Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

018. LĘKI NOCNE


                Grała znajoma mi melodia, a ja rozpoznałam ten dźwięk jako mój własny głos. Czy kiedykolwiek przypomniała ci się jakaś melodia, ale za nic nie mogłeś przypomnieć sobie żadnych słów? Właśnie tak się teraz czułam. Gdy wyrazy opuszczały moje usta, wiedziałam, że to była piosenka, którą powinnam rozpoznać. Właściwie to prawdopodobnie było coś, co sama napisałam w swoim dzienniku.

Ale w tym śnie nie miałam żadnej mocy. Nie mogłam tego kontrolować. To było jak oglądanie filmu z punktu widzenia postaci, nie wiedząc, jakie myśli prowokują twoje zachowanie. To tortura. Musiałam się dobrze bawić.

Czułam, jak skóra mojej twarzy się napina i boli przez szeroki uśmiech przyklejony do moich ust. Nie był udawany przed obiektywem. Był prawdziwy. Odwróciłam głowę w stronę dziewczyny z moich poprzednich wspomnień. Była szeroko uśmiechnięta.

Moje serce zabiło mocniej, kiedy doszłyśmy do mojego ulubionego fragmentu piosenki. Tłum trzymał ręce w górze, machając nimi. Staromodne aparaty znajdowały się w ich dłoniach. Widziałam nawet pojedyncze telefony z klapką.

Która to dekada? Chciałabym dobrze przyjrzeć się pomieszczeniu, ale po raz kolejny byłam uwięziona w swoim własnym ciele. Ograniczało mnie to, co widziała młodsza Lila. Wyposażenie zdecydowanie nie było najnowsze. Nie miałyśmy na sobie ubrań disco ani nie śpiewałyśmy muzyki rockowej, więc to nie mogły być lata 80. Może '90? Lata 2000?

Byłam w trakcie drugiego refrenu, gdy poczułam wpływ wstrząsów na moje ciało. I to nie w ten dobry sposób. Już i tak cała wibrowałam przez głośność, ale to było coś innego. Uniosłam dłonie do uszu, by wyjąć z nich słuchawki, które niemalże wysadziły mi bębenki. Nasz zespół przestał grać.

Poleciały iskry. Każdy w tłumie jednocześnie wziął głęboki oddech, a w mojej klatce piersiowej mocno biło serce. Walenie było tak głośne, że mój umysł był w takie skupić się tylko na jednym — uczuciu krwi wściekle płynącej w moich żyłach. Byłam pewna, że byłam podekscytowana pobytem na scenie, ale to było coś innego.

Widownia zaczęła coś do siebie mamrotać, ich uwaga skupiła się w jednym punkcie. Podążyłam za ich spojrzeniami aż na balkon. Ten stadion był ogromny. Kawałeczki szkła spadły na scenę, błyszcząc się jak małe wróżki. Właśnie wtedy zauważyłam ich źródło. Mieliśmy problemy techniczne. Jedno ze świateł się przegrzało, a szkło rozprysło. Właśnie przegranie wywołało ten dziwny dźwięk.

— Proszę o spokój. Zrobimy krótką przerwę, by naprawić problemy techniczne — ogłosiła dziewczyna, która śpiewała razem ze mną. — Za chwilę wrócimy.

Tłum głęboko odetchnął. Stadion wypełniły dźwięki rozmów setek ludzi. Ich głosy się ze sobą mieszały i były podobnej głośności co nasza muzyka. Zdjęłam moją gitarę, odkładając ją na stojaku. Gdy już odpowiednio ją zabezpieczyłam, podeszłam do dziewczyny. Usłyszałam, jak coś pęka.

Ona już szła, aby ze mną porozmawiać. Podniosłam wzrok i uświadomiłam sobie, że nie zauważyła tego samego co ja. Hałas nie był na tyle głośny, by go usłyszała. Nadal miała w uszach słuchawki. Głos uwiązł mi w gardle, a ja bez tchu spróbowałam wykrzyknąć jej imię. To oczekiwanie mnie dobijało, ale nieprzyjemne uczucie w brzuchu zapowiadało, że ta historia nie skończy się dobrze.

Pręt trzymający nasze światła sceniczne spadł. Wyciągnęłam ręce w stronę dziewczyny, która, jak przypuszczam po moim ostatnim wspomnieniu, była moją siostrą. Przedmiot zaczął chwiać się jak wahadło, ledwo trzymając się na kablu. Zauważyła strach w moich oczach, a rysy jej twarzy opadły.

Widziałam jej szeroko otworzone oczy i szczękę uchyloną przez niemy krzyk, jej głowa ze strachem podniosła się w stronę sufitu. Kable się zerwały, ciągnąc za sobą cały sprzęt w jej kierunku. Czułam się, jakby moje płuca były odkurzaczem w kosmosie — coś wyssało z nich powietrze. Nie mogłam oddychać.

Moje ciało wyrwało się do przodu. Nie podążałam zgodnie ze swoimi własnymi decyzjami, to był odruch, że chciałam ją uratować. To wydawało się naturalne. Przesunęła się, by mnie ochronić. Moja prawdopodobna siostra otrzymała większość obrażeń, leżąc nieprzytomna. Lub gorzej.

Ostry ból przeszył moje lewe ramię, a w moich oczach pojawiły się łzy. Nie były spowodowane bólem fizycznym. Dziewczyna leżała bez ruchu na podłodze. Ja również się nie ruszałam. Moje ciało zastygło i zaczęłam czuć nagłą agorafobię. Czułam się niezwykle wystawiona na światło dzienne.

Nie chciałam, żeby wszyscy to zobaczyli. Nie chciałam, by ich telefony nagrały nasz ból w słabej jakości. Mamrotanie rozległo się po audytorium, komentując nasze cierpienie.

Moje kości bolały, wręcz piszczały w proteście. Spojrzenie na moją rękę potwierdziło, że miałam złamanie otwarte. Moje ramię było wygięte w sposób, w jaki zdecydowanie nie powinno być. Chyba widziałam nawet kość. Gula pojawiła się w moim gardle, a ja z trudem ją przełknęłam.

Czułam się źle. Niezwykle źle. Było mi niedobrze, bolała mnie głowa, miałam migrenę, skurcze i wszystko na raz. Leżałam nienaturalnie prosto. Czułam, jak odlatuję, podczas gdy ludzie rzucali takie frazy jak „stałe urazy" i „jest w szoku".

Nowy dźwięk wypełnił powietrze, taki, którego nie słyszałam tej nocy. Głośne, długie syreny przerwały szok, uciszając zmartwione rozmowy fanów.

Ochrona próbowała ich wyprosić, oczyścić miejsce zbrodni. O ile to była zbrodnia. Zawsze sprawdzaliśmy nasz sprzęt dwa razy, a ten pręt nie trzymał więcej niż zazwyczaj. W jakiś sposób byłam tego pewna. Czułam się, jakby tama w moim mózgu pękła i wszystkie myśli zaczęły wypływać w tym samym momencie. Byłam za to wdzięczna, ale to mnie przerażało.

Byłam w stanie tylko tam leżeć. Czułam się przeraźliwie bezradna. Mężczyzna ubrany w strój medyczny do mnie podszedł, owijając palce wokół mojego nadgarstka, żeby sprawdzić puls. Podobna do niego osoba wniosła pustą torbę na ciało na scenę.

Była pusta. To musiało być coś dobrego, prawda?

Zniknął z mojego pola widzenia, a ja desperacko chciałam zobaczyć, do kogo należała ta torba. Ale nie dla kogo była przeznaczona.

Fala mdłości zalała moje ciało po raz drugi. Nie, nie, nie, nie, nie, nie. To nie była prawda. To tylko sen. Ale ta logiczna część mnie wiedziała, że to nie był tylko sen stworzony przez moją wyobraźnią. Była prawda. Ponownie przeżywałam najgorsze chwile mojego życia.

Ciężar został uniesiony z mojego ramienia, ale z przerażeniem odkryłam, że nie jestem w stanie nim poruszyć. Nie mogłam poruszyć niczym.

Obok mnie zostały rozstawione nosze, a silne ramiona objęły moje ciało, kładąc mnie na miękkiej powierzchni. Moja głowa bezwładnie opadła na bok. W tym czasie zdążyłam zauważyć skrawek właśnie zapinanej torby na ciało.

Znajoma twarz niezwykle mnie zszokowała. W tle słyszałam czyjś płacz. Ta osoba szlochała, jakby ktoś właśnie wyrwał im serce z klatki piersiowej, włożył do blendera, a następnie wlał je z powrotem. Ciekawe, kto to był.

Skórzane pasy znalazły się na mojej klatce piersiowej, brzuchu i nogach. Czułam, jak wpijają się w moją skórę oraz ciągną za moje ubrania, gdy byłam ciągnięta. Wyboje podczas wjeżdżania do karetki były najgorsze. Nosze zostały uniesione i wniesione na tył.

Maska została umieszczona na moim nosie i ustach. Byłam zmuszona wdychać jakieś chemikalia. To przypominało mi gaz rozweselający u dentysty, który podają ci, gdy musisz mieć założoną plombę. Ale ja się nie śmiałam. Straciłam przytomność, a łzy za moimi zamkniętymi oczami zasłoniły mi widok.

Moje zaczerpnięcie powietrza było takie silne, że wciągnęłam do nosa trochę kurzu, co poskutkowało sapnięciami i kaszlnięciami. Luke był w moim pokoju. Moje niebieskie oczy powędrowały w jego kierunku, zauważając jego zielone spojrzenie wypełnione przerażeniem.

— C-co tutaj robisz? — Zdołałam wyjąkać.

— Nie wiem — przyznał równie skołowany co ja. — Czułem, że coś jest nie tak, więc się tu pojawiłem. Przysięgam, na co dzień nie obserwuję, jak śpisz.

Z niedowierzaniem uniosłam brwi.

— Nie, naprawdę! Możesz zapytać Reggiego, przez całą noc chrapałem w studiu — zapewnił mnie. — Już nikogo nie stalkuję.

Zaśmiał się cicho.

— Jak atrakcyjnie. — Mój sarkazm był jedynym mechanizmem obronnym po tym, co właśnie przeżyłam.

— Hej, co się dzieje? — Jego spojrzenie złagodniało. — Trzęsiesz się bardziej niż kiedykolwiek wcześniej.

— To tylko koszmar — odpowiedziałam, nie chcąc o tym rozmawiać.

— To nie był koszmar. To był atak mentalny.

— Jest jakaś różnica?

— Tak. — Usiadł obok mnie. — Możemy przekonać siebie samych, że koszmary nie były prawdziwe, gdy się obudzimy. Nie będą już zadręczać nas w innych miejscach niż nasze sny. Ale to... Cała przeraźliwie się trzęsłaś. To nie był normalny koszmar.

— To był lęk nocny — skłamałam. — Nic ważnego.

Oczywiście, to było najważniejsze, co wydarzyło się, odkąd w maju straciłam pamięć. Byłam bardzo blisko dowiedzenia się prawdy o moim życiu. Nie wiedziałam dlaczego, ale nie mogłam się zebrać, by powiedzieć o tym Luke'owi. A przynajmniej nie teraz. Po tej całej sprawie z jego rodzicami, z jego mamą, wiedziałam, że to nie poskutkowałoby niczym dobrym.

Może to dlatego skłamałam. Albo może byłam przerażona, że jeśli wspomnę o tym śnie na głos, będę musiała to zaakceptować. Tę nieprzyjemną prawdę.

— Wiesz, że możesz mi powiedzieć, prawda? — spytał cicho. — Albo możesz porozmawiać z Julie, Alexem, nawet z Reggiem. Będziemy cię wspierać, Lils.

— To nie tego się boję. — Mój głos był ledwo głośniejszy od szeptu. Objęłam nogi ramionami, ignorując pulsujący ból.

— Więc mi powiedz... Czego się boisz?

Luke był tak blisko mnie. Wystarczająco blisko, bym widziała długość każdej pojedynczej rzęsy i delikatne piegi na jego nosie w pozostałych miejscach zakryte opalenizną.

— Boję się, Luke — przyznałam. — Chyba... Chyba właśnie coś sobie przypomniałam.

— Tym razem to nie są dobre wieści, prawda?

— Nie. — Odwróciłam głowę w bok, nie chcąc na niego patrzeć, gdy walczyłam ze łzami. — Nie, s-są okropne.

Mój głos załamał się przy ostatnich słowach, ujawniając moją słabość.

— Och, Lila. — Spróbował owinąć wokół mnie ramiona, ale się odsunęłam.

Znalazłam się przy keyboardzie, mojej bezpiecznej przystani. Nikt ani nic nie mogło mnie przy nim zranić. Byłam tylko ja i moja muzyka.

Luke się obrócił, jego nogi zwisały z łóżka, a oczy uważnie szukały jakiejkolwiek oznaki załamania nerwowego. Nie będę płakać. Ja nie płaczę. Nie mogę pozwolić sobie płakać, bo jeśli zaczną, to nigdy nie przestanę.

Zaczęłam naciskać klawisze w rytm melodii, którą napisałam poprzedniej nocy. Pisało mi się ją o wiele trudniej niż pozostałe, ponieważ musiałam się kulić i nagrywać, jak gram partie, które normalnie byłyby wygrywane przez moją lewą dłoń. Wtedy mogłam zatrzymać nagranie oraz skomponować resztę utworu. Szło mi to opornie ze względu na złamaną rękę. Zajęło mi to kilka godzin.

Milczał, uświadamiając sobie, że chciałam mu coś pokazać. Ze wszystkich piosenek, które mu zaśpiewałam, ta była najbardziej intymna. Obnażałam przed nim moje serce i duszę w moim najsłabszym momencie. Miałam nadzieję, że był tego wart.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro