Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 19

- Naruto, słuchasz mnie? - Kakashi machnął mu ręką przed oczami.

Konan pożegnała się z nimi już jakieś pół godziny temu, a oni nadal próbowali poukładać to, czego się dowiedzieli. Choć trzeba przyznać, że informacji mieli tyle co nic, a całe przedsięwzięcie zapowiadało się jak szukanie igły w stogu siania. I to ogromnym stogu siana. Co prawda Konan obiecała przekazać im wszystko, czego się dowie, jednak Kakashi miał przeczucie, że jeśli byłaby w stanie sama zdobyć informacje, nie przychodziłaby z tym do nich.

Po wydarzeniach sprzed siedmiu laty, kiedy to Konan wybiła praktycznie wszystkich członków Akatsuki działających na terenie Konohy, co więcej, zabiła ich przywódcę Danzo, grupa rozpadła się na kilka mniejszych, niewiele znaczących gangów i przez ten czas praktycznie słuch o nich zaginął. Chociaż ostatnio jeden z nich, noszący miano Korzeń, zaczął być bardziej aktywny i na nowo zajmował tereny należące wcześniej do Akatsuki. Ich główną działalnością były narkotyki. Na ulicach pojawiło się jakieś nowe świństwo, które miało dziwne skutki uboczne, jednak wydział narkotykowy miał na jego temat, jak na razie, zbyt mało informacji. Sam Kakashi dowiedział się o tym całkiem przypadkiem, kiedy ostatnio spotkał się na drinka z Hashiramą i Asumą. Do tej pory nie wiązał tych dwóch spraw, w końcu nowy narkotyk pojawił się zaledwie trzy miesiące temu, a co jeśli jednak mają coś ze sobą wspólnego? Co więcej, cały czas nie opuszczało go przeczucie, że to dopiero początek ich problemów.

- Co? Tak, tak. Asami i Tomi mogą u ciebie zostać. Zabierzemy dzieci jutro... A o co tak właściwie pytałeś? - Zdezorientowany podrapał się po karku, po czym na powrót utkwił wzrok w stojącej przed nim szklance.

Naruto miał wrażenie, że czas zwolnił, a on sam jest w jakimś pokręconym koszmarze. Całkowicie się pogubił a jego głowę wypełniały dwa słowa.

Znacznie gorzej.

Rozbrzmiewały z coraz większą mocą, nie pozwalając się skupić na niczym innym. Co może się za nimi kryć tego Konan nie zdradziła, choć trzeba przyznać, że żaden z nich też o to nie zapytał.

Znacznie gorzej

może oznaczać dosłownie wszystko. Od amnezji po śmierć... Chociaż nie. Śmierć nie wchodzi w rachubę, a przynajmniej jeszcze nie teraz. W końcu Konan mówiła, że chce odwrócić działanie tego gówna, czyli ten człowiek jeszcze żyje. A przynajmniej Naruto taką żywił nadzieję. Tylko w takim razie, od czego zacząć? Sam był pod stałą kontrolą i jego wyniki badań były w porządku. Nic nie wskazywało przyczyny jego stale pogarszającego się stanu. Co prawda zapomniał o ostatnich badaniach, wątpił jednak, czy rzuciłyby jakieś nowe światło na całą sytuację. Coś musi im umykać. Coś ważnego. Tylko co to może być? Gdzie szukać?

- Kakashi, dajmy na dziś spokój - Sasuke rozumiał, że w tym stanie Naruto do niczego się im nie przyda. - Tak jak mówiłeś, porozmawiaj z Hashiramą i każdym, komu ufasz. Może jednak pojawiło się coś nowego. - Spojrzał na Naruto, a następnie zwrócił się do Hatake. - Kakashi, dziękuję.

- Nie ma za co, młody. - Uśmiechnął się blado. - Naprawdę nie ma za co. Będziemy w kontakcie - rzekł na odchodne.

Kakashi naprawdę martwił się o nich. Nie wierzył w przeznaczenie, karmę czy inne takie głupoty, jednak patrząc na tę dwójkę, nie mógł oprzeć się wrażeniu, że los uwziął się na nich, rzucając pod nogi coraz to większe kłody. Obserwował ich przez te wszystkie lata. Widział jak się zmieniają, dorastają, stają się twardsi, zahartowani, zdawałoby się niemal niezwyciężeni, jednak teraz, kiedy patrzył na nich jak siedzą przy stoliku, wyglądali jak bezbronnie małe dzieci. I w sumie nie było się czemu dziwić. Każdy przecież ma swoje granice i wyglądało na to, że oni zbliżają się do swojej.

- Naruto, chodź wracamy do domu. Powinieneś odpocząć. - Sasuke położył mu dłoń na ramieniu.

Sasuke sam nie mógł się otrząsnąć po tym, co usłyszał. Miał nadzieję, że ten rozdział został już zamknięty, jednak potwór przeszłości znowu pokazuje swój paskudny łeb. Jakby mało mieli kłopotów. A na dodatek teraz pod ich opieką są dzieci. Nie było gorszego momentu na kolejną zawieruchę. Życie naprawdę ich nie lubi. Chociaż... Mają przecież siebie. Fakt, wczoraj w złości naprawdę chciał się wynieść, uciec, choć na chwilę od tego wszystkiego. Nie mógł się pogodzić, że Naruto i Sakura... Nawet, jak twierdzi Naruto, to był przypadek, to nie powinno w ogóle mieć miejsca, jednak teraz, w świetle nowych wydarzeń, wszystko to stało się nieważne. Naruto jest dla niego najważniejszy. W zasadzie odkąd się poznali, zanim zrozumiał, co łączy go z Shizune i Asami, zanim pierwszy raz go pocałował, zanim rozpętała się pierwsza burza, Naruto stał się dla niego najważniejszą osobą w życiu. I nie wyobrażał sobie, aby jego miejsce miał zająć ktoś inny. Tak jak i nie wyobrażał sobie, aby to miejsce było puste. Razem są w stanie stawić czoła najgorszemu potworowi. Razem są niezwyciężeni.

- Naruto? - Ponowił, kiedy nie doczekał się żadnej reakcji. - Naruto, słyszysz mnie? - Potrząsnął nim delikatnie.

Naruto zwrócił twarz w jego kierunku.

- Znacznie gorzej... - wyszeptał niemal niedosłyszalnie, a w jego oczach zagościło przerażenie.

- Naruto, przestań o tym myśleć. - Sasuke spojrzał mu głęboko w oczy, bezskutecznie doszukując się w nich, choćby śladu tak dobrze mu znanego błysku. - To absolutnie nic nie znaczy, rozumiesz? Zapomnij o tym, co mówiła. - Starał się przekonać nie tylko jego, ale również i siebie. Nie mógł pozwolić, aby stracili nadzieje. - Nic złego ci się nie stanie, rozumiesz? Jestem przy tobie.

- Ale wczoraj...

- Och do jasnej cholery! - Sasuke tracił cierpliwość. - Wczoraj to było wczoraj! Dziś to jest dziś! Sytuacja się zmieniła. Przecież... - Nie wiedział jak ma mu to wytłumaczyć. Chciał, aby Naruto zrozumiał, że w tej chwili nie liczyło się nic innego, jak jego bezpieczeństwo. - Posłuchaj mnie, młocie jeden. - Ujął jego twarz w dłonie. Nadal wpatrywał się w jego oczy i nim do końca pomyślał, zrobił coś, czego nigdy wcześniej nie robił. Pocałował go. W pierwszej chwili Naruto chciał mu się wyrwać, ale w następnej oddał pocałunek, który zmienił się z delikatnego w pełen namiętności, zachłanności i miłości.

Sasuke zawsze był powściągliwy w okazywaniu swoich uczuć, a już nigdy nie pozwalał sobie na to w miejscu publicznym, jednak w tej chwili nie dbał o to. Miał gdzieś co ludzie sobie pomyślą. Kto ich zobaczy i jakie będą tego konsekwencje. To kolejne, nic nieznaczące sprawy. Teraz najważniejsze było tylko jedno. Aby do Naruto dotarło, że on jest przy nim i będzie. Mimo kolejnej zawieruchy, a w zasadzie to może właśnie ze względu na nią.

- Sasuke... - Naruto ledwo mógł złapać dech. Nie tylko policzki mu płonęły. Czuł jakby spalał się od środka. Jeszcze przed chwilą był na granicy czarnej otchłani, jeden krok dzielił go od zatracenia się w niej, teraz był na innej granicy. Wystarczył jeden gest, jeden pocałunek, aby czarna otchłań zmieniła się w pożar pożądania. - Ja...

- Och lepiej nic już nie mów. - Oparł swoje czoło o jego, rozkoszując się ciepłem rozchodzącym się po ciele. - Wracajmy do domu. Musimy...

- Nie, nie do domu... - Naruto położył mu dłoń na policzku.

Sasuke w zdumieniu uniósł brwi, ale widząc powracający błysk w błękitnych oczach nie mógł się nie uśmiechnąć.

- Jeśli nie do domu, to gdzie? - Zapytał, chociaż domyślał się co Naruto chodzi po głowie. I w sumie nie miał nic przeciwko temu.

- Obiecałem podlewać kwiatki - Naruto wyciągnął z kieszeni klucze.

-------------------------------------

Dziękuję za wszystkie komentarze, które kocham i gwiazdki:)

Za wszelkie błędy bardzo przepraszam. Wytykajcie śmiało, będę poprawiać!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro