005. JESTEŚMY JEDNOŚCIĄ
— Nie poszło dobrze — zaobserwował Reggie.
Luke cicho krzyknął i rzucił się na kanapę stojącą po drugiej stronie pokoju. Parsknęłam śmiechem.
— A czy ty dołączysz do naszego zespołu, Lilo Mae? — poprosił z oczami szczeniaczka, które byłby w stanie zmiękczyć serce każdego.
— Tylko jeśli Julie się zgodzi — zdecydowałam. — Nie powinni byliście grzebać jej w rzeczach. To sprawy osobiste.
— Wiem, ale ten tekst był świetny — zalamentował chłopak. — Razem z Reggiem uwielbiamy tę piosenkę. Dodaliśmy jej kopa.
— Ona i jej mama ją napisały — podkreśliłam. — Nie możesz zmienić niczego, co napisały razem. Tak się nie robi, okej? Ta piosenka jest dla niej naprawdę wyjątkowa i to taki zbiór jej wspomnień. Nie rozumiesz, dlaczego się wkurzyła?
— Tak. — Uświadomił sobie Luke, siadając. — To nie był zbyt mądry ruch.
— Nie rozumiem — wtrącił drugi chłopak. — Piosenka brzmi dobrze, co w tym złego?
— Tekst jest osobisty. A teraz, wracając do mojego jutrzejszego występu, pomyślałam, że możemy zagrać piosenkę, którą napisałam jakiś czas temu.
— Jaką? — spytał nagle zainteresowany główny gitarzysta.
— Właściwie to nie wiem — przyznałam, wyciągając notes z plecaka. — Miałam ją ze sobą, gdy mnie znaleźli.
Przekręciłam kilka stron, by znaleźć odpowiedni utwór.
— Pokaż mi ją. — Luke teleportował się na miejsce obok mnie.
— Ma taki sam zamysł jak piosenka, którą Julie napisała dla Flynn. Szkoda tylko, że nie pamiętam, dla kogo jest.
— Twoje imię jest napisane na górze. Lila.
— Tak. — Zawahałam się, nie wiedząc, ile powinnam im powiedzieć. — Mam tatuaż tego imienia nad sercem.
Podciągnęłam koszulkę na tyle, by pokazać im wytatuowaną skórę, ale jednocześnie nie odsłonić zbyt wiele. Wzór był na tyle wysoko, że byłby widoczny, gdybym ubrała podkoszulkę, ale zawsze zakrywałam go, aby uniknąć pytań.
— Jaka jest twoja historia? — dopytał zaciekawiony Reggie. — Znamy tę Julie, ale nie wiemy zbyt wiele o tobie.
Westchnęłam.
— To jest nas już troje.
— Co masz na myśli? — Luke zmarszczył swoje ciemne brwi.
— Coś przydarzyło mi się w maju. Nie mamy pojęcia co, ale ktoś znalazł mnie nieprzytomną i samą na ulicy — opowiedziałam, obserwując, jak na ich twarzach pojawia się współczucie. Nie powiedziałam jeszcze o tym Julie; byłyśmy zbyt zmartwione poprawieniem sytuacji z Flynn. — Nie żyłam, a przynajmniej tak myśleli. Zadzwonili po karetkę, ratownicy użyli defibrylatora. Jakimś cudem przywrócił mnie do życia.
— To tłumaczy, dlaczego nas widzisz. — Odetchnął Patterson. — Przeszłaś przez naprawdę wiele.
Kiwnęłam głową, nagle czując się niebywale niepewnie, kiedy wbijałam wzrok w moje stopy.
— Nie pamiętam niczego sprzed tego incydentu.
— Woah, ale fajnie! — zawołał Reggie.
Luke posłał mu przerażone spojrzenie i uderzył go w ramię.
— Gościu!
— To znaczy, fajne w kiepski sposób — dodał. — My umarliśmy po zjedzeniu mięsa z ulicy w 1995.
— Poważnie? — Nie mogłam powstrzymać śmiechu. — To strasznie głupia śmierć!
— Zamknij się — burknął Luke. — Wolałbym o tym nie myśleć.
— Wybacz. To było niemiłe.
— Popracujemy nad piosenką, okej?
Chłopak podskoczył i wtedy znikąd w jego ramionach pojawiła się gitara.
Mrugnęłam.
Chyba nigdy się do tego nie przyzwyczaję.
— Na górze zapisałam jakieś podstawowe akordy. Nie znam żadnych schematów.
— To nic, razem jakoś to ogarniemy. — Luke posłał mi ciepły uśmiech. — Co powiesz na to?
Zagrał cichą melodią na instrumencie, podczas gdy ja zaczęłam śpiewać pierwszy wers.
— Dzień dobry, wychodzisz, zobaczę cię wieczorem. Moja najlepsza przyjaciółka aż do końca. Moja lepsza połowa, bez udawania. Nasz język jest święty, nikt nie jest w stanie go rozszyfrować. Nowe przygody po drodze.
Kiedy dalej nuciłam, zalała mnie nagła fala uczuć. Pod koniec dotknęłam policzka i z zaskoczeniem odkryłam, że był mokry od łez.
Luke przytulił mnie, a ja wręcz się roztopiłam.
Nie załamię się.
Nie pozwolę na to.
Zacisnęłam wargi w ramach protestu.
— No cóż, widzę, że nie jestem tu potrzebny. — Reggie zniknął z naszego pola widzenia.
— Wszystko dobrze? — zapytał chłopak. Jego brązowe oczy wpatrywały się w moje niebieskie.
— Tak — odparłam, wycierając twarz. — Nic mi nie jest. Może przećwiczmy inną piosenkę, okej?
Luke podniósł mój zeszyt, by go przejrzeć, ale nagle się zreflektował.
— Mogę? — poprosił, a jego brwi się zmarszczyły.
— Tak.
W końcu znalazł piosenkę, którą napisałam z melodią fortepianu w głowie.
— Chciałbym dodać do tego gitarę, a Alex może chciałby zagrać na perkusji. Jeśli dasz nam trochę czasu, to możemy skończyć ją w kilka godzin — obiecał mi. — Muszę tylko go znaleźć.
— Jasne — odpowiedziałam i podeszłam do dużego instrumentu stojącego na środku pomieszczenia.
Przejrzałam nuty, jednocześnie mamrocząc słowa, zanim zaczęłam grać. Gdy dodawałam tekst, Luke wsłuchiwał się w refren, mój głos oraz melodię. Byliśmy zbyt skupieni na piosence, by usłyszeć pukanie do drzwi. Carlos wsunął głowę przez szparę, zauważając, jak gramy. Natychmiast zamarłam w miejscu.
— Woah! Gdzie poszedł? — spytał, podbiegając w miejsce, w którym stał Luke.
Posłałam duchowi przerażone spojrzenie. Carlos widział Luke'a, kiedy z nim grałam. To dobrze, ale to oznaczało również, że szybko muszę wymyślić jakieś kłamstwo.
— Um, Julie znalazła zespół chłopaków ze Szwecji i grali ze mną dzięki projektorowi. — Rzuciłam się w stronę urządzenia. — Kiedy wszedłeś, zablokowałeś światło. To dlatego zniknął.
— Och, ale fajnie. — Chłopiec szeroko otworzył oczy. — Przyszedłem do łazienki. Możesz dalej grać.
Następnie udał się do wspomnianego pomieszczenia.
— Idź stąd — poradził mi Luke, wręcz wypychając mnie za drzwi. — Zaufaj mi, nie chcesz tutaj być.
— Okej. — Zaśmiałam się, kiedy włożył mi notes do rąk. Złapałam jeszcze mój plecak. — Porozmawiam z Julie i zobaczę, czy namówię ją, żeby wróciła. Jeśli tak, to będziemy mogli popracować nad „Lecę Solo".
— Okej — odparł brunet z uśmiechem. — Poszukam Alexa, żebyśmy mogli przerobić melodię twojej piosenki na szybszą. Myślisz, że dasz radę?
Przewróciłam oczami.
— Do zobaczenia później, Luke.
— Dobrze wiesz, że mnie kochasz! — krzyknął za mną, kiedy wychodziłam.
Julie może nie spodobać się to, że spędzałam czas z Lukiem tuż po tym, jak naruszył jej prywatność. Musiałam postawić moich żyjących przyjaciół na pierwszym miejscu. Bez urazy dla chłopców, oczywiście.
— Julie? — zawołałam z dołu schodów. — Mogę z tobą porozmawiać?
— Jest w swoim pokoju — powiadomił mnie jej tata, który rozmawiał przez telefon.
— Przepraszam — wypowiedziałam bezgłośnie.
Pan Molina jedynie machnął ręką, jakby nic się nie stało. Wbiegłam na piętro, by zobaczyć, jak dziewczyna przegląda starą skrzynkę stojącą u stóp jej łóżka.
— Co to? — spytałam cicho, choć chyba już znałam odpowiedź.
— Rzeczy mojej mamy.
— Miała dobry gust. — Na chwilę zamilkłam. — Wszystko dobrze po tym, co wydarzyło się wcześniej?
— Oczywiście, że nie! Luke grzebał mi w rzeczach, jakby to nie była wielka sprawa! Kto wie, co jeszcze znalazł.
— Mam pomysł: zaciekaw go pudełkiem, w którym będą kobiece rzeczy. Gwarantuję, że potem zostawi cię w spokoju.
Na jej twarzy pojawił się uśmiech.
— Wyobraź to sobie.
— Zgodził się zagrać jutro ze mną na przesłuchaniu i twoją piosenkę dla Flynn — przypomniałam jej. — Przynajmniej tyle.
— Wiem, ale nadal jestem wkurzona — przyznała, podnosząc na mnie wzrok.
Usiadłam na jej łóżku, a ona wstała z podłogi, by zająć miejsce obok mnie.
— Wygląda na to, że się nie poddadzą, a ty nie wydajesz się dziewczyną, która chowa urazę. Może zawrzyjcie rozejm?
Julie westchnęła z bezradnością.
— Dobra. Ale tylko, jeśli zgodzą się nie węszyć.
— To ma sens. — Wyjrzałam przez okno, za którym zauważyłam znajomą twarz. — Julie, Flynn jest w twoim ogrodzie.
— Co? — Podbiegła do szkła. — Próbowałam z nią pogadać!
Zbiegłyśmy na dół, następnie wychodząc na zewnątrz. Ciężko oddychałam, przez co brunetka posłała mi zmartwione spojrzenie.
— Przepraszam, nie pomyślałam o twoim stanie zdrowia...
— Nic mi nie jest — przerwałam jej. — Idź porozmawiać z Flynn.
— Okej. — Podbiegła do swojej najlepszej przyjaciółki. — Flynn! Co tutaj robisz? Przez cały dzień do ciebie piszę. Mogłaś mi przynajmniej odpisać.
— Pisałaś do mnie przez cały dzień? — spytała zirytowana. — Jakim cudem, skoro spędzasz cały dzień ze swoją nową najlepszą przyjaciółką.
— To niesprawiedliwe — zauważyła Molina. — Ona nie jest twoim zastępstwem.
— Naprawdę? A powiedziałaś jej prawdę o twoim boysbandzie? — Julie milczała, potwierdzając przepuszczenia Flynn. — Tak właśnie myślałam.
Odwróciła się z zamiarem odejścia.
— Czekaj! Słuchaj, bardzo przepraszam, że ci nie powiedziałam, ale m-musisz wiedzieć, jaka jesteś dla mnie ważna — zapewniła ją. — Nie przeżyłabym tego roku, gdyby nie ty.
— A jednak to trójka nieznajomych pomogła ci wrócić do muzyki. A teraz dowiaduję się, że śpiewałaś z Lilą Mae? Myślałam, że jesteśmy najlepszymi przyjaciółkami. Double Trouble.
Mówiąc to, wyciągnęła koszulkę z dokładnie tym napisem.
— Wiem!
— Nie potrzebuję w moim życiu kogoś, kto ma przede mną sekrety — stwierdziła brunetka. — Żegnaj, Julie. Możesz być szczęśliwa z Lilą Mae i tą trójką przystojniaków.
Zacisnęłam wargi, wiedząc, że nie będę mogła się powstrzymać. Strata przyjaciółki byłaby zbyt bolesna dla Julie.
— Są duchami — wypaliłam, łapiąc Flynn za bluzkę, kiedy próbowała od nas odejść. — Tylko Julie i ja ich widzimy.
— To prawda — zgodziła się ze mną Molina. — Chłopaki w naszym zespole nie są hologramami. Są duchami. Ludzie widzą ich tylko, kiedy razem gramy.
— Ludzie widzą ich też, kiedy ja śpiewam — powiadomiłam ją, na co uniosła brwi.
— Chyba sobie żartujecie. — Flynn przewróciła oczami. — Nie nabiorę się na to. Co to znaczy „duchy"?
— To znaczy, że widzimy prawdziwe duchy. Jak ten dziwny dzieciak w filmie, który mój ojciec zastępczy oglądał w ubiegłym tygodniu.
— Co? — dopytała dziewczyna, nadal myśląc, że sobie z niej żartujemy.
— No wiesz, ten dzieciak, który mówił „Widzę martwych ludzi".
— Poważnie?
— Tak, oni są normalnymi martwymi chłopakami — wtrąciła Julie.
— Do Reggiego nie mam pewności — przyznałam, a ona kiwnęła głową.
Flynn wyjęła swój telefon i zaczęła coś na nim klikać.
— Do kogo piszesz? — spytała Molina, pochylając się, żeby móc zobaczyć ekran.
— Do twojego taty. Kazał mi napisać, jeśli będę się o ciebie martwiła. I um... Martwię się. Masz zwidy, Jules. Obie macie.
Pokręciła głową. Moje zirytowanie robiło się coraz większe. Flynn zdecydowanie za bardzo gniewała się za ten jeden błąd! Wyrwałam jej telefon z dłoni.
— Dobra, więc chcesz robić problemy. Spotkajmy się w studiu jej mamy za trzydzieści minut — poleciłam. — Udowodnimy ci, że nie oszalałyśmy.
— I proszę, nie pisz do mojego taty — dodała Julie.
— Tak, dokładnie.
Flynn wyglądała na zmęczoną rozmową z nami.
— Macie trzydzieści minut.
Molina westchnęła, spuszczając wzrok.
— Jajka? Po co przyniosłaś jajka?
— Och, um... Nie, nie. — Flynn szybko je schowała. — Wzięłam je przez przypadek.
— Chciałaś obrzucić nimi dom? — Uświadomiłam sobie zszokowana. — Tak zdecydowanie nie zachowuje się dobra przyjaciółka.
— Byłam zła, okej? — odparła. — Trzydzieści minut! Idźcie.
Razem z Julie udałyśmy się do garażu.
— Jak to zrobimy? — syknęła w moją stronę. — Jeśli nawalimy, to będzie twoja wina, bo to był twój pomysł.
— Zaufaj mi. Uda nam się.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro