Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

014. TAŃCE


                — I w prawo... I w lewo... Prawo, lewo. Prawo, lewo — instruowała nauczycielka, gdy spóźnione wpadłyśmy na salę. — Prawo, lew... Julie i Lilo Mae, jak miło, że do nas dołączyłyście.

Próbowałam trzymać wysoko uniesioną głowę i nie skupiać się na fakcie, że wszyscy na nas patrzyli.

— Bardzo przepraszam, zaspałyśmy — wytłumaczyła Julie za nas obie.

— Okej, zajmijcie miejsca. — Kobieta kiwnęła głową w odpowiednim kierunku.

Stanęłyśmy obok Flynn, która uśmiechała się niewinnie.

— Dlaczego nas nie obudziłaś? Przegapiłyśmy trzy pierwsze lekcje.

— Julie powiedziała, że nigdy więcej nie pokaże się w szkole — zaoponowała Flynn. — I myślałam, że tobie nie zależy.

— Zależy mi, czy moi rodzice zastępczy się o tym dowiedzą i dadzą mi szlaban! — syknęłam.

— Biorę wszystko bardzo dosłownie.

— Dobrze! — zawołała nauczycielka.

Przez sposób, w jaki poruszałam ramionami, czułam się jak ośmiornica. Ooo.

— To nic — zapewniła ją Julie. — Tak naprawdę jestem zła na tę trójkę głupich duchów.

— Zabiłabym, gdyby nie byli już martwi.

— Bycie w zespole powinno pomagać waszemu życiu towarzyskiemu, a nie je niszczyć.

Słowa Flynn nam nie pomogły.

— Byłym zespole — poprawiła ją Molina.

— Racja, wybacz.

— To jest beznadziejne. Myślałam, że jesteśmy w tym razem. Najwidoczniej się myliłam.

— Hej, nie obwiniaj się — pocieszyła ją Flynn. — Ciężko jest odmówić, gdy trójka przystojnych duchów zaprasza was do zespołu.

— Chyba jeszcze ludzie za nami cię nie słyszeli, powiedz to głośniej. — Posłałam im wymowne spojrzenie. — Nie możecie rozmawiać o duchach, jakby to było normalne.

— No cóż, są przystojni. I mówiąc o przystojniakach, Julie, rozmawiałaś dzisiaj z Nickiem? Dobrze się dogadywaliście na dyskotece.

— Nie, i trochę to odciągam — przyznała dziewczyna. — Przynajmniej nie zobaczę go na tej lekcji.

— O wilku mowa! — powiedziałam, prostując się. — Popatrzcie, kto przyszedł.

— To chyba jakieś żarty.

— Co? — zapytała Flynn, która nadal go nie zauważyła.

— Co oni tutaj robią?

— Dokładnie na czas, trenerze Barron — powitała go nauczycielka. — Uczniowie, trener Barron i ja postanowiliśmy, że jego drużyna lacrosse będzie brała udział w naszych lekcjach przez kilka tygodni. Wielu sportowców kiedyś tańczyło, co pomogło im z koordynacją i sprawnością.

— Żadnego flirtowania z dziewczynami — ostrzegł ich mężczyzna, na co zawodnicy się zaśmiali. — Chodzi o to, żeby poprawić waszą formę. Wtedy moglibyśmy wygrać. Przegraliśmy z Burbank. Burbank!

Nie znałam wyników tej drużyny, ale ze sposobu, w jaki mówił trener... Oof.

— Pamiętajcie, że opanowanie to duża część tańca — zauważyła instruktorka. — Dobierzcie się w pary!

Świetnie, nie znam żadnych chłopaków z drużyny.

Trener Barron klasnął w dłonie, co mnie przestraszyło.

— Dawajcie!

Chłopcy zaczęli do nas podchodzić, a przystojny chłopak wybrał Flynn.

— Nie, nie, nie, nie zostawiaj mnie — błagała Julie. — Proszę.

— Wybacz. — Brunetka wcale nie wyglądała na skruszoną, gdy odchodziła.

— Masz mnie — zapewniłam ją.

— Hej — przywitał się Nick.

— Hej! — powtórzyła niezręcznie.

Ktoś klepnął mnie w ramię, więc się odwróciłam.

— Lila Mae, prawda? — zapytał z uśmiechem.

Zlustrowałam go wzrokiem. Był dość przystojny. Okej, dam radę.

— Tak. Uch, jak masz na imię?

— Brody. — Podał mi rękę. — Tańczymy?

Ujęłam jego dłoń, choć tak naprawdę w tym tańcu nie musieliśmy się nawet dotykać.

— Dziewczyny, wykonajmy układ z ubiegłego tygodnia. Przedstawicie go z chłopakami w ten piątek — poleciła nauczycielka. — Trener Barron i ja wam go zademonstrujemy.

— Nie, uch... Ja nie tańczę, więc...

Brody się zaśmiał. Ten głęboki, chłopięcy śmiech przywołał u mnie dziwne uczucie.

— Teraz już tańczysz. — Złapała nadgarstek mężczyzny i przyciągnęła go bliżej siebie. — Wyskok, odbicie, wąż, wyciągnijcie ręce i obrót. Chłopcy, wyskok.

Podczas tańca rozejrzałam się po pomieszczeniu. Panował tam chaos. Żaden z chłopaków nie wydawał się czuć rytmu. Ciało Brody'ego wpadło na moje podczas robienia węża, przez co się potknęłam. Wyciągnął rękę, by złapać mnie za przedramię. Rozległ się dźwięk pękania, a ja krzyknęłam.

Chłopak puścił moje ramię, przez co całkowicie upadłam.

— O matko. Lila, tak bardzo przepraszam.

— To nic — wymamrotałam, ale kiedy próbowałam podeprzeć się o ziemię i wstać, przygryzłam wargę tak mocno, że zaczęła krwawić. Odczuwałam straszny ból.

— Lila! Nic ci nie jest? — zapytała nauczycielka. — Co się tam dzieje?

— Pierce, zrobiłeś jej krzywdę? — dodał trener Barron. To musiało być nazwisko Brody'ego.

— Tak, proszę pana — przyznał, przyklękując obok mnie. — Bardzo przepraszam, Lila.

— To nie jego wina — powiedziałam wystarczająco głośno, by wszyscy mnie usłyszeli. — Potknęłam się, a on próbował mnie złapać.

— Pomóż jej wstać i zabierz ją do pielęgniarki.

— Dobrze, proszę pana.

Brody ostrożnie podał mi dłoń, którą złapałam moją sprawną ręką. Bez żadnego problemu mnie podniósł. Skoro chłopcy z drużyny lacrosse są tacy silni, to jakim cudem ciągle przegrywają? Julie i Nick posłali mi współczujące spojrzenie, kiedy przeszłam obok nich. Tańczyli niedaleko nas.

— Powodzenia — powiedziała Julie.

Byłam w stanie myśleć tylko o tym, że jeśli mam złamaną rękę, to nie będę mogła grać na żadnym instrumencie przez wiele tygodni.

— To beznadziejnie — wymamrotałam pod nosem.

— Bardzo przepraszam — powtórzył.

— To nie twoja wina. Może mam słabe kości? To miałoby sens.

— Tak, słyszałem, że w zeszłym tygodniu trafiłaś do szpitala. Co się stało?

— To długa historia.

— Mam czas.

— Nie uwierzyłbyś mi. Zaufaj mi, tak będzie lepiej.

— Dobra, jeśli chcesz mieć sekrety. — Uniósł dłonie w geście poddania.

— Wybacz, ale dopiero się poznaliśmy — zauważyłam. — A ja i tak nie jestem typem osoby, która od razu wyjawia wszystkie swoje tajemnice.

— Przyznajesz, że masz jakieś tajemnice? Interesujące.

— Cokolwiek — drażniłam się, zakładając kosmyk włosów za ucho.

— Wróciłaś — zauważyła niezaskoczona pielęgniarka. — Co stało się tym razem?

— Chyba złamałam rękę podczas lekcji tańca. Bardzo boli.

— Pokaż ją.

Pielęgniarka zaczęła nią poruszać, a ja się skrzywiłam, przez co Brody popatrzył na mnie zmartwiony.

— Wygląda na to, że jest złamana, ale nie jest źle. To złamanie, które zrośnie się dość szybko.

Głęboko odetchnęłam.

— Dobrze to słyszeć. Jak pani myśli, kiedy będę mogła zacząć grać na gitarze i fortepianie?

— Za jakiś miesiąc.

— Miesiąc? — Otworzyłam buzię. — To nie jest niedługo!

— Mogło być gorzej. — Wzruszyła ramionami. — Chcesz zadzwonić po swoich rodziców, żeby zabrali cię do lekarza?

— Chyba tak.

Wyjęłam telefon, wybierając numer do pracy Taylor.

— Brody, możesz już wrócić na lekcję — nakazała mu kobieta.

— Ale jestem jej partnerem tanecznym i wsparciem moralnym!

— Słyszałam, jak mówi, że dopiero cię poznała. Musisz wrócić na lekcję.

Czułam się przez to źle, bo Brody chciał tylko pomóc, ale pielęgniarka miała rację.

— Dobra — burknął. — Do zobaczenia, Lila.

— Pa, Brody.

Zadzwoniłam do mojej matki zastępczej, by zwolniła się z pracy i zawiozła mnie do lekarza. Kiedy ortopeda potwierdził, że mam złamaną kość, wszelkie moje nadzieje zniknęły.

— Jak mogła złamać się tak łatwo? — zapytałam z niedowierzaniem. — On tylko złapał mnie za rękę, żebym się nie przewróciła.

— Prześwietlenie pokazuje, że wcześniej było już tam złamanie. Przez to kości były bardziej na to podatne — wytłumaczył lekarz. — Na szczęście, to złamanie nie wymaga operacji. Powiem pielęgniarce, żeby założyła ci gips, dobrze?

— Nie, nie jest dobrze! Muszę móc grać na instrumentach! Jestem w zespole i...

— Lila — ostrzegła mnie Taylor.

— Przepraszam, po prostu jestem sfrustrowana. Nie mogę się poddać i zostawić Julie.

— To nic. Nikt nie cieszy się na wieść, że ma coś złamanego — powiedział ze smutnym uśmiechem. — Pomyśl, jaki kolor byś chciała.

Kiedy pielęgniarka weszła do pomieszczenia, wybrałam jasnoróżowy gips. Zmoczyła materiał i owinęła go wokół mojej lewej ręki od dłoni aż do łokcia. Złamałam kość łokciową, więc opatrunek zajmował całe moje przedramię. Skrzywiłam się, napinając mięśnie pod gipsem.

W domu ponownie zastałam chłopaków w moim pokoju.

— Naprawdę musimy ustanowić ograniczenia — stwierdziłam, chcąc skrzyżować ramiona na klatce piersiowej, ale wzdrygnęłam się przez ból.

— Czy gips nie jest wystarczającym ograniczeniem? — zapytał Luke. — Jak będziesz z nami występować?

— Nadal mam głos — odparłam, starając nie czuć się beznadziejnie. — Ale pamiętajcie, że już nie jesteśmy w zespole.

— Nie możesz odejść z zespołu po jednym błędzie! — Reggie przeteleportował się na moje łóżko. Sposób, w jaki podniósł wzrok oraz machał nogami, przypominał mi o małym dziecku. — Jesteśmy przyjaciółmi już na zawsze.

— To mnie pociesza — zażartowałam, kładąc się obok niego. — Nie wiem, czy to powinno mi schlebiać, czy mnie przerażać.

— Schlebiać — powiedział Luke. — Pozwolilibyśmy ci dołączyć do Sunset Curve.

— Bez urazy, ale to było w latach 90. Potrzebujecie nowego zespołu ze mną i Julie. A teraz go nie ma, bo nawaliliście.

— I Bobby ukradł wszystkie twoje piosenki — wymamrotał cicho Alex.

— Nie przypominaj mi — burknął Luke, gotowy, by podnieść jakąś należącą do mnie rzecz i rzucić nią o ścianę.

Złapałam jego prawy nadgarstek moją zdrową ręką, zanim zdążyłby zdemolować mój pokój znalezioną przez niego piłką tenisową. Nie byłam w jej posiadaniu, więc musiał wziąć ją z pokoju Blake'a.

— Uspokój się — nakazałam, trzymając go, dopóki tego nie zrobił. — To już przeszłość. Może gdybyście tak bardzo nie skupiali się na zemście, to nie musielibyście żałować kolejnej rzeczy.

— Żałować kolejnej rzeczy? — Luke zmarszczył brwi. — Alex...

— Co? — spytał jasnowłosy perkusista. — Nic nie powiedziałem.

— Luke'u Pattersonie, co ukrywasz? — Przycisnęłam palec do jego klatki piersiowej. — Zrobiłeś coś jeszcze? Wiesz, że jeśli coś pogorszysz, to nie tylko zespół się skończy.

— To nie twoja sprawa — warknął, zanim zniknął.

— O co chodziło?

Alex i Reggie milczeli.

Czy posunęłam się zbyt daleko?

Nie! Nie mogłam sobie pozwolić, by tego żałować... Luke na to zasłużył, czyż nie? W końcu to on chciał zemścić się na Bobbym. Ja pochwalałam to tylko do pewnego stopnia. Może byłam niesprawiedliwa. Mogą przekonać Julie przeprosinami. Dodatkowo z moim urazem ręki będziemy miały tylko fortepian. Potrzebowała większej ilości instrumentów, a poza tym wiedziałam, że nie czuła się komfortowo, śpiewając samodzielnie.

Westchnęłam, gdy doszłam do wniosku, że ja i Julie potrzebujemy chłopaków tak samo bardzo, jak oni potrzebują nas. Nie chodziło tylko o muzykę.

— Słuchajcie, Alex i Reg, może i to, co dzieje się z Lukiem, nie jest moją sprawą, ale to ma na niego duży wpływ. Uważajcie na niego, dobrze? Nie chcę, by cierpiał.

— Nie martw się, jesteśmy jego najlepszymi przyjaciółmi — zapewnił mnie Alex. — I tak wiem, gdzie poszedł.

— Gdzie? — zapytaliśmy jednocześnie z Reggiem.

— Wiesz gdzie — powiedział do bruneta, unosząc brew, gdy on przechylił głowę.

— Och! — Peters usiadł, wszystko sobie uświadamiając. — Tak, wiem gdzie.

— Moglibyście mi powiedzieć? — Pochyliłam się bliżej niego i popatrzyłam na niego spod rzęs. To zwykle działało na chłopaków.

— Uch... — Jego spojrzenie było skupione na moich ustach. Denerwował się taką bliskością.

— Reginald! — Głos Alexa wyrwał go z transu i zniszczył wszelką przewagę, jaką nad nim miałam. To na tyle z planu A.

— Wybacz, Lila, ale naprawdę nie mogę ci powiedzieć — wymamrotał zdenerwowany brunet.

Zdenerwowany? To nie było w jego stylu. Poza tym nie użył tego żartobliwego zdrobnienia. Wtedy coś sobie przypomniałam.

— Emily.

Odwrócili do mnie głowy z szeroko otworzonymi oczami. To tylko potwierdziło moją teorię.

— Chodzi o Emily, prawda? — Byłam już tego w stu procentach pewna. — Emily to dziewczyna, którą kocha i sprawdza, jak się ma. Wiedziałam!

Gdy te słowa opuściły moje usta, mój żołądek zacisnął się w supeł. Luke był zakochany w innej dziewczynie. Próbowałam pozbyć się tego uczucia, ale w moim gardle pojawiła się gula.

— Zanim założysz coś jeszcze, możemy przynajmniej pokazać ci, kim tak naprawdę jest? — poprosił cicho Alex.

Przytaknęłam.

Najwidoczniej numer jeden na liście będzie o wiele łatwiejszy do rozwikłania niż cała reszta.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro