez odgłos łamanego drewna.

Granatowowłosy spokojnie przeszedł przez próg nie robiąc sobie nic z resztek drzwi na podłodze. Powoli stawiał kolejne kroki skutecznie zmniejszając dystans, który czerwonowłosa próbowała conajmniej utrzymać.

- Zostaw go w spokoju, Fuuta jest pod ochroną Dziesiątego Vongoli.

- Fufu, nie pytałem Cię o zdanie - odparł nonszalancko, mierząc do niej z broni.

Zrobiła unik, dzięki czemu trójząb wbił się w powietrze zamiast jej ramienia. Zastanawiała się gorączkowo co zrobić, za plecami miała Fuutę, broń w innym pokoju, najbliżej niej znajdował się paralizator leżący na szafce przy wejściu. Musiała jedynie znaleźć sposób, aby się do niego dostać i nie zdradzić się z zamiarami przed nieznajomym.

Unikała ataków przeciwnika, jednocześnie próbując go zaatakować. Jednak każdy z jej ataków spotykał się z kontrą drugiego. W efekcie czego dziewczyna coraz bardziej się denerwowała, na domiar złego czuła zwiększające się zmęczenie, a na nim nie widziała nawet kropelki potu.

Kiedy po raz kolejny wylądowała w kuckach dwa metry od niego po nieudanym kopnięciu wiedziała, że nudzi go już ta sytuacja.

Wyprostowała się powoli, wypluła część krwi jaka jej zaległa w ustach i przeklęła tłumione ściany oraz brak sąsiada z góry, który jako jedyny mógł słyszeć co się u niej dzieje. Gdyby nie to, że mieszkała na trzecim piętrze, to już dawno kazałaby skakać przez okno Małemu Księciu. Przeciwnik nie odsłonił się ani na moment, przeć co ani razu nie udało jej się stworzyć odpowiedniej szansy dla ucieczki młodszego.

Przełknęła ślinę, czuła, że zostało jej ostatnie podejście. Cholernie niebezpieczne.

- Fuuta, gdy dam znak, masz uciekać.

- Yui!

Pobiegła wprost na chłopaka. Tak jak przewidziała, ponownie zaatakował trójzębem. Schyliła się, a potem z całym impetem jakim mogła uderzyła go w brzuch. Zgiął się, więc uderzyła go w szczękę i złapała za trójząb. Podstawiła metalowy drąg granatowowłosemu tuż pod szyją.

- Teraz, Fuuta!

Zawołała z całych sił powstrzymując przeciwnika.

- Słyszałeś - odezwał się spokojnie nieznajomy.

Yui zmarszczyła brwi. Czemu jego głos brzmiał aż tak pewnie siebie? Tak jakby stał spokojnie obok, a nie próbował jej właśnie odepchnąć? Przecież ma go na wyciągnięcie ręki i widzi jak walczy o oddech...

„Dezorientacja podczas walki to śmiertelne niedopatrzenie!”

Przypomniała sobie słowa Ottavi i w tej chwili, na własnej skórze przekonała się jak lekko podchodziła do tego tematu.

Usłyszała jęk na swoich plecach. Przejęta w tamtej chwili strachem o młodszego chłopca odwróciła się w jego kierunku, idealnie wystawiając się na jego atak. Nóż kuchenny, którym niedawno spokojnie obierała jabłka teraz znajdował się aż po rękojeść w jej brzuchu. Spojrzenie jej oczu spotkało się z druga parą brązowych tęczówek. Patrzyły na nią na wpół puste, a na wpół przerażone.

Mały Książę zrobił krok do tyłu puszczając uchwyt. Plecami trafił w objęcia granatowowłosego z podstępnym uśmiechem.

- Fufufu, tyle nie wystarczy - powiedział z niebezpiecznym błyskiem w oku.

Sprawnym ruchem wyciagnął ostrze z ciała dziewczyny, przecinając przy okazji inne organy. Czerwonowłosa upadła na ziemię. Rana na brzuchu była zbyt duża aby mogła bez niczyjej pomocy ją ucisnąć, a co dopiero opatrzyć. Zaczynało jej się kręcić w głowie i brakować sił na utrzymanie świadomości.

- Cholerny iluzjonista - wycharczała w kierunku nieznajomego.

Leżała w kałuży krwi i mogła tylko słyszeć jak Fuuta opuszcza pomieszczenie ciężko powłócząc nogami w towarzystwie luźniejszych kroków nastolatka. Ostatkami sił wyciągnęła jedną rękę przed siebie i cudem trafiła na kant komórki. Udało jej się trafić po omacku na guzik do prowadzenia rozmów. Wybrała pierwszy numer z brzegu.

- Halo?

Nie była w stanie określić kto odebrał. Kobieta? Mężczyzna? Nie wykluczała nawet, że to tylko wymysł jej wyobraźni.

- Pomóż...mi...khy - jej głos był cichy i pełny bólu. Błagała w duchu, aby osoba z drugiej strony ją usłyszała.

- Yui?! Co się stało?! Gdzie je...

- W do...mu...szy...ko...

Pac

Jej ręka zjechała z urządzenia w tym samym czasie co głową zsunęła się na ziemię z ramienia. Straciła przytomność.

Trzy godziny później, Kokujo land

Kobieta skrzywiła się robiąc powoli następny krok. Brzuch jak i wnętrzności bolały ją niemiłosiernie. Wiedziała, że najgorsze ma za sobą, ale wciąż pozostał ból i problemy z oddychaniem. To nie był stan w jakim chciała się tutaj znaleźć, jednak nie miała wyboru. Jeśli tego dzisiaj nie załatwi - już nigdy nie będzie miała okazji.

Minęła kolejną grupę młodocianych delikwentów. Oparła głowę o ścianę. Dostawała gorączki. Świetnie, jeszcze zakażenie się wdało? Pomyślała z goryczą, biorąc głębszy oddech. Poprawiła swój bordowy płaszcz i ruszyła powolnym krokiem dalej.

Nocą park rozrywki robił jeszcze upiorniejsze wrażenie niż sądziła. Porozwalane budynki tu i ówdzie wprawiały w niezbyt pozytywny nastrój. Musiała przyznać, że i na nią działały negatywnie, chociaż zamiast strachu, na ich widok odczuwała smutek. Żałość wywołaną bardziej  wspomnieniami niż oglądaniem dzieła przyrody. W jej głowie pojawił się obraz dumnej rezydencji w podobnym stanie, jednakże nie spowodowanym kataklizmem, a ludzką ręką.

Zgięła dłonie w pięści, a następnie rozprostowała przy wtórze głębokiego oddechu. Musiała się uspokoić, skupić na zadaniu. Zebrać myśli, być w jak najlepszej psychicznej formie. W końcu nacisnęła klamkę przywdziewając maskę pewnej siebie kobiety. Twarz, którą miała wyćwiczoną od ostatnich dziesięciu lat swojego życia.

Za progiem przywitał ją widok starej, opustoszałej sali kinowej. Na podwyższeniu, w którego głębi stał obdarty, biały ekran i nadgryzione przez mole czerwone kurtyny, stała średniej wielkości kanapa, dla której szkodniki oraz czas również nie byli łaskawi.

Zanim zdążyła zrobić kolejny krok, wyczuła jak coś leci w jej stronę. Podniosła lewą rękę i bez problemu złapała przedmiot.

To już trzecie spotkanie ze śmiercią dzisiaj - pomyślała bez problemu odrzucając na bok trójząb.

Na jej twarzy nie pojawił się nawet ślad niezadowolenia czy jakiejkolwiek innej emocji. Wyglądała na niewzruszoną faktem, że milimetry dzieliły jej gardło i metalowy trójząb. Refleks o ułamek sekundy gorszy, a przebiłby jej krtań na wylot.

- Nie jestem warta pocisku opętania, nie mniej schlebia mi, że wciąż myślisz inaczej, Mukuro.

Sylwetka wysokiego nastolatka pojawiła się jakby z nikąd na starej kanapie. Na jego twarzy majaczył lekko arogancki uśmiech. Siedział wygodnie oparty ze skrzyżowanymi nogami w łydkach. Obserwował jak kobieta poprawia swój płaszcz i robi kolejny krok do przodu.

- Co tu robisz?

Pytanie padło, gdy czerwonowłosa znajdowała się w połowie drogi do podwyższenia. Rokudo dalej nie wiedział o niej za wiele. Jej informacje były trafne i do tej pory mu nie szkodziła, jednak przy drugim spotkaniu określiła się jako „dość dziwny typ Vindice”, a to powodowało jego zwiększoną czujność.

- Przyszłam po zapłatę.

Chłopak pochylił się do przodu opierając łokcie o kolana, patrząc na kobietę znad złączonych palców. Na moment porzucił swoją arogancką pozę. Nie wiedział czego się po niej spodziewać.

- Spełniłem już złożoną obietnicę. Nie zabiłem jej.

Fuoco wzięła głęboki oddech. Ból w okolicy brzucha dalej nie zelżał. Miała wielką ochotę powiedzieć to i owo granatowowłosemu, ale się powstrzymała. To nie był odpowiedni czas na wymianę złośliwości, a już szczególnie nie z iluzjonistą.

- Rzeczywiście, ale nie zapomniałeś, że wisisz mi dwie, prawda? Spokojnie, ta ci się bardziej opłaci.

- Fu... Więc cóż to takiego?

Zostań strażnikiem Vongoli, gdybym mogła mu to powiedzieć wprost...

- Sprawa jest bardziej skomplikowana niż proste polecenie - powiedziała spokojnie. - Chciałabym abyś poważnie rozważył propozycję, która zostanie złożona pewnej osobie w niedalekiej przyszłości. Może nie wydać ci się owocna, ale obiecuję, że się nie rozczarujesz.

Fuoco żałowała, że w tej chwili nie siedzi przy stole i pije herbatę. Po charakterystycznym stuknięciu filiżanki upiłaby teraz łyk ciepłego napoju.

- Nie wejdę w żaden bezowocny układ z mafią - ostrzegł z niebezpiecznym błyskiem w oku.

- Źle mnie zrozumiałeś - potrząsnęła głową - propozycja, którą usłyszysz będzie prosta. Nawet da szansę na ponowną ucieczkę.

Tym razem to na jej twarzy pojawił się złośliwy uśmiech.

- Fufu... Skąd masz pewność, że cię posłucham?

Kpiąco podniósł jedną z brwi do góry. Wrócił do swojej aroganckiej pozy, wygodnego nastolatka. Mógł się zgodzić od razu, ale miał wrażenie, że kobieta nie pokazuje wszystkich swoich kart, a to one interesowały go najbardziej.

- Oczywiście, że możesz w przyszłości złamać nasza umowę - Fuoco pokiwała ze zrozumieniem głową. - Jednak nie zapominaj, że jestem Vindice i nie sprawia mi najmniejszej trudności odnalezienie ciebie. Bez względu na ciało. Więc jak?

Granatowowłosy zakrył twarz dłonią, a potem przy wtórze kpiącego śmiechu przejechał nią do góry odgarniając grzywkę. Głowę również odrzucił do góry. Kobieta była niebezpieczna, nie dlatego, że była silna - podejrzewał, że pokona ją w walce na zdolności. Oj to nie to powodowało u niego dreszcze - to jej wiedza czyniła z niej groźnego przeciwnika. Za każdym razem, gdy myślał, że się mu uda ja osaczyć, okazuje się, że czerwonowłosa już dawno przejrzała jego pułapkę. Zawsze jest kilka kroków w przód. W przyszłości. Poczuł dużą ekscytację - gry umysłowe dla iluzjonisty były chlebem powszednim.

- Fufufufu, czemu miałbym robić coś dla kogoś innego? - W jego prawej ręce pojawił się nowy trójząb. - Za dwa dni cała mafia będzie u moich stóp, a po niej reszta świata.

- Nawet Vindice mają trudności przed umknięciem uważnego spojrzenia Bermudy i Jaegera. Ty i twoja grupa, nie macie szans bez mojej pomocy.

- Fufufufu, nie doceniasz nas.

- Raczej ty, nie doceniasz przeciwnika. Mam nadzieję, że oprócz kontroli umysłów masz inne asy w rękawie.

- Skąd... - Mukuro zerwał się że swojego miejsca.

- Omerta - przyłożyła palec wskazujący do swoich ust - spełnij drugą obietnicę, a będziesz wiedział.

Zły zacisnął mocniej dłonie na rękojeści. Wiedziała za dużo, musiał się jej pozbyć. Pytanie brzmiało jak. Ani razu nie udało mu się podczas tej rozmowy zawładnąć jej umysłem. Tak jakby resetowała swoje myśli co ułamek sekundy. Coś niemożliwego. Mógłby użyć siły, ale...

- Oby twoja 7 reinkarnacja była bardziej owocna. Do zobaczenia w przyszłości.

Zanim zareagował, czarne płomienie pochłonęły kobietę. Znał ten czarny kłąb dymu - niezaprzeczalny znak przynależności do strażników praw mafii. Dostał potwierdzenie, którego nie chciał.

Był zależny od Vindice. Od mafii. Znowu grał jak mu zagrali.

Już wkrótce będzie inaczej - pomyślał spoglądając przez ramię w głąb sceny. W słabym świetle dochodzącym ze zniszczonego dachu, w tamtym miejscu za kurtyną zamajaczyła postać małego chłopca.

Czas zacząć polowanie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro