014. TAŃCE
— I w prawo... I w lewo... Prawo, lewo. Prawo, lewo — instruowała nauczycielka, gdy spóźnione wpadłyśmy na salę. — Prawo, lew... Julie i Lilo Mae, jak miło, że do nas dołączyłyście.
Próbowałam trzymać wysoko uniesioną głowę i nie skupiać się na fakcie, że wszyscy na nas patrzyli.
— Bardzo przepraszam, zaspałyśmy — wytłumaczyła Julie za nas obie.
— Okej, zajmijcie miejsca. — Kobieta kiwnęła głową w odpowiednim kierunku.
Stanęłyśmy obok Flynn, która uśmiechała się niewinnie.
— Dlaczego nas nie obudziłaś? Przegapiłyśmy trzy pierwsze lekcje.
— Julie powiedziała, że nigdy więcej nie pokaże się w szkole — zaoponowała Flynn. — I myślałam, że tobie nie zależy.
— Zależy mi, czy moi rodzice zastępczy się o tym dowiedzą i dadzą mi szlaban! — syknęłam.
— Biorę wszystko bardzo dosłownie.
— Dobrze! — zawołała nauczycielka.
Przez sposób, w jaki poruszałam ramionami, czułam się jak ośmiornica. Ooo.
— To nic — zapewniła ją Julie. — Tak naprawdę jestem zła na tę trójkę głupich duchów.
— Zabiłabym, gdyby nie byli już martwi.
— Bycie w zespole powinno pomagać waszemu życiu towarzyskiemu, a nie je niszczyć.
Słowa Flynn nam nie pomogły.
— Byłym zespole — poprawiła ją Molina.
— Racja, wybacz.
— To jest beznadziejne. Myślałam, że jesteśmy w tym razem. Najwidoczniej się myliłam.
— Hej, nie obwiniaj się — pocieszyła ją Flynn. — Ciężko jest odmówić, gdy trójka przystojnych duchów zaprasza was do zespołu.
— Chyba jeszcze ludzie za nami cię nie słyszeli, powiedz to głośniej. — Posłałam im wymowne spojrzenie. — Nie możecie rozmawiać o duchach, jakby to było normalne.
— No cóż, są przystojni. I mówiąc o przystojniakach, Julie, rozmawiałaś dzisiaj z Nickiem? Dobrze się dogadywaliście na dyskotece.
— Nie, i trochę to odciągam — przyznała dziewczyna. — Przynajmniej nie zobaczę go na tej lekcji.
— O wilku mowa! — powiedziałam, prostując się. — Popatrzcie, kto przyszedł.
— To chyba jakieś żarty.
— Co? — zapytała Flynn, która nadal go nie zauważyła.
— Co oni tutaj robią?
— Dokładnie na czas, trenerze Barron — powitała go nauczycielka. — Uczniowie, trener Barron i ja postanowiliśmy, że jego drużyna lacrosse będzie brała udział w naszych lekcjach przez kilka tygodni. Wielu sportowców kiedyś tańczyło, co pomogło im z koordynacją i sprawnością.
— Żadnego flirtowania z dziewczynami — ostrzegł ich mężczyzna, na co zawodnicy się zaśmiali. — Chodzi o to, żeby poprawić waszą formę. Wtedy moglibyśmy wygrać. Przegraliśmy z Burbank. Burbank!
Nie znałam wyników tej drużyny, ale ze sposobu, w jaki mówił trener... Oof.
— Pamiętajcie, że opanowanie to duża część tańca — zauważyła instruktorka. — Dobierzcie się w pary!
Świetnie, nie znam żadnych chłopaków z drużyny.
Trener Barron klasnął w dłonie, co mnie przestraszyło.
— Dawajcie!
Chłopcy zaczęli do nas podchodzić, a przystojny chłopak wybrał Flynn.
— Nie, nie, nie, nie zostawiaj mnie — błagała Julie. — Proszę.
— Wybacz. — Brunetka wcale nie wyglądała na skruszoną, gdy odchodziła.
— Masz mnie — zapewniłam ją.
— Hej — przywitał się Nick.
— Hej! — powtórzyła niezręcznie.
Ktoś klepnął mnie w ramię, więc się odwróciłam.
— Lila Mae, prawda? — zapytał z uśmiechem.
Zlustrowałam go wzrokiem. Był dość przystojny. Okej, dam radę.
— Tak. Uch, jak masz na imię?
— Brody. — Podał mi rękę. — Tańczymy?
Ujęłam jego dłoń, choć tak naprawdę w tym tańcu nie musieliśmy się nawet dotykać.
— Dziewczyny, wykonajmy układ z ubiegłego tygodnia. Przedstawicie go z chłopakami w ten piątek — poleciła nauczycielka. — Trener Barron i ja wam go zademonstrujemy.
— Nie, uch... Ja nie tańczę, więc...
Brody się zaśmiał. Ten głęboki, chłopięcy śmiech przywołał u mnie dziwne uczucie.
— Teraz już tańczysz. — Złapała nadgarstek mężczyzny i przyciągnęła go bliżej siebie. — Wyskok, odbicie, wąż, wyciągnijcie ręce i obrót. Chłopcy, wyskok.
Podczas tańca rozejrzałam się po pomieszczeniu. Panował tam chaos. Żaden z chłopaków nie wydawał się czuć rytmu. Ciało Brody'ego wpadło na moje podczas robienia węża, przez co się potknęłam. Wyciągnął rękę, by złapać mnie za przedramię. Rozległ się dźwięk pękania, a ja krzyknęłam.
Chłopak puścił moje ramię, przez co całkowicie upadłam.
— O matko. Lila, tak bardzo przepraszam.
— To nic — wymamrotałam, ale kiedy próbowałam podeprzeć się o ziemię i wstać, przygryzłam wargę tak mocno, że zaczęła krwawić. Odczuwałam straszny ból.
— Lila! Nic ci nie jest? — zapytała nauczycielka. — Co się tam dzieje?
— Pierce, zrobiłeś jej krzywdę? — dodał trener Barron. To musiało być nazwisko Brody'ego.
— Tak, proszę pana — przyznał, przyklękując obok mnie. — Bardzo przepraszam, Lila.
— To nie jego wina — powiedziałam wystarczająco głośno, by wszyscy mnie usłyszeli. — Potknęłam się, a on próbował mnie złapać.
— Pomóż jej wstać i zabierz ją do pielęgniarki.
— Dobrze, proszę pana.
Brody ostrożnie podał mi dłoń, którą złapałam moją sprawną ręką. Bez żadnego problemu mnie podniósł. Skoro chłopcy z drużyny lacrosse są tacy silni, to jakim cudem ciągle przegrywają? Julie i Nick posłali mi współczujące spojrzenie, kiedy przeszłam obok nich. Tańczyli niedaleko nas.
— Powodzenia — powiedziała Julie.
Byłam w stanie myśleć tylko o tym, że jeśli mam złamaną rękę, to nie będę mogła grać na żadnym instrumencie przez wiele tygodni.
— To beznadziejnie — wymamrotałam pod nosem.
— Bardzo przepraszam — powtórzył.
— To nie twoja wina. Może mam słabe kości? To miałoby sens.
— Tak, słyszałem, że w zeszłym tygodniu trafiłaś do szpitala. Co się stało?
— To długa historia.
— Mam czas.
— Nie uwierzyłbyś mi. Zaufaj mi, tak będzie lepiej.
— Dobra, jeśli chcesz mieć sekrety. — Uniósł dłonie w geście poddania.
— Wybacz, ale dopiero się poznaliśmy — zauważyłam. — A ja i tak nie jestem typem osoby, która od razu wyjawia wszystkie swoje tajemnice.
— Przyznajesz, że masz jakieś tajemnice? Interesujące.
— Cokolwiek — drażniłam się, zakładając kosmyk włosów za ucho.
— Wróciłaś — zauważyła niezaskoczona pielęgniarka. — Co stało się tym razem?
— Chyba złamałam rękę podczas lekcji tańca. Bardzo boli.
— Pokaż ją.
Pielęgniarka zaczęła nią poruszać, a ja się skrzywiłam, przez co Brody popatrzył na mnie zmartwiony.
— Wygląda na to, że jest złamana, ale nie jest źle. To złamanie, które zrośnie się dość szybko.
Głęboko odetchnęłam.
— Dobrze to słyszeć. Jak pani myśli, kiedy będę mogła zacząć grać na gitarze i fortepianie?
— Za jakiś miesiąc.
— Miesiąc? — Otworzyłam buzię. — To nie jest niedługo!
— Mogło być gorzej. — Wzruszyła ramionami. — Chcesz zadzwonić po swoich rodziców, żeby zabrali cię do lekarza?
— Chyba tak.
Wyjęłam telefon, wybierając numer do pracy Taylor.
— Brody, możesz już wrócić na lekcję — nakazała mu kobieta.
— Ale jestem jej partnerem tanecznym i wsparciem moralnym!
— Słyszałam, jak mówi, że dopiero cię poznała. Musisz wrócić na lekcję.
Czułam się przez to źle, bo Brody chciał tylko pomóc, ale pielęgniarka miała rację.
— Dobra — burknął. — Do zobaczenia, Lila.
— Pa, Brody.
Zadzwoniłam do mojej matki zastępczej, by zwolniła się z pracy i zawiozła mnie do lekarza. Kiedy ortopeda potwierdził, że mam złamaną kość, wszelkie moje nadzieje zniknęły.
— Jak mogła złamać się tak łatwo? — zapytałam z niedowierzaniem. — On tylko złapał mnie za rękę, żebym się nie przewróciła.
— Prześwietlenie pokazuje, że wcześniej było już tam złamanie. Przez to kości były bardziej na to podatne — wytłumaczył lekarz. — Na szczęście, to złamanie nie wymaga operacji. Powiem pielęgniarce, żeby założyła ci gips, dobrze?
— Nie, nie jest dobrze! Muszę móc grać na instrumentach! Jestem w zespole i...
— Lila — ostrzegła mnie Taylor.
— Przepraszam, po prostu jestem sfrustrowana. Nie mogę się poddać i zostawić Julie.
— To nic. Nikt nie cieszy się na wieść, że ma coś złamanego — powiedział ze smutnym uśmiechem. — Pomyśl, jaki kolor byś chciała.
Kiedy pielęgniarka weszła do pomieszczenia, wybrałam jasnoróżowy gips. Zmoczyła materiał i owinęła go wokół mojej lewej ręki od dłoni aż do łokcia. Złamałam kość łokciową, więc opatrunek zajmował całe moje przedramię. Skrzywiłam się, napinając mięśnie pod gipsem.
W domu ponownie zastałam chłopaków w moim pokoju.
— Naprawdę musimy ustanowić ograniczenia — stwierdziłam, chcąc skrzyżować ramiona na klatce piersiowej, ale wzdrygnęłam się przez ból.
— Czy gips nie jest wystarczającym ograniczeniem? — zapytał Luke. — Jak będziesz z nami występować?
— Nadal mam głos — odparłam, starając nie czuć się beznadziejnie. — Ale pamiętajcie, że już nie jesteśmy w zespole.
— Nie możesz odejść z zespołu po jednym błędzie! — Reggie przeteleportował się na moje łóżko. Sposób, w jaki podniósł wzrok oraz machał nogami, przypominał mi o małym dziecku. — Jesteśmy przyjaciółmi już na zawsze.
— To mnie pociesza — zażartowałam, kładąc się obok niego. — Nie wiem, czy to powinno mi schlebiać, czy mnie przerażać.
— Schlebiać — powiedział Luke. — Pozwolilibyśmy ci dołączyć do Sunset Curve.
— Bez urazy, ale to było w latach 90. Potrzebujecie nowego zespołu ze mną i Julie. A teraz go nie ma, bo nawaliliście.
— I Bobby ukradł wszystkie twoje piosenki — wymamrotał cicho Alex.
— Nie przypominaj mi — burknął Luke, gotowy, by podnieść jakąś należącą do mnie rzecz i rzucić nią o ścianę.
Złapałam jego prawy nadgarstek moją zdrową ręką, zanim zdążyłby zdemolować mój pokój znalezioną przez niego piłką tenisową. Nie byłam w jej posiadaniu, więc musiał wziąć ją z pokoju Blake'a.
— Uspokój się — nakazałam, trzymając go, dopóki tego nie zrobił. — To już przeszłość. Może gdybyście tak bardzo nie skupiali się na zemście, to nie musielibyście żałować kolejnej rzeczy.
— Żałować kolejnej rzeczy? — Luke zmarszczył brwi. — Alex...
— Co? — spytał jasnowłosy perkusista. — Nic nie powiedziałem.
— Luke'u Pattersonie, co ukrywasz? — Przycisnęłam palec do jego klatki piersiowej. — Zrobiłeś coś jeszcze? Wiesz, że jeśli coś pogorszysz, to nie tylko zespół się skończy.
— To nie twoja sprawa — warknął, zanim zniknął.
— O co chodziło?
Alex i Reggie milczeli.
Czy posunęłam się zbyt daleko?
Nie! Nie mogłam sobie pozwolić, by tego żałować... Luke na to zasłużył, czyż nie? W końcu to on chciał zemścić się na Bobbym. Ja pochwalałam to tylko do pewnego stopnia. Może byłam niesprawiedliwa. Mogą przekonać Julie przeprosinami. Dodatkowo z moim urazem ręki będziemy miały tylko fortepian. Potrzebowała większej ilości instrumentów, a poza tym wiedziałam, że nie czuła się komfortowo, śpiewając samodzielnie.
Westchnęłam, gdy doszłam do wniosku, że ja i Julie potrzebujemy chłopaków tak samo bardzo, jak oni potrzebują nas. Nie chodziło tylko o muzykę.
— Słuchajcie, Alex i Reg, może i to, co dzieje się z Lukiem, nie jest moją sprawą, ale to ma na niego duży wpływ. Uważajcie na niego, dobrze? Nie chcę, by cierpiał.
— Nie martw się, jesteśmy jego najlepszymi przyjaciółmi — zapewnił mnie Alex. — I tak wiem, gdzie poszedł.
— Gdzie? — zapytaliśmy jednocześnie z Reggiem.
— Wiesz gdzie — powiedział do bruneta, unosząc brew, gdy on przechylił głowę.
— Och! — Peters usiadł, wszystko sobie uświadamiając. — Tak, wiem gdzie.
— Moglibyście mi powiedzieć? — Pochyliłam się bliżej niego i popatrzyłam na niego spod rzęs. To zwykle działało na chłopaków.
— Uch... — Jego spojrzenie było skupione na moich ustach. Denerwował się taką bliskością.
— Reginald! — Głos Alexa wyrwał go z transu i zniszczył wszelką przewagę, jaką nad nim miałam. To na tyle z planu A.
— Wybacz, Lila, ale naprawdę nie mogę ci powiedzieć — wymamrotał zdenerwowany brunet.
Zdenerwowany? To nie było w jego stylu. Poza tym nie użył tego żartobliwego zdrobnienia. Wtedy coś sobie przypomniałam.
— Emily.
Odwrócili do mnie głowy z szeroko otworzonymi oczami. To tylko potwierdziło moją teorię.
— Chodzi o Emily, prawda? — Byłam już tego w stu procentach pewna. — Emily to dziewczyna, którą kocha i sprawdza, jak się ma. Wiedziałam!
Gdy te słowa opuściły moje usta, mój żołądek zacisnął się w supeł. Luke był zakochany w innej dziewczynie. Próbowałam pozbyć się tego uczucia, ale w moim gardle pojawiła się gula.
— Zanim założysz coś jeszcze, możemy przynajmniej pokazać ci, kim tak naprawdę jest? — poprosił cicho Alex.
Przytaknęłam.
Najwidoczniej numer jeden na liście będzie o wiele łatwiejszy do rozwikłania niż cała reszta.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro