027. BĘDĘ TĘSKNIĆ
Chłopcy ponoć wymyślili jakiś plan wspólnie z Williem, bo następnego dnia Julie miała otrzymać telefon od menedżerów pracujących w The Orpheum.
— Powinni zadzwonić... Teraz! — ogłosił Alex.
Jednak urządzenie nie zaczęło grać.
— Co za rozczarowanie — skomentowałam, nadal będąc w złym humorze po mojej kłótni z Lukiem. Alex nie zasługiwał na takie traktowanie, ale nie byłam w stanie nic na to poradzić.
— Okej. Teraz!
Razem z resztą zespołu entuzjastycznie wskazał na komórkę. Julie szeroko się uśmiechnęła, czekając, co się wydarzy. Po pomieszczeniu rozległ się dzwonek, a ona krzyknęła z radości.
— Yay! — Wyrzuciła dłonie w powietrze.
— Świetnie! — powiedział Reggie, a Luke z dumnym uśmiechem przybił piątki swoim przyjaciołom.
Oderwałam od niego wzrok, czując ogarniający mnie ból. Tak bardzo będę za nim tęsknić. Za nimi wszystkimi. Julie wzięła głęboki oddech, by uspokoić się na tyle, by mogła odebrać.
— Halo?
— Cześć, tutaj Tasha z The Orpheum w Hollywood — odezwała się kobieta. Cała grupa zaczęła skakać z radości, a ja nie mogłam powstrzymać uśmiechu. Alex przebiegł po stoliku, a Reggie i Luke rozchylali ramiona. Ale zabawa. — Czy to Julie z Julie, Lila and The Phantoms?
Molina uciszyła wszystkich gwałtownym machnięciem rąk. Zamarliśmy w miejscu. Ponownie podniosła telefon.
— Tak.
— Cześć. — Luke jęknął coś w stylu „No dalej". — Moglibyście jutro u nas zagrać?
— Tak, jasne!
— Okej — odpowiedziała kobieta, nie będąc aż tak podekscytowana jak my.
Z rozbawieniem obserwowałam, jak Reggie i Luke unosząc Alexa w powietrze, jakby był samolotem. Chłopcy.
— Bardzo dziękuję! — pisnęła Julie, zanim się rozłączyła. — Kochani, zagramy w The Orpheum! O tak!
Przybiłam jej żółwika i zaśmiałyśmy się, gdy chłopaki nadal trzymali Alexa, który wyglądał, jakby nigdy wcześniej się aż tak dobrze nie bawił.
— Tak! Ja pływam! — Poruszył ramionami, przez co wybuchnęłam śmiechem.
— Od jakiej piosenki zaczniemy? — zapytałam po tym, jak już trochę się uspokoiliśmy. — Fajnie, że wszyscy się cieszycie, ale musimy przejść do rzeczy. To jest ważne, to nasza jedyna szansa, by zagrać w The Orpheum... Razem.
Ledwo wydusiłam to ostatnie słowo. Luke nawiązał ze mną kontakt wzrokowy i czułam, że było mu przykro z powodu naszej sprzeczki, ale nie chciał tego przyznać. Mnie też było przykro. Częściowo była to moja wina, bo się bałam. Obyśmy zdołali się pogodzić, zanim odejdzie.
— Może „Stoję prosto"? — zaproponowała Julie. — Uwielbiam tę piosenkę i świetnie wyszłyby nam te ostatnie harmonie.
— Super. — Kiwnęłam głową.
— Brzmi dobrze — zgodzili się Reggie i Alex.
— Brzmi dobrze? — powtórzył Luke. — Dobrze? Obudźcie się! Chcę usłyszeć, że to brzmi świetnie! To było nasze marzenie, odkąd tylko pamiętamy! Wiem, że niekoniecznie chcielibyśmy, żeby to tak wyglądało, ale dzisiaj będziemy wszyscy razem.
Miałam wrażenie, że ta ostatnia część była skierowana do mnie. Dlaczego Luke nie rozumiał, że nie chciałam pakować się w przelotny romans, który tylko mnie zniszczy?
— Wiem, wiem, ale to trudne — przyznał Reggie. — Czy w ogóle wiemy, co będzie po drugiej stronie? Czy nadal będziemy mogli spędzać ze sobą czas?
Razem z Julie wymieniłyśmy spojrzenia. Jej mama i moja siostra już były po drugiej stronie, a przynajmniej tak myślałyśmy. Musiało być tam coś dobrego. W taki sposób radziłyśmy sobie ze stratą. Tak samo poradzimy sobie ze stratą Alexa, Reggiego i Luke'a. Właśnie tak będziemy musiały myśleć. Objęłam ją ramieniem, a ona zrobiła to samo, przyciągając mnie do swojego boku.
— Wy... Jesteście moją jedyną rodziną — dodał smutno brunet.
Przypomniałam sobie do jego wcześniejszego komentarza, że byłam dla niego jak młodsza siostra. Nie wiedziałam zbyt wiele o rodzinie Reggiego, ale wiedziałam, że jego rodzice byli po rozwodzie. Musiało mu być ciężko, a szczególnie podczas wszystkich kłótni, które doprowadziły do zakończenia tego związku.
— Tak, ja też nie wiem, co się stanie, ale... W końcu nie mamy wyboru — zgodził się Alex.
Puściłam Julie, by przytulić chłopaków, ale wtedy przeszyło ich kolejne porażenie. Wszyscy krzyknęli i upadli na ziemię. Przerażona Julie szeroko otworzyła oczy. Widziała ich w takim stanie po raz pierwszy.
— Co się stało? — zapytała, pomagając Luke'owi wstać. Był najbliżej niej, ponieważ przewrócił się obok fortepianu.
— Mają takie wstrząsy, bo Caleb przybił im pieczęć — wytłumaczyłam, jednocześnie pochylając się i podając rękę Reggiemu i Alexowi. — Właśnie to mnie zabiło.
— Och — mruknęła ze zmartwioną miną.
— Mamy inne wyjście — powiedział uroczyście Reggie. — I rymuje się z Hollywood Ghost Club.
— To żadne wyjście — nie zgodziła się z nim Julie. — Damy czadu w The Orpheum, a wy przejdziecie na drugą stronę bez żadnych problemów.
Przynajmniej jedno z nas jest tego pewne.
— Hej Luke, mogę z tobą porozmawiać? — poprosiłam.
— Jasne — odparł niepewnie.
Reggie i Alex popatrzyli na niego, jakby już wiedzieli, co się między nami wydarzyło. Reggie bezgłośnie wypowiedział „Powodzenia", jakbym tego nie widziała. Powstrzymałam się od przewrócenia oczami. Zaczęli szykować się na koncert, a Julie poszła do łazienki, by się przebrać. Wyszliśmy na dwór, gdzie zastaliśmy Carlosa.
— Co tutaj robisz? — zapytałam zszokowana.
— Nic! — Szybko uciekł do domu.
— Dziwak — wymamrotałam, na co Luke lekko się uśmiechnął. Odwróciłam się do niego, postanawiając odłożyć dumę na bok. — Słuchaj, chciałam przeprosić za to, jak się wczoraj zachowałam. Nie powinnam tego robić i przepraszam, że cię zraniłam.
— To nic. To znaczy, to nie jest nic, ale miałaś do tego prawo i ci wybaczam. Rozumiem, że się boisz. Ja też.
Więc ta rozmowa jednak podążała dalej, niż myślałam. Żałośnie wierzyłam, że szybko go przeproszę i wpadnę do środka garażu, jakby nic się nie wydarzyło. Usiadłam na skraju ławeczki, a Luke zajął miejsce zaraz obok mnie.
— Będę za tobą bardzo tęsknić — wyszeptałam cicho. Tak cicho, że przez chwilę wątpiłam, by mnie usłyszał. Jego milczenie mnie martwiło.
— Ja za tobą też — przyznał w końcu. — Bardzo. Za bardzo.
— Jeśli w ogóle będziesz o mnie pamiętał. Jak powiedział Reggie, nie wiemy, co jest po drugiej stronie i nie wiem, czy jestem dla ciebie na tyle wystarczająca, byś...
Luke odwrócił się i delikatnie ujął moją twarz, co przypomniało mi koniec naszej kłótni. Nasze twarze były tak blisko siebie... Łatwo byłoby pozbyć się tej przestrzeni.
— Na tyle wystarczająca, bym zrobił to? — zapytał, łącząc nasze usta w pocałunku.
Ta pieszczota była cnotliwa, trwała tylko milisekundę, ale przywołała uczucia, o których istnieniu nie miałam pojęcia.
— A niech cię, Luke! — krzyknęłam, nagle wybuchając płaczem. Rysy jego twarzy opadły, a oczy szeroko się otworzyły.
— Co się stało? Nie chciałaś? — wypalił z poczuciem winy. — Bo to naprawdę, naprawdę wyglądało, jakbyś chciała...
— Nie, nie o to chodzi! — Gwałtownie potarłam rękawem moje czerwone oczy. — Nie chcę tych wszystkich uczuć, które do ciebie żywię. Zabierz je z powrotem!
— To chyba tak nie działa — zauważył cicho. Ujął w dłonie moje nadgarstki, powoli odciągając je od moich zapuchniętych oczu. Chyba pocieranie ich wszystko pogorszyło.
— Skąd wiesz?
— Bo czuję do ciebie to samo. Przez cały czas.
Nie wiedziałam, co powiedzieć. Nie było żadnych słów. Żadnego dźwięku. Byłam dziwnie rozczarowana, kiedy zabrał ręce z mojej twarzy i usiadł obok.
— Może pewnego dnia znowu się zobaczymy. Kiedy...
— Kiedy umrę — dokończyłam za niego.
— Tak. Nie, żebym chciał, by to wydarzyło się jakoś niedługo, ale wtedy miałabyś mniej czasu na zakochanie się w kimś innym.
— Luke, naprawdę długo zajmie mi zapomnienie o tobie. — Zaśmiałam się. Ulżyło mi po tym, jak w końcu rozwikłałam, co naprawdę czułam. — Zanim umrę, będziesz mógł coś dla mnie zrobić?
— Lila, wiesz, że zrobiłbym dla ciebie wszystko — przyznał szczerze.
— Przekaż mojej siostrze, że Addie przeprasza. Jej śmierć jest moją winą i powinnam była jej posłuchać. — Łzy ponownie napłynęły mi do oczu. — Powiedz jej, że ją kocham. Wszystko, co zrobiłam, było po to, by ją odzyskać, ale miło wiedzieć, że ruszyła naprzód.
— Oczywiście — obiecał mi. — Ale nie powinnaś się obwiniać.
— Opowiedziałam ci całą historię. Wiesz, co zrobiłam. Co powiedziałam.
— Tak, ale chciałabyś, żebym obwiniał się za to, że uciekłem od moich rodziców? Złamanie mojego własnego serca i nieutrzymywanie z nimi kontaktu? — Ból powrócił do jego oczu.
— Nie. — Uświadomiłam sobie, co miał na myśli.
— My popełniamy błędy, a nie błędy popełniają nas, Lilo Mae. Pamiętaj o tym.
Próbowałam uważnie słuchać wszystkiego, co mówił, bo po dzisiejszym wieczorze to wszystko zniknie.
— Dzięki za pocałunek.
Niezręcznie uciekłam z powrotem do studia, a on się zaśmiał, kręcąc głową. Alex, Reggie i Julie od razu zaczęli udawać, że wcale nas nie podglądali ani nie podsłuchiwali. Reggie upadł na ziemię i nonszalancko zagwizdał. Julie wyciągnęła swój telefon, stukając w niego. Widziałam, że tak naprawdę na ekranie znajdowała się strona główna. Z nikim nie pisała. Alex złapał jakąś lampę, włączając ją.
Pokręciłam głową, ukrywając uśmiech. Co dziwne, czułam się już pewniej z całą tą sytuacją.
— Dajmy z siebie wszystko, okej? — krzyknęłam.
Chórem odpowiedzieli „Tak!". Jeśli to będzie moja ostatnia noc z chłopakami, to muszę się upewnić, że damy czadu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro