Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

022. OD ŚWIETNOŚCI KROK


                Oczywiście, przed każdym występem musi odbyć się próba. Alex naprawdę wyżywał się na swojej perkusji, przez co wszyscy wymieniliśmy zmartwione spojrzenia. Wiedziałam, dlaczego się tak zachowywał.

— Alex, wszystko dobrze, kumplu? — spytał ostrożnie Luke.

— Tak, czemu pytasz?

— Wiem, że jest ci ciężko, stary. Ludzie mówią, że nigdy nie zapomina się swojego pierwszego ducha i być może to prawda. — Reggie spróbował go pocieszyć. — Ale na pewno będą jeszcze inni.

— Dzięki, Reg.

— Może moglibyśmy wykorzystać tę agresywną grę w kolejnej piosence, ale na razie skupmy się na dzisiejszej — zaproponowałam cicho. Denerwowało mnie to, jaki wpływ Willie miał na Alexa. Jakaś część mnie miała wrażenie, że to nie była wina skejtera. Kobieca intuicja czy coś.

— Mają rację — zgodziła się Julie. — To niezły materiał na nową piosenkę.

Dobrze, że Flynn nadal dekorowała dom i ustawiała cały sprzęt z panem Rayem, bo inaczej byłaby strasznie skonsternowana naszą rozmową.

— Alex, jesteś świetnym perkusistą i świetnym gościem, okej? — Luke oparł się o instrument. — Nie pozwól, żeby to stanęło ci na drodze robienia tego, co kochasz.

Uwielbiam tych chłopaków. Zależy im na sobie nawzajem. Świetni przyjaciele.

— No nie wiem, stary. Czasami trochę iskier na scenie może sprawić, że występ będzie lepszy. — Reggie złowieszczo poruszył brwiami, co mnie zaniepokoiło. — Na przykład ty i Lil' Mae.

Oboje prychnęliśmy.

— Co?

— C-co masz na myśli? — zapytał Luke, udając, że nie był zaalarmowany komentarzem jego przyjaciela. Po tym, jak się wyprostował, napinając mięśnie, wiedziałam, iż wcale tak nie było.

— No weź, wszyscy widzą, jak na nią patrzysz, gdy śpiewacie — ciągnął brunet i lekko mnie szturchnął. — Ociekacie chemią.

— Nigdy więcej nie mów tego w taki sposób, ale się zgadzam.

Moje twarz była cała czerwona, więc ukryłam się za Julie.

— Pomocy! — syknęłam. — Wymyśl coś!

— Co? Nie wiem, co powiedzieć.

— Pomogłam ci z Nickiem!

Chłopcy uważnie się nam przyglądali. Zarumieniłam się jeszcze bardziej. A niech tę moją bladą cerę! Nigdy wcześniej aż tak bardzo nie chciałam być opalona.

— Mam chemię z każdym, z kim śpiewam — obronił się Luke, zdejmując z ramienia pasek gitary.

— Dokładnie — potwierdziłam. Ta część z każdym ukłuła mnie trochę bardziej, niż powinna. Jednak wiedziałam, że tylko próbował udowodnić swoją rację.

— Nazywasz mnie bajerantem? — Uśmiechnął się szeroko.

— Nie!

— Potwierdzacie moje słowa — przypomniał nam Reggie.

— Nie, poważnie. Patrz na to! Wierzę, że jeden sen tylko dzieli nas od tego, kim się mamy stać — zaśpiewał, podchodząc do swojego przyjaciela, a następnie ujął jego twarz. — Bo jesteśmy od świetności krok.

— Wow — odezwał się Alex. — Widzę chemię.

Razem z Julie przewróciłyśmy oczami. Chłopcy.

— To było gorące. — Luke ucałował swoje palce, po czym przecisnął je do ust sfrustrowanego Reggiego. — Dziewczyny, co nie?

— Tak — wymamrotałam. — Gorące.

Julie wzięła łyk wody, by nawilżyć swoje gardło i zakrztusiła się nim, plując przed siebie.

Reggie się zaśmiał.

— Och, to było pytanie retoryczne? — Uświadomiłam sobie. — N-nie pytałeś nas o opinie?

— Chwila, co powiedziała? — Luke nagle stał się niezwykle zainteresowany naszą rozmową.

— Nic! — wypaliłam. — Ćwiczmy dalej.

— Nie, chcę to usłyszeć.

— Piosenkę? Jasne, musisz tylko zagrać na swoim instrumencie.

— Wiesz, o czym mówię.

— O czym? — Dalej się zgrywałam z nadzieją, że mi odpuści.

— Zgodziła się, że to było gorące — wyjaśnił mu Reggie z przebiegłym uśmieszkiem.

— Reginald! — pisnęłam i pochyliłam się, żeby zasłonić mu usta dłonią, jakby to miało w jakiś sposób zażegnać moje zażenowanie.

Wszyscy w pokoju wybuchnęli śmiechem. Moja ręka luźno opadła. Wydęłam wargi, patrząc na basistę.

— To było niemiłe.

— Takie fakty. — Wzruszył ramionami.

— Skąd bierzesz te slangowe wyrażenia?

— Na pewno wiesz, że to ja używam laptopa Carlosa. Ma włączone strony o rapie, więc pomyślałem, że się trochę douczę.

— Skąd znasz jego hasło? — dopytała Julie.

— Jego hasło to „Carlosjestsuper". Nietrudno to odgadnąć — stwierdził. — Nawet rozważałem zmienienie „Carlos" na „Reggie", ale domyśliłem się, że byłabyś zła.

— Bo bym była! — Dziewczyna skrzyżowała ramiona na klatce piersiowej. — Musisz przestać straszyć mojego młodszego brata!

— Dobra! — Reggie uniósł dłonie w geście poddania.

— A ciocia Victoria myśli, że nasz dom jest nawiedzony! Nie chcę się przeprowadzać — jęknęła. — Nie zepsuj tego.

— Przecież się zgodziłem, matko. — Przyjechał palcami po szyjce basu, sygnalizując, że jest gotowy do gry. — Po prostu... Twórzmy muzykę.

— Dobra! — droczyłam się tym samym tonem.

Razem z Julie przybiłyśmy sobie żółwika. Ona mnie wspierała. Zmiana tematu była dobrym pomysłem. Wydawało się, że chłopcy zapomnieli o mojej małej wpadce.

Ćwiczyliśmy, dopóki nie nadszedł czas na nasz występ. Flynn i pan Ray odwalili niezłą robotę z ustawieniem całego sprzętu. Na ogrodzeniu wisiały światełka, a zewnętrzne ściany studia miały na sobie naszą nazwę napisaną ładnym kolorem. Pan Molina miał wielką kamerę ustawioną na statywie obok projektora, którego niby używałyśmy. Julie ustawiła go na tryb czasomierza, żeby włączył się w tym samym momencie, w którym chłopcy teleportują się na scenę.

— Jak się macie? — zawołała Flynn do widowni. — Ręce w górę, potańczcie trochę. Oto nowa piosenka Julie, Lili and The Phantoms.

Carlos i jeden z jego przyjaciół otworzyli drzwi, bym mogła zza nich wyjść razem z Julie. Trochę się denerwowałam, ale po tym, jak zobaczyłam znajome twarze, te nerwy ustały. Jedna znajoma twarz jednak mnie nie ucieszyła. Carrie. Starałam się nie skrzywić, ponieważ byłam nagrywana, ale jeśli zamierzała w jakiś sposób zadrzeć z Julie, to dopiero jej pokażę.

— Dziękuję, że przyszliście — powiedziała Molina, stając obok fortepianu.

Podeszłam do mikrofonu ustawionego zaraz obok niej. Flynn nie kłamała o ubraniach, wyglądały na nas niesamowicie. Brunetka miała wszędzie motylki — we włosach, na bluzce i nawet na kolczykach. Ja miałam warkocz zapleciony na kształt korony. Miałam na sobie zwykłą, lekko dopasowaną, białą sukienkę, którą pokrywała dłuższa warstwa przezroczystej koronki ozdobiona motylami. Chłodny wiatr zawiał, przyprawiając mnie o gęsią skórkę przed występem.

Julie zaczęła grać.

Przeszłość goni mnie, o dziś potykam się. W przyrodzie nie ginie nic, to jest fakt. I niczym kauczuk tak odbijamy się, bo każdy z nas musi mieć ten drugi akt — zaśpiewała pierwszą zwrotkę.

Chłopaki teleportowali się na miejsca za nami, a wszyscy na widowni sapnęli, wyjmując telefony. Luke posłał mi szeroki uśmiech, gdy zaczęłam śpiewać harmonie.

Wierzę, że jeden sen tylko dzieli nas od tego, kim się mamy stać, bo jesteśmy od świetności... To jest to, to jest coś, na co stać nas, nie wiesz, bo ten świat to dla nas tylko tło, bo jesteśmy od świetności krok.

Od świetności krok — zanucili echo.

— Krok. — Ton mojego głosu stał się trochę wyższy.

— Od świetności krok.

— Krok.

Od świetności krok.

— Bo jesteśmy od świetności krok!

Moje serce zaczęło bić szybciej, gdy Luke podszedł bliżej mnie, grając na gitarze i śpiewając.

Błędy zdarzą się, lecz te nie znaczą nic, bo i tak doprowadzą cię, gdzie chcesz, chociaż nie wprost, nie.

Bo czasem trzeba nam się na kimś oprzeć — dołączyłam do niego, opierając się o jego ciało. — I pomocy dostać gram, aż odnajdziemy się.

Julie zaczęła śpiewać razem z nami refren, a następnie wdrapała się na fortepian. Przez chwilę obawiałam się, że spadnie i skończy jak ja. Nie mogliśmy pozwolić sobie na kolejnego członka zespołu z jakimś urazem.

Wierzę, że jeden sen tylko dzieli nas od tego, kim się mamy stać, bo jesteśmy od świetności... To jest to, to jest coś, na co stać nas, nie wiesz, bo ten świat to dla nas tylko tło. Bo jesteśmy od świetności...

Tym razem Reggie zaśpiewał niską harmonię.

Głośniej! Chodź z nami, baw się mocniej. Nie musisz kryć się, kolorami oślep ich. Co robić ci nie powie nikt. Głośniej! Chodź z nami, baw się mocniej.

Co cię nie zabije, sprawi, że poczujesz się żywy! — zaśpiewałam solówkę wysoko, po czym zanuciłam, na co publiczność zaczęła wiwatować. — Och, och!

Powtórzyliśmy refren, a pod koniec mimowolnie zaczęłam wpatrywać się w zielone oczy Luke'a. Reszta chłopaków dosłownie zniknęła i czułam się, jakbyśmy byli tam tylko my.

— Przeszłość goni mnie, o dziś potykam się. W przyrodzie nie ginie nic, to jest fakt.

Rozmył się w powietrzu, a tłum oszalał. No cóż, był na tyle szalony, ile stać było dwudziestkę licealistów. Nawet Carlos nas nagrywał jak wspierający brat, którym był. Odczekałyśmy kilka minut, aż brawa ucichną.

Później, kiedy jadłyśmy pizzę w kuchni, Flynn nie przestawała nas chwalić.

— Nie mogę tego nie powtórzyć: to było niesamowite!

Pan Molina i Carlos zgodnie kiwnęli głowami.

— Ale było słabo z tym kontaktem wzrokowym.

Julie zaśmiała się, a moja twarz zrobiła się cała czerwona.

— Jak robicie te hologramy? — zagaił Carlos.

Nasze uśmiechy zniknęły.

— Och, nawet nie próbuj tego zrozumieć, Carlos — wtrącił jego ojciec. — Ja tego nie rozumiem.

— Bo jesteś stary.

Prychnęłyśmy i zaśmiałyśmy się z jego bezczelności.

— Ha, ha. — Mężczyzna udał śmiech. — Zabawne. Wysłałbym cię do twojego pokoju, ale wtedy kto posprzątałby ten bałagan?

Wzięłam kolejnego gryza mojej serowej pizzy, żeby Flynn ani Julie nie oczekiwały, że coś wymyślę. Zazwyczaj dobrze szła mi improwizacja, ale tego wieczoru nie chciałam ich okłamywać. Dobrze nam szło.

— Nie drażnij niedźwiedzia — ostrzegła Julie swojego brata.

Flynn w zgodzie pstryknęła palcami.

— Panie Molina, bardzo dziękuję, że kupił nam pan pizzę — odezwałam się. — To bardzo miłe z pana strony.

— Wszystko dla przyjaciół Julie. — Uśmiechnął się.

Nie przyznałam tego na głos, ale wiedział, że wybaczyłam mu za oskarżanie mnie o posiadanie złego wpływu na jego córkę. Teraz mieliśmy ze sobą dobre stosunki. Carlos odszedł od stołu, by nalać sobie trochę Cream Sody, natomiast pan Ray pochylił się nad blatem.

— Co robią teraz chłopcy?

Wzięłam dużego gryza pizzy. Julie zaśmiała się nerwowo, wodząc wzrokiem między mną a Flynn. Wyraźnie pokazałam jej, że mam pełne usta.

— Pewnie tak po prostu się spotkali. No wiesz, robią to, co robi się tam, skąd są. Hej, jakich kamer używałeś?

— Interesuje cię moja praca? — zapytał zaskoczony. Usiadł na poprzednim miejscu swojego syna. — No cóż, nagrywałem XF105. Ten najnowszy model jest naprawdę dobry...

Julie i Flynn przybiły sobie żółwiki, a ja posłałam im spojrzenie. Bardziej oczywiście się nie dało? Przecież był zaraz obok! Zrobiło mi się trochę szkoda, że tak naprawdę nie była zainteresowana jego pracą i chciała go tylko rozproszyć, ale to nie była moja sprawa.

— Ale inni mieli szeroki... — kontynuował mężczyzna, gdy my w tym samym momencie oparłyśmy podbródki na dłoniach.

— Och! Zapomniałam zabrać telefonu ze studia! — Uświadomiłam sobie, nagle wstając. — Muszę napisać do Taylor i Daniela, że świetnie nam poszło.

— Och, dobrze — powiedział pan Molina. — Możesz po niego pójść. Później odpowiem na pytania, jeśli będziesz jakieś miała.

— Dzięki — odpowiedziałam szczerze. — Przepraszam, że przerwałam.

Wyszłam przez drzwi i udałam się w stronę starego garażu. Chłopcy ze sobą rozmawiali, jednocześnie bawiąc się piłką do koszykówki. Pokręciłam głową. Co, jeśli sąsiedzi zobaczą lewitującą piłkę? Luke rzucił przedmiot, trafiając prosto do kosza.

— Whoo! — Reggie złapał piłkę i ją podrzucił. — Chyba powinniśmy świętować. Co chcecie robić?

Rzucił piłkę do Luke'a. Usłyszałam brzęczenie, a ich ciała przeszyło fioletowe światło. Cała trójka jęknęła z bólu, opadając na ziemię.

— Co się stało? — zawołałam, zbiegając ze schodów i lądując zaraz obok Pattersona.

Wow, od dawna nie robiłam niczego tak sportowego.

— Na pewno nie to — wymamrotał Alex.

— Ten nie był jak inne — spostrzegł Luke. — Robią się coraz gorsze.

— Co? — pytałam. — Co robi się coraz gorsze?!

— Te wstrząsy!

— Dlaczego to się nam przytrafia?

— Bo macie poważne kłopoty. — Willie nagle się pojawił z ramionami skrzyżowanymi na klatce piersiowej. Co on tam robił?

— Willie? — spytał blondyn.

— Musimy porozmawiać.

— W końcu! — zawołałam. — Willie przyszedł do mojej szkoły i nie chciał odpowiedzieć na żadne pytania!

Posłałam mu wymowne spojrzenie.

— Nie mam wszystkich odpowiedzi, ale mogę zdradzić wam ich wiele.

Dzięki Bogu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro