Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

004. ZAPROSZONA DO ZESPOŁU DUCHÓW


                Napisałam do państwa Williams, że koleżanka zaprosiła mnie do siebie. Pan Williams z radością pozwolił mi na wyjście. Pani Williams zaś wysłała mi emotkę kciuka w górę oraz szerokiego uśmiechu.

— Możemy się spotkać — poinformowałam Julie.

— Świetnie! — odparła. — Mam tylko nadzieję, że Flynn nie będzie miała wrażenia, że próbuję ją zastąpić, zanim będę miała szansę powiedzieć jej prawdę i przeprosić.

— Hej, znacie się już od dłuższego czasu, prawda? — spytałam, delikatnie układając dłoń na jej ramieniu. — Więc ona dość dobrze cię zna. Jeśli Flynn jest mądra, to nie zniknie z twojego życia z powodu jednej kłótni, okej?

— Pewnie masz rację. — Dziewczyna westchnęła. — Nie chcę stracić kolejnej ważnej dla mnie osoby. Flynn wspierała mnie we wszystkim. Kiedy straciłam mamę, mój świat się rozpadł. To ona pomogła mi się pozbierać.

— To urocze — odparłam. — Może zaśpiewasz o tym piosenkę?

— Świetny pomysł! — Julie się ożywiła. — Mam w pokoju pudełko z tekstami. Mogłybyśmy zamienić je w piosenkę, a później przećwiczyć z zespołem. Flynn mi nie odpisuje, ale na pewno nie będzie gniewała się wiecznie.

— Widzisz? Wiedziałam, że wszystko jakoś się ułoży.

Dotarłyśmy pod drzwi domu Molinów, a Julie je otworzyła, byśmy mogły wejść do środka.

— Tato! — krzyknęła, podbiegając i układając dłonie na jego ramionach.

— Hej! Dobrze, że już wróciłaś. — Zaśmiał się. — Kto to?

— Jest nowa w szkole. Ma na imię Lila Mae Williams. Chodzimy razem na niektóre lekcje.

— Dzień dobry! Miło pana poznać. — Lekko mu pomachałam.

— Ciebie również.

— Co to jest? — dopytała Julie i przykucnęła, by przyjrzeć się ulotkom rozrzuconym po stole jadalnianym.

— Ach, no wiesz, informacje o innych szkołach z programem muzycznym... I prywatne lekcje — odparł. — Wiem, że jest tu straszny bałagan, ale dam sobie radę.

— No cóż, na całe szczęście, wróciłam do programu w mojej szkole — wyjawiła dziewczyna. — I pozwolą Lili Mae podejść do przesłuchania, więc pomyślałam, że przyprowadzę ją tutaj, by mogła poćwiczyć.

— Chwila, chwila, co? — zapytał z wyraźną ulgą. — Nie żartujesz sobie?

— Poszłam tam, wystąpiłam z duch... — Szturchnęłam ją łokciem. — Z dużymi chłopakami, a dyrektor Lessa pozwoliła mi wrócić.

— Tak! Tak! — Mężczyzna wyrzucił papiery w powietrze, po czym uścisnął swoją córkę.

Byłam ciekawa, czy mój tata również byłby tak dumny, gdybym powiedziała mu, że dostałam się do programu muzycznego. To w zasadzie jeszcze się nie wydarzyło, ale sentyment nadal był obecny. — Och, jesteś niesamowita. Tak się cieszę. Jesteś najlepsza!

Podeszłam, by zacząć zbierać papiery, gdyż w pomieszczeniu teraz panował bałagan.

— Och, nie musisz tego robić. Sam się tym zajmę — zatrzymał mnie pan Molina. — To naprawdę miłe z twojej strony.

— Pańska córka jest moją pierwszą prawdziwą przyjaciółką. Przynajmniej tyle mogę zrobić — odpowiedziałam.

— Australijska Szkoła Muzyczna? — przerwała mi Julie, marszcząc brwi. — To na drugim końcu świata.

— Mogłabyś wracać do domu na święta — zauważył jej ojciec. Dziewczyna przyłożyła kartki do jego klatki piersiowej, po czym gestem pokazała mi, bym poszła za nią na górę. — Hej, dasz czadu. Jesteś najlepsza!

Julie żartobliwie wywróciła oczami, a ja się zaśmiałam.

— Twój tata jest zabawny — skomentowałam, gdy weszłyśmy do jej pokoju.

— Tak, kocham go. Nie wiem, co bym bez niego zrobiła — powiedziała, po czym na jej twarzy pojawiła się nuta smutku.

— Pewnie bardzo tęsknisz za swoją mamą — dodałam, niekoniecznie wiedząc, jak powinnam zareagować.

— Tak, ale nie mogę sobie wyobrazić, jak czujesz się ty, nawet nie wiedząc, kim są twoi rodzice. — Pociągnęła nosem, próbując ogarnąć się i ukryć swoje uczucia. — Ja przynajmniej mam wspomnienia.

— Wszystko jest możliwe, prawda? Lekarze mówią, że to cud, że mogę chodzić i znowu funkcjonować. Kto wie? Może wszystkie utracone wspomnienia do mnie wrócą — stwierdziłam. — Nigdy nie wiesz, co przyniesie przyszłość.

— Masz rację — odpowiedziała. Wstała i podeszła do pudełka leżącego na półce. — Powiedziałam o nim chłopakom i od razu chcieli przejrzeć moje rzeczy, ale mam przeczucie, że mogę ci ufać.

— Obiecuję. — Kiwnęłam głową.

Wyciągnęła kilka kartek papieru, pokazując mi teksty.

— Ta piosenka nazywa się „Lecę solo". Napisałam ją, kiedy Flynn pocieszała mnie po tym, jak straciłam mamę. Mogłabyś pomóc mi ułożyć do niej melodię?

— Jasne! — Żartobliwie ją szturchnęłam, a na jej usta wkradł się uśmiech. — Zaśpiewał refren, a ja spróbuję zaśpiewać harmonię.

Moje życie tak zeszłoby na dno, lecę solo. Moje życie tak zeszłoby na dno. Lecę solo, ciebie brak — wyśpiewała, a ja zaczęłam nucić. — Moje życie tak zeszłoby na dno. Lecę solo, ciebie brak.

— Brzmimy nieźle! — zawołałam.

— Tak! — Uśmiechnęła się.

— Chłopcy pewnie będą mogli zaśpiewać tenor i harmonię basową przy „tak, tak", a ja mogę zaśpiewać wyżej — zaproponowałam. — Może przy ostatnim „Bez ciebie" spróbujesz wokalnego riff/runa czy jakkolwiek chcesz to nazwać.

Zanuciłam przykład, a Julie do mnie dołączyła.

— Cudowne!

— Wszystko się ze sobą zgrywa!

Podekscytowanie we mnie rosło, gdy nadal pracowałyśmy nad niuansami wokali piosenki. Wkrótce pozostały nam do dogadania tylko instrumenty.

— Gdzie są twoje instrumenty? — spytałam. — Odkryłam, że potrafię grać na gitarze i pianinie.

— Naprawdę? Jak to działa z twoją pamięcią? — odparła naprawdę zaciekawiona.

— To umiejętność motoryczna — wyjaśniłam. — Gdy patrzę na nuty i akordy, moje palce wiedzą, co mają robić, jakby same myślały za siebie. Nie mam żadnych wspomnień z życia, ale pamiętam fakty związane ze szkołą. Lekarze wyjaśnili mi, że wspomnienia istnieją w różnych częściach mózgu. Nie wiem, jak ci to wytłumaczyć.

— Okej — powiedziała. — To chyba ma sens.

Zeszłyśmy na dół i weszłyśmy do garażu, w którym znajdowały się fortepian oraz gitara.

— To fajnie, że masz swój własny pokój muzyczny — stwierdziłam, rozglądając się po pomieszczeniu.

— Był mojej mamy.

Luke skończył grać riff, który pokazywał Reggiemu.

— Chłopaki, nie powinniście grać sami — przypomniała im niecierpliwie Julie.

— Ale nie byliśmy sami — zauważył Reggie z szerokim uśmiechem. — Bo zawsze mamy siebie nawzajem.

Luke objął ramieniem swojego najlepszego kumpla i uniósł kąciki ust, jakby wcale nie robił nic złego. Przewróciłam oczami.

— Musicie słuchać Julie, chłopaki. To zbyt podejrzane — stwierdziłam. Julie wyciągnęła wtyczką od basu Reggiego ze wzmacniacza z przesadnym westchnięciem.

— Ale... Ale głośność była na jedynce — jęknął Luke, który do niej podszedł.

— Ale dawaliśmy czadu jak na dziesiątce. Chcesz, żebyśmy zagrali jeszcze raz?

Pokręciłam głową z niedowierzaniem.

— Czego z „Jesteście duchami i nie możecie grać sami" nie rozumiecie?

— Wszystkiego — odpowiedział Luke z uśmiechem.

Ugh. Miałam ochotę zetrzeć mu ten uśmieszek z twarzy. Tak łatwo byłoby...

— Właściwie to czekaliśmy, aż wrócisz do domu — mówił dalej. — Okej, mamy dla ciebie ważne wieści. Wcześniej zrobiliśmy zebranie zespołu i...

Julie wyglądała na niewzruszoną, gdy na chwilę zamilkł, by osiągnąć dramatyczny efekt.

Reggie wybił rytm na swoich udach.

— Chcemy zaprosić cię, byś dołączyła do Sunset Curve! Lilę Mae też, jeśli będzie dobra. I nie, nie śnicie.

— Och — powiedziała Julie.

— Co to znaczy „jeśli będę dobra"? — spytałam w tym samym momencie.

— Powiedziała „Och" — powtórzył Luke, skołowany odwracając się do Reggiego. — To mówi się, gdy dostanie się skarpetki na urodziny, a nie, gdy jest się zaproszonym do najlepszego zespołu na świecie!

— Julie i ja już stworzyłyśmy nasz własny duet, ale możecie śpiewać w chórkach — powiedziałam, doskonale wiedząc, że zdenerwuję tym Luke'a. Należy mu się za to, że uraził moją dumę!

— W chórkach? Jestem głównym wokalistą! Macie szczęście, że zapraszamy was do zespołu! — krzyknął zszokowany. — Mam zbyt wielki talent, bym go marnował. Jak możesz w ogóle oczekiwać, że będę śpiewał w chórkach?

— Lila Mae świetnie śpiewa harmonie i potrafi grać na dwóch instrumentach — powiadomiła go Julie, obejmując mnie ramieniem. — Razem pracowałyśmy nad piosenką.

— Gdzie jest twój instrument?

— Rano zostawiłam go w sali muzycznej. Mieszkam w domu pełnym dzieci, więc tam będzie bezpieczniejszy.

— Twoja gitara może mieszkać tutaj, jeśli chcesz — zasugerowała Julie. — Tu będzie bezpieczna.

— Chętnie — odparłam. — Wtedy będę mniej się stresować i po zobaczeniu tego garażu, już wiem, że będę tutaj bez przerwy.

— Ale poważnie, nie mam teraz głowy, by myśleć o dołączeniu do zespołu — wyjawiła Molina. — Bardzo martwię się o Flynn. Nawet mi nie odpisała. Razem z Lilą Mae pracowałyśmy nad piosenką dla niej.

— To kiepsko — stwierdził Luke, choć tak naprawdę zbytnio się tym nie przejął. — Więc chcesz dołączyć do zespołu?

— Wyczuj chwilę, stary — warknęła, zanim wyszła.

Byłam zaskoczona. Nie spodziewałam się, że Julie potrafi być taka pyskata, ale najwidoczniej to się dzieje, gdy jest zirytowana.

— No weź! Potrzebujemy cię, a ty potrzebujesz nas, bo potrzebujesz muzyki — upierał się chłopak. Uniosłam brwi zainteresowana. — Znaleźliśmy wiersz, który napisałaś i razem z Reggiem dodaliśmy do niego świetną melodię, żeby brzmiał bardziej rockowo. Brzmi świetnie.

— Gdzie go znaleźliście?

Miałam silne przeczucie, że w jej sekretnym pudełku z tekstami.

— Uch... Na pewno nie w twoim pudełku marzeń — skłamał Luke, popychając Reggiego przed siebie, by robił za jego tarczę ochronną.

— Grzebaliście mi w rzeczach?!

— W-w-wiem, ale—

— Tak, teraz możemy to robić — przyznał Reggie, wyglądając na dumnego, że potrafi dotykać prawdziwych przedmiotów.

— Nie, nie możecie! Granice! Oddawaj! — zawołała dziewczyna, jednocześnie ganiając Luke'a po całym pomieszczeniu.

— Nie! Musisz uświadomić sobie, jak niesamowicie utalentowana jesteś, okej! Posłuchaj tego — rozkazał jej. — Zbudź się, zbudź się, choćby więcej nic. Spójrz w głąb, zrób to właśnie dziś. Nie o stracie myśl, lecz pamiętaj, że możesz burzom stawiać się.

— Napisałam to z moją mamą! — powiedziała, a do jej oczu napłynęły łzy. Spróbowała wyrwać mu kartki, ale odsunął się i znowu uciekł. Podstawiłam nogę, by się przewrócił, jednak ja poleciałam zaraz za nim. Przez chwilę siłowaliśmy się na podłodze, ale wygrałam, gdy kopnęłam go w krocze.

— Ugh! Myślałem, że już nigdy więcej nie będę musiał się tak czuć! — wyjęczał Luke.

— Wybacz — powiedziałam po części szczerze. — Ale zasłużyłeś na to.

— Tak! Trzymajcie się z dala od mojego pokoju! — poleciła Julie, z wdzięcznością wyjmując papier z moich rąk, nim wybiegła z garażu.





mogłabym prosić was o dużo komentarzy pod tym rozdziałem? 🥺👉👈

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro