011. POLOWANIE NA DUCHY
Gdyby kilka miesięcy temu ktoś powiedział mi, że będę wkradać się do posiadłości sławnego mężczyzny w średnim wieku, by wybić moim przyjaciołom-duchom z głów nawiedzanie go, nazwałabym go szaleńcem. Ale jednak dokładnie to robię, więc może oboje już całkiem zwariowaliśmy.
Flynn, Julie i ja skradałyśmy się wzdłuż brązowego, drewnianego płotu, uważnie szukając samej Pinkie Pie lub chłopaków. Nie zauważyliśmy żadnego z nich, więc cicho podeszłyśmy do drzwi. Flynn się potknęła, przez co jej buty pisnęły.
— Nie zatrzymuj się — wyszeptała do niej Julie. — Idź dalej.
Wtedy Carrie nas zauważyła.
— Hej — przywitała się z udawaną uprzejmością. — Co tutaj robicie? Jak przeszłyście przez bramę?
Ugryzłam się w język.
— Praca zespołowa. — Zaśmiała się Molina. — Masz jakiś plaster? Ten drut kolczasty to nowość.
— Czego chcecie? — Westchnęła dziewczyna, opierając dłoń na biodrze.
— Uch... Chciałyśmy tylko dać ci znać, że ich zespół gra na dzisiejszej dyskotece — zaimprowizowała Flynn.
— Zachowujecie się jeszcze dziwniej niż zwykle — zakpiła blondynka i uniosła swoje idealne brwi.
— To pewnie dlatego, że chce nam się pić.
— Tak, jasne — wymamrotałam.
— Możemy wejść i napić się wody?
— Dobra. — Carrie przewróciła oczami, jakbyśmy były największymi śmieciami na świecie. — Jeśli dzięki temu wyjdziecie szybciej. Niczego nie zepsujcie.
Uśmiechnęłam się najbardziej uroczo, jak to tylko było możliwe. Zaczęliśmy szukać jakichkolwiek oznak Luke'a, Reggiego lub Alexa.
— Gdzie jesteście? — powiedziała na głos Julie.
— Jestem tutaj. — Zaśmiał się Nick.
Wszystkie parsknęłyśmy niezręcznym śmiechem.
— Nick! Flynn, Lila, patrzcie. To Nick. Nickster, Nicky-buś, Nick-przepyszny.
— Proszę, zatrzymaj to — zwróciłam się do Flynn, nie wiedząc, co zrobić.
Dziewczyna cicho się zaśmiała.
— Hej! Fajnie, że tu jesteś, Nicky-buś. Chciałyśmy powiedzieć, że ich zespół będzie grał na dyskotece.
Sprawdziłam reakcję Julie. Właśnie strasznie upokorzyła się przed chłopakiem, który jej się podobał. Na całe szczęście Nick nie był dupkiem, więc na pewno wszystko się ułoży.
— Och, tak... Widziałem twój post. — Wskazał na Flynn ze szczęśliwym uśmiechem.
— Czy te dziewczyny ci przeszkadzają, skarbie? — syknęła Carrie.
— Nie, tylko mówiły o dzisiejszej dyskotece — odparł nonszalancko.
Nie miałam pojęcia, jakim cudem był w stanie znieść jej okropne zachowanie.
— Racja. Julie, Lila i ich hologramowy zespół będą grać — powiedziała z udawaną radością. — Jak w ogóle nauczyłaś się robić te wszystkie rzeczy związane z homogramami?
— Z internetu — odparła Molina. — Są tam też inne rzeczy niż filmiki makijażowi.
Haha.
— Uch, co... Co ty na to, skarbie? — Nick zwrócił się do Carrie.
— Jasne. — Usiadła na kanapie obok niego, zadziornie przechylając głowę. — Obejrzymy przedstawienie hologramów?
Nawet nie próbowałam ukryć przewrócenia oczami. Carrie była niedorzeczna.
— Świetnie. Uch... Dopilnuję, żeby wszyscy moi kumple przyszli.
— Oo, jak fajnie! Dużo osób będzie na was patrzyło. Pamiętacie, gdzie są drzwi, prawda?
— Tak. — Julie pochyliła się, tym samym rozlewając swoją wodę. — O mój Boże, bardzo przepraszam.
Uśmiechnęłam się pod nosem. Zirytowana Carrie zaczęła wstawać.
— Nie, nie, nie. — Zatrzymała ją brunetka. — Wiem, gdzie są ręczniki. Ja po nie pójdę.
— Wie — powtórzyła Flynn, również wylewając napój, gdy przyjaciółka podała jej swoją szklankę. — Ojej, ja też.
— Dopilnuję, żeby Julie nie zrobiła jeszcze większego bałaganu — stwierdziłam, podążając za nią. — Sami wiecie, że potrafi być niezdarna.
— O mój Boże. A co, gdyby to był sok żurawinowy? — ciągnęła Flynn, gdy szłyśmy na górę. — Nie wiem, jak wy, ale ja całe życie jestem ciamajdą.
— Chłopaki, dla waszego dobra lepiej, żeby was tu nie było — syknęła sfrustrowana Julie.
— No nie wiem, stara. Trochę chciałabym, żeby się zemścili. — Wzruszyłam ramionami, a ona posłała mi spojrzenie. — Co? Wiesz, że nie powinien tego robić.
— Ale to nie oznacza, że oni muszą robić to.
— Przynajmniej mają do tego powód.
Zaczęłyśmy ich szukać i usłyszałyśmy jakieś śmiechy, ale zanim dotarłyśmy w to miejsce, już ich tam nie było.
— Hej, słyszysz ten helikopter? — spytałam. — To pewnie Trevor, a oni mogli za nim pójść.
— Tak. — Julie pstryknęła palcami. — Dobrze myślisz.
Wyjrzałam przez okno w tym samym czasie, w którym chłopaki pokazali tyłki helikopterowi.
— O fuj!
Julie już miała tam popatrzeć, ale szybko zasłoniłam jej oczy, by chronić jej niewinność.
— Co zrobili? — zapytała, starając się wyrwać z mojego uścisku. — Jest aż tak źle?
— Nic nie zrobili Trevorowi. Po prostu pomyślałam, że nie chciałabyś zobaczyć ich nagich tyłków. Będę miała traumę! Fu!
— Co? — pisnęła Julie. — Faktycznie bym nie chciała. Myślałam, że nie będę musiała przeprowadzać z nimi rozmowy o publicznym obnażaniu się, a jednak.
— Co prawda tylko my ich widzimy — zauważyłam. — Więc to niekoniecznie publiczne.
— Ale to nie jest w porządku — odpowiedziała, z czym się zgodziłam.
Zbiegłyśmy po schodach, a Flynn w tym czasie opowiadała historię.
— Co szop robił w moim ogrodzie? — Zaśmiała się. — Chcecie... Chcecie zobaczyć zdjęcie?
Ja chciałam, ale to nie była odpowiednia chwila. Będę musiała później ją o to zapytać.
Razem z Julie wykradłyśmy się na zewnątrz, podczas gdy nasza przyjaciółka usiadła pomiędzy Carrie i Nickiem, bez wątpienia niezwykle irytując dziewczynę.
Właśnie takie niewielkie rzeczy najbardziej mnie uszczęśliwiają.
— Dobrze się bawiliście? — spytała Julie z dłońmi opartymi o biodra jak matka.
— Okej, zrobiłybyście to samo, gdyby ukradł wasze piosenki — obronił się Luke.
— Nie będę zaprzeczać — przyznałam. — Nie licząc części, w której pokazaliście mu tyłki. Nie zdejmujcie spodni, proszę.
— W-widziałaś to? — wyjąkał Patterson. Przez chwilę prawie pomyślałam, że tego żałował. Prawie.
— Tak — wymamrotałam, z rumieńcem wpatrując się w ziemię. — Mam nadzieję, że zespół zbierze wystarczająco pieniędzy, by zapłacić za potrzebną mi terapię.
— Dzięki Bogu, ja nic nie widziałam — dodała brunetka. — W ostatniej chwili zasłoniła mi oczy. Naprawdę tak ciężko jest pozostać ubranymi?
— Nie, przepraszamy — odezwał się Alex. — Nie wiedzieliśmy, że to zobaczysz, Lilo Mae.
— Lubicie razem robić takie rzeczy? — zapytałam z niedowierzaniem. — Pokazywać ludziom tyłki? Wiecie co? Nawet nie chcę wiedzieć.
— Wróćmy do tematu. — Julie widocznie czuła się niekomfortowo. — Macie nowe piosenki z nami. Najlepszą zemstą na Trevorze będzie odniesienie sukcesu całym zespołem.
— A żeby odnieść sukces, musimy grać na dyskotekach, potem w klubach... — zaczęłam.
— I jeździć w trasy, wiem — zgodził się Luke, robiąc krok w moją stronę.
— Zobaczymy się w szkole. Wychodzimy o dwudziestej pierwszej. Proszę, nie spóźnijcie się. Będzie tam dużo ludzi.
— Damy radę, okej? — powiedział Alex. — Nie martwcie się.
— Pa. — Julie odeszła, ale ja zostałam.
— Nie obchodzi mnie, co mówi Julie. Cieszę się, że przestraszyliśmy Bobby'ego — przyznał Reggie. — Szkoda, że nie zrobiliśmy więcej. Mogliśmy napisać mu „złodziej" na czole.
— Alex, jak zamknąłeś drzwi? Wcześniej ledwo mogłeś otworzyć te od garażu.
— Potrafisz zamknąć drzwi? — zapytałam, bo byłam świadoma, że ledwo mogli poruszać przedmiotami.
— Tak — odparł Reggie. — Nauczyłeś się tego od Williego, czyż nie?
— Tak. Nauczył mnie kilku rzeczy, a potem krzyczeliśmy w muzeum. — Blondyn poruszył ramionami w taki sposób, że oczywiste było, iż był zauroczony.
— Myślisz, że ma jeszcze jakieś sztuczki w zanadrzu?
— Przekonajmy się.
— Mogę pójść z wami? — poprosiłam. — Chciałabym poznać Williego, wydaje się interesujący. Poza tym Julie może nie być zbyt szczęśliwa, jeśli pójdziecie gdzieś sami przed koncertem. Dopilnuję, żebyście wrócili na czas.
— Nie wiem. Chyba możesz. — Alex wzruszył ramionami. — Raczej Williemu nie będzie to przeszkadzać.
— A więc ustalone. — Uśmiechnęłam się.
— Już nie mogę się doczekać, aż dorwę Bobby'ego. — Luke uderzył pięścią o otwartą dłoń. — Bycie widzialnym wszystko zmieni.
— Tak, to, co zrobiliśmy dzisiaj, nie wystarczy — zgodził się Peters. — To będzie nasze ostatnie nawiedzanie.
— Obiecujecie? — spytałam z uniesioną brwią. — Bo jeśli nie, to powiem Julie.
— Proszę, nie mów jej. Nie chcę stracić nowej przyjaciółki.
— To dotrzymajcie obietnicy. Obiecacie, że to ostatni raz?
— Tak — burknęli.
— Dobrze. Hej, Julie! Wrócę stąd do domu. I tak jest tu bliżej.
— Na pewno? Myślałam, że możemy wrócić razem i jeszcze trochę poćwiczyć. — Dziewczyna wsunęła dłonie do kieszeni swojej bluzy. — Tak dla bezpieczeństwa, wiesz.
— To żadna próba bez zespołu — zauważyłam. — Damy sobie radę. Zobaczymy się o dziewiątej, tak?
— Jasne!
Julie i Flynn się pożegnały, a ja wróciłam do chłopaków.
— Gdzie znajdziemy tego Williego?
— Chyba niedaleko jest park, w którym lubi spędzać czas — poinformował nas Alex. — Możemy tam sprawdzić.
— Okej.
Teleportowali się, zostawiając mnie samą. Niemiło.
Luke szybko wrócił.
— Zapomniałem, że nie potrafisz skakać z miejsca na miejsce. Ukradłem Bobby'emu trochę pieniędzy, chcesz pojechać busem? Pojadę z tobą, żeby nic ci się nie stało.
— Jeżeli nie mam innego wyboru.
Ostatnie wypowiedziane przez niego zdanie było naprawdę urocze, ale je zignorowałam.
— Chyba że jest jakiś sposób, byś się przeteleportowała. — Uniósł brew. — Chcesz spróbować?
— Co masz na myśli?
— Cóż, mogę teleportować moją gitarę i ubrania, więc może mogę też teleportować ciebie? — mruknął, gdy szliśmy w stronę ulicy.
— Czy ty nazywasz mnie przedmiotem? — zapytałam urażona. Mocno uderzyłam go w ramię, przez co odskoczył na lewo. — To niemiłe. Dziewczyny nie są rzeczami.
— Wiem, przepraszam. Nie o to mi chodziło. Zawsze, kiedy próbuję z tobą porozmawiać, wszystko wychodzi źle. Bardziej mogę polegać na muzyce niż na słowach.
— Hm...
— To prawda. To chyba najlepszy sposób, bym nawiązał więź z samym sobą. To dlatego tak zdenerwowałem się przez to, co zrobił Bobby... To znaczy Trevor.
— Właśnie tak myślałam. — Odwróciłam się, by nawiązać z nim kontakt wzrokowy. Moje niebieskie oczy spotkały się z jego zielonymi i cały świat zamarł. Przez chwilę na siebie patrzyliśmy, rozumiejąc siebie nawzajem.
Odchrząknęłam i odwróciłam wzrok.
— Więc... Um, kim jest Emily? Była dziewczyna?
— Myślałem, że miałaś już mnie nie męczyć. — Jego oczy pociemniały. — Pamiętasz?
— Nigdy niczego nie obiecałam. Postanowiłam tylko na chwilę dać ci spokój. Nie mogę powiedzieć, że nie jestem ciekawa.
— Dlaczego? — Ponownie przestał iść, więc również musiałam stanąć, by na niego spojrzeć. Na jego twarz wkradł się uśmiech. — Jesteś zazdrosna?
— Co? — Prychnęłam. — Nie bądź niedorzeczny. Jestem zazdrosna tylko o to, że nigdzie nie musisz chodzić. Bycie duchem wydaje się takie wyzwoleńcze.
— Ale jestem też uwięziony — wymamrotał. — Są rzeczy, których nie mogę doświadczyć, ludzie, z którymi chciałbym porozmawiać, ale oni nigdy mnie nie usłyszą.
— Czemu nie zagrasz piosenki? Wtedy by cię widzieli i słyszeli.
— Nie wiem. Nie chcę wywołać u nikogo jeszcze większego bólu.
Postanowiłam zostawić temat Emily w spokoju. Kimkolwiek była lub jest ta dziewczyna, Luke nadal cierpiał z powodu złamanego serca. Nie musiałam rozdrapywać jego ran.
Całą podróż busem milczeliśmy. Było zbyt wielu świadków, którzy zauważyliby, jak rozmawiam sama ze sobą. Byłam wdzięczna za tę ciszę, ponieważ musiałam pomyśleć.
Wyszukałam „Wybacz Emily" na moim telefonie i ku mojemu zaskoczeniu, nie znalazłam żadnych hitów. To musiała być jedna z tych piosenek, której Trevor miał wystarczająco przyzwoitości nie kraść. Albo może była na tyle osobista, że Trevor nawet o niej nie wiedział, gdy jeszcze był Bobbym, gitarzystą.
Uważnie obserwowałam Luke'a, gdy szliśmy w stronę centrum. Uśmiechnął się do mnie, myśląc, że pożeram go wzrokiem.
Wcale nie. Sprawdzałam, jak się ma, a nie go podrywałam.
Ustawiłam „Dowiedz się, kim jest Emily" na szczycie mojej listy do zrobienia, nawet ponad dowiedzeniem się, kim jest ten tajemniczy mężczyzna. Jest też ponad dowiedzeniem się, czyje imię zostało zapisane na nagrobku.
Równie dobrze może nie żyć.
Ale Emily wydawała się żyć, co wnioskowałam po tym, jak do oczu Luke'a napłynęły łzy, jego głos się trząsł, a humor pogorszył.
Mogłabym coś z tym zrobić.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro