Rozdział XX
Amadeus był wściekły, gdy tylko z daleka dostrzegł swoją siostrę z mieczem na arenie. Przeklął cicho.
— Czy ta wariatka chce ją wykończyć? — mruknął ze złością. Zacisnął pięści i skierował się w stronę czarno-białego smoka.
— Hersylia — warknął, stając obok stworzenia i lekko zadzierając głowę do góry. — Co to ma znaczyć? Chyba wyraźnie powiedziałem ci, że koniec treningu na dziś i masz ją odprowadzić do namiotu. Czy może jednak mnie nie zrozumiałaś?
Dziewczyna spojrzała na niego z zaskoczeniem.
— A nie chciałeś się na niej zemścić? Spójrz, teraz to idealny moment. W dodatku urozmaiciłam tę zemstę. — Uśmiechnęła się. Dopiero wtedy Amadeus przeniósł wzrok na arenę... by za chwilę zakląć ponownie.
— Matteo? — zdziwił się. I dopiero wtedy wszystkie klocki w jego głowie zaczęły się układać. Nagle stało się dla niego jasne, dlaczego Hersylia tak naciskała na to, by sprowadzić tu jego siostrę, by poddać ją hipnozie natychmiast, by ona również mogła ją nadzorować. Wiedziała, że Matteo przyleci za Amadeą, wiedziała, że zrobi wszystko, by ją ocalić. I zrobiła to wszystko specjalnie. I jeszcze udało jej się w to wciągnąć Amadeusa.
— Rąbnij ją w czaszkę! — Usłyszał z ust czarnowłosego Wikinga.
— Nie uderzę jej! — zawołał w odpowiedzi Matteo, ale chyba go już nie słyszeli, bo chłopak znów schował się za krzakami. Trzeba było działać szybko, zwłaszcza że Amadeus widział już drżące mięśnie swojej siostry. Była zmęczona, nie dało się ukryć.
— Hersylia, skończ to — warknął do swojej towarzyszki. — Nie widzisz, że to nie jest dobra droga?
Ciemnowłosa zaśmiała się.
— No nie wierzę, ty mówisz mi o dobrej drodze? Wiesz co? — kontynuowała po krótkiej chwili milczenia. — Wiedziałam, że nie dasz rady. Wiedziałam, że jesteś za słaby. Mówiłeś, że już cię ona nie obchodzi, ale wy, faceci, dużo mówicie.
— Przecież tu już nawet nie chodzi o to, że to moja siostra! Tu chodzi o choć trochę humanitarności! Nie widzisz, co ty robisz?!
Hersylia zastanowiła się chwilę.
— Widzę — przyznała. — I bardzo mi się to podoba.
Na arenie rozległy się nagłe gwizdy. Amadeus i Hersylia spojrzeli po sobie. Oboje doskonale wiedzieli, co to oznaczało. Jeźdźcy przyzywali swoje smoki. Na które zresztą nie musieli długo czekać. Już po chwili stworzenia zaczęły się zlatywać na arenę. Hersylia rozglądała się zdezorientowana, a Amadeus postanowił skorzystać z ogólnego zamieszania. Wbiegł na arenę, stanął za Amadeą i wyciągnął zza pasa swój sztylet.
— Co ty robisz?! — krzyknął Matteo, ale chłopak zignorował go. Uderzył swoją siostrę rękojeścią w tył głowy.
— Zamknij się — warknął, a dziewczyna bezwładnie upadła na ziemię. Znaczy, upadłaby, gdyby nie Matteo, który natychmiast odrzucił miecz, złapał ją, przyklęknął na ziemi i ułożył jej głowę na swoich udach.
— Zaraz się ocknie — oznajmił Amadeus, chowając sztylet. Czuł się podle. Jak mógł nie zauważyć, że jego siostrze grozi tak ogromne niebezpieczeństwo? Naraził ją przez własną głupotę i żądzę zemsty.
Matteo spojrzał mu prosto w oczy z mieszanką zaskoczenia i... wdzięczności.
— Dziękuję — powiedział cicho. Amadeus skinął głową.
— W końcu to moja siostra, nie?
— ZMASOWANY ATAK!!! — krzyknęły nagle dwie osoby i tuż nad głową Amadeusa przeleciał zielony smok. Chłopak schylił się instynktownie. Z grzbietu zwierzęcia pomachały mu blondwłose bliźniaki.
— Hej, fajnie było w tych twoich celach, dzięki za gościnę, ale trochę nam się znudziło — zawołała Szpadka.
— Noo, ale jakbyś chciał to możemy potem pokazać ci naszą supergościnność — dodał Mieczyk i oboje odlecieli w stronę smoka Hersylii. Amadeus z uśmiechem pokręcił głową.
— Nie wiem, jak się wydostali — przyznał — ale całkiem mnie to cieszy.
Matteo odpowiedział uśmiechem. Zaraz jednak przeniósł wzrok na miejsce, w którym właśnie toczyła się walka. Właściwie, walki były dwie. Czkawka i reszta jeźdźców starała się opanować zdezorientowanego smoka, podczas gdy Astrid swoim toporem właśnie pojedynkowała się z Hersylią. Brunetka nie miała z blondynką praktycznie żadnych szans, zwłaszcza biorąc pod uwagę lecące co jakiś czas w jej stronę kolce Śmiertnika Zębacza, więc już po chwili leżała z twarzą przyszpiloną do ziemi. W tym samym czasie Czkawka uspokajał jej smoka, delikatnie głaszcząc go po pysku.
— Matteo? — mruknęła Amadea, lekko poruszając głową i powoli otwierając oczy. — Ugh, moja głowa — jęknęła, przykładając dłoń do skroni. — Wszystko w porządku? Co się stało?
Chłopak odetchnął z ulgą, podniósł dziewczynę i przytulił ją mocno.
— Och, Amadea — szepnął. — Powiedz, co ja bym bez ciebie zrobił?
Ciemnowłosa zaśmiała się cicho, również się do niego przytulając.
— Zwariowałbyś — powiedziała słabo.
— Zwariowałbym — przytaknął.
— Ekhem — przerwał im Amadeus kaszlnięciem. Natychmiast oderwali się od siebie i spojrzeli na chłopaka... który stał z bladym uśmiechem i uniesionymi rękami. Otaczali go jeźdźcy na swoich smokach z niezwykle groźnymi minami (to tyczyło się zwłaszcza bliźniaków i Sączysmarka). Przy Wichurze natomiast Astrid właśnie kończyła związywać wściekłą Hersylię. Matteo wstał, podając dłoń Amadei i podnosząc ją. Przytrzymywała się go, chwiejąc się lekko. Na arenę zaczęli się już schodzić inni jeźdźcy, rozmasowując sobie skronie i zastanawiając się, co w ogóle robią na tej odległej wyspie.
— Mira — odetchnęła ciemnowłosa z ulgą, widząc przyjaciółkę całą i zdrową.
— Amadea? — zdziwiła się dziewczyna, podchodząc do niej. — I Matteo? Zaraz, co wy tu...? Ty! — zawołała ze złością, dostrzegając nagle Hersylię. — Ty!
— Mira, Mira, spokojnie — zaśmiała się Amadea. — Trzeba będzie ją przetransportować do nas, żeby sprawiedliwości stało się zadość. I już wiem, komu powierzę to zadanie. — Mrugnęła do niej porozumiewawczo.
— Już ja jej wymierzę sprawiedliwość — mruknęła wojowniczka. — Okej, muszę znaleźć mojego smoka, dajcie mi chwilę. A, tylko ja ją zabieram! — zawołała na odchodne, pokazując palcem na Hersylię i odeszła w sobie znanym kierunku, podśpiewując cicho pieśń, na którą jej smok miał zareagować.
— Mogę się jeszcze poddać? — zapytał nagle Amadeus z uśmiechem. — W gruncie rzeczy nic nie wiedziałem o tym jej chorym pomyśle.
Matteo i Amadea popatrzyli po sobie.
— Nadal pozostaje fakt, że chciałeś zniszczyć miasto z pomocą swojej małej armii. — Uniósł brwi brunet.
— Ale... Może nic się nie stanie, jeśli... — powiedziała ciemnowłosa cicho.
— Zahipnotyzował cię!
— W gruncie rzeczy to nie on.
— Uhm, do twojego poczucia sprawiedliwości mam się nie odwoływać?
— Matteo... — Dziewczyna popatrzyła na niego prosząco. — Jakby coś, biorę to wszystko na siebie. Ty już i tak możesz mieć problemy.
Czkawka zszedł ze Szczerbatka i podszedł do nich.
— Wiesz, myślę, że Amadea może mieć rację. Każdy zasługuje na drugą szansę, jeśli tylko żałuje i chce się poprawić.
— On już dostał drugą szansę — oznajmił Matteo chłodno, patrząc Amadeusowi prosto w oczy.
— I wykorzystał ją — zaoponował Czkawka. — W końcu pomógł ci uratować Amadeę.
Brunet zawahał się. Spojrzał na pełną nadziei ukochaną. Następnie przeniósł wzrok na Czkawkę, który tylko lekko skinął głową. Matteo westchnął ze zrezygnowaniem.
— Niech będzie — oświadczył w końcu, patrząc wprost na Amadeusa. — Ale niech tylko jeszcze raz o tobie usłyszę, a uznam, że nie chciałeś wykorzystać swojej szansy.
Chłopak skinął głową.
— Będę spokojnym, uczciwym obywatelem — zapewnił. — Odpłynę gdzieś daleko, gdzie ludzie uważają smoki za zwykłe bajki, a ty więcej o mnie nie usłyszysz.
Amadeus podszedł do swojej siostry i wyciągnął do niej dłoń.
— Będę do ciebie pisał, siostrzyczko — obiecał, gdy uścisnęła jego rękę z uśmiechem. Drugą poczochrała mu włosy.
— Czyżby w końcu wrócił mój mały braciszek?
— Miałem trochę czasu, żeby przemyśleć... i zrozumieć wiele rzeczy — przyznał. — A ty się nie przejmuj, żołnierzyku. — Spojrzał drwiąco na wciąż podejrzliwego Matteo. — Będę grzeczny.
Brunet uśmiechnął się ironicznie.
— Tylko spróbuj nie.
Amadeus zaśmiał się.
— Jeśli pozwolicie, mam tam przycumowaną łódź — wyjaśnił, pokazując dłonią na ledwo widoczny kraniec wyspy.
— No chyba sobie żartujecie, żeby go puszczać wolno! — zawołała nagle Hersylia, za co od razu została skarcona ostrym spojrzeniem Astrid.
— Ty akurat nie masz tu żadnego prawa głosu — oznajmiła blondynka. Choć, prawdę mówiąc, jej też średnio podobał się pomysł jej narzeczonego i Amadei.
Amadeus spojrzał na ciemnowłosą dziewczynę z ironicznym uśmiechem, ale postanowił nie kontynuować z nią dyskusji. Chciał ulotnić się z tej wyspy jak najszybciej. Chciał zapomnieć o całej tej sprawie.
— Trzymajcie się! Miło się z wami robiło interesy! — zawołał, teatralnie się wszystkim kłaniając i zbiegł w dół zbocza. Po chwili stał już na zacumowanej przy brzegu łódce, przygotowując się do odpływu. Ostatni raz omiótł wzrokiem wyspę i wzdrygnął się na widok unoszących się w powietrzu smoków.
— Dobrze, że to już koniec — powiedziała Amadea z ulgą, patrząc po wszystkich zebranych. Jeźdźcy pokiwali głowami w milczeniu.
— Masz rację. — Uśmiechnęła się Mira, zatrzymując się nad przyjaciółką. Odzyskała już swojego smoka, z czego oboje wydawali się bardzo zadowoleni. — To co, lecimy do domu? Mamy jedną plugawą...
— Mira, proszę cię.
— Do osądzenia.
Amadea przewróciła oczami. Popatrzyli po sobie z Matteo.
— Hm, wiesz co — zaczęła dziewczyna. — Na pewno sama sobie świetnie poradzisz z upilnowaniem jej podczas drogi powrotnej.
— A wy co?
— A my... — Uśmiechnęła się Amadea. — My mamy jeszcze pojedynki do wygrania.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro