Rozdział 10
Witajcie Kochani!
Tak, tak. Nie wydaje Wam się i już dziś oddaje w Wasze ręce kolejny rozdział, składając również wielkie podziękowania wszystkim którzy czekali tyle czasu na rozdział i przyjęli go z tak wielkim entuzjazmem. Dopiero dziś dotarło do mnie, że były to równo dwa miesiące przerwy. Jesteście naprawdę kochani!
Zatem życzę miłej lektury :)
- Tym razem przesadził - Naruto mamrotał pod nosem, ściskając w dłoni pomarańczowy ręcznik. - A jeśli dzieciaki to usłyszały, to rozszarpie go gołymi rękoma. Tym razem nie zostanie z niego mokra plama.
Wiedział, że Sasuke naprawdę tak nie myśli, jednak jego słowa bardzo go zabolały. Nie mógł pojąć co się za tym kryło? Owszem, nie będzie łatwo. W to nie wątpił, gdyż tak po prawdzie cóż oni wiedzą o wychowywaniu dzieci, nie mówiąc o tym, że obaj będą musieli zreorganizować swoje grafiki. Jednak nie są pierwszymi i nie ostatnimi ludźmi na ziemi, których zaskoczyło rodzicielstwo. Skoro inni sobie poradzili, nie widział powodów dlaczego im miałoby się nie udać? Szczególnie, że mają przyjaciół których mogą poprosić o pomoc, a w ostateczności zawsze może zadzwonić do matki, która zapewne bez wahania przyjedzie im z odsieczą. Kushina do tej pory nie miała zbyt wielu powodów aby przyjeżdżać do nich na dłużej, i na pewno ucieszyłaby się z takiej okazji.
- Wujku, co mówiłeś? - Tomoe przestał się chlapać i przyglądał się mu, przekrzywiwszy główkę w lewo.
- Co?! Nie nic. Skończyłeś się już myć? - próbował się uśmiechnąć odganiając natłok myśli.
- Ale na pewno jutro pójdziemy do liska? - Tomoe odsunął się na drugi koniec wanny widząc wyciągnięte ręce Naruto.
Naruto wypuścił z rąk ręcznik który wpadł prosto do wody, przymknął oczy i westchnął głęboko.
- Przecież ci obiecałem, prawda? - Starał się panować nad głosem. Tomoe przytaknął. - A czy kiedykolwiek nie dotrzymałem słowa?
Tomoe wstał, przyłożył palec do ust, ściągnął brwi a spojrzenie utkwił w suficie. Wyglądało to nader komicznie, kiedy malec stojąc w wodzie, która ledwo zakrywała mu siusiaka, starał się wygrzebać z pamięci przypadki kiedy to Naruto nie dotrzymał danego mu słowa.
Naruto siłą powstrzymywał się aby nie wybuchnąć śmiechem i kiedy już chciał po niego sięgnąć i wyjąć go z kąpieli, poślizgnął się na mokrej podłodze i runął do wody. Tomoe w jednej chwili roześmiał się i rączkami zaczął jeszcze bardziej rozchlapywać wodę.
- Ty mały łobuzie! - Naruto wykasłał wodę której się opił i również się roześmiał. - Choć, bo zaraz cała woda z wanny będzie na podłodze. I kto to będzie musiał posprzątać? - spytał, wskazując pobojowisko.
- Ty! - Tomoe wykrzyknął radośnie, wieszając mu się na szyję. - Kocham cię - dodał po chwili przytulając się do niego.
- Ja ciebie też. - Naruto czuł, że jeszcze chwila a się rozpłacze. Postawił go na sedesie, wytarł a następnie pomógł założyć piżamkę. - A teraz biegiem do łóżka! - postawił go za progiem łazienki, gdzie podłoga była sucha i uśmiechnął się kiedy Tomoe wziął jego słowa na poważnie i pobiegł wprost do swojego pokoju, pozostawiając za sobą kilka wilgotnych odbić bosych stópek. Naruto obrócił się i aż westchnął z rezygnacją. Łazienka wyglądała jak po przejściu tsunami.
Nim udał się do sypialni, zajrzał jeszcze do dzieciaków. Asami właśnie czytała bratu bajkę na dobranoc, a ten tulił się do niej z szerokim uśmiechem.
-Śpijcie dobrze - ucałował każde w czoło.
- Pamiętaj, obiecałeś - Tomoe spojrzał na niego poważnie.
- Pamiętam, pamiętam - Naruto poczochrał jego czarne włosy. - Ty mały terrorysto. - W odpowiedzi zobaczył język, a następnie Tomoe ukrył się pod kołdrą.
- Nie bądź dla niego za ostry. - Asami szepnęła całując go w policzek. - Sasuke - Dodała po chwili, widząc zdziwioną minę Naruto.
- Skąd...? - Naprawdę był w szoku.
W odpowiedzi Asami posłała mu najpiękniejszy uśmiech jaki u niej widział, po czym wróciła do czytania bajki. Kiedy przymykał drzwi, w korytarzu mignął mu Sasuke. Chwilę patrzyli na siebie, jakby oceniając swój nastrój, szukając w głowie odpowiednich słów, ale żaden nic nie powiedział. Sasuke znikł w łazience, a Naruto powlókł się do sypialni. I jak tu rozwiązać tą patową sytuację? Zazwyczaj to Naruto pierwszy wyciągał dłoń na zgodę, jednak nie tym razem. Tym razem to Sasuke musi sobie dobrze wszystko przemyśleć i niech główkuje jak to rozwiązać. Niech Pan Idealny wykaże się inicjatywą i choć Asami prosiła aby mu odpuścił, nie mógł tego zrobić. Nie po tym wszystkim.
Usiadł na łóżku z laptopem na kolanach. Musi zrobić jeszcze jedną rzecz, póki jeszcze o tym pamięta. Wszedł na stronę ośrodka w którym zarezerwował dla nich pobyt, jednak zamiast odwołać rezerwację dopisał dwójkę dzieci i świnkę. W końcu dzieciaki też niech mają trochę radości z wakacji. To zaledwie cztery dni nad morzem, ale zawsze to lepsze niż nic. Sasuke jak będzie chciał to może jechać, a jak nie, to niech się ugryzie. On jeszcze mu pokaże, jakim jest wspaniałym rodzicem zastępczym. Potwierdził zmianę, dopłacił do zaliczki odpowiednią kwotę i już miał się kłaść kiedy jego telefon zaczął wibrować. Spojrzał na zegarek, dochodziła już dwudziesta druga, po czym zwiesił wzrok na numerze telefonu. Nie znanym mu numerze telefonu, ale na pewno nie był to zagraniczny numer.
- Któż to może dzwonić o tej porze? - mamrotał wciskając zieloną słuchawkę.
---------
- Cholera jasna! Padają jak muchy! - Kabuto nawet nie patrzył jak wynoszą kolejne ciało. - Orochimaru nie będzie zadowolony. - Mamrotał, wgapiając się w tablicę, po raz kolejny sprawdzając wszystkie obliczenia. - Przecież wszystko się zgadza - sunął wzrokiem po symbolach. - Wszytko jest tak jak za pierwszym razem. Dlaczego więc nawet najmniejsze dawki wykańczają ich praktycznie od razu?
- Może nie tu tkwi problem.
Kabuto zadrżał nieznacznie, choć nie był to w żadnym razie odruch obrzydzenia. Raczej swego rodzaju wyczekiwania.
- Co masz na myśli? - na jego usta wypełzł delikatny uśmiech, kiedy poczuł tak dobrze znany mu zapach mocnych, drogich perfum i zła.
Sam już nie wiedział co bardziej go podniecało, jednak musiał przyznać, że jak tylko Orochimaru był w pobliżu, jego ciało płonęło a penis był nabrzmiały do granic możliwości. Niestety od jakiegoś czasu profesorek znalazł sobie nową zabaweczkę i choć nadal, przynajmniej raz w tygodniu odwiedzał jego sypialnię, dla Kabuto było to stanowczo za mało. Nie mógł znieść myśli, że łapy tej suki dotykają jego ciała, że teraz to ją wszędzie zabiera ze sobą. A kiedy widzi ich zdjęcia na łamach gazet, jak wisi u jego ramienia wdzięcząc się do obiektywu jak kotka w rui, wyobraża sobie, że to jej martwe ciało wyrzucają na śmietnik. Kiedy znudzi się Orochimru i tak trafi w jego ręce. Tak jak każda inna jego zabaweczka. Musi tylko być cierpliwy. On i tak zawsze wraca do niego.
- No spójrz na nich! - Orochimaru przywarł do jego pleców. Kabuto poczuł twardego penisa wbijającego mu się w pośladki. - To nic nie warte śmieci. - Ugryzł go w kark jednocześnie mocno ściskając jego męskość. Kabuto przygryzł wargę aby nie wydać z siebie żadnego dźwięku, choć nie było to łatwe, zważywszy że ostatni raz się pieprzyli ponad tydzień temu. - Potrzebujemy lepszych królików doświadczalnych. Zajmij się tym i... - Złapał go za włosy i zmusił aby w końcu na niego spojrzał. Zmrużył swoje ślepia i uśmiechnął się lubieżnie. Lubił ten błysk w oczach Kabuto. Mieszanka pożądania i buntu. - Jak wrócę masz czekać w moim łóżku. - Wysyczał a następnie tak gwałtownie wypuścił go z rąk, że gdyby nie tablica, Kabuto na pewno nie utrzymałby się na nogach.
- I chyba już czas sprawdzić co z naszymi obiektami "0" i "1". Zlokalizuj ich - rzucił nim opuścił pomieszczenie.
Kabuto stał jeszcze chwilę próbując wyrównać oddech.
- Jak sobie życzysz. - Jego uśmiech poszerzył się do granic możliwości. - Jak sobie życzysz.
-------------------------------------------
Dziękuję za wszystkie komentarze, które kocham i gwiazdki :)
Za wszelkie błędy bardzo przepraszam. Wytykajcie śmiało, będę poprawiać!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro