015. PRAWDA
Reggie i Alex zabrali mnie do uroczej piekarni. Były tam ładne krzesła, stoliki na zewnątrz oraz wysokie krzewy. Ukryliśmy się za roślinami, by Luke nas nie zauważył. Poza tym byłam pewna, że jeśli jego rodzice zauważyliby dziewczynę wpatrującą się w okno ich sklepu, staliby się podejrzliwi.
— Więc... Emily to jego mama? — zapytałam zaskoczona.
Wszystko w końcu zaczęło mieć sens. Czułam się okropnie przez to, że dokuczałam mu podczas tematu związanego z nią. Być może nie wiedziałam, kim była moja biologiczna matka, ale mogłam sobie wyobrazić ból związany z obserwowaniem swoich rodziców w żałobie i brakiem możliwości pokazania im, że jestem obok oraz mi zależy. To złamałoby mi serce.
Nie wiedziałam, dlaczego wcześniej o tym nie pomyślałam. W końcu chłopcy umarli tylko dwadzieścia pięć lat temu. Istniało spore prawdopodobieństwo, że rodzice Alexa i Reggiego również nadal żyli.
— Tak, Luke często tu przychodzi — ujawnił Alex. Jego niebieskie oczy złagodniały, gdy na mnie patrzył.
— Myśli, że nie wiemy, ale... Śledziliśmy go... — Reggie zamilkł. Zastanawiałam się, z jakimi demonami walczył. Nie pomyślałam, by zapytać, co stało się z jego rodziną. Wiedziałam tylko, że w miejscu, gdzie niegdyś stał jego dom, teraz znajdowała się wypożyczalnia rowerów.
To musiał być dla niego niezły szok.
Czy Reggie mógłby próbować ich znaleźć bez rezultatów? Kręciło mi się w głowie od tych nowych informacji. Co z rodzicami Alexa? Czy mieli z nim dobre relacje? Czy dał radę ich odnaleźć?
— Nawet zbytnio nie starałem się ich szukać — przyznał blondyn. — I tak naprawdę nigdy nie pogodzili się z moją orientacją.
Odwróciłam głowę w jego stronę.
— Teraz umiesz też czytać w myślach?
— Wiedziałem, o czym myślisz. Pewnie chcesz dowiedzieć się też czegoś o przeszłości Reggiego, prawda?
— Tak. Nie mogę zaprzeczyć, że jestem ciekawa. — Przeniosłam wzrok na basistę.
— Moi rodzice są po rozwodzie i nie mam pojęcia, gdzie są — wyznał, wbijając spojrzenie w ziemię, gdy odczuwał nową emocję: cierpienie. — Ale tutaj nie chodzi o nasze problemy. Jesteśmy tutaj z powodu Luke'a.
Przytaknęłam i wróciłam uwagą do chłopaka w piekarni.
— Tylko tutaj siedzi i obserwuje swoich rodziców — ciągnął Reggie. — Ale nigdy nic nie robią.
Spojrzenie Luke'a podążało za krokami Emily, która położyła ciasto czekoladowe na stole i położyła obok niego duży nóż. Musiałam przyznać, wyglądało pysznie.
— Jedzą ciasto — zauważyłam. — To już coś.
— To... To tort urodzinowy — wytłumaczył Peters, nawiązując ze mną kontakt wzrokowy. — Dla Luke'a.
Kiwnął głową w stronę przyjaciela.
— Ma dzisiaj urodziny? Wow. — Poczułam ból serca, gdy łzy spływały po jego twarzy. Przygryzł wargę i popatrzył na podłogę. — Nie wiedziałam, że Luke tak bardzo cierpi.
— Tak — mruknął Alex. — Jest jeszcze gorzej, bo kiedy umarł, on... Rozstali się na złych warunkach. Wiesz, jego rodzice nie chcieli, by ich siedemnastoletni syn był w kapeli rockowej, więc... Uciekł.
Nie mogłam tego wytłumaczyć, ale patrzenie na jego cierpienie naprawdę mnie bolało. Odchrząknęłam. Próbując się opanować, wygładziłam moje ubrania.
Emily usiadła przy stoliku, a Luke wstał, by usiąść pomiędzy swoimi rodzicami. Prawdopodobnie chciał poczuć się bliżej nich, jakby może mogliby zauważyć, że tam był.
— Miał szansę się z nimi pogodzić? — spytałam.
Alex pokręcił głową, potwierdzając moje obawy.
— I pomyśleć, że tak męczyłam go o Emily. — Poczucie winy mnie zżerało. — Ciągle na niego naciskałam... Nie wiem dlaczego.
Ojciec Luke'a zapalił świeczkę na jego torcie. Luke ją zdmuchnął, walcząc ze łzami.
— To dlatego Luke był taki wściekły — wytłumaczył Reggie. — Gdyby Trevor powiedział, że to on napisał wszystkie piosenki, to jego rodzice by wiedzieli, że jego marzenia były warte ścigania.
— Byliby tacy dumni — wymamrotałam, żałując, że nie ma nic, co mogłabym zrobić, by pomóc.
Czy był jakiś sposób, w jaki mogłabym pomóc Luke'owi pokazać jego rodzicom piosenkę lub pozwolić im porozmawiać? Nie wiedziałam wszystkiego o duchach, ale musiała istnieć jakaś możliwość.
Jego rodzice ponownie odpalili świeczkę i złapali się za ręce. Luke położył swoje dłonie na tych ich, chociaż nie byli w stanie tego poczuć. Jego oczy były zapuchnięte, twarz czerwona, oczy przekrwawione. Z całych sił pragnęłam tam podbiec i go przytulić, ale wiedziałam, że nie mogłam.
Potrzebował tego.
Pattersonowie wspólnie zdmuchnęli płomień. Otarłam łzę, która spłynęła po moim policzku.
Alex wstał, aby zacząć mówić.
— Wiemy, jak bardzo to boli, kiedy ktoś, kto powinien cię wspierać, całkowicie cię zawodzi. Nie chcieliśmy, żebyście ty i Julie poczuły się w ten sposób.
— Lila, kochamy nasz zespół. Luke też — dodał Reggie. — Proszę, daj nam kolejną szansę.
— Nie miałabym serca, gdybym odmówiła.
Posłali mi słabe uśmiechy, nadal smutni z powodu cierpienia Luke'a.
— Musimy tylko przekonać Julie.
Zanim się zorientowałam, byliśmy już z powrotem w garażu Julie. Po tym, jak wytłumaczyliśmy jej całą sytuację, zgodziła się ponownie dołączyć do kapeli.
Siedziałam na jednej z poduszek z mikrofonem w dłoni. Julie grała na pianinie, gdy zaczęliśmy śpiewać naszą najnowszą piosenkę — „W końcu wolni".
— Maszerując dumnie, pogłośnij to — zaśpiewała Julie.
— Bo wiemy, co jesteśmy warci — dołączyłam do niej.
Właśnie w tamtej chwili Luke teleportował się na jedno z krzeseł. Zaczęłam myśleć o tym, jak dziwnie by było, gdybyśmy przesunęli ten mebel, a on by się przewrócił.
Lilo Mae! To niemiłe — zbeształam się mentalnie.
Pokręciłam głową, aby pozbyć się tych myśli i ponownie się skupiłam.
— Woah, Julie — powiedział, od razu ją zauważając. Jego spojrzenie padło na mnie. — Lila, co tutaj robisz?
— Nie mogłam pozwolić Julie zrobić tego samej. — Wyciągnęłam moją rękę pokrytą gipsem. — Łap gitarę, mamy dużo pracy.
— Co sprawiło, że wróciłyście? — zapytał, podchodząc bliżej nas.
— Uświadomiłam sobie, jaka ważna jest dla nas muzyka — wytłumaczyła Julie. — Już i tak tyle straciliśmy.
Kiwnęłam głową, nie chcąc dodawać nic więcej.
Alex popatrzył na mnie wymownie. Racja, jestem winna Luke'owi przeprosiny.
— Luke, przepraszam za to, jak się zachowywałam. Ale naprawdę zraniłeś Julie, co zraniło mnie.
— Wiem i przeprosiłem.
— Zaśpiewali mi piosenkę przeprosinową — dodała dziewczyna. — Nie było cię tutaj.
— Wybacz — zaoferował Luke z niewielkim uśmiechem.
— Oboje źle zrobiliśmy — stwierdziłam. — Nie możemy tego stracić. Jesteśmy zespołem i nim pozostaniemy.
Basista i perkusista zaczęli wiwatować.
— Dzięki — odparł brunet, patrząc mi prosto w oczy. Mówił poważnie. Później spuścił wzrok i go podniósł, wracając do typowego dla niego żartobliwego charakteru. — Dobra, szefowo, co mam robić?
Zastanawiałam się, jak wiele z tego, co wiedziałam o Luke'u, było tylko udawaniem. To bolało.
— Och, i przy okazji wszystkiego najlepszego. — Zaśmiałam się.
— Wszystkiego najlepszego — powtórzyła po mnie Julie.
Luke milczał, ale popatrzył na chłopaków, wiedząc, że to oni musieli nam o tym powiedzieć. Julie zachichotała.
— Zacznijmy od momentu przed refrenem.
— Raz, dwa, trzy, cztery — krzyknął Alex, uderzając pałeczkami w rytmie.
☁
Później tego dnia razem z Julie poszłyśmy do kuchni po przekąski i tam zauważyłyśmy Carlosa robiącego zdjęcia domu swoim iPadem.
— Co robisz? — spytała dziewczyna swojego młodszego brata.
— Zgaduję, że poszukujesz duchów? — Lekko się uśmiechnęłam.
— Tak! Szukam tych orbów — wytłumaczył. — Mówię ci, to miejsce jest nawiedzone. Za każdym razem, gdy otwieram laptopa, jest na nim włączona jakaś... Rockowa strona.
— Zachowujesz się, jakby to było coś złego — zauważyłam. — Możesz po prostu mieć ustawioną taką stronę domyślną. Wiesz, że Google zawsze proponuje ci rzeczy, które mogą ci się spodobać. Algorytmy i tak dalej.
Julie miała ramiona skrzyżowane na klatce piersiowej i posyłała mu siostrzane spojrzenie. To chyba było zbyt oschłe, biorąc pod uwagę, że Carlos się nie mylił.
— Co? To nie ja. Wiesz, że słucham tylko rapu.
Starsza Molina prychnęła, przewracając oczami.
— Reggie — szepnęła do mnie.
Tak, domyśliłam się.
— Tylko próbuję cię chronić — przyznał chłopiec.
— To urocze! Ale ona jest twoją starszą siostrą. — Położyłam dłoń na jego ramieniu. — Niech ona chroni ciebie. Może nadszedł czas, byś przestał być pogromcą duchów.
Carlos pokręcił głową, a ja udałam się do lodówki, by nalać sobie szklankę soku winogronowego. Julie na mnie poczekała, po czym zaczęłyśmy wychodzić.
— Och, na twoim miejscu bym uważał! — ostrzegł ją Carlos. — Tata ma taką minę, jak wtedy, gdy mapy Google każą mu skręcić w złą ulicę.
Julie spuściła wzrok. Wymieniłyśmy spojrzenia. Musiał wiedzieć o tym, że zaspałyśmy.
— Dzięki za ostrzeżenie.
Kiedy skręciłyśmy za róg, zastałyśmy pana Raya z ramionami skrzyżowanymi na piersi.
— Wytłumaczysz mi, dlaczego nie było cię na trzech pierwszych lekcjach? — zapytał. — Lilo, twój ojciec dzwonił do mnie i pytał, gdzie jesteś. Razem uciekłyście?
— Nie! Zaspałyśmy u Flynn po dyskotece — wytłumaczyła pełna poczucia winy dziewczyna. — Na tych lekcjach i tak nic się nie działo.
— Tak, może gdybym nie poszła to szkoły, to nie miałabym tego. — Uniosłam moje złamane ramię. Gips otarł się o moją kość, na co się skrzywiłam. — Auć.
— To się nie powtórzy — zapewniła go Julie. — Obiecujemy.
Kiwnęłam głową.
Brunetka zaczęła odchodzić, więc niepewnie podążyłam za nią. Pan Molina chyba jeszcze nie skończył. Gdzie jest kara?
— Okej, ale wiesz, że jeśli opuściłaś lekcje, to tylko kwestia czasu, zanim...
W tamtym momencie drzwi się otworzyły, a do środka wpadła kobieta.
— Przyszłam najszybciej, jak tylko mogłam!
Kto to jest?
— Dokładnie — mruknął pan Ray.
— Julie, nie pozwolę ci się stoczyć — powiedziała nieznajoma z delikatnym hiszpańskim akcentem.
— Tía, wszystko jest dobrze. Po prostu zaspałam. Już rozmawiałam o tym z tatą.
Ach, więc to jest ciocia Victoria.
— Nic nie jest dobrze, sobrina. Dzwoniłam do twojej nauczycielki. Powiedziała, że ominął cię test z rachunków.
Razem z Julie nawiązałyśmy kontakt wzrokowy.
— Nic się nie działo, co? — zapytał pan Molina, czując się zdradzony.
— Och, witaj mija. Jestem jej ciocią, Victoria — przywitała się kobieta po zauważeniu mojej obecności.
— Lila Mae Williams.
— Tato, bardzo przepraszam — odezwała się Julie.
— W tym momencie powinieneś ją ukarać — zauważyła ciocia Victoria z dłońmi opartymi na biodrach.
— Wiem. Julie, żadnego wychodzenia w trakcie tygodnia — rozkazał pan Molina.
— Ale tato, dzisiaj...
Jej ciotka odchrząknęła i machnęła głową w moim kierunku.
— I idź do swojego pokoju. Lila, powiem twoim rodzicom, że ominął cię ten sprawdzian.
— Co? — pisnęłam.
Nie możemy zawieść chłopaków, szczególnie po naszej przemowie o przyjaźni i zespole. Ciotka ponownie odchrząknęła.
— Co jeszcze? I... I czytaj — powiedział, zgadując, o czym myślała. Kobieta ponownie wykonała gest, składając dłonie jak książkę. — Ucz się. Matematyki. Leć! W tej chwili.
Julie odeszła, a ja nadal tam siedziałam.
Niezręcznie...
— Lilo, poczekaj w kuchni. Dorośli muszą porozmawiać — nakazała mi ciotka Victoria stanowczym tonem, ale nie niemiło.
Mój żołądek się przekręcił. To mógł być najgorszy dzień w moim życiu, a przynajmniej odkąd umarłam.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro