Rozdział 1: Nieudana randka
Nastał poranek, niechętnie wybudzam się ze snu, który otulił mnie dzisiejszej nocy. Moja podświadomość przypomniała, że mam spotkanie po godzinie czternastej z nim, z Kevinem.
Od razu lekko się uśmiechnąłem, wstając z łóżka, podszedłem do szafy, zacząłem szukać ubrań na wyjście, żeby przypadkiem nie wyjść w piżamie.
Znajduję jasną koszulkę z lekko ciemnymi cętkami, do tego dresy. Po przebraniu czeszę swoje niebieskie długie włosy.
Przygotowanym spoglądam w lustro. Od razu lepiej. Do spotkania mam dużo czasu, więc spożytkuję na śniadaniu i wypoczynku.
Na śniadanie mama przygotowała kulki ryżowe, które uwielbiam jak sushi i ramen.
Przyszedłem do kuchni, witając się z mamą siadam do stołu. Biorę kubek i dzbanek z sokiem. Rozmawiając z mamą jem śniadanie, które zawsze mi smakuje.
Powoli mijają godziny, niedługo będzie czternasta i spotkanie.
Wychodzę z domu, zmierzam w kierunku centrum, gdzie wczoraj umówiłem się z Kevinem. Kolejny mały uśmiech gości na mych ustach.
Niespiesznie zjawiam się w umówionym miejscu. Staję w cieniu drzew, gdzie wiosenne słońce prześwituje, a śpiew ptaków unosi się na wietrze. Tuż obok jest miejski park, więc dlatego wybieram te miejsce, by zaczekać na niego.
Kevin zjawia się kilka minut później po mnie. Czemu się spóźnia? Myślałem, że będzie przede mną i pójdziemy na coś słodkiego.
Od dzisiaj nazywam go Panem Spóźnialskim.
Stojąc w cieniu drzew jestem ciekaw, czy mnie zauważy.
Wypatruje mnie, jak żeglarz jakiegoś punktu na horyzoncie.
Zauważył poruszenie między drzewami, gdzie ja się specjalnie schowałem, by mieć satysfakcję z jego min, które są urocze.
Stoję dalej, on idzie.
-W końcu Cię znalazłem.- rzuca na powitanie.
I o to mi chodziło, żeby mnie znalazł. Będę tak robił za każdym razem, żeby być w jego zasięgu.
-Jaka ze mnie niezdara...-uśmiechnąłem się lekko, po czym przywarłem do niego swoim ciałem.
Różowowłosy przez chwilę stoi bezruchu, jakby stał się słupem soli.
Troszkę później obejmuje mnie ramieniem domyślając się, że w ten sposób się witam, zamiast przez zwykłe podanie ręki.
-Co wybierasz?- pyta spoglądając na mnie swoimi czarnymi oczyskami.
-Może gofry i bubble tea?- zadarłem głowę, by spojrzeć na jego uroczą twarz.
-Jestem za. Więc chodźmy.- skinął lekko głową, po czym ruszyliśmy do pobliskiej budki z goframi, która jest w naszym zasięgu.
Przyszliśmy na miejsce, zamówiliśmy po porcji gofrów. Wybrałem z dżemem malinowym, a Kevin z czekoladą truskawkową polewą.
Do tego wziąłem bubble tea o smaku pomarańczy, a on z truskawkami.
O co chodzi, że on nagle zaczął lubić truskawki? Nie lubił ich, od kiedy pamiętam...
Razem z goframi i napojami idziemy w stronę parku. Oczywiście, że Kevin się uparł o zapłacenie rachunku za słodkości. Po drodze rozmawiamy o przyziemnych sprawach, jakie dotyczyły naszej szkoły. No przecież! Jutro będzie zakończenie roku szkolnego! Aż się ucieszyłem.
Weszliśmy do parku, idąc niespiesznie jemy gofry, popijając bubble tea.
-Myślisz, że zdamy z naszego rocznika?- czarnooki spojrzał na mnie.
Skinąłem głową na tak, mając w ustach gofrowe ciasto. -Trzeba wierzyć, że się uda, co nie?- przełknąłem kęs jedzenia.
-Racja. Wiara potrafi czynić cuda.- uśmiechnął się.
I to właśnie w nim uwielbiam, uwielbiam kiedy jego uśmiech gości na ustach.
Usiedliśmy na jednej z ławek w głębi parku. Po drodze zjedliśmy gofry, zostały nam bubble tea.
Spojrzeliśmy na niebo, które jest ponad nami.
Ciekawe, o czym myśli. Zerknąłem na niego kątem oka.
Miło jest patrzeć, kiedy ma zamyślony wyraz twarzy. Oparłem lekko głowę o jego ramię, w duszy jestem cały czerwony.
Muszę się zebrać na odwagę, by mu wyznać to, co siedzi we mnie od dłuższego czasu.
Moja miłość do niego nie zgaśnie, do końca będę mu wiernym. Wyciągam z kieszeni małą, czerwoną kokardkę, którą wcześniej kupiłem.
Korzystając z jego stanu zamyślenia lokuję kokardkę na jego włosach.
Kiedy mały niecny plan się powiódł, cicho zacząłem się śmiać.
Słysząc mój śmiech Kevin spojrzał na mnie.
-Stało się coś? Że się śmiejesz?-
-Nic nic...- moje chichoty przybierają na sile.
-Z czego się śmiejesz? Bo nie odpuszczę.-
-Wyglądasz uroczo, kiedy się złościsz.-pokazałem, żeby sprawdził, co sprawiłem kilka chwil temu.
Dotyka miejsca, gdzie założyłem mu kokarkę czerwonego koloru.
-Huh?...- chwilę później staje się czerwonym jak dojrzały burak.
Szybko wyciagnąłem telefon, robiąc mu zdjęcia.
Idealnie!- pomyślałem.
-Coś Ty zrobił?!- krzyknął oburzony.
-Jesteś uroczym, kiedy się złościsz, mówiłem Ci to.- niewinnie się uśmiechnąłem. Przysunąłem się bliżej, całując jego usta. Smakują jak truskawka, którą jadł wcześniej razem z goframi.
Smoczy Napastnik kolejny raz zdębiał, czując się chyba niekomfortowo.
-Ty mały... Szary Szczurku!- warknął zdenerwowany.
I tak wiem, że droczy się, słyszę po jego głosie, niż żeby był złym na serio.
-A Ty Smok z Czerwoną Kokardką!- parsknąłem śmiechem.
Kevin westchnął cicho, jakby był wkurzony na mnie. Założył ręce na piersi.
A ja usiadłem mu na kolanach, przytulając się.
-Wiesz przecież, że lubię, kiedy jesteś sobą.- mruknąłem tuląc się do jego ciepłego ciała. Całe szczęście, że wybrałem ustronne miejsce, więc nikt nie będzie nas widział.
Różowowłosy spojrzał na mnie. "Kiedy jesteś sobą." -zacytował mnie.
-Oczywiście głuptasie.- spojrzałem do góry, głową opierając się o jego klatkę piersiową.
-Powiedz mi jedno...- wygląda na to, że Smoczy Napastnik zapewne zada pytanie, które mnie nurtuje.
-Tak?- pytam z nadzieją w głosie.
-Czy Ty... Kochasz mnie?- pada te pytanie, które chciałem go zapytać.
-Tak! Kocham Cię od dnia, kiedy zobaczyłem Ciebie!- wyprostowałem się, by widzieć jego twarz. Oczywiście, że nie kłamię, bo naprawdę czuję coś więcej, niż tylko przyjaźń.
Spojrzał w bok, jakby był czymś przybity.
-Przepraszam... Lecz...-
Przerywam mu w połowie zdania. -Lecz co?-
-Ja... Kocham Cię, ale jak przyjaciela.-
I tu coś we mnie pękło. Zacząłem sypać się na miliony kawałków.
-Przyjaźnimy się, a przyjaźń jest nam pisana.-
Co Ty pleciesz za bzdury?! Kevin! Próbujesz mi udowodnić, że jesteśmy przyjaciółmi, kiedy ja żywię do Ciebie więcej, niż przyjaźń.
-Ale...- próbuję coś powiedzieć, lecz mi to nie wychodzi.
-Jeszcze raz przepraszam.- tym razem oczy przybitego psa. -Muszę iść.-
Niechętnie go puszczam, a Smoczy Napastnik udał się w swoją drogę.
Usiadłem na ławce, podłamałem się. Co jest złego we mnie? Wyrzuciłem pusty kubek po napoju do kosza. Szczerze mówiąc wywaliłbym to gdzieś za siebie, niż do kosza.
Uhhh...
Wstałem i szybkim krokiem ruszyłem w stronę domu. Łzy stanęły w oczach, a ja idę dalej. Co jest ze mną nie tak?...
Wróciłem do domu, zamknąłem się w swoim pokoju, że było słychać trzask drzwi. Rzuciłem się na łóżko, daję upust smutkowi. Przytuliłem poduszkę płacząc.
Czemu mi to zrobiłeś?...
************************************
Dzień dobry wieczór!
Przepraszam, że trochę krótki rodział.
Życzę miłego wieczoru/dnia. 💙
Kevin 💙
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro