Rozdział 15
Witajcie Kochani!
Wybaczcie mi proszę popołudniowe zamieszanie, ale niechcący opublikowałam niedokończony rozdział. Ale teraz już oddaję w Wasze ręce pełną wersję.
Miłego czytania :)
- Boli... - Syknął Naruto siedząc przy stole w jadalni, która najmniej ucierpiała przez ich bójkę.
- Powinno! - Kushina kończyła go opatrywać i nie miała dla niego litości. - Co wy do jasnej cholery wyprawiacie?!
Kiedy weszła do domu najpierw zdjął ją blady strach. Wszędzie walały się porozbijane przedmioty, przewrócone meble a wszystko to udekorowane plamami krwi. W pierwszej chwili bała się, że doszło tu do morderstwa a kiedy usłyszała szamotaninę chwyciła w dłonie stojący w przedpokoju parasol i trzymając go nad głową, gotowa rzucić się na napastnika, wkroczyła do salonu. Ale jak tylko zobaczyła swoich synów, odczuła ulgę, która szybko zmieniła się w furię. Wyglądali jak dwa rozjuszone, choć już ledwo trzymające się na nogach byki. Z pomarańczowej koszulki Naruto zostały tylko strzępy. Twarz miał całą spuchniętą i zalaną krwią, która kapała i wsiąkała w dywan. Sasuke nie prezentował się dużo lepiej. Poły białej koszuli, na której nie ostał się ani jeden guzik, umazane były całe we krwi, chociaż jak przyjrzała się jego twarzy wyglądało na to, że w większości to była krew Naruto. Podleciała do nich i najpierw przyłożyła obu po głowie, niemalże ich nokautując, a następnie zaczęła wrzeszczeć. Obaj byli tak zszokowani jej nagłym pojawieniem, że momentalnie się uspokoili.
- A teraz słucham! O co poszło? - Rzuciła Naruto woreczek z lodem. Stanęła naprzeciw nich i zaplotła ręce na piersi. Przeskakiwała wzrokiem z jednego na drugiego i wyglądała jak Cerber.
Sasuke bardzo szanował teściową i na swój sposób ją kochał a zarazem Kushina go przerażała. Szczególnie, kiedy wyglądała jak teraz. Nigdy nie wierzył w złe moce, demony czy duchy, jednak kiedy Kushina wpadała w szał zaczynał wątpić w swoje racje. Energia która od niej biła mogłaby zmrozić cała okolicę i była niepokojąco podobna do tego co raz widział u Naruto. W Teksasie, tuż przed walką. Nie można było zaprzeczyć, że Naruto charakter odziedziczył po swojej matce.
- Nie mówiłaś, że przyjeżdżasz - Naruto lewo mógł mówić. Rozkwaszone usta piekły przy każdym, nawet najlżejszym ruchu. Cały czas czuł metaliczny posmak krwi, w głowie mu się kręciło i miał wrażenie, że zaraz straci przytomność. Nie sądził, że Sasuke włoży w tą walkę tyle siły i determinacji. Zupełnie jakby naprawdę chciał go zabić albo przynajmniej trwale uszkodzić. Z jednej strony mógł to zrozumieć z drugiej zależało mu tylko, aby mąż go wysłuchał. Jednak zawziętość Sasuke doprowadziła jedynie do zdemolowania domu i porządnego obicia mu mordy. Całe szczęście, że ma jeszcze parę dni urlopu, bo pokazanie sie w takim stanie w pracy w ogóle nie wchodziło w rachubę. Spojrzał jeszcze raz na Sasuke a później na matkę. Chociaż jej przyjazd wcale nie był mu na rękę to musiał przyznać, że gdyby nie interweniowała mogłoby się to naprawdę źle skończyć.
- Ty nie zmieniaj tematu! - Warknęła na niego, aż Naruto skulił się na krześle. - Jak nie chcecie po dobroci... - Zaczęła podwijać rękawy.
- Wychodzę - Sasuke nie miał najmniejszej ochoty wysłuchiwać tego, co Naruto ma do powiedzenia. Wyraził się chyba dobitnie, chociaż wątpił, aby dotarło to do męża.
- Wyjdziesz jak ja ci pozwolę - choć oczy Kushny nadal miotały gromy, jej głos był wręcz słodki jak ulepek, a dłoń położona na jego ramieniu ciężka jak ołowiana sztaba. Sasuke zacisnął usta i dał za wygraną. Sam nie wiedział dlaczego ale nie był w stanie się jej sprzeciwić. - Słucham!
Naruto wyjął telefon, aż dziw, że przy tej całej szarpaninie nie został uszkodzony, odnalazł pierwszą wiadomość od nieznanego rozmówcy i podsunął go po stole w stronę matki. Kushina starając się nie spuszczać z nich oczu, podniosła urządzenie. Szybko przeczytała wiadomość poczym znów przeniosła na nich wzrok i tak kilkukrotnie.
- Co to ma znaczyć? - Odwróciła ekran. - Sasuke wiedziałeś? - Miała silne wrażenie, że to nie było powodem ich bójki, ale mogło być powiązane z zaistniałą sytuacją.
Sasuke w pierwszej chwili nie chciał nawet spojrzeć, ale Kushina podsunęła mu ekran praktycznie pod nos zmuszając do odczytania wiadomości.
„Jeśli chcesz znowu żyć normalnie, bądź w parku o 11:00. SAM."
Sasuke kątem oka spojrzał na Naruto. Siedział, przyciskając do obitej szczęki woreczek z lodem, wpatrywał się w blat i wyglądał jak zbity pies. I to tak porządnie zbity pies, jednak...
- A o co się tak pobiliście, a w zasadzie, dlaczego Sasuke cię tak sprał? - Oddała mu telefon.
Naruto westchnął zrezygnowany. Nie było sensu kłócić się z matką. Ona zawsze musi mieć ostatnie słowo. Wziął do ręki telefon i odszukał zdjęcie. Już miał podać je Kushinie, kiedy Sasuke odebrał mu telefon i wyłączył ekran.
- Mamo wybacz, to nasza spawa i sami to załatwimy. A teraz proszę napij się herbaty a mu ogarniemy cały ten bałagan i zamówimy coś na kolację. - Mówił spokojnie acz niewyprutym z emocji głosem.
Naruto patrzył na niego zdziwiony. Czy Sasuke naprawdę chce z nim porozmawiać o tym incydencie, czy to tylko wybieg aby Kushina dała im spokój?
- Chodź Młocie. Trzeba to posprzątać, bo jutro jeszcze dostaniesz po łbie od Asami.
Ruszył bez słowa, choć wszystko go bolało. Krzywił się przy każdym kroku, ale nie narzekał. Sasuke w milczeniu zbierał szkło i kawałki rzeczy, których nie dało się w żaden sposób uratować, a Naruto próbował pozbyć się plam krwi z dywanu. Kiedy uznali, że salon już w miarę wygląda, przeszli do przedpokoju, gdzie to wszystko się zaczęło. Na koniec zostawili sypialnie.
Sasuke wrzucił do szafy na wpół spakowaną torbę. Jeszcze nie był przekonany czy mu się jednak nie przyda, ale pojawienie się teściowej pozwoliło na złapanie oddechu. Chwilę refleksji a przeczytana przed chwilą wiadomość zmieniała nieco sytuację. Oczywiście jedno z drugim nie ma nic wspólnego, ale... W zasadzie to nie wiedział, o jakie ale mu chodzi. Jego furia, z jaką wrócił do domu, z jaką go sprał nieco opadła, co nie znaczy, że mu wybaczy, ale... Właśnie te cholerne, ale. Gdyby go Naruto nie zatrzymywał z taką determinacją byłby... Co za różnica gdzie by był, prawdą było, że kochał tego Młotka i to było najgorsze. Tyle razem przeszli a on... Przeklął pod nosem. Jak tylko sobie przypomniał, co widział wściekłość wracała a dłoń sama zwijała się w pięść. Jeśli się nie opanuje to dokończy to, co przerwała im Kushina.
Kiedy wrócili do kuchni Kushina kończyła przygotowywać kolację.
- Nie mam ochoty na kupne jedzenie - wyjaśniła stawiając talerze na stole.
Zjedli w milczeniu. Naruto dostał przestudzoną rzadką papkę, zupełnie bez smaku, ale i tak nic innego by nie przełknął. Tego też nie bardzo chciał jeść, ale wystarczyło surowe spojrzenie matki, aby się poddał.
- Chciałabym odwiedzić moje wnuki, ale nie jestem pewna czy mogę zostawić was samych - zagadnęła Kushina, kiedy sprzątali po posiłku. Od zawsze dzieci Shizune traktowała jak własne wnuki, a od momentu, kiedy już było pewne, że własnych się nie dochowa rozpieszczała je jeszcze bardziej.
Naruto już otwierał usta, aby odpowiedzieć, ale znowu ubiegł go Sasuke.
- Może cię odwieść? Do Kakashiego jest kawałek drogi...
- Nie, dziękuję. Ale zmów mi taksówkę. - Zmierzyła go oceniając sytuację. Chyba może zaryzykować. - A ja w tym czasie zadzwonię do Jiraiyji, aby jednak lepiej przenocował u Tsunade.
- To on też tu jest? - Głos Naruto brzmiał żałośnie i niewyraźnie. Wizja, ze jeszcze chrzestny będzie w to wszystko zamieszany była przerażająca. Wiedział, że go kochają, ale odkąd w jego życiu pojawił się Sasuke, to właśnie mąż miał u nich większe poparcie. Chyba tylko ojciec był całkiem po jego stronie nie zależnie, co zrobi.
- Nie wiem czy jednak Sakura nie powinna cię obejrzeć - Kushina podeszła do niego i przyjrzała się rozcięciu na głowie. - Nie wygląda to za dobrze... - urwała widząc w oczach syna panikę. Zerknęła na Sasuke. Wiedziała już wszystko. - A chociaż może i nie - poklepała go po mniej opuchniętym policzku. - Na szczęście masz twardy łeb. Po mamusi. - Uśmiechnęła się szeroko.
- Sasuke - pociągnęła go bliżej drzwi, aby sprawdzić czy taksówka już jest. Przytuliła go i szepnęła na ucho tak, aby stojący obok Naruto jej nie słyszał. - Wiesz, że cię kocham jak własne dziecko, ale jeśli zrobisz mu krzywdę nie będzie miejsca na tej ziemi gdzie mógłbyś się przede mną ukryć. - Odsunęła się i poklepała go po policzku z niewinnym uśmiechem na ustach.
Zamknęła za sobą drzwi, przymknęła powieki i odetchnęła głęboko.
- No to sobie pogadamy, panno Haruno - ruszyła raźno do taksówki.
-------------------------------------
Dziękuję za wszystkie komentarze, które kocham i gwiazdki:)
Za wszelkie błędy bardzo przepraszam. Wytykajcie śmiało, będę poprawiać!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro