019. CIENIE
— To piosenka, którą napisałam dla ciebie — wyszeptałam. Po jego delikatnym skinieniu głową poznałam, że mnie usłyszał. — Wszyscy mamy koszmary w naszych snach. Szukamy kogoś, kto w nas uwierzy, wskaże nam drogę, i sprawi, że będzie dobrze. Świat może być niebezpieczny. Jest coś tak rzadkiego w twoich żyłach. Nie ma rzeczy, którą bym zmieniła. I och, gdybyś tylko wiedział, jak cię widzę, znowu byś ożył, znowu być ożył.
Luke delikatnie się uśmiechnął.
— Musisz zrozumieć, nie przeszkadzają mi twoje cienie, bo znikają w świetle. Nie przeszkadzają mi twoje cienie, bo bardzo przypominają moje. I posłuchaj mnie, w porządku jest się bać. — Mój głos stawał się coraz głośniejszy, gdy przelewałam wszystkie emocje na śpiew. — Po prostu idź, jakbyś nie był sam. Nie przeszkadzają mi twoje cienie, twoje cienie, kochanie, nie przeszkadzają mi. Zdjęcia w naszych głowach tego, co rzekomo miało być, mierząc się, ale gdzie jest miłość? Gdzie jest miłość? Świat nas zastanawia, zastanawia. I wszystkie głosy w naszych głowach, gdy krzyczę głośniej i głośniej. Cóż, one nie pociągną nas na dno!
Powtórzyłam refren, po czym zakończyłam piosenkę słowami „Kochanie, nie przeszkadzają mi". Luke zaczął klaskać dopiero po chwili, jakby nie był pewny, czy powinien to zrobić.
— To było niesamowite. Napisałaś to wszystko ze złamaną ręką? Niesamowite.
Nieświadomie przytaknęłam. Być może to było niesamowite, ale czułam się wykończona emocjonalnie.
— Jestem strasznie zmęczona, ale boję się zasnąć — wymamrotałam.
Moje drzwi stanęły otworem, więc odwróciłam głowę w stronę osoby, która to spowodowała.
— Lilo Mae, dlaczego śpiewasz tak głośno o trzeciej w nocy? Obudziłaś cały dom.
Byłam zaskoczona, że zdołałam wybudzić pana Williamsa ze snu, ponieważ miał on zwyczaj przesypiania przez wszystko.
— Przepraszam, w środku nocy poczułam inspirację. Właśnie wtedy wpadają mi do głowy najlepsze pomysły — wytłumaczyłam. — Nie chciałam cię obudzić.
— Właściwie to obudziłaś tylko Taylor. Wysłała mnie tutaj, bo nie chciało jej się przychodzić i cię upominać. Nie chciała wychodzić z łóżka. Nie mów jej, że to powiedziałem, dobrze?
— Dobrze.
— W tym domu są dzieci, które mają na jutro... W sumie dzisiaj mają na siódmą trzydzieści do szkoły, więc proszę, zwracaj uwagę na innych, dobrze?
— Dobrze, proszę pana.
— Dobra. Dobranoc. — Daniel Williams przetarł swoje zaspane oczy i chwiejnym krokiem wrócił do swojej sypialni.
— Jest miły — skomentował Luke.
— Tak — zgodziłam się. W moich myślach pojawiła się Emily. — Mogę cię o coś zapytać?
— Dawaj — odparł z szerokim uśmiechem.
— Czy mogę ci jakoś pomóc?
— Z czym?
Udawał, że nie miał pojęcia, o co mi chodziło, ale jego uśmiech zbladł, zdradzając go.
— Wiesz, z czym. — Położyłam się na plecach obok niego, wpatrując w wiatrak na suficie.
— Wcale nie wiem.
— Właśnie, że wiesz. Oboje wiemy, o czym mówię.
W jego zielonych oczach pojawiła się frustracja. Miałam wrażenie, że nie był zły na mnie, tylko na samego siebie. Wzięłam głęboki oddech, zanim wyjawiłam mu moje myśli.
— Co ty na to? Jeśli ja opowiem ci o moim śnie, to ty opowiesz mi o swojej mamie. To oczywiste, że oboje chcemy z kimś porozmawiać, ale jesteśmy zbyt uparci.
Kiwnął głową ze zmarszczonymi brwiami.
— Więc się zgadzasz?
— Tak — wymamrotał. — Tak będzie najlepiej.
— Czym jest niewielki ból serca, kiedy ma się przyjaciół, prawda? — spytałam ze smutnym uśmiechem. — Rozumiemy siebie nawzajem.
— Chyba tak. — Luke przekręcił się na plecy. — Chcesz zacząć?
Posłałam mu spojrzenie. Być może zasłużył, by najpierw mnie wysłuchać, skoro to był mój pomysł.
— Dobra.
Streściłam mu mój sen, opowiadając każdy szczegół, który mógł być ważny. Wspomniałam o wydarzeniu z wcześniej, kiedy to kłóciłam się z tą dziewczyną. Nie miał pojęcia jedynie o dziwnym mężczyźnie.
— To... Sporo do przetrawienia — zaczął. — Chyba... Chyba jesteśmy do siebie bardziej podobni, niż myślałem.
— Tak? — Oparłam się na łokciu ze stopami w powietrzu. — W jaki sposób?
— To brzmi, jakby twoi rodzice też nie pochwalali twojej kariery muzycznej. Ale i tak dałaś tamtej występ.
Nawet sobie tego nie uświadomiłam.
— O mój Boże? Czy ja zabiłam moją siostrę? — Łzy napłynęły mi do oczu, a Luke uświadomił sobie, że powiedział coś, czego nie powinien. — To straszne!
— Nie, nie! Lila, popatrz na mnie — polecił, gładząc opuszkami palców moją twarz i przybliżając moją głowę bliżej swojej. — Nie mogłaś wiedzieć, że światła były uszkodzone. Nawet nie jesteśmy pewni, co się stało. Próbuję tylko połączyć wszystkie fragmenty.
— Ale chyba masz rację. To ma sens. Moja siostra próbowała mnie powstrzymać przed wymknięciem się lub wyjściem. Powiedziała „Będziemy mieć inne szanse". Chyba mówiła o tym koncercie.
Pociągnęłam nosem, pocierając dłonią nos. Słone łzy płynęły po moich policzkach.
— Lilo Mae...
— Jeśli to moja wina, to dlaczego żyję? — zapytałam go. — W jaki sposób żyję?
— Nie wiem, ale bardzo się z tego cieszę. Nie powinienem był wysuwać wniosków. Nie zamęczaj się tym, dobrze?
— Jak mam się nie zamęczać? Jestem... Jestem morderczynią. Mojej własnej siostry.
— Nie mów tak! — Podniósł głos i po raz pierwszy cieszyłam się, że tylko ja byłam w stanie go słyszeć. — Nie mów tak, okej? Po prostu nie mów.
— No cóż. — Otarłam mokre oczy. — Opowiedziałam ci moją historię.
— Chcesz dowiedzieć się czegoś o Emily. — To pytanie zabrzmiało jak stwierdzenie. Luke wziął głęboki oddech, by się uspokoić. — Uciekłem z domu. Bardzo tego żałuję. Powiedziałem mojej mamie, że bardziej zależy mi na muzyce niż na niej. Powiedziałem to.
Żal najbardziej jest mi słów, których nie powiedziałem nigdy ci.
Nadal pamiętałam ten wers z piosenki.
— Nie pomyślałem, że mogę umrzeć. Myślałem, że będę miał czas to naprawić... — Na chwilę zamilkł, zatracając się we wspomnieniu. — Nie zrobiłem tego. Strasznie boli mnie ich ból i świadomość, że to ja jestem jego powodem. Nie ma nic, co mógłbym zrobić, by to cofnąć albo naprawić.
— A może jest? — Wpadłam na pewien pomysł. — Nagrajmy piosenkę, którą napisałeś dla swojej mamy. Mogę jej powiedzieć, że popytałam po tym, jak ją znalazłam i chciałam ją jej dać.
— Myślisz, że to zadziała?
— Warto spróbować. Sam mówiłeś, że chciałbyś w jakiś sposób pokazać jej, że nadal ci zależy. To może być właśnie to. — Przez jego minę postanowiłam jeszcze coś dodać. — Luke, wiem, że kocha cię bez wzglądu na to, co powiedziałeś czy zrobiłeś. To twoja mama. Mamy takie są.
— Nie wiem, czy na to zasługuję.
— Zasługujesz. — Przysunęłam się do niego, gdy on skupiał się wyłącznie na mnie. — Twoja mama nie rozumiała, jak bardzo utalentowany jesteś. Mogłeś odnieść prawdziwy sukces, Luke. Zasługujesz na to. Zaufaj mi.
— Dzięki. — Nie odrywał ode mnie wzroku przez tak długi czas, że zaczęłam czuć się niezręcznie. Odwróciłam spojrzenie.
Sfrustrowana odchrząknęłam.
— Nie ma za co.
Przez długi czas się nie poruszaliśmy ani nie rozmawialiśmy. Czułam się o wiele lepiej w czyimś towarzystwie, choć między nami panowała komfortowa cisza.
— Luke?
— Tak?
— Cieszę się, że przyszedłeś — przyznałam, unikając z nim kontaktu wzrokowego. Usłyszałam, jak przekręca się, aby na mnie popatrzeć.
— Tak?
— Tak? — Splotłam nasze palce. — Nie zacznij mnie unikać. Słyszałam historie o tym, jak chłopaki zaczynają ignorować dziewczyny. Nie zrań mnie.
— Nie zranię. — Jeszcze przez chwilę byliśmy cicho. — Lila?
— Luke? — odpowiedziałam tym samym tonem, lekko otwierając szerzej oczy.
— Pamiętasz, kiedy Reggie narzucił sobie na głowę koc, żeby cię rozweselić?
— Tak — potwierdziłam niepewnie. Chyba wiedziałam, do czego zmierzał. — Co zrobił?
— No cóż, wczoraj wieczorem Carlos przeszukiwał dom w poszukiwaniu duchów, a jego ciocia zapewniała go, że nie istnieją...
— A potem? — pośpieszyłam go, machając dłonią w kółko, żeby przyspieszył opowiadanie mi tej historii.
— Reggie bawił się lampą i zasłonami, a potem zrobił tę duchową rzecz z prześcieradłem. Ciotka Victoria oszalała.
— Co? Dlaczego to zrobił?
— Myślał, że broni honoru wszystkich dzieci, które powiedziały dorosłym, że duchy istnieją i były olewane. Wiem, ja i Alex też jesteśmy na niego źli.
— Julie wie? — To było główne pytanie, na które chciałam poznać odpowiedź.
— Nie jestem pewny. Jeśli nie wiem, to tylko kwestia czasu, zanim...
— Reggie będzie miał wielkie problemy. Czy on nie myśli? Jakby kiedykolwiek?
— Nie będę udawać, że wiem, co dzieje się w jego głowie. — Luke pokręcił głową. — Ma tam straszny bałagan. Ciocia Victoria myśli, że jest demonem. Carlos myśli, że to może być jego mama.
— Aw. Szkoda, że to tylko Reggie. Nie, żebym chciała, by w domu rodziny Molina był jakiś demon. Wiesz, o co mi chodziło.
Kiwnął głową.
— Rozważałeś kiedyś jego pomysł z muzyką country? — spytałam z zaciekawieniem. — To nie byłoby takie złe. Taylor Swift stała się popularna dzięki muzyce country, a potem przerzuciła się na pop.
— Kto?
— Och, musisz porozmawiać z Flynn. Obiecała podać mi wszystkich wykonawców i piosenki, jakie muszę znać w dwa tysiące dwudziestym.
— Interesujące — stwierdził. — I nie, nigdy nie myśleliśmy nad muzyką country. Nie jest w moim stylu.
— Mówię tylko, że można stać się sławnym przez samo pakowanie zakupów w Targecie. Reggie powinien dostać szansę w swojej muzyce country. — Byłam naprawdę zaskoczona, gdy dowiedziałam się, że jakiś chłopak trafił do telewizji dzięki zdjęciu, które zrobiła mu dziewczyna. To była najprostsza droga do sławy. Musiał tylko istnieć.
— Rock 'N Roll jest bardziej w moim stylu. Ale Reg byłby szczęśliwy, gdyby ktoś zainteresował się jego piosenkami country.
— Brutalnie! — Żartobliwie szturchnęłam go w ramię.
Brunet szeroko się uśmiechnął.
— Wiesz, że się nie mylę.
— To nie było miłe.
— Ty nie jesteś miła.
— Ja? — Ułożyłam dłonie pod brodą i zamrugałam, jakbym była niewinna.
— Tak, ty. — Zaśmiał się. — Ostro pojechałaś wczoraj Carrie.
— Uczysz się nowych słów, co?
— Nie zachowuj się, jakbyś ty wiedziała wszystko! Jeszcze kilka miesięcy temu byłaś w tym tak samo zielona jak ja.
Radosna atmosfera się ulotniła.
— Tak. — Mój uśmiech zniknął, podobnie jak ten Luke'a.
— N-nie chciałem... Ja tylko...
Zamilkł, nie wiedząc, jak powinien się obronić. Ze wszystkich ludzi Luke był tą osobą (a raczej tym duchem), która wiedziała najwięcej o mojej przeszłości. Nie chciał tego tak ująć, ale nie mogłam nie czuć się urażona przez te słowa. Czy to tylko moje hormony, czy staję się płaczkiem?
— To nic. — Te słowa było czuć na moim języku jak kawałeczki lodu, którymi niechcący się krztusisz, gdy jesteś już pijany wszystkim innym.
Jeśli świat był moją poranną kawą, to było już popołudnie. Kofeina zniknęła. Cukier odszedł. Musiałam poczekać, aż lód stopnieje, problemy miną, zanim ponownie poczuję się bezpiecznie. Muszę znaleźć bitą śmietanę życia.
Och, tak bardzo uwielbiam dramatyzować.
A może moje ciało po prostu potrzebuje kawy, bo słabo spałam, a była już piąta nad ranem? Jakim cudem nie zasnę w szkole? Obiecałam, że napiszę sprawdzian z matematyki i już więcej nie zaśpię. Wygląda na to, że dzisiaj kawa będzie moją przyjaciółką.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro