Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

025. WYBACZ EMILY


                — Więc to dlatego tu jestem — podsumowałam moją historię. Szczęki Julie i Flynn opadły.

— Jak powinnyśmy ci mówić? — spytała Molina. — Lila Mae czy Adelaide?

— Wszyscy tutaj znają mnie jako Lilę Mae, więc to chyba moje nowe imię. Gdyby wszyscy poznali prawdę, niczego by nie zrozumieli. Jak mam to wytłumaczyć, by nie trafić do szpitala psychiatrycznego?

— Nie da się — potwierdziła Flynn. — Myślałam, że oszalałyście, kiedy powiedziałyście, że duchy istnieją.

Kiwnęłam głową ze zrozumieniem.

— To jest zupełnie nowy poziom wariactwa. — Poruszyła dłonią w kółko.

— Chłopaki też o tym wiedzą?

Ponownie przytaknęłam.

— Byli obok, gdy Willie pokazał mi artykuły i powiedział prawdę. Wszystko do mnie wróciło, kiedy spałam. Wszystkie wspomnienia.

— Nie masz już amnezji?

— Nie. Nie wiem, czy powinnam się cieszyć, czy bać. Jeśli Caleb nadal włada moją duszą, to coś planuje.

— Nawet nie chcę o tym myśleć. — Julie potarła swoje skronie. — Luke, Alex i Reggie powiedzieli mi wczoraj o oznaczeniu. Nie mogę stracić was wszystkich.

— Ja nadal tu jestem — przypomniała jej Flynn. — Ale zgadzam się, też chcę, żeby Lila Mae została.

— Jest jakaś możliwość, że Willie nie ma racji i jesteś wolna? Może wasze powiązanie zniknęło, gdy umarłaś?

Mówiła dość cicho, ponieważ byłyśmy na stołówce. Już nie mogłam się doczekać, aż pójdziemy do domu Julie. Te wieści były zbyt przytłaczające.

— Nie wiem. Nie mamy żadnej instrukcji dla duchów ani niczego o opętaniu — odpowiedziałam sarkastycznie, na co Molina zmarszczyła brwi. — Przepraszam, jestem zła na tę sytuację, a nie na ciebie.

— To nic. Nawet nie jestem w stanie wyobrazić sobie, jak się czujesz. Możemy zrobić coś, co pomoże?

— Mogę opóźnić wasze występy o kilka tygodni, jeśli tego potrzebujecie. Teraz mogę zrobić to jako wasza menedżerka.

Uśmiechnęłam się z tego, jak profesjonalnie wszystko przedstawiała.

— Dzięki, ale chcę być na ostatnim występie chłopaków. Jeśli ich istnienie naprawdę jest zagrożone. Nie chcę powstrzymywać ich przed ratowaniem siebie. Moje uczucia mogą poczekać.

— Ale nie muszą — zauważyła Julie. — Właśnie to próbujemy powiedzieć.

— Muszą — wymamrotałam. — Nie przejmuj się tym, okej?

— Okej. — Ich odpowiedzi były niepewne, ale żadna z nich już nie naciskała.

— Jak zagramy w The Orpheum? — spytała Molina. — Dobrze nam poszło z teledyskiem, ale nie wiem, czy to wystarczy w tak krótkim czasie.

— Na pewno coś wymyślimy — zapewniła ją przyjaciółka.

— Mam taką nadzieję.

Zadzwonił dzwonek, więc udałyśmy się w stronę naszych szafek. Po drodze jacyś ludzie zapytali, czy mogą zrobić sobie z nami zdjęcie, na co się zgodziłyśmy.

— Dzięki Julie i Lila! — zawołali, odchodząc.

Gdy usłyszałam moje „imię", poczułam ukłucie w sercu. Porzuciłam moją siostrę.

— Lila? — spytał Nick, mrużąc oczy.

— Co? Wybacz, zamyśliłam się.

Zaśmiał się.

— To nic. Pytałem, jak tam twoja ręka.

— Och! Już lepiej. Nie boli za bardzo.

— To dobrze. Wasz wczorajszy występ był niesamowity.

Popatrzyłam na Julie, która próbowała ukryć swój rumieniec.

— Dzięki, ale to głównie zasługa Jules.

Zaśmiała się nerwowo.

— To nic takiego.

— Tak, śmiejesz się, ale po wczorajszym występie to oczywiste, że osiągniecie sukces. — Uśmiechnął się szeroko.

— Pff, to była tylko impreza w garażu. Nie szalej tak.

Razem z Flynn wymieniłyśmy spojrzenia ponad ramieniem Nicka. Nasza dziewczynka dorosła i rozmawiała z chłopakiem, który się jej podobał!

— Przepraszam, że nie mogłem zostać do końca. Miałem mnóstwo pracy domowej.

— To nic. — Julie machnęła ręką. — Rozumiem.

— Rozumie — powtórzyłam, kiwając głową, bardziej do Flynn. Dziewczyna pokazała jej kciuki w górę.

— Do zobaczenia — pożegnała się Molina, niepewna, jak powinna zakończyć tę rozmowę.

— Pa — dodałam jeszcze, gotowa zostawić Julie i Nicka samych.

Nie zrozumcie mnie źle, uwielbiałam być skrzydłową, ale istniały chwile, w których musiałeś porozmawiać ze swoim obiektem westchnień czy też przyszłym chłopakiem bez żadnych świadków.

— Więc, um, słuchaj — zatrzymał ją blondyn. — Skoro jest z nas taka zgrana drużyna, no wiesz, w tańcu i w ogóle i, uch, masz szóstkę z historii... Jest jakaś szansa, żebyśmy mogli razem się pouczyć?

Oparłam się o szafkę obok Flynn, która skrzyżowała ramiona na klatce piersiowej.

Zdecydowanie zaprasza ją na randkę — szepnęła do mnie.

— Bardzo chętnie! — zawołała Julie, po czym uświadomiła sobie, że mogła mówić trochę zbyt entuzjastycznie, więc powtórzyła te słowa, tylko spokojniejszym tonem.

— Świetnie! Do zobaczenia, Julie.

Po tym, jak odszedł, dziewczyna zatańczyła krótki taniec szczęścia, podchodząc do nas.

— Słyszałyście to?

— Tak! — Flynn praktycznie krzyknęła. — Podobasz się Nickowi! To było zaproszenie na randkę z nauką.

— No nie wiem. — Brunetka nieśmiało spuściła wzrok na podłogę. — Może naprawdę potrzebuje pomocy z historią?

— Gdyby tak było, poprosiłby o pomoc któregoś ze swoich kumpli. Chce spędzić z tobą czas!

— To oczywiste — dodałam. — To równie dobrze mogło być zaproszenie na randkę.

— Kto wie? Może po nauce planuje zaprosić cię na oficjalną randkę? I laska, lepiej się zgódź!

— Zgodzę się. — Julie się zarumieniła.

Odpłynęłam myślami, podczas gdy one plotkowały o tym, jak Flynn wystoi brunetkę, która protestowała, że to będzie zbyt dużo jak na naukę. Nikt nie lubi zbytnio się stroić, ale Julie, to twoja sympatia! Sprzeczały się ze sobą, ale to było dla mnie jak biały szum. Myślałam o wszelkich możliwościach, czego mogli potrzebować chłopcy, by przejść na drugą stronę. Z jakiegoś powodu miałam wrażenie, że The Orpheum nie było ich niedokończoną sprawą.

Emily Patterson.

Jej imię tkwiło w mojej głowie, odkąd Alex i Reggie pokazali mi piekarnię. Jej historia łamała mi serce. Historia Luke'a łamała mi serce.

Chyba nadszedł czas, bym coś z tym zrobiła. Wiedziałam, że Luke opowiedział mi o wszystkim tylko po to, abym ja powiedziała mu o moim śnie, ale już odkryliśmy, jaka była moja historia. Nic nie można było z tym zrobić, więc nadszedł czas, żebym naprawiła tę jego.

Po kilku ostatnich lekcjach ponownie znalazłyśmy się w garażu Julie. Ponoć Carlos uważał, że duchem nawiedzającym ich dom był jakiś francuski kucharz i wynalazca sosu cebulowego, więc to rozpraszało Flynn, Julie, Alexa i Reggiego.

Czasami martwiłam się o Reggiego. Spędzał większość czasu z mężczyzną w średnim wieku, który go nawet nie widział ani nie słyszał. To musiało jakoś odbić się na jego zdrowiu psychicznym. Dziwnie było mi myśleć, że gdyby Reggie nie umarł, to on razem z Rayem mogliby opowiadać ojcowskie żarty, mając córki w naszym wieku. Szczególnie biorąc pod uwagę, że on i Bobby/Trevor byli przyjaciółmi, a Julie kiedyś przyjaźniła się z Carrie. Zapisałam sobie mentalną notatkę, żeby sprawdzić, jak ma się Reggie, ale najpierw musiałam pomóc Luke'owi.

— Chcesz, żebym coś zrobiła? — zapytałam go, gdy szykowaliśmy studio do nagrań. Ta sytuacja wydawała się dziwnie intymna, bo reszta nie wiedziała, co robiliśmy. Powiedzieliśmy im, że będziemy pracować nad piosenką, ale nie podaliśmy żadnych szczegółów.

— Chyba po prostu zagram na gitarze akustycznej i zaśpiewam — odparł. — Największym problemem będzie sprawienie, by płyta wyglądała na tak starą, jakby pochodziła z 1995.

— Raczej twoi rodzice nagle nie zamienią się w detektywów — zażartowałam. — Będą bardziej przejęci usłyszeniem twojego głosu.

Luke uśmiechnął się smutno.

— Tak, chyba masz rację.

Nagranie utworu, z którego byłby usatysfakcjonowany, wymagało kilku prób. Szczerze mówiąc, kilka pierwszych nawet nie powinno się liczyć, bo nie był w stanie dokończyć piosenki. Starałam się nie przekraczać żadnych granic, ale po ostatecznej wersji przez dłuższy czas go przytulałam.

— Jestem z ciebie taka dumna — wymamrotałam w jego włosy.

Siedział na stołku ze swoją gitarą, a ja stałam, więc byłam w stanie zaciągnąć się jego wodą kolońską. Nie wiedziałam, jakim cudem był w ogóle w stanie jej używać, będąc duchem, ale duchy w Hollywood Ghost Club nie miały żadnych problemów z nakładaniem makijażu. Być może to działało na tej samej zasadzie.

— Dziękuję — odparł, a jego ramiona mocniej owinęły się wokół mojej wąskiej talii. Luke tego nie powiedział, ale wiedziałam, że to wiele dla niego znaczyło.

— Jesteś gotowy?

— Niezbyt, ale nie wiemy, kiedy skończy mi się siła, więc... Równie dobrze możemy zrobić to teraz.

Posłał mi kolejny smutny uśmiech, który złamał mi serce.

— Okej. Powiedz Julie, że wychodzimy.

— Wezmę pieniądze na busa. — Szybko podbiegł do swojego plecaka, z którego wyciągnął plik pieniędzy.

— Ile ukradłeś Trevorowi?

— Dużo. — Uśmiechnął się dumny z siebie. — Część tych pieniędzy i tak jest moja. Gdyby przypisał mi zasługi, na które zasługuję po napisaniu tych wszystkich piosenek na jego debiutanckiej płycie, miałbym ich o wiele więcej. Czasami tak wracam, kiedy skończą mi się pieniądze.

— Na co je wydajesz? — Zaśmiałam się i pokręciłam głową.

— Razem z Reggiem czasami lubimy pójść do salonu gier. Mamy mnóstwo monet po tym, jak nakarmiliśmy maszynę do żetonów dwudziestkami.

— Chodzicie tam w środku dnia?

— Nie, byłoby tam zbyt wiele osób. Chodzimy tam w nocy i włączamy wszystkie światła. Pewnie myślą, że mają wadliwe światła i kamery.

— Racja, bo wyglądacie jak kule światła. — Parsknęłam śmiechem. Ach ci Luke i Reggie.

Pojechaliśmy busem do jego domu rodzinnego. Trzymałam go za rękę w geście pocieszenia. Musiało mu być naprawdę ciężko wracać do miejsca, które opuścił cały załamany. Budynek był uroczym domem jednorodzinnym. Zdenerwowana wzięłam głęboki oddech, zanim nacisnęłam dzwonek.

Posłałam Luke'owi pocieszający uśmiech, gdy na jego twarzy zauważyłam mnóstwo emocji. Smutek. Żal. Wściekłość.

Starszy mężczyzna w okularach z czarnymi oprawkami ostrożnie otworzył mi drzwi.

— Witaj, mogę ci w czymś pomóc?

— Dzień dobry, jestem Lila Mae — przedstawiłam się. — Miał pan syna o imieniu Luke?

Posłał mi półuśmiech.

— Tak, zgadza się. A ty jesteś...?

— Lila Mae Williams. Razem z przyjaciółmi gram w garażu, w którym pana syn kiedyś tworzył muzykę. N-natknęłam się na piosenkę, którą napisał i pomyślałam, że może być pan zainteresowani. Jest także nagranie na płycie, gdyby chciał pan jej posłuchać.

Wyciągnęłam oba przedmioty z mojej torby.

— Um... — zaczął ojciec Luke'a, nagle pochłonięty emocjami. — Tak. Proszę, wejdź. Jestem Mitch.

Podał mi rękę, więc ją uścisnęłam.

— Miło pana poznać.

Mina Luke'a rozdzierała moje serce. Dużo mrugał, ewidentnie walcząc ze łzami. Zostawiłam go za sobą.

— Chciałabyś się czegoś napić?

— Och, nie. Dziękuję. — Podeszłam do szafki, na której nadal stało zdjęcie małego Luke'a. Był uroczym dzieckiem. Ciekawe, co mu się stało... Ha, taki żarcik. — To pana syn?

— Tak, to Luke — odparł z dumą w oczach. — Miał dwa latka.

— Ma pan inne dzieci?

— Nie.

Uśmiechnął się pomimo bólu.

— Ktoś dzwonił do drzwi? — Do pomieszczenia weszła mama Luke'a.

— Cześć skarbie. Uch, to jest Lila Mae.

— Cześć. Masz bardzo ładny sweter.

— Dziękuję.

Od razu było widać, że Emily była bardzo miłą kobietą.

— Ona i jej przyjaciela grają tam, gdzie kiedyś Luke. Właśnie mówiła mi, że znalazła piosenkę napisaną przez Luke'a.

— To... Piosenka o dziewczynie o imieniu Emily? — Musiałam udawać, że o niczym nie wiem, bo tak naprawdę nie było żadnego sposobu, bym już znała jej imię.

— Emily — wyszeptała. — Ja jestem Emily.

— Więc myślę, że pani syn mógł napisać tę piosenkę o pani. — Ja to wiedziałam.

Podałam im demówkę, a ona włożyła ją do odtwarzacza płyt. Gdy piosenka leciała, oni czytali tekst.

Zacznę więc
Opowieść tę, patrząc wstecz
Kwestie ćwiczyłem, lecz
Umysł miał pomysł swój

Wpierw głośny krzyk
Jedno uciekło, by
Nie powrócić już
Duma wygrała bój

Nie żegnając się
Nigdy nie przeprosiłem, wiem
Teraz w zegar patrzę zepsuty

Gdybym mógł cofnąć czas
Jakoś naprawić nas
W linijce każdej wpisałbym
Że kocham cię i właśnie tym
Sposobem odwróciłbym bieg

Chcę, byś wiedziała, że
Nie zapomniałem cię
Żal najbardziej jest mi słów
Których już nie powiem nigdy ci
Wybacz, Emily

Ciche dni
Błędów i tajemnic
Kto pierwszy złamie się?
To łączy ciebie i mnie
Słowa, słowa
W myślach jedna rozmowa
I tylko tam
Zostanie już na zawsze

Gdybym mógł cofnąć czas
Jakoś naprawić nas
W linijce każdej wpisałbym
Że kocham cię i właśnie tym
Sposobem odwróciłbym bieg

Chcę, byś wiedziała, że
Nie zapomniałem cię
Żal najbardziej jest mi słów
Których już nie powiem nigdy ci
Wybacz, Emily

Gdybym mógł cofnąć czas
Jakoś naprawić nas
W linijce każdej wpisałbym
Że kocham cię i właśnie tym
Sposobem odwróciłbym bieg

Chcę, byś wiedziała, że
Nie zapomniałem cię
Żal najbardziej jest mi słów
Których już nie powiem nigdy ci
Wybacz, Emily

Zaczęli płakać, a ja czułam się trochę niezręcznie, bo w końcu dopiero ich poznałam. Obserwowałam Luke'a uważnie, lecz dyskretnie. Łzy spływały także po jego twarzy.

— Piszę piosenki w tym samym pokoju co on — odezwałam się. — I muszę powiedzieć, że to magiczne, pełne szczęścia miejsce.

— Jak miło to wiedzieć — odparł Mitch, trzymając swoją żonę blisko siebie.

— Wiem, że miał tylko siedemnaście lat, kiedy... — Na chwilę zamilkłam. — Ale żył, robiąc to, do czego się urodził. Niewiele osób potrafi to znaleźć, ale Luke to zrobił. Miał szczęście.

Usłyszałam, jak chłopak znika za moimi plecami. Nie chciał, bym widziała go w takim stanie i musiałam to uszanować.

— Bardzo miło było cię poznać — wydusiła Emily przez łzy.

— Państwo również.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro