VI. Mediolan
Elektroniczny zegarek dał znać piskliwym dźwiękiem o wybiciu godziny szóstej rano. Yui już po pierwszym sygnale wyłączyła urządzenie. Ubranie się wraz z kąpielą zajęło jej do godziny. Za oknem było jeszcze ciemno. Sprawdziła dokładnie swoją torbę podróżną, a gdy upewniła się, że wszystko ma, sprawnym krokiem opuściła pokój. Po drodze zahaczyła o kuchnię podbierając kilka świeżych bułek. Na lotnisko dotarła bez większych przeszkód, nic nie zakłóciło jej lotu, opuszczenia w Mediolanie stacji lotów i dotarcia do miejsca spotkania z resztą rodziny. Wszystko było piękne i ładne, gdyby nie jeden fakt - bolały ją plecy i uszy.
Uczestnicząc w naradzie ne mogła się skupić, co pięć sekund musiała się rozglądać na boki w poszukiwaniu młodszego towarzysza. Tak, nie przybyła tam sama. Dostała zadanie, miała ochraniać drugiego syna szefa podczas jego inicjacji, choć w głowie jej się nie mieściło, jak tak małe dziecko ma tego dokonać. Prawda, Lambo od urodzenia przejawiał skłonności do zabawy bronią, w końcu u Bovino jej pełno, ale żeby w tak młodym wieku zostać zabójcą, bez lepszego przygotowania? Nie potrafiła tego zaakceptować. To już ona skończyła jedenasty rok życia i jest świadoma, czego musi dokonać, a on? Ledwo z pieluch wyrósł i posyłają go na front.
Lambo, właśnie zaznajamiał się ze wnętrzem kałasznikowa, gdy zniknął nastolatce z oczu, a narada dobiegła końca. Spanikowana biegała od jednego kąta do drugiego, aż musiała sama wyjść, a jego afro wysunęło się z broni. Pobladła ze strachu. Ona i mała krowa, mieli osłaniać tyły, a chłopiec wszedł do urządzenia wysokiego faceta, któremu daleko do chowania się po krzakach, co gorsza nie lubił młodej Pantalei. Wszyscy wchodzili do odpowiednich samochodów. Yui poczekała aż zostanie otworzony bagażnik samochodu osiłka. Zaproponowała pomoc przy ładunku broni, dzięki czemu łatwo było jej się potem wcisnąć do środka. W duchu dziękowała, że nie nabawiła się jeszcze klaustrofobii przy wszystkich przygodach z Bovino.
- Jeśli coś ci się stanie Lambo, to osobiście cię zatłukę! - Powiedziała ze złością.
Miała pecha, chłopak w bazuce jechał na dachu w specjalnie zabezpieczonej skrzyni. Zaraz po zatrzymaniu samochodu na uboczu, wyskoczyła z bagażnika. Zignorowała gwizdy i śmiechy mafiozów na temat jej stroju. Kilka luf rozerwało jej koszulkę, a na misje zawsze ubierała krótkie szorty, choć Ottavia zawzięcie chciała w nią wmusić obcisłe legginsy. Nie przejęła się ich docinkami. Z własnej torby wyciągnęła drugi, czarny top i bez ceregieli założyła go na zniszczone ubranie.
Musiała się skupić, aby śledzić szybkiego faceta z kałachem, w którym ukrył się jego prawdopodobny, przyszły szef.
Wejść do bazy wroga mieli z rozmachem, ale cicho. Dlatego wysłano najlepszych z rodziny. I Yui ciężko było przełknąć, że ona i Lambo też się wśród nich znaleźli, pewnie mieli być zabezpieczeniem, że malec wróci cały do domu, ale podejrzewała, że prędzej sami go zabiją niż ruszą mu z pomocą. Wojna to wojna, nikt nie zwraca uwagi na wiek czy wygląd ofiar. Z kałacha miano strzelić na początku w drzwi wejściowe, dywersja, bo prawdziwy atak przewidziany był na tyły. Dlatego tym bardziej śpieszyło się czerwonowłosej. Nie zdążyła. Razem z pociskiem poleciał i Lambo. Jego płacz i ogromny huk, tyle słyszeli zanim poleciały drzazgi z grubych dębowych drzwi. Yui pędziła ile miała sił w nogach, aby znaleźć dziecko pierwsza. Dotarła na miejsce bez wsparcia i jedyne, co zastała po chłopcu był winogronowy cukierek. Zaklęła pod nosem, a nad jej głową rozpętały się krzyki. Oburzeni wrogowie, niedawno powstały gang, który aspirował do miana rodziny, sami nastolatkowie. Młodzi i głupi pognali do lasu, z którego przybiegła dziewczyna. Prawie ją stratowali. Przywarła do ściany, a potem wślizgnęła się na ich teren. W lewej ręce trzymała naładowany pistolet, jednak drżenia dłoni nie potrafiła opanować. Idąc jednym z korytarzy wpadła na młodego mężczyznę z nożem. Czuła, że to będzie ciężka walka i jeszcze gorszy dzień.
W tym samym czasie, Lambo wystraszony nagłym wystrzałem i zły, za przerwanie jego drzemki, sam zwiedzał różne pokoje. Wywracał się, ocierał o różne krawędzie. Szedł przed siebie bez konkretnego celu. Nie wiedział, po co tutaj przybył ani co miał robić. Dłubiąc w nosie i kręcąc przyszytym ogonkiem od śpioszków, szukał czegoś godnego jego uwagi. Wielki Lambo-san, nie będzie zadawał się z byle kim, więc bawić tym bardziej. Świsty kul, zderzenia broni, ciosy wręcz, wszystko to znał i nie bał się tego. W końcu Wielki Zabójca Lambo jest nietykalny. Przynajmniej tak sądził, aż bezmyślnie nie wszedł w samo centrum walki. Zmęczony spacerem usiadł na środku pokoju z zamiarem ucięcia sobie drzemki. Przywódca wroga od razu go zauważył.
- Więc ród Bovino, to naprawdę idioci - odparł podnosząc dzieciaka z ziemi. Oczywiście, Lambo, zaczął wierzgać nogami i się wydzierać w niebo głosy. - Od samego początku chodziło tylko o braci.
- Puść mjie! Jestes gupi! Gupi gupik! Lambo-sama spaaaaaaaaćććć! - Awanturował się malec.
- Wykończyć ich - powiedział mężczyzna samemu rzucając bombę przed przeciwników. Wycofał się do ukrytego korytarza. - Jakby cię tu zabić, co? Takiego smarka nie trudno utopić. Może w kwasie?
Lambo na te słowa się skurczył. Może i miał cztery lata, może i jest wkurzajacą osobą, za którą nikt w jego rodzinie nie przepada i z największą chęcią pozbyliby się go przy pierwszej lepszej okazji, ale nawet on ma instynkt samozachowawczy i wie, kiedy ktoś mu grozi. Tak, jak teraz. Awantura przerodziła się w płacz. Mężczyzna nie robił sobie z tego, kompletnie nic. Uderzał nim o ścianę co jakiś czas, aby go uciszyć. Zanim dotarł do piwnicy poczuł lufę pomiędzy żebrami. Spojrzał zaskoczony w bok. To Yui celowała w niego ze swojego pistoletu.
- P-puść go. Puść go albo strzelę! - Zagroziła opanowując drżenie głosu.
- Idiotka - odparł łapiąc za jej broń - powinnaś wiedzieć, że panuje zasada zabij albo zgiń - powiedział jej prosto do ucha. Zaskoczona puściła broń, którą on sprawnie przejął i wycelował w jej kierunku.
Nacisnął spust w momencie, gdy drzwi za nimi otworzyły się z hukiem. Metal uderzył prosto w mężczyznę, który nieprzytomny upadł na ziemię. Lambo zapłakany i zakrwawiony doczłapał do Yui, która wzięła swoją broń. Przytuliła malca spoglądając w kierunku ich wybawcy. Wysoka dziewczyna z czarnymi włosami do pasa stała w wejściu w pozie bojowej. Tęczówki jej oczu były czerwone. Wpatrywała się w brązowooką z pewna dozą ostrożności, jakby to, że się zobaczyły już popsuło jej plany.
- Dziękuję - powiedziała cicho Pantalea.
- Lepiej go wykończ - odpowiedziała nieznajoma odwracając się na pięcie. Wróciła do środka.
Yui patrzyła chwilę za nią, jednak szybko wróciła wzrokiem do niedoszłego jej mordercy. Odzyskiwał przytomność i udało mu się złapać ją za kostkę. Wystraszona podniosła pistolet. Wycelowala, ale nie potrafiła strzelić. Świeże krople potu zaczęły zdobić jej skroń, palce robiły się coraz bardziej śliskie, a ucisk na nodze coraz silniejszy. W końcu zamknęła oczy i odwróciła głowę. Wystrzeliła, chwyt na kostce zelżał. Upuściła pistolet. Lambo siedział cicho w nią wtulony. Pantalea powoli otworzyła oczy, widok wypływającej krwi z uszu i ust mężczyzny ją przeraził. Cała się trzęsła z nadmiaru wrażeń, ale czuła jak zaczyna tracić przytomność, w końcu wcześniej drasnęła ją kula w głowę.
^^^
Mam nadzieję, że teraz wszystko pasuje c;
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro