Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

008. WSPOMNIENIA


                Zmartwiony Luke pochylił się nade mną, a pielęgniarka pospieszyła blisko mnie. Zadzwoniła po karetkę i powiadomiła moich rodziców zastępczych, że mam kolejny napad.

W mojej głowie pojawiło się wspomnienie sprzed wypadku. Całe moje ciało zesztywniało.

Stałam na cmentarzu z łzami spływającymi po mojej twarzy. Nie pamiętałam, dlaczego płaczę, ale czułam te emocje. Tę pustkę, ukłucie cierpienia i żałoby. Moje dłonie się trzęsły, a wzrok był rozmazany, kiedy kładłam bukiet czerwonych róż na grobie.

Chciałam zobaczyć, co było wygrawerowane na granicie, ale nie podniosłam wzroku. Nie kontrolowałam mojego własnego ciała ani niczego, co działo się w tym wspomnieniu. To było tak, jakbym oglądała film bez żadnych szczegółów. Mózg pamiętał tylko poszczególne rzeczy, a reszta odchodziła w niepamięć.

— Witaj moja droga — odezwał się nieznajomy głos.

Po tym, jak moja skóra zadrżała, wiedziałam, że wtedy nie znałam tej osoby.

— Widzę, że jesteś smutna. Pozwól, że złożę ci ofertę nie do odrzucenia — zaproponował.

— Jaką? — wymamrotałam, wycierając twarz.

— Tęsknisz za nią, czyż nie? — spytał ze współczuciem. Okulary przeciwsłoneczne zakrywały jego oczy i być może jego prawdziwe zamiary. — Co, gdybym powiedział, że mogę pomóc ci znowu ją zobaczyć?

— Jak to? — wyjąkałam zaskoczona.

Zastanawiałam się, o kim rozmawialiśmy. Wiedziałam przynajmniej, że osoba, po której nosiłam żałobę, była kobietą. Może straciłam matkę podobnie jak Julie?

Część mojego serca pękła na samą myśl o tym. Zawsze myślałam, że będę mogła ich ponownie odnaleźć po odzyskaniu pamięci. A teraz uświadomiłam sobie, że mogą nie żyć.

— Mogę dać ci wszystko, czego tylko zapragniesz. — Uśmiechnął się złowieszczo. — Na całą wieczność.

Wieczność? Czy ten facet był naćpany? Wydawał mi się podejrzany.

— Nie wiem, czy powinnam — odparłam, wycofując się.

— Czyż nie była dla ciebie najważniejszą osobą na świecie? — zapytał. — Tak powiedziałaś na scenie.

— Widziałeś nasz występ w zeszłym tygodniu?

Przerażało mnie to, że wiedział, kim jestem, jednak ja go nie znałam.

— Moją pracą jest poznawanie utalentowanych młodych ludzi — wytłumaczył. — Takich jak ty.

Wszystko, czego chciałam na całą wieczność.

— Chyba nigdy więcej nie będę w stanie zagrać.

— Pomyśl o tym. Gdybyś zmieniła zdanie, to moja wizytówka. — Mężczyzna mi coś podał.

Spuściłam wzrok, by popatrzeć na kartkę, ale nagle ziemia się rozstąpiła, a ja byłam w przerażającym śnie.

Moje wspomnienie zamieniło się w koszmar, przez co szeroko otworzyłam oczy z sapnięciem.

— Lilo Mae? — odezwała się pani Williams. — Obudziłaś się już?

— Tak. — Zdołałam odpowiedzieć. Zaczęłam wstawać, całe moje ciało bolało. Napad się skończył. — Jak długo nie było mnie tym razem?

— Trochę ponad dwadzieścia cztery godziny.

— To lepiej niż ostatnio.

Moim rekordem było trzy dni bycia nieprzytomną.

— Bardzo się o ciebie martwiłam. Daniel też, ale musiał zabrać dzieci do domu.

— Jak się mają?

— Mia jest za młoda, żeby zrozumieć, co się dzieje, ale Blake i Teresa się bali — odparła kobieta. — Bardzo im na tobie zależy i zawsze, kiedy trafiasz do szpitala, Blake przestaje się odzywać.

Blake to nadpobudliwy dwunastolatek z naprawdę mocnym charakterem.

— No cóż, już wszystko ze mną dobrze. Mogą mnie wypisać.

— Dopiero po konsultacji z lekarzem.

Dopiero po czterdziestu minutach doktor Lennox dał mi wypis. Postanowiłam napisać do Julie.

Lila Mae: Wyszłam ze szpitala. Przekaż chłopakom.

Julie: Oki. Bardzo cię o ciebie martwili

Część mnie chciała, żeby jeden z nich szczególnie się martwił. Zrzuciłam to uczucie na złość przez to, że Luke wywołał mój napad.

— Miło widzieć, że w końcu znalazłaś sobie przyjaciół — przyznała pani Williams. — Julie i Flynn odwiedziły cię po szkole.

— To miło.

— Cieszę się, że pomogły ci dostać się do programu muzycznego. Co to za zespół, o którym słyszałam?

— Um... Julie poznała chłopaków ze Szwecji przez internet i założyli zespół — skłamałam. — A potem do nich dołączyłam. Grają jako hologramy, a Julie wyświetla ich na scenie.

— Ale fajnie! Bardzo chętnie chciałabym kiedyś zobaczyć, jak występujecie — stwierdziła z uśmiechem. — Cała rodzina by chciała.

Rodzina. Jestem częścią ich rodziny, ponieważ moja może już nie żyć.

— Tak. Jeśli będziemy mieć jakiś występ, to dam pani znać.

— Wiesz, że możesz nazywać mnie Taylor. Nie potrzebujemy tych formalności. Albo możesz nazywać mnie mamą, jeśli wolisz.

— Nie wiem. — Spuściłam głowę, skupiając się na wspomnieniu.

— Och, to nic. — Potarła moje plecy swoją prawą dłonią, gdyż lewa nadal spoczywała na kierownicy. — Nazywaj mnie, jak tylko chcesz, okej?

— Okej.

— Musisz być wykończona. Przestaję już zadawać ci pytania, a po powrocie do domu będziesz mogła się przespać.

Kiedy weszłam do mojego pokoju, spomiędzy moich wydobył się krzyk. Dłoń go zatuszowała, by moja rodzina zastępcza tego nie usłyszała.

— Cii — uspokoił mnie Luke. — To tylko ja.

— I ja! — dodali Reggie i Alex w tym samym czasie.

Co do cholery? Myślałam, że ktoś mnie porywa.

— Chcieliśmy odwiedzić cię, bo Julie powiedziała, że wracasz do domu — powiadomił mnie blondyn, a w jego oczach pojawiło się współczucie. — Jak się masz?

Ułożyłam dłoń na sercu, które biło niesamowicie szybko. Uniosłam palec, by chwilę poczekali i wzięłam głęboki oddech.

— Jestem zmęczona — przyznałam, kładąc się na łóżku. — I zła na Luke'a.

— Naprawdę bardzo, bardzo przepraszam. — Chłopak zajął miejsce obok mnie. — Chciałem tylko, żebyś poczuła się lepiej.

Usiadłam, dziwnie czując się z tym, że był na moim łóżku.

— Ale tylko to pogorszyłeś.

— Wiem. I naprawdę, bardzo, niesamowicie przepraszam.

Z westchnięciem popatrzyłam na Reggiego i Alexa. Posłali mi zachęcające uśmiechy. Czułam, że Luke nigdy specjalnie by mnie nie zranił, ale po moich ostatnich przeżyciach ciężko było mi używać rozsądku.

— Przypomniałam sobie coś... Z wcześniej — przyznałam. Mój głos był ledwo głośniejszy od szeptu.

— To świetnie! — Zaśmiał się Reggie, szturchając Alexa w ramię. Chłopak zmrużył oczy, to uderzenie mu się nie podobało. Brunet jak zwykle nie był niczego świadomy albo przynajmniej takiego udawał.

— Tak, co sobie przypomniałaś? — spytał zaciekawiony Luke.

— Umarł ktoś, kogo kochałam i nie chciałam więcej tworzyć muzyki — wyznałam. — Nie wiem kto, ale byłam na cmentarzu z kwiatami.

— To tak jak Julie. Myślisz, że to jest ze sobą jakość powiązane? Może to dlatego obie nas widzicie!

— Luke, bądź trochę bardziej wyrozumiały. — Alex pokręcił głową z rozczarowaniem. — Myślałem, że już o tym rozmawialiśmy.

— Stary, ona właśnie przypomniała sobie coś ze swojej przeszłości. — Brunet nadal nie trafił swojego podekscytowania. — To może wszystko rozwikłać!

— Ale dowiedziała się też, że straciła kogoś, kogo kochała — przypomniał mu przyjaciel. — To niezbyt dobre wieści.

— Och. Tak. Przepraszam, Lila.

— Przynajmniej Lil' Mae teraz już gra — zażartował Reggie, klepiąc mnie po głowie, by podkreślić naszą różnicę wzrostu.

Wydęłam wargi.

— Nie rezygnuj z nas, okej? — poprosił Luke.

— Mówisz tak tylko dlatego, bo potrzebujcie mnie i Julie, żeby być widziani — burknęłam z przygnębieniem.

— Nie, naprawdę nam zależy — zapewnił mnie Alex. Delikatnie objął mnie ramieniem, biorąc pod uwagę fakt, że dopiero co zostałam wypuszczona ze szpitala. — Nie chodzi tylko o muzykę.

— Ale muzyka to duża tego część.

Blondyn posłał mu wymowne spojrzenie.

— Ale nam też zależy! Tak!

— Hej, Lilo Mae, popatrz! — Reggie złapał prześcieradło z brzegu łóżka i je na siebie narzucił. — Jestem duchem!

— Tak, jesteś. — Zaśmiałam się.

— Widzisz! Rozbawiłem cię. — Uśmiechnął się dumny z ciebie.

— Tak. — Nie kontrolowałam uśmiechu, który pojawił się na mojej twarzy. To było takie urocze, że Reggie chciał poprawić mi humor. I to działało.

— Przypomniałaś sobie coś jeszcze? — dopytał Luke.

Alex zmrużył oczy. Chyba chciał być dyskretny, ale to zauważyłam.

— Nic ważnego — skłamałam.

— Och, okej. — Zmarszczył brwi. — Dość długo cię nie było jak na takie krótkie wspomnienie.

— No przepraszam, jeśli cię rozczarowałam — warknęłam. — Przecież nie mogę tego kontrolować!

Luke odsunął głowę zaskoczony moim nagłym wybuchem. Pozostali dwaj chłopcy niezręcznie bawili się przypadkowymi przedmiotami, nawet na nas nie patrząc.

— Nie oceniam, tylko zauważyłem, że to było długo — wytłumaczył. — Cały dzień tylko na to?

Już miałam mu sarkastycznie odpowiedzieć, kiedy ktoś mi przerwał.

— Możemy porozmawiać o tym, że w samochodzie Daniela leciała nasza piosenka? — przerwał nam Reggie, zmieniając tor dyskusji. — To niezły czad.

— Chwila, to wasza piosenka? — spytałam zszokowana.

O nie.

— Tak, ja ją napisałem — odparł dumnie Luke.

Nienawidzę jej — jęknęłam, ponownie rzucając się na łóżko. — Wiele razy groziłam waszemu zespołowi, nie wiedząc, że was poznam.

— Jak możesz jej nienawidzić? — spytał urażony Patterson. — Wszystkie dziewczyny ja uwielbiały!

— Może za twoich czasów, boomerze — powiedziałam sarkastycznie, czując ukłucie zazdrości w sercu. — Ja nie. Leci zawsze, kiedy jedziemy samochodem. Słyszałam ją zdecydowanie zbyt wiele razy.

— Och, to ma sens — stwierdził Alex, na co przyjaciel posłał mu zranione spojrzenie. — Co? Gdybyś słuchał tej samej piosenki w kółko i w kółko, tobie też by się nie podobała.

— To prawda — zgodziłam się z nim. — Nie bierz tego do ciebie, chyba że chcesz.

— Chcę. — Luke zmarszczył nos. — Moje piosenki są moją dumą i radością!

— Więc może powinnam pokazać ci, jak tworzyć prawdziwą muzykę.

Jego szczęka opadła.

— Słucham?

— Tylko żartuję. — Żartobliwie szturchnęłam go w ramię i wtedy sobie coś uświadomiłam. — Skąd wiedziałeś, jaka piosenka leciała w samochodzie?

— Jechaliśmy do domu z twoją rodziną, żeby dowiedzieć się, gdzie mieszkasz — przyznał Reggie, a Luke i Alex zrobili się cali czerwoni. — Co? To był pomysł Luke'a.

— Ty stalkerze.

Nie wiem, czy powinnam być przerażona, czy też pod wrażeniem, że faktycznie użyli mózgu, by mnie znaleźć.

— Julie nie chciała nam powiedzieć — obronił się chłopak. — Nie mamy żadnej obsesji ani nic.

— Pewnie nie powiedziała wam, bo ludzie nie lubią, kiedy pojawiacie się w ich sypialniach bez zapowiedzi.

— Może my nie, ale ty? — wymamrotał Reggie w trakcie mojego wybuchu.

— A nie mówiłem? — zanucił Alex.

— Zamknij się — mruknął Luke.

— Żyjki tego nie lubią.

— Żyjki?

— Podłapałem trochę duchowego slangu od mojego nowego przyjaciela, Williego — opowiedział mi blondyn z uśmiechem. — Żyjki to żywi ludzie.

— Są inne duchy? — zapytałam zaskoczona. — Mogę je poznać?

— Może. Nie wiem, czy się zgodzi, bo jesteś żyjkiem.

— Ciekawe, czy mogę widzieć wszystkie duchy. I czy Julie.

— Julie nie — powiedział. — Willie kiedyś przyszedł do jej domu i go nie zauważyła.

— To trochę straszne, że duchy ciągle mogą cię obserwować.

— Raczej mamy własne życia. Podobno wszystkie duchy istnieją, bo muszą coś zrobić, zanim przejdą na drugą stronę.

— Wiecie, co musicie zrobić?

— Próbujesz się nas pozbyć? — zażartował Reggie.

— Mów za siebie, Reg — dodał Luke. — Wiem, że nie chciałaby się mnie pozbyć.

— Jasne. — Przewróciłam oczami. — Nie chcę być niemiła, ale możecie sobie iść? Ten żyjek chce iść spać.

— Oczywiście — odparł Alex, szanując moją przestrzeń.

— Do później, Lila — dodał Reggie.

Przyjaciele teleportowali się z mojego pokoju, zostawiając mnie samą z Lukiem.

— Wrócę jutro, żebyśmy mogli napisać piosenki — obiecał.

— Idę do szkoły!

— Jest piątek.

Moje napady przyprawiają mnie o prawdziwą konsternację.

— Racja.

— Nawet gdyby był dzień szkolny, to na pewno mogłabyś się ze mną zerwać.

— Wcale nie. — Prychnęłam. — Muszę stawiać szkołę na pierwszym miejscu.

— Chyba będziemy musieli nieść cały ciężar grania na naszych ramionach jak zawsze.

— Nie ma mowy. Jeśli ktoś tutaj potrzebuje pomocy, jesteś to ty.

— Jesteś pewna? — Uśmiechnął się pod nosem, zanim zniknął.

— Ugh — jęknęłam. On doprowadza mnie do szaleństwa!

Wiedziałam tylko jedno — w mężczyźnie z mojego wspomnienia było coś dziwnego. I zamierzałam to odkryć.

Sama.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro